To już klasyk, Kaczyński coś powie, Tusk z TVN-em się śmieją, a na końcu przegrywają wybory. Oczywiście, iż się obśmiałem, gdy prezes PiS zaczął opowiadać o wolności ilustrowanej prawem do grzybobrania, ale przede wszystkim śmiałem się z przeciwników prezesa. Tutaj nie było żadnej wpadki, to była zaplanowana akcja, która zresztą z pomocą Tuska i całej opozycji odniosła olbrzymi sukces. Wracamy do czasów, w których każde słowo Kaczyńskiego staje się tematem dnia i to nie wszystko., bo w tej pozornie śmiesznej wypowiedzi jest bardzo duży potencjał polityczny, a wręcz cały plan na wybory.
Gdy przed wyborami w 2015 roku, z sejmowej mównicy Kaczyński mówił o imigrantach roznoszących choroby i strefach z zakazem wstępu dla policji i wojska, to śmiechom też nie było końca. Tymczasem ten prosty przekaz okazał się strzałem w dziesiątkę, głownie dla tego, iż po prostu padły prawdziwe słowa i przemawiające do wyobraźni. Zdecydowana większość wyborców, łącznie z wyborcami PO, nie chciała tego, co widzieli w przekazach medialnych i czytali w Internecie o „inżynierach i lekarzach” z Afryki. Tradycyjnie też „lepsze towarzystwo” zapomniało, iż wyborów nie wygrywa Krystyna Janda i Kuba Wojewódzki, ale Józef Nowak i Halina Kowalska. Nowoczesność w postaci „ubogacenia kulturowego” przerażała Polaków i to był jeden w ważniejszych argumentów wyborczych, który pozwolił PiS wybory wygrać.
Prawdą jest, iż zamykanie lasów fatalnie się kojarzy z idiotyczną decyzją Szumowskiego i reszty Horbanów, jednak z grzybobraniem chodzi o coś zupełnie innego. Kaczyński powiedział, iż Unia Europejska chce nam odebrać kolejną wolność, jaką jest prawo decydowania o własnej polityce leśnej. I obojętnie jak bardzo Tusk będzie szydził, to taki przekaz jest zabójczo skuteczny. 15 lat temu dość łatwo można było torpedować straszenie Unią, ale teraz na każdym kroku widać, iż zakaz zbierania grzybów to żaden absurd, tylko równie realna restrykcja, jak zakaz palenia względem, czy zakaz rejestracji samochodów spalinowych. Ludzie zobaczyli i na własnej skórze doświadczyli „wolności” i „praworządności” europejskiej, dlatego daleko im do śmiechu gdy słyszą, iż teraz grzybów nie będzie można zbierać i pozostaną tylko robaki.
Na grzyby w Polsce chodzą miliony, na „parady równości” tysiące i chociaż z całą pewnością to się automatycznie nie przełoży na 100% poparcie grzybiarzy dla PiS-u, to na pewno „elity” znów zapomniały, iż o wygranej w wyborach zdecydują miliony grzybiarzy, a nie tysiące niebinarnych postępowców. Co bardziej rozgarnięci dziennikarze, jak Patryk Słowik z Wirtualnej Polski, zwrócili na to uwagę, jednak nagród za spostrzegawczość raczej nie odbiorą. Przeciwnie, takich gwałtownie się klasyfikuje, jako kupionych prze PiS i koniec dyskusji na argumenty. Kaczyński po swoim występie zebrał bezcenny materiał, głównie dowiedział się, iż przygotowany scenariusz pięknie zaskoczył, a w szeregach opozycji przez cały czas bez zmian. Pomimo całej serii porażek, ciągle z tych samych powodów, Tusk z ekipą nieustannie są przekonani o swojej intelektualnej i politycznej wyższości.
Od kliku dni mówiło się za kulisami, iż PiS ma wrócić do starych metod, czyli ostro jechać po „lepszym towarzystwie” i schlebiać elektoratowi spod szyldu „ciemnogrodu”. Rzecz jasna nie ma i w tym żadnej nowości, skoro metody są stare, ale w przeciwieństwie do metod opozycji, są to skuteczne patenty na wygrane wybory. Z drugiej strony obojętnie jak się PiS będzie wysilał i jak bardzo Tusk będzie się gubił, to na pewno partia Kaczyńskiego nie powtórzy wyniku z 2019 roku. Musiałoby dojść do trzęsienia ziemi, powodzi, gradobicia i wojny, żeby tak się stało, ale do wygranej i zablokowania możliwości stworzenia rządu przez Tuska i koalicjantów taka taktyka w zupełności wystarczy.