Wielkie poruszenie wywołał incydent w Sejmie z 13 grudnia, który pobił rekordy popularności w sieci. Dla jednych było to godny pożałowania antysemicki wybryk, który potępiali oni ze wszystkich swych sił nie kryjąc najwyższego oburzenia, inni zaś podchodzili do sprawy z dystansem, traktując to bardziej jako pewien polityczny performans, nie pozbawiony nawet, z powodu gaśnicy, elementów jakiegoś, bardzo jednak specyficznego, humoru.
Niewątpliwie rzecz całą można rozpatrywać na kilku płaszczyznach, z których, dla mnie, najważniejsza jest jednak ta dotycząca szacunku dla praktyk religijnych. I tu trzeba się wyrazić jasno: do czegoś takiego jak zakłócanie święta religijnego, poprzez to gaszenie świec chanukowych, nie powinno dojść, tym bardziej, iż świętowanie Chanuki odbywało się tam za zgodą i na zaproszenie gospodarza budynku.
Inną kwestią jest to, czy główny budynek Sejmu jest adekwatnym miejscem na tego rodzaju obrzędy religijne. Katolicka kaplica sejmowa jest umieszczona na poziomie -1 w Domu Poselskim, a zatem w miejscu raczej mało oficjalnym i niereprezentacyjnym.
Moim skromnym zdaniem, warunkiem zachowania pokoju i zgodnego współżycia osób różnych religii jest zapewnienie wszystkim tym, którzy posiadają zgodę na stały pobyt w danym kraju, by mogli także swobodnie praktykować swoją religię. Takie zasady obowiązywały w Polsce od wieków.
Na pewno rzecz musi bezwzględnie dotyczyć wyznaczonych miejsc modlitwy, a także, z zastrzeżeniem uprzedniego uzgodnienia z odpowiednimi władzami, przestrzeni publicznej.
Drugim takim warunkiem unikania konfliktów na tle religijnym jest wyłączenie doktryn religijnych i wynikających z ich nakazów postępowania wiernych z jakiejkolwiek oceny politycznej i prawnej oraz próby regulacji przez państwo. Zasady religii, z założenia, nie podlegają kompromisom.
We własnej autonomicznej wspólnocie można żyć w sposób, który innym może wydawać się nieakceptowalny, (ubój rytualny, sposób ubierania się, sprawy małżeństwa czy wychowania dzieci).
Próba narzucania przez państwo zasad w tym zakresie będzie nieodmiennie prowadziła do konfliktów i o ile niektórym władzom wydaje się, iż chrześcijan można pod tym względem prześladować i zmusić do uległości, o tyle wyznawcy innych religii, głownie muzułmanie, wykazują o wiele więcej asertywności i tu choćby rząd republiki francuskiej, który kiedyś nie miał skrupułów by zupełnie niszczyć swoich katolików, to teraz przed muzułmanami, którzy zwyczajnie gardzą republikańskimi zasadami, wyraźnie się cofa.
Wróćmy jednak do naszej sprawy, czyli wspomnianego incydentu w Sejmie. Poseł Grzegorz Braun zachował się niewłaściwie i nie dotyczy to oczywiście nieuzasadnionego odpalenia gaśnicy, ale, przede wszystkim, zakłócenia obrzędu religijnego. To trzeba potępić. Takie jest moje stanowisko jeżeli chodzi o zasadnicze pryncypia.
Nie sposób jednak nie zauważać, i nie brać pod uwagę innych kwestii związanych z tym incydentem, które choć może mniej ważne, to jednak także tworzą jego istotny kontekst.
Chodzi o to, iż Grzegorz Braun, nie wiem czy świadomie, dokonał strollowania tych wszystkich czempionów walki o świeckie państwo, którzy jeszcze niedawno, pod pozorem walki o „prawa kobiet”, zakłócali msze w kościołach i byli gremialnie za usuwaniem krzyży ze szkół i urzędów.
Teraz, ich potępianie Brauna wygląda cokolwiek idiotycznie, gdyż wychodzi na to, iż te ich szczere umiłowanie świeckości państwa nie oznacza braku akceptacji w budynkach publicznych wszelkich religii, ale tylko jednej konkretnej, a mianowicie katolickiej.
A zatem nie są to żadni zwolennicy państwa świeckiego, a tylko wrogowie katolików.
Spróbujmy wskazać czym różniło się zachowanie Grzegorza Brauna od postępowania pani Scheuring-Wielgus, która w 2020 w ramach tzw. „strajku kobiet” weszła z transparentami do kościoła św. Jakuba w Toruniu i demonstrowała tam podczas mszy.
Nie użyła ona gaśnicy, ale z drugiej strony kościół nie jest budynkiem urzędowym, a miejscem przeznaczonym dla kultu, gdzie spokój wiernych w żadnym razie nie powinien być naruszany. Pilnowały tego choćby władze komunistyczne podczas stanu wojennego i ZOMO nie wchodziło do kościołów.
Dziś pewne ciotki liberalnej rewolucji wyliczają już jakie to paragrafy trzeba zastosować przeciwko Braunowi, a przedtem kibicowali uniewinnianiu osób które zakłócały msze w kościołach.
Chyba niektórym z nich będzie teraz głupio; przynajmniej tym, co są w stanie pojąc i kierować się logiką na poziomie elementarnym.
Stanisław Lewicki