Liderzy Polski 2050 i Nowej Nadziei powalczą ze sobą o miejsce na pudle, o trzecią pozycję, która może stanowić rodzaj kapitału politycznego do późniejszego wykorzystania przy budowie partii. Na wejście do drugiej tury, wedle obecnych sondaży, nie mają żadnych szans.
Oczywiście, zawsze może pojawić się ktoś jeszcze. Taki Hołownia roku 2020, albo Kukiz roku 2015 – ktoś, kto już zafunkcjonował na tej giełdzie (Stanowski, Gawryluk, Siewiera itd.) lub też ktoś, kto do tej pory nie ujawnił się ze swoimi politycznymi ambicjami, o kim nie plotkowano w kuluarach, kto swoje zamiary zdradzi np. dopiero na początku roku (oficjalna kampania ruszy 8 stycznia).
Ktoś taki może namieszać, jak to zwykle czynią kandydaci nowi, niezużyci władzą, spoza polityki, sytuujący się w opozycji wobec "establishmentu". Ale dopóki nie poznamy nazwisk, nie ma o czym dywagować.
Hołownia jak polityk opozycji
Pojawia się za to pytanie, jak z rywalizacją w I turze wyborów poradzą sobie kandydaci obozu władzy, tworzący razem rząd, ale zmuszeni zabiegać w kampanii o część tzw. wspólnego elektoratu. Przedsmak tego, co może się dziać, dał nam w ubiegłym tygodniu marszałek Sejmu, odwiedzając Głuchołazy i Kłodzko.
Mniejsza z tym, iż lider Polski 2050 zainteresował się losem powodzian dopiero po tym, jak media nagłośniły sprawę opóźnień w wypłacie pieniędzy na remonty mieszkań i domów tych, którzy ucierpieli od wielkiej wody we wrześniu. Gorzej, iż ta wizyta została przez Szymona Hołownię i jego współpracowników wykorzystana do uderzenia we własny gabinet.
Poseł Mirosław Suchoń zamieścił na portalu X dwa zdjęcia: jedno Tuska z jego wpisem dotyczącym prawyborów w KO, drugie zaś Hołowni, ściskającego rękę jakiejś pani. Podpis: "Gdy jedni myślą o swoich prawyborczych nominacjach i partyjnych grach, inni jadą pytać ludzi, jak wygląda ich sytuacja po powodzi".
Nie o to chodzi, iż na terenach zalanych przed dwoma miesiącami wszystko jest, jak trzeba, bo nie jest. Chodzi o to, iż Szymon Hołownia może zabiegać o większą skuteczność rządu w tej sprawie jako jeden z liderów rządzącej koalicji. Tymczasem zachowuje się jak polityk opozycji – pochyla się nad sprawą i krytykuje władzę (jak mówił już w Sejmie: "Nasłuchałem się, ile spraw nie idzie, jak należy"). Spodziewam się, iż taka będzie strategia i Hołowni, i kandydata (czy raczej kandydatki) Nowej Lewicy: wprawdzie tworzymy rząd, ale w kampanii będziemy udawać, iż to rząd Tuska i Koalicji Obywatelskiej, a my nie mamy z nim nic wspólnego.
Wygodnie jest startować w wyścigu wyborczym z pozycji obserwatora
Świadczy też o tym to, co Szymon Hołownia opowiada w wydanym właśnie wywiadzie-rzece z nim, zatytułowanym "Nie dajmy się podzielić".
Np. oto fragment, w którym lider Polski 2050 porównuje PO i PiS: "Świadczenia społeczne? Wyścig, kto da poprzez nie więcej. Wielkie inwestycje? Wyścig, kto zadeklaruje większe. Polska w Unii? Do niedawna PiS zrzędził na Unię, dla PO była ona bogiem; dziś PO zdaje się miejscami wyprzedzać PiS w krytyce różnych unijnych rozwiązań. Bezpieczeństwo? Wyścig, kto kupi więcej (i słusznie). Migranci? Do niedawna PO była partią 'humanitarystów', PiS mówił: siła, mur, pushbacki; dziś PO wyprzedza PiS w twardych deklaracjach".
Właściwie zabrakło tylko popularnego stwierdzenia, iż "PiS i PO - to samo zło".
Marszałek Sejmu wraca też do narracji, z jaką szedł do wyborów prezydenckich cztery i pół roku temu: o konieczności przełamania polaryzacji ("Dość już Polski tej partii albo tej drugiej partii"), a w obszernym wywiadzie, udzielonym "Gazecie Wyborczej" przestrzega: "Prezydent z PiS to wygrana PiS w 2027 roku. Prezydent z PO to komunikat: 'PO przejęła państwo' i błyskawiczny powrót do polaryzacyjnego wahadła, a więc również prawdopodobnie wygrana PiS w 2027 roku".
Wygodnie jest startować w wyścigu wyborczym z pozycji obserwatora i recenzenta, nic więc dziwnego, iż Hołownia taką właśnie pozycję usiłuje zająć. Jest w tym jednak mocno niewiarygodny, bo przecież jest elementem tego układu, a ludzie to wiedzą i widzą.
To Konfederacja, po tym, jak Trzecia Droga stała się częścią rządu, stała się trzecią drogą. I to ona korzysta na polaryzacji, jako alternatywa dla tych, którzy walki dwóch plemion mają dość. A Polska 2050 traci możliwości ich zagospodarowywania. jeżeli jednak przez cały czas próbuje, to podcina gałąź, na której sama siedzi: przecież taka postawa będzie osłabiać ten rząd.
Wybory prezydenckie odbędą się półtora roku po wyborach parlamentarnych, w których doszło do zmiany władzy. Nie jest wykluczone, iż wiosenna elekcja będzie też rodzajem plebiscytu: "za" tym rządem lub "przeciwko" niemu. Na pewno do takiego postawienia sprawy dąży PiS, opowiadając o rządzących nami okupantach, "partii zewnętrznej". \
Obecna koalicja nie radzi sobie spektakularnie, wielu obietnic nie dowiozła, wielu spraw nie można załatwić, bo wetuje je lub odsyła do Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Duda, zaś rozliczenia poprzedniej władzy idą nadzwyczaj powoli. Ostatnie, co byłoby jej teraz potrzebne, to tendencje odśrodkowe.
Tymczasem mniejsi koalicjanci zachowują się tak, jakby troska o sprawne funkcjonowanie tego gabinetu nie była ich obowiązkiem i w ich interesie – przecież czerpią korzyści z bycia u władzy! Nie można być jednocześnie u władzy i w opozycji, choćby jeżeli ten szpagat jest wyłącznie na potrzeby kampanii. Wielkiego interesu się na tym nie zbije, bo wyborcy nie są aż tak naiwni, za to zaszkodzić rządowi i pomóc PiS-owi może się udać.