„Odgrodzeni zagrożeni”
Na własnej skórze
W „Angorze” nr 44 przeczytałam list pt. „Odgrodzeni zagrożeni” autorstwa Pana Henryka Kina. Opisuje on osiedlowe absurdy z perspektywy osoby postronnej, a ja czegoś takiego doświadczam na własnej skórze. Dokładam więc swoją cegiełkę, mając nadzieję, iż znajdzie się ona w murze ograniczającym ludzką głupotę. Z chwilą sprowadzenia się do mieszkania TBS otrzymałam komplet kluczy wraz z pilotem do bramy wjazdowej. Taki stan trwał osiem lat, do czasu zmiany prezesa.
Otóż nowa prezes postanowiła „zdyscyplinować” posiadaczy samochodów w taki sposób, iż wymieniła piloty do bram wjazdowych na teren osiedla i nowe dała tylko tym, którzy wykupili miejsca parkingowe – niekoniecznie byli to mieszkańcy osiedla. Zaś ci, którzy nie mają samochodu, zostali potraktowani jak „niebyt”; może dlatego, iż są to przeważnie ludzie starzy, schorowani, mało zaradni i z różnych względów nie są w stanie upomnieć się o swoje prawa. Aby było ciekawiej, o wymianie pilotów wiedzieli tylko ci, którzy wykupili miejsce parkowania – reszty choćby nie powiadomiono. Dodam, iż koszt wymiany urządzenia ponieśli wszyscy mieszkańcy osiedla – ja też. Liczne monity z mojej strony kierowane do TBS dotyczące pozbawienia mnie możliwości swobodnego korzystania z wjazdu na teren osiedla, a co za tym idzie bezpodstawne ograniczenie moich praw lokatorskich, spełzły na niczym.
Prezes argumentowała swoją decyzję „troską o bezpieczeństwo mieszkańców osiedla i ich mienia”. Z takiej argumentacji wnioski nasuwają się same: nie masz samochodu, nie płacisz za parkowanie, stanowisz zagrożenie dla pozostałych. Stąd brak pilota. TBS w swej dobroci zaproponował mi „wypożyczanie” urządzenia. Było to dla mnie niezwykle poniżające doświadczenie: każdorazowo musiałam przebyć w obie strony prawie 6 km do siedziby TBS (mam 76 lat), aby za pokwitowaniem pobrać je, a potem w wyznaczonym terminie oddać. Przeżywałam horror, kiedy dostawca się spóźniał i nie mogłam na czas oddać urządzenia. Nie korzystam już z tego „dobrodziejstwa”, ale za to ponoszę dodatkowe koszty dostaw. Opiekuję się zwierzętami; każdorazowy wyjazd do lekarza, zakup karmy czy innych akcesoriów – to udręka! Przed południem posiadacze pilotów wyjeżdżają do pracy i choćby nie ma od kogo pożyczyć urządzenia – żaden samochód nie wjedzie na teren, a jak już wjedzie, to są problemy z wyjazdem.
Tak było, gdy przez trzy tygodnie nie działał czujnik dźwięku i choćby karetka pogotowia musiała czekać, aż pojawi się ktoś, kto otworzy bramę – i tak cztery razy w ciągu jednego dnia! W tym czasie staruszka czekająca na pomoc wiła się z bólu, ale co tam… Podobnych przypadków było więcej. Jest mi zwyczajnie przykro, kiedy pracownicy zakładu oczyszczania czy ekipa filmowa mogą bez problemu otwierać bramę, ja zaś muszę prosić obcą mi osobę o jej otwarcie. Żenujące dla mnie jest tłumaczenie, iż nie mam pilota, chociaż tu mieszkam – patrzą wtedy na mnie z niedowierzaniem. Ale najgorsza jest bezsilność – jesteś całkowicie uzależniona od czyjegoś widzimisię i nic nie możesz z tym zrobić…
Efekt „dyscyplinowania” przez TBS posiadaczy samochodów jest taki, iż przez cały czas parkują tam, gdzie im wygodnie, a reszta żyje z mieczem Damoklesa nad głową – chyba musi dojść do tragedii, aby decydent – zamiast utrudniać życie mieszkańcom – poszedł po rozum do głowy i je ułatwił, do czego jest zobligowany z racji pełnienia swej funkcji. Wniosłam pozew do sądu przeciwko TBS o wydanie mi pilota do bramy. Po trzech latach oczekiwania (!) sprawa w przyszłym roku ma wejść na wokandę, a efekt trudny do przewidzenia. Strona pozwana zatrudniła adwokata, na którego zastępstwo procesowe również się dokładam, płacąc czynsz. Wydawałoby się – drobna sprawa, a przez trzy lata oczekiwania na rozpatrzenie urosła do rangi „sprawy polskiej”. Nie wykluczam zatem skargi do ETPC. Pozdrawiam Z. WYSOCKA
To już jest szczyt!
Muszę przyznać, iż nadana z polskiego Sejmu transatlantycka owacja posłów PiS dla Donalda Trumpa z okazji wygrania przez niego wyborów w USA mocno mnie zniesmaczyła. Czy nie wystarczą już gratulacje od prezydenta i premiera szanującego się państwa? Wyglądało to tak, jakby skandujący: „Donald Tramp!” byli jego współobywatelami, mieszkańcami jednego ze stanów w USA. Poniżający posłów aplauz wynikał jednak z wyrachowania, z łączącej ich z prezydentem elektem prawicowej płaszczyzny politycznej, na której zbawienną pomoc liczą kaczyści w wyborach prezydenckich w Polsce w 2025 r. Czy jednak po 20 stycznia 2025 r. miny nie będą im rzedły?
Doświadczenie z pierwszej prezydentury D. Trumpa pozwala sądzić, iż Europa, a w niej Polska, może wiele stracić na czysto biznesowym postrzeganiu przez niego środowiska międzynarodowego. Idzie on bowiem tropami Winstona Churchilla, któremu w polityce nie byli potrzebni ani stali wrogowie, ani stali przyjaciele – górę brały stałe interesy, a wrogiem były emocje. Kaczyści nie dostrzegają, co może nas czekać: np. redukcja zaangażowania wojsk USA w Europie Wschodniej i wzrost zagrożenia ze strony Rosji z powodu pasywnego (rozbiorowego?) planu Trumpa co do zakończenia wojny w Ukrainie, zapowiadane cło na towary europejskie mające zredukować ujemny bilans handlowy USA z EU. Krótko mówiąc – Europejczycy dostaną po kieszeni.
Czy ziszczenie się w 2025 r. powyższego scenariusza powstrzyma PiS przed brnięciem w ślepą węgierską uliczkę a la Victor Orbán? Nie! PiS-owska gotująca się żaba nie wyskoczy z kotła, bo ma przed sobą neon z literami – władza. PiS nie ma nic do zaoferowania przyszłemu prezydentowi USA, oprócz wiernopoddańczego sentymentu, którego ów biznesmen nie uznaje w polityce, ale który mile łechce jego ego. Przez sentyment nawoływał więc poseł Mariusz Błaszczak do dymisji całego rządu Donalda Tuska w przypadku wygrania przeciwnika Kamali Harris w wyborach w USA. Przez sentyment transferowano z Sejmu energię cieplną (a la Kaszpirowski) klaszczących w celu urządzania się w takim miejscu u Donalda Trumpa, jaki dosadnie przed laty określił Stefan Kisielewski. Miejscem tym nie jest pachnące serce.
O ile owa farsa w Sejmie oraz omamy Mariusza Błaszczaka mogą śmieszyć, o tyle kapowanie Dominika Tarczyńskiego na polskich polityków nazywam gówniarzerią. Europoseł zakomunikował, iż „sztab Donalda Trumpa otrzymał wszystkie materiały z negatywnymi wypowiedziami polityków obecnej koalicji (rządzącej w Polsce) na jego temat”. „Znaj proporcją, mocium panie”, bo nie da się jednak ukryć, iż Radosław Sikorski nie przebił w swojej wypowiedzi przed laty (będąc wówczas w opozycji) zdania J.D. Vance’a (planowany w tej chwili na stanowisko wiceprezydenta USA) określającego D. Trumpa „amerykańskim Hitlerem”.
Nie powiedział również o eksprezydencie Donaldzie Trumpie poseł Donald Tusk w Bytomiu (zanim został premierem rządu) nic ponad ustalenia amerykańskiej senackiej komisji ds. wywiadu. Świadczy o tym późniejsza wypowiedź Andrew Mc Cabe’a, zastępcy szefa FBI w latach 2016 – 2018, który stwierdził: „Donalda Trumpa można postrzegać jako rosyjskiego agenta, choć nie w tradycyjnym znaczeniu tego słowa, jako aktywnego agenta czy zwerbowanego zasobu”. Po wyborach w USA posłowie PiS zachowują się jak w malignie. Poziom głupoty politycznej w ww. przypadkach pozwala stwierdzić, iż to już jest szczyt. Wyprawa członków PiS w Himalaje głupoty kontynuuje swoją ekspedycję. Szczyt szczytów prawdopodobnie jeszcze przed nami. JANUSZ G.
Trumpolina
Trump wygrał wybory w USA. Niewielu się spodziewało stylu, w jakim wygra, wielu i bardzo głośno się cieszy. Kiedyś pisałem w liście do „Angory” o Elonie Musku. List nosił tytuł „A nam kusa sukmana”. Mam wrażenie, iż dziś jest on jeszcze bardziej trafny. Pisałem wtedy: „Człowiek, który tylko za wynagrodzenie, jakie pobrał w ostatnim roku ze swojej spółki, mógłby każdemu Amerykaninowi podarować sto pięćdziesiąt dolarów…”. Powyborcza rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej hojna dla Muska. W serwisach biznesowych można bez trudu sprawdzić, iż wyborczy sukces Trumpa spowodował, iż kapitalizacja rynkowa Tesli, sztandarowego projektu Muska, wzrosła (wzrosła!) w ciągu tygodnia o 230 mld dolarów. Na każdego Amerykanina przypada więc niemal 700 dol.
Przypadałoby, gdyby nie to, iż są to jednak pieniądze Muska. W tej sytuacji tytułowa kusa sukmana dla pozostałych stoi pod dużym znakiem zapytania. A to przecież dopiero początek duetu ekscentryków T.-M. Mechanizm, który doprowadził do zwycięstwa Trumpa, można znaleźć zawsze i wszędzie, a sprowadza się on do pytania: Czy chcecie, by inni mieli tak, jak macie wy? Jasne, iż nie – chcemy, by mieli gorzej! Ameryka to przecież miliony ludzi, którzy są lub w najlepszym przypadku byli nielegalnymi emigrantami. Chyba iż mieli to szczęście i urodzili się w USA, więc choćby mimo nielegalnych rodziców są Amerykanami, których nikt nie wyrzuci.
Ci byli nielegalni, głosowali więc za tym, by nie przyjmować następnych. Po co im konkurencja na rynku pracy czy gdziekolwiek? Czy to specyfika USA? Nie. Zaryzykuję stwierdzenie, iż gdybyśmy mieli w powszechnym referendum wypowiedzieć się, czy na przykład Mołdawia ma być przyjęta do UE, odpowiedź będzie na „nie”. Przecież to by oznaczało, iż „porcja” dla nas będzie mniejsza, bo będziemy musieli wesprzeć kraj o niższym poziomie życia. Mam nadzieję, iż – na szczęście – tak nie będzie, to znaczy, iż nie będzie Kowalski swoim głosem o tym decydował. Po co jednak szukać przykładów w UE.
Ten sam mechanizm występuje w każdej korporacji, która głosami tych, którzy już w niej są, ma decydować o przyjęciu w jej szeregi nowych członków. Bez mocnego „promotora” i zbudowania różnymi sposobami wymaganej większości nie ma co marzyć, by do takiej korporacji się dostać. Przecież każdy nowy członek powoduje, iż porcja dla pozostałych, jeżeli choćby nie będzie mniejsza, to trzeba będzie o nią bardziej walczyć. I jeszcze jedno odniesienie do amerykańskich wyborów w kontekście naszej sytuacji.
Nie wiem, czy Tusk zagrał Trumpem, czy może Trump Tuskiem, ale zapowiedź trudności w dostaniu się i zalegalizowaniu pobytu ma działać na zmniejszenie presji migracyjnej. Nie wierzę bowiem w to, iż Trump zrealizuje swoje zapowiedzi o deportacji tych nielegalnych, bo wielu moich znajomych i miliony innych musiałoby wtedy opuścić Stany. Kto by więc robił to, co robią oni do tej pory? Nie są to przecież inżynierowie od Muska, którym załatwi się stosowne papiery. Ma działać straszak, by potencjalni migranci zostali w domu, czyli w swoim kraju. To wystarczy na uspokojenie sytuacji – zarówno w Polsce, jak i w USA. Jestem przekonany, iż tak będzie. A.Z. z pow. pułtuskiego
***
Bardzo się cieszę, iż wielcy tego świata się zawiedli. Wybory jednak wygrał populista Trump i teraz dopiero mają problem. Bo co to będzie, jak pojedzie do Moskwy i będzie całował się z Putinem? Czy należy go uznać za wroga Polski Ukrainy i Europy? To nie mój problem, a cieszę się, iż Trump obiecuje zakończenie wojny na Ukrainie. Nareszcie przestaniemy ładować wielkie pieniądze w tę bezsensowną wojnę. Amerykanie chcieli usadowić się blisko Moskwy i im nie wyszło. Ukraińcy będą mogli normalnie żyć. Rozmawiałem z jednym Ukraińcem, który uciekł z rodziną do Polski. Powiedział: „Od dziesiątków lat mieszkaliśmy my, Ukraińcy i Rosjanie, na jednej ulicy, razem na balety, popijanie, grillowanie i teraz musimy do siebie strzelać? Zabijać dzieci, kobiety, bo są ruskie?!
Zełenski będzie za to odpowiadał”. Społeczeństwo w Rosji winno rozliczyć Putina. Przed wojną straszono: Petlura u bram. Teraz tetryk prezydent krzyknął: Rosja już jest przy waszej granicy! I nasi przywódcy rzucili się do zakupu amerykańskiej broni. Nie jest ważne, ile kosztuje i czy będzie przydatna – kupujemy! Trzeba ratować gospodarkę amerykańską. A przecież zamiast kupować blisko 100 drogich samolotów, lepiej by było produkować w kraju tysiące dronów. Do tych latających urządzeń należy dzisiejsze pole walki. W Redzikowie, prawdopodobnie za nasze pieniądze, powstała baza antyrakietowa. Ma bronić USA. Napastnicy prawdopodobnie najpierw zniosą z powierzchni bazę i kilka powiatów w pobliżu, a nie terytorium w USA (…).
Dziwię się, iż niezwykle mądry człowiek, jakim jest Donald Tusk, wystawił pana Sikorskiego na kontrkandydata prezydenta Trzaskowskiego. Przecież to jastrząb! Pamiętam jego zdjęcia z Afganistanu z kałachem. Ciekawe, czy z niego strzelał? On i jego żona mają podwójne obywatelstwo, syn służy w armii amerykańskiej. Jedyne, co łączy go z Polską, to podwórko w Bydgoszczy, gdzie się wychowywał. BOGDAN P.
Głupota polityczna
W osłupienie wprawiła mnie dzisiaj wiadomość o kolejnej osobie zamierzającej się ubiegać o fotel prezydenta w przyszłorocznych wyborach. Chodzi mi o pana marszałka Hołownię, który już zapomniał, iż dzięki jego polityce wygrał wybory Andrzej Duda. Chciałbym zapytać liderów aktualnej koalicji rządowej, czy zdążyli wyciągnąć wnioski z wyników wyborów parlamentarnych i prezydenckich? Wszystkim wiadomo, iż w jedności jest siła, natomiast rozdrobnienie głosów może prowadzić do wygrania wyborów przez kandydata PiS w pierwszej turze! Cóż takiego pokazali kandydaci z partii PSL, Lewicy czy Polski 2050 w poprzednich wyborach? Swoimi wygórowanymi ambicjami doprowadzili do 10-letnich rządów, pożal się Boże, prezydenta. Widać, iż historia nic ich nie nauczyła, interesują ich tylko partykularne interesy, a nie dobro Polski i Polaków. Prywata, brak samokrytycyzmu i głupota! Panowie, wystarczyło schować swoje ambicyjki, trochę pomyśleć i zachęcić swoje ugrupowania do zagłosowanie na jedynego kandydata, który miał szansę pokonać urzędującego prezydenta już w pierwszej turze. w tej chwili mamy podobną sytuację. Powiem dosadnie: g…o wygramy, o ile się nie zjednoczycie i solidarnie nie zagłosujecie na jednego kandydata, tak jak proponował pan Kosiniak-Kamysz. Apeluję więc do szanownych liderów Koalicji 15 października, aby choć raz odłożyli swoje ambicje na bok i ochotę pokazania się, a zrobili coś dla POLSKI „pro publico bono”. Czy spełnią się moje marzenia? Zobaczymy. Może publikatory i dyskusje panelowe, jak „Kawa na ławę”, „Tak jest”, czy „Śniadanie mistrzów” skoncentrują się na tym, co należy zrobić, aby wygrać wybory, a nie na bezsensownej dyskusji, który z kandydatów jakie ma szanse. Z poważaniem CZESŁAW z Gliwic – emeryt
Wczoraj i dziś
Wczoraj to komuna, dziś – wolna Polska. Mam swoje lata, dobrze pamiętam komunę. Porównajmy. Wczoraj strzelano do ludzi, więziono ich – to najbardziej obciążało rządzących. Też robili, co chcieli, jednak przeważnie w białych rękawiczkach. Wciąż podkreślali, iż wszyscy jesteśmy równi, nigdy nie usłyszałem, iż jestem gorszym sortem lub czymś w tym rodzaju. Mieliśmy non stop różne kłopoty – chcesz coś kupić, chcesz gdzieś wyjechać, chcesz coś zorganizować… Ale dzieci nie chodziły głodne, zlikwidowano analfabetyzm i nikt nie mieszkał pod mostem. Dziś mamy wolny kraj. I co z tego? Rządzi jeden człowiek kompletnie oderwany od rzeczywistości.
O najbliższym jego otoczeniu też trudno coś dobrego powiedzieć. I są efekty – afera za aferą, prywata, sami swoi w spółkach Skarbu Państwa, czarne chmury np. nad edukacją, mediami czy wymiarem sprawiedliwości, zapaść służby zdrowia, ciągłe łamanie prawa, szalejąca inflacja itd., itp. Odwracamy się od USA i Unii Europejskiej.
O „walce” rządzących z pandemią i koszmarnej TVP już nie wspominam. Czy ci ludzie (PiS, ziobryści, Kukiz…) nie wiedzą, co to jest przyzwoitość, ambicja, przestrzeganie prawa, prawdomówność? A największy paradoks to ich związek z Kościołem. Sami chrześcijanie! A ja jeszcze ze szkoły, z lekcji religii, pamiętam, iż trzeba „kochać bliźniego jak siebie samego”. Dzień w dzień widać, jak ta miłość wygląda. Życzę wszystkiego najlepszego Redakcji i Czytelnikom. Może i dla nas kiedyś zaświeci słońce. KRZYSZTOF WAŚNIEWSKI
Mokry ślad prezesa
Drażni mnie slogan „Polki i Polacy” wciąż obecny w przestrzeni publicznej. Trąci PiS-em, a miało być po nowemu. Wystarczy zajrzeć do Wikipedii, by wiedzieć, iż Polacy to wszyscy zamieszkujący obszar Rzeczpospolitej Polskiej, tworzący razem wspólnotę zwaną narodem, a nie dwa odrębne plemiona. Prezes dobrze to wie, bo głupi nie jest, choć i najmądrzejszy na świecie też nie. Pozwolił swoim giermkom na tę dychotomię nie tylko dlatego, żeby się podlizać paniom, ale głównie po to, by poróżnić nas jeszcze bardziej. Równie oczywiste jest bowiem to, iż są wśród nas ludzie, których natura skrzywdziła, bo nie potrafiła zdecydować w czasie dwóch pierwszych tygodni ciąży, czy to, co zostało poczęte, będzie chłopcem czy dziewczynką, więc zamazała płeć. PiS wciąż wstydzi się tych ludzi, dlatego z uporem maniaka wylansował ten jedynie słuszny podział.
Nowa ekipa, walcząc o ustawę, która ma im dać pełnię praw, klepie bez sensu ten sam wykluczający slogan, sądząc, iż tak wypada. By nie powypadały nam zęby, wypada mówić po prostu „Polacy”. Simply the best! Sytuację pogarszają feminatywy. Pojawiły się te potworki semantyczne z woli walczących feministek, które podzieliły naród, jakbyśmy mało podziałów mieli. Choć mają trochę racji, to i wiele nonsensów w tym tkwi, a językoznawcy milcząco ten bałagan akceptują. Gdybym był kobietą, wolałbym, by zwracano się do mnie: pani minister, pani prezes, pani doktor, a nie „pani ministro”, czy o zgrozo „ministerko”, „prezesko” czy „doktorko”.
Nie chcę brnąć w to dalej, bo nie miejsce tu na mnożenie dylematów, a i sam nie wiem, co z niektórymi począć, by nie zwalały z nóg. Są jednak ważne przypadki per analogiam. Zbiorowością identyczną jak „Polacy” są „wyborcy”. Czy naprawdę trzeba wyjmować przed nawias „wyborczynie”, co brzmi okropnie, bo kojarzy się z wybroczynami, skoro kobieta uprawniona do głosowania mieści się w pojęciu ogólnym? Wolę, jak z nóg zwala mnie uroda kobiet, a nie to, jak każą o sobie mówić. Kobiety wciąż lubię, cenię i szanuję, a choćby kocham resztką sił, a tych parę słów piszę dla ich dobra. Płeć ta już od dawna nie jest słaba, ale niech przynajmniej będzie piękna w każdych życiowych okolicznościach. Szkoda, iż nie można tego samego wymagać od mężczyzn, bo to ciągle płeć brzydka, ale każda przesada razi. Robi mi się niedobrze, gdy widzę prezesa sięgającego bezceremonialnie po rękę swoich pań, niczym po władzę.
Ten jesienny starszy pan nie lubi kobiet, o czym wszyscy wiedzą, ale w świetle fleszy udaje, iż jest inaczej. Wybiera pierwszą z brzegu i ciągnie jej rękę do swych zakłamanych ust, nie zginając karku, bo nigdy, nigdzie i nikomu nie zwykł się kłaniać. Po trwającym sekundę przelotnym kontakcie porzuca niedbale rękę i kobietę i odchodzi jak brutal na wiejskiej zabawie. Pań to, o dziwo, nie dziwi. Wręcz przeciwnie – nie widzą przeciwwskazań i drżą z podniecenia, a ich lica pokrywa rumieniec, gdy już poczują na swych dłoniach mokry ślad prezesa. MIRAMA