Listy do redakcji Angory (21.01.2024)

angora24.pl 11 months ago

Odszedł mistrz opowieści

W wieku 92 lat zmarł wybitny polski reżyser Janusz Majewski. Urodzony we Lwowie, zawsze podkreślał sentyment do tego miasta i klimatu XX-lecia międzywojennego. Miało to także odzwierciedlenie w jego twórczości. Od najmłodszych lat zafascynowany był kinem. Wobec początkowego sprzeciwu rodziców skończył architekturę, dopiero potem trafił do łódzkiej Filmówki, gdzie zaprzyjaźnił się między innymi z Romanem Polańskim. Debiutem pełnometrażowym Majewskiego był „Sublokator” z 1966 roku z Janem Machulskim i Barbarą Ludwiżanką w rolach głównych. Był to zaledwie wstęp do wielkiej kariery, a Janusz Majewski, jako jeden z nielicznych polskich reżyserów, osiągnął niebywały sukces.

Zarówno pod względem komercyjnym, jak i artystycznym. Uwielbiał żonglować gatunkami filmowymi. Kolejną znaczącą produkcją w jego dorobku okazał się „Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię” ze świetną kreacją Zygmunta Hübnera. Później „Zazdrość i medycyna” na podstawie powieści Michała Choromańskiego. Jednym z kamieni milowych okazały się „Zaklęte rewiry”. Ponadczasowe role w tym filmie stworzyli Marek Kondrat oraz fenomenalny Roman Wilhelmi. Opowieść o nieśmiałym chłopcu, który musi zmierzyć się z brutalnością świata, do dzisiaj świetnie się ogląda. Zdjęcia w ramach koprodukcji polsko-czechosłowackiej powstawały w praskiej restauracji „Obecní dům”. Secesyjne wnętrza świetnie współgrały z fabułą. Nomen omen, restauracja ta działa do dziś w niezmienionym stanie.

W „Sprawie Gorgonowej” z 1977 roku Majewski odszedł całkowicie od elementów humoru. Przedstawił na ekranie jedną z najsłynniejszych zbrodni II Rzeczypospolitej. W sposób bardzo przejmujący tytułową rolę zagrała Ewa Dałkowska. A sam film, choć morderstwa dokonano już na początku, trzyma w napięciu do ostatniej chwili. Na początku lat 80. zrealizował serial historyczny „Królowa Bona”. Jego filmową kontynuacją było „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”. Fabuła dotyczy panowania dwóch ostatnich Jagiellonów na polskim tronie. Aleksandra Śląska występująca w głównej roli może dzisiaj nieco razić teatralnością, jednak jej charyzma i rozmach całego przedsięwzięcia przez cały czas wzbudzają podziw kolejnych pokoleń.

Bez wątpienia najbardziej znanym dziełem Janusza Majewskiego jest kolejna ekranizacja powieści, tym razem autorstwa Kazimierza Sejdy. Mowa oczywiście o ponadczasowej komedii pt. „C.K. Dezerterzy” – historia grupy dezerterów z kompanii wartowniczej Sátoraljaújhely prowokuje cykliczne salwy śmiechu. W późniejszych latach reżyser nakręcił kontynuację filmu – „Złoto dezerterów”. W międzyczasie powstał oparty na autobiograficznych wątkach serial „Siedlisko” z Anną Dymną i Leonardem Pietraszakiem. Nawiązywał do długo letniego małżeństwa Majewskiego z fotografką Zofią Nasierowską. Byli ze sobą kilkadziesiąt lat. Doczekali się dwójki dzieci. Zofia Nasierowska zmarła w 2011 roku. Janusz Majewski był także wieloletnim wykładowcą na swojej macierzystej uczelni.

Wykształcił dziesiątki reżyserów, w tym Juliusza Machulskiego i Filipa Bajona. Wykładał również w Stanach Zjednoczonych. Działając pod pseudonimem artystycznym, napisał czarną komedię „Upiór w kuchni”, którą dwukrotnie wyreżyserował dla Teatru Telewizji. Dla kilku pokoleń, nie tylko artystów, ale przede wszystkim widzów, Janusz Majewski na zawsze pozostanie mistrzem opowieści. KAMIL NIESYTO

„Śmiej się, pajacu!”

Będzie bolało…

Wyrazy uznania i szacunku dla p. W.K. (ANGORA nr 53) za pełen ekspresji celny opis cech osobowościowych „dużego Bobasa” piastującego z woli części narodu najwyższy urząd w kraju i to bez wymieniania nazwiska przedstawionego w liście pt. „Śmiej się, pajacu!”. Dla ludzi myślących takowej potrzeby nie ma. Autor pyta: „Jakim cudem ten kieszonkowy duce po raz kolejny dostał się na tak wysoki urząd?”. Jedną z odpowiedzi znajdujemy w jego poczynaniach dzień przed Wigilią ubiegłego roku, a było to związane z naprawianiem mediów publicznych, czyli telewizji, radia i PAP przez nowy rząd. Poszło o duże, bo trzy miliardy złotych, pieniądze na TVP.

Kiedy „pewien Starzec” tupnął, a potem rzekł w radiu, co on by zrobił, gdyby był prezydentem, z tym „zamachem na wolność mediów”, to „duży Bobas” od razu zawetował ustawę okołobudżetową za namową dawnego kumpla i prawniczych paprotek, którymi się otoczył. Zrobił to, bo wie, iż gdyby nie TVPiS, dalej na tym urzędzie by nie był. I to jest ten cud drugiej kadencji. Na odsiecz i w „obronie swoich instytucji medialnych” ruszyli z rzekomą kontrolą poselską posłowie PiS, okupując od razu… toalety. Chciałoby się powiedzieć: pociągnął swój do swego, bo coś jednak w tym musi być na rzeczy. Pomyśleli z tylko w sobie genetycznie zakodowaną znajomością psychiki, iż gdy inni niż oni sami wyjdą do najbliższego lokalu gastronomicznego za potrzebą, to w drodze powrotnej ich nie wpuszczą.

Ba! choćby były pracownik „dużego Bobasa”, trzymając w ręku legitymację posła, walił w drzwi, krzycząc: „Policja! Otwierać!”, a były szef MON posuwał się choćby do rękoczynów. Kończąc ten krótki list, zacytuję jednego ze znanych prawników: Prawo po PiS-ie to syndrom źle zrośniętej kości nogi po ośmiu latach od złamania, złamania Konstytucji. Trzeba ją złamać powtórnie, aby zrosła się adekwatnie. Będzie bolało? Będzie, ale krótko. Pokrzyczą i przestaną – ale kto? Sędziowie TSUE lub ETPC? Wątpię. Sędziowie to też ludzie. Ale naszym ludziom, i to dosłownie wszystkim, też trzeba wytłumaczyć, dlaczego tę nogę należy złamać powtórnie. M.Z.

Sprawiedliwość kolesiów

Dwadzieścia godzin na dobę wszystkie telewizje w Polsce, a także wyznaczeni przez swoich wodzów na miejsca biorące tzw. posłowie dietetycy, dla diety walczą jak lwy. O kogo? O dwóch swoich kolegów: Wąsika i Kamińskiego. O co ten bój?

Osiem lat temu ci dwaj panowie, szefowie CBA mający za NIC zasady praworządności, sprzeniewierzyli się im, pragnąc swego kolegę z rządu wicepremiera Samoobrony Andrzeja Leppera wsadzić do kryminału. Wymyślili więc aferę, iż Andrzej Lepper chciał zarobić, wziąć łapówkę za odrolnienie działki nad morzem. A jako iż naczelną zasadą rządów od 1989 r. jest zasada obsadzania ministerstw i stanowisk ludźmi bez doświadczenia zawodowego, całą sprawę spieprzyli. I cały naród i świat dowiedzieli się, iż urzędnicy państwa polskiego popełnili przestępstwo! Tym, którzy nie bardzo rozumieją zasadę praworządności, wyjaśniam. Każdy obywatel może popełnić przestępstwo, ale urzędnikowi reprezentującemu państwo tego przestępstwa NIE WOLNO popełnić! Obywatel popełniający przestępstwo poniesie za to karę. Ale gdy przestępstwo popełni urzędnik działający w imieniu prawa, to tym samym owo przestępstwo przypisywane jest państwu, które to państwo narusza art. 7 Konstytucji i staje się państwem niepraworządnym.

Państwo NIE MOŻE popełniać przestępstwa! Ci dwaj panowie doprowadzili do kryzysu w rządzie i przyczynili się do utraty władzy przez swoją partię – PiS. Zniszczyli karierę Andrzeja Leppera, co skutkowało jego rzekomym samobójstwem. Zniszczyli jego rodzinę. Złamali kariery wielu, wielu ludzi. W każdym szanującym prawo państwie tacy ludzie są osądzeni, skazani i odbywają karę za swoje karalne czyny. W Polsce, niestety, KOLESIE zadbali, aby najpierw pan prezydent, doktor prawa, uniewinnił niewinnych panów Kamińskiego i Wąsika oraz dwóch ich podwładnych.

Dlaczego niewinnych? Bo nie zostali prawomocnie osądzeni przez drugą instancję (zgodnie z prawem) i nie można było orzec o ich winie lub niewinności. Panów oskarżała także rodzina Andrzeja Leppera, która miała prawo domagać się osądzenia w drugiej instancji i żądać choćby większej kary, ale zarazem nie mogła skorzystać ze swoich praw, bowiem oskarżani mieli immunitety poselskie (…). Swoją drogą dobrze, iż pan prezydent, doktor prawa, nie jest doktorem medycyny. Trzeba by było uciekać z jego gabinetu lekarskiego…

Dzisiaj, gdy polski sąd skazał panów za ich niecne czyny, wielu (i o wielu za dużo) polityków pragnie uwolnić od obowiązku odbycia orzeczonej z dużym prawdopodobieństwem kary. Więc bronią skazanych kolegów, pamiętając, iż im samym też to się może kiedyś przydarzyć. Wtedy zapytają: „Dlaczego ja, a nie Wąsik i Kamiński? Ja też chcę być nadczłowiekiem!”. Niestety, dla tych dwóch posłów Sejm podjął decyzję o zabraniu im immunitetów.

Niektórzy, zwłaszcza sędziowie Sądu Najwyższego, dokonują czynów śmiesznych i nagannych. Samowolnie przenoszą dokumentację w sprawie z jednej Izby do drugiej. Wyznaczają skład sędziowski, w którym zasiada kolega minister obu panów, gdy razem rządzili Polską. I wydaja wyroki! Prawdziwy cyrk na kółkach! Wypowiadają się prezesi Izb Sądu Najwyższego, Pani Pierwsza Prezes Sądu, Profesorowie prawa, Ministrowie aktualni i byli. Padają takie argumenty, iż student prawa trzeciego roku może uważać, iż on też mógłby być Sędzią Sądu Najwyższego. A Ministrem rządu może dzisiaj być każdy Polak. Każdy, któremu to załatwi poseł albo prezes jego partii. Doszliśmy w Polsce do czasów, o których Włodzimierz Iljicz Lenin mówił i marzył, iż komunizm będzie wtedy, gdy choćby kucharka będzie mogła rządzić państwem. MARIAN AKSAS

Jeszcze wiele do zniesienia

Ułaskawienie, które ułaskawieniem nie jest. Sąd Najwyższy, w którym rządzi ten, kto ma na to ochotę. Trybunał Konstytucyjny, czyli prywatny folwark pani pseudoprzewodniczącej. Wyroki prawomocne, które wyrokami są tylko z nazwy, bo o ile ktoś się nimi przejmuje, to na pewno nie skazani… itd., itp. Można by wiele jeszcze wymieniać, ale po co?

Wystarczy przypomnieć tylko gest Kozakiewicza w wersji Kamińskiego, by uzmysłowić wszystkim, czym jest prawo dla Prawa i Sprawiedliwości. Ale pamiętajmy, iż temu gestowi podczas szczeniackich zabaw towarzyszyły słowa: Takiego wała, jak Polska cała! Kto w tym przypadku wyjdzie na wała, chyba nie ma wątpliwości. A skoro o wałach mowa. W latach 60. minionego wieku zdarzyło mi się być na występie panów Kofty i Pietrzaka. Wtedy śpiewali: Walczyliśmy o zniesienie feudalizmu – znieśliśmy; walczyliśmy o zniesienie kapitalizmu – znieśliśmy i zniesiemy jeszcze więcej. Pana J. Kofty od dawna nie ma już wśród nas, ale pozostała po nim twórczość. Pan Pietrzak jeszcze jest i przez cały czas walczy. Tyle tylko, iż teraz chce uchodźców kierować do baraków. Nie byle jakich, ale tych, w których umierali męczeni i mordowani przez hitlerowców ludzie różnej narodowości. Zdaje się, iż niektórym myśl o walce przyćmiła umysł. I to bardzo. Tamten Pietrzak był na fali. Ten czołga się po dnie głupoty, nietolerancji, nienawiści…

Nie Kaczyński, ale Kamiński, Wąsik, Pietrzak i wielu jeszcze innych to nazwiska, które stają się znakiem degrengolady, w jaką zabrnął PiS, walcząc o zniesienie. Znieśli prawie wszystko. Prawie wszystko, bo własnej porażki znieść już nie mogą. W przeciwieństwie do tych, którzy w wyborach 15 października głosowali przeciwko PiS-owi. Wiele już znieśli i pewnie jeszcze wiele zniosą, bo ta walka nie może zakończyć się porażką. B.Ł., Międzyrzecz

Nie chcemy przestępców w Sejmie!

Chyba wszyscy jesteśmy zbulwersowani zachowaniami kilku posłów – przestępców skazanych legalnie w sądzie, którzy ubiegają się o dotychczasowe apanaże i mandaty. Tacy ludzie są po prostu bez honoru i zasługują na potępienie. Człowiek, choćby dobrze wychowany zgodnie z zasadami kindersztuby, ale skazany sądownie i karnie, sam wie, iż w takich sytuacjach powinien dyskretnie i natychmiast zrezygnować z wszystkich funkcji i schować się głęboko w tłumie. jeżeli tego nie zrobi, to jest amoralny i nie ma poczucia wstydu. Jeszcze gorzej jest, kiedy jego kolesie mocno go popierają i starają się o jego uniewinnienie. Wówczas także oni sami wystawiają sobie złe świadectwo i biorą na siebie znaczną część jego winy.

Jeśli tego ktoś nie rozumie, to jest również co najmniej źle wychowany i zasługuje na potępienie. I nie powinno to mieć nic wspólnego w polityką! Także nasza Konstytucja powinna wyraźnie i jednoznacznie (!) stwierdzać, iż człowiek skazany karnie w jakiejkolwiek sprawie, a także zachowujący się nieprzyzwoicie, niemoralnie i nieuczciwie, nie może pełnić żadnych funkcji publicznych. HENRYK B.

Szopka noworoczna

Bardzo trudno funkcjonować w kraju, gdzie prawie wszystko jest relatywne, bo zależy od interpretacji. Brak autorytetów prawie we wszystkich dziedzinach. Okazuje się, iż choćby prawo zasadnicze, czyli konstytucja, jest interpretowana po uważaniu. Język stosunków politycznych i społecznych, którym posługują się występujący w mediach i sami dziennikarze, jest coraz bardziej nieprecyzyjny, często prostacki (np. w sporcie), a choćby wulgarny. Jak długo można zwracać uwagę klasie politycznej, iż apartyjność to nie jest apolityczność?

Minister spraw zagranicznych twierdzi, iż będzie budował apolityczne ministerstwo. To jakaś paranoja. Wszystkie instytucje państwowe są polityczne, bo realizują określoną politykę naszego państwa. Ale ten błąd popełniają występujący w mediach również profesorowie różnych dziedzin.

Dziwię się głównie politologom i prawnikom. Czym się różni określenie koabitacja od kohabitacji? Moim zdaniem tym, iż słowa kohabitacja (z francuskiego) używają bardziej nadęci uważający się za lepszych przedstawicieli nauki. Politolodzy, na których jest aktualnie w mediach moda, oceniają stosunki polityczne według włas nej wyobraźni, często wróżąc z fusów i popularyzując swoją osobę lub swoją uczelnię czy instytut naukowy. Co z tego ma zrozumieć średni czytelnik, słuchacz czy widz?

Ludzie nie chcą tych gadających głów w telewizjach słuchać i twierdzą, iż słowo media pochodzi od „mydlenia oczu”. Gazety według niektórych, to czysta propaganda, a radio nawija „makaron na uszy”. Mam wrażenie, iż są dwa główne centra polityczne: prezydent i Sejm z rządem. W środku są prawnicy. Jedni odwołują się do doktryny prawa, a inni mówią o deliktach popełnianych w dobrej wierze. Gdzie tu jest miejsce na niezależne apartyjne media? Jedni politycy nie chcą odejść od koryta, a drudzy usiłują im te koryta zabierać, bo mają większość w parlamencie.

Świat się z nas śmieje, a my, Polacy, mamy problem z etyką. Wielu Polaków opiera swoją moralność na wartościach katolickich, a Kościół – ten w naszym kraju – kompletnie nie rozumie papieża Franciszka i ducha czasu. Nie pomaga deklaracja w preambule do konstytucji. To w praktyce trzeba być etycznym i mieć honor. Niektórym chwila refleksji, a innym chwila modlitwy mogłaby pomóc we adekwatnym rozumieniu stosunków polityczno- społecznych. Oj, przydałby się na chwilę marszałek Piłsudski. JERZY KRYGIER

„Prawdziwi” obrońcy demokracji

No wreszcie! W końcu się ujawnili! Po ośmiu latach przyczajenia nie zdzierżyli dłużej nazywania KO, Trzeciej Drogi i Lewicy opozycją demokratyczną. Musieli pokazać swoje prawdziwe demokratyczne oblicze, do tej pory skrzętnie skrywane pod maską autorytaryzmu i demokracji nieliberalnej. O kim mowa? Oczywiście o obozie Zjednoczonej Prawicy. Tym samym, który wygrał wybory, ale musiał oddać władzę. Samo oddanie władzy „nieporozumieniu społecznemu”, jak to barwnie ujął prezes Kaczyński, może by jeszcze jakoś przełknęli. Ale oddanie władzy politycznej wiąże się jednocześnie z oddaniem władzy nad tzw. mediami narodowymi. Tego już nie wytrzymali, ponieważ na TVPiS – porównywanym słusznie do wydziału propagandy partyjnej – opierała się cała ich władza.

To stamtąd szedł przekaz do wyborców w formie propagandy sukcesu partii rządzącej. To tam był realizowany program odżegnywania od czci i wiary wszystkich, którzy nie popierali działań rządzących. To tam bezczelnie kłamano, manipulowano faktami, obrzucano błotem, lżono i zniesławiano inaczej myślących. To właśnie tam robiono ludziom wodę z mózgu, ciesząc się, iż wciąż jest wielu takich obywateli, którzy z taką wiarą to przyjmują. Bez partyjnej ogólnokrajowej propagandy runął pisowski mit o potędze. PiS odcięty od tego narzędzia pogrąży się w politycznym niebycie, jak każda formacja oparta na kłamstwie.

Dlatego rzucili wszystkie siły do obrony swojego wydziału. Ruszyli bronić TVPiS, wrzucając na sztandary, a jakże!, hasła obrony demokracji i wolności słowa. Oni! Bezwstydni hipokryci pogrążeni przez osiem latach w arogancji, bucie i obłudzie. Demolowali konstytucję, a teraz mienią się jej obrońcami! Zniszczyli trójpodział władzy jako podstawę każdej demokracji, a teraz ubrali się w szaty jej obrońców! Próbowali niszczyć wolne media, a teraz mienią się obrońcami wolności słowa! Jak widzę „obrońcę demokracji” towarzysza posła Suskiego i „największego demokratę” prezesa Kaczyńskiego, to ogarnia mnie pusty śmiech. Słowa tego drugiego, iż muszą być silne media antyrządowe, w świetle tego, co wyprawiał on i jego poplecznicy z tymi mediami przez wszystkie lata swoich rządów, rodzą we mnie chęć wepchnięcia mu tych słów z powrotem w gardło.

Nie wiem, czy minister Sienkiewicz działał zgodnie z prawem, czy nie, zapoczątkowując zmiany w mediach narodowych. Spory na ten temat będą prawdopodobnie toczyły się przez długie lata. Jedno nie ulega wątpliwości: iż taka była wola wyborców, na którą obecni „prawdziwi” obrońcy demokracji tak chętnie się powoływali. Trzeba przyznać, iż traktowali demokratyczne reguły z wyjątkową estymą. Swoją akcją w siedzibach mediów narodowych i Suski, i Kaczyński, i Witek udowodnili, iż drzemią w nich ogromne pokłady demokracji. Szkoda tylko, iż to epokowe odkrycie nastąpiło dopiero w momencie, kiedy stracili władzę. Nie pozostaje mi nic innego, jak przypomnieć im słowa Marcina Wolskiego, gdy Platforma straciła władzę: „Przegraliście wybory, więc morda w kubeł!”. JACEK M.

Read Entire Article