Niecały kilometr od miejsca w którym mieszkałem, już na obrzeżach Gdyni, 24 kwietnia 19998 roku, w dosyć szemranym lokalu Las Vegas, zamaskowany zabójca zastrzelił Nikosia, Nikodema Skotarczaka, popularnego (sic!) w Trójmieście gangstera.
Policja i prokuratura nie prowadziły zbyt intensywnego śledztwa. Ciekawe...
Sprawę zamknięto już po dwóch latach.
Gdynianie i Gdańszczanie mieli jednak swoje własne "przecieki" i zaczęła krążyć informacja, iż bossa pomorskiej mafii zdecydowała się sprzątnąć mafia pruszkowska i użyto do tego "Klubu płatnych morderców", na którego czele stał gangster Zachar. I to on, po egzekucji, objął schedę po Nikosiu, stając na czele mafii pomorskiej. A zamaskowanym egzekutorem podobno był niejaki Ivan. Podobno ruski.
Ciekawostką lokalną jest również to, iż w czasie strzelaniny zraniony został dobry kumpel Nikosia, z którym kontynuował poranną libację w Las Vegas, gość, podam tylko - o pseudonimie "Kura". A najlepsze jest to, iż jest on jednym z założycieli renomowanego Towarzystwa Ubezpieczeniowego HESTIA (Dzisiaj już Ergo Hestia, jak potężny niemiecki ubezpieczyciel wykupił pakiet akcji trójmiejskiej firmy).
Interesujące jest także to, iż Hestia wybudowała swoją siedzibę nad samym brzegiem morza, w bardzo atrakcyjnym punkcie Sopotu, w kierunku gdańskiego Jelitkowa, również dzielnicy nie dla biednych, gdzie także zamieszkiwał Nikodem Skotarczak.
Przyznam, iż wolałbym choćby mieszkać gdzieś w Bieszczadach, czy Górach Izerskich, niż mieć wokół siebie takie, niezbyt ładnie pachnące towarzystwo.
[...]
Od momentu zakończenia II WŚ Trójmiasto było obszarem klasy Dzikiego Zachodu, albo kozackich Dzikich Pól.
Gdańsk był w znacznym stopniu zrujnowany i opuszczony przez mieszkańców. Dewastacji dokonała Armia Czerwona, bez refleksji co do historycznych zabytków, bo przecież było to do końca wojny Freie Stadt Danzing – ważne gniazdo hitlerowskich nazistów.
Gdynia latem 1945 roku praktycznie nie posiadała jeszcze adekwatnych władz państwowych. Nawet, tuż po wyzwoleniu miasta, władzę przejął samozwańczy prezydent, grający szeryfa z Arizony. Dosyć gwałtownie usunęli go nasi wojskowi, mianowali swoje władze i od tego momentu, może choćby do dzisiaj, Gdynia, nasza duma wysiłku II RP, stała się miastem całkowicie nadzorowanym przez kolejne służby bezpieczeństwa. Oczywiście powodem było fakt, iż było to czynne, polskie "okno na świat", gdzie było sporo gości, spoza tworzącej się właśnie "Żelaznej Kurtyny", czyli burżuje i kapitalistyczni szpiedzy.
A Sopot, jako Zoppot był częścią wolnego miasta Gdańsk, więc tu także "Hulaj dusza, piekła nie ma!"
Takie oto były narodziny Trójmiasta, któremu powszechnie nadano miano Małej Sycylii, co wskazuje, iż w tym miejscu władzę ma mafia.
Od urodzenia Gdyni minął już cały wiek. Twórcy tego miasta mieli inną wizję – otwarcie na morze jest najważniejsze. Co oznacza – najpierw port z całym zapleczem, szczególnie komunikacyjnym, bo bez tego każdy port jest nic nie wart. A potem piękniejące miasto.
Niestety władze miasta, dzięki temu, iż zdychający (ale nie zdechli) w latach 90-tych komuniści, rozwalili ustawą o samorządach terytorialnych spójność struktury państwa, miały inną wizję – piękne, nadmorskie miasto, niemalże kurort, najlepiej siedziba milionerów, a to wszystko z zawłaszczaniem zasobów portowych, które przecież są własnością państwa. Najpierw zawłaszczono, lub delikatniej – przejęto – portowe obszary Przedsiębiorstwa Połowów Dalekomorskich DALMOR, a dzisiaj właśnie deweloperzy rozwalają strukturę morską byłej stoczni NAUTA.
Podobne zakusy miały władze Gdańska, również mecenasi szajki deweloperów. Walczono o malownicze tereny po historycznie ważnej Stoczni Gdańskiej (dawniej im. Lenina), kolebce Solidarności.
Dodam, iż RP ma z Gdańskiem duży problem. I co jest najbardziej szokujące – młodzi ludzie, mówiący po polsku, wychowani w polskich przedszkolach, szkołach i uczelniach; oglądających polskie filmy i telewizje, robiący zakupy w polskich sklepach – uważają się za etnicznie odrębnych od reszty Rzeczpospolitej, po prostu twierdzą, iż oni to nie-Polacy. Nie znam skali tego antypolskiego idiotyzmu, ale każdy widzi, iż władze miasta i wiele podległych urzędów, taką właśnie postawę prezentuje.
Ten obraz, który na co dzień widzą patriotycznie nastawieni mieszkańcy Trójmiasta, jest przygnębiający. Samoistnie nasuwa się pytanie: - co dalej z Trójmiastem? Z przepięknym kawałkiem Polski, gdzie Bałtyk dotyka lądu przepięknymi plażami, dalej nadmorski pas pozwala na nowoczesną zabudowę, a wszystko to okalają zalesione wzgórza morenowe, najwyższe wzniesienia wielkiej płaszczyzny, ciągnącej się od Moskwy, aż do Paryża.
[...]
Myślałem o tym pomyśle od bardzo dawna. Chociaż lepiej powiedzieć – marzyłem o tym i snułem wizje.
Ostateczny pomysł skrystalizował się po obejrzeniu na You Tube, kanału BaldTV [1], gdzie autor przedstawił, w Polsce chyba nieznany, wielki holenderski projekt.
To ogromne przedsięwzięcie, a wiemy, iż Holendrzy są zdolni do potężnego przobrażania krajobrazu, jak wydarcie morzu olbrzymich połaci swojego kraju i stworzenie potężnego, jednego takiego w Europie, obszaru miejskiego z punktem centralnym w Amsterdamie i centrum gospodarczym w Rotterdamie. Granice tego konglomeratu, będą na obszarze Belgii i Niemiec. Nazwano ten projekt (który już chyba zaczęto), TRI-STATE-CITY, Miasto Trzech Państw.
Przedstawił go w 2019 roku, holenderski polityk Klaas Dijkhoff, zadeklarowany progresywny globalista. A co tłumaczy wiele w temacie przyszłości, na scenie rokowań i ustaleń przewiali się: zarówno Klaus Schwab, pokrecony starzec od Davos, jak i Ursula von der Leyen, szefowa UE.
Dlaczego sądzę, iż realizację już zaczęto? prawdopodobnie pamiętacie, jak parę tygodni temu, holenderscy rolnicy wsiedli na traktory i urządzili wielką demonstrację wokół Amsterdamu. Jakie walki z policją i władzą tam się toczyły. Nie wnikając w szczegóły, rząd Niderlandów zdecydował, iż zlikwidują uprawy rolne, farmy (jest około 50 tyś indywidualnych farm) i ogrodnictwa na dużym obszarze od morskiej granicy z Belgią na całym północnym pasie kraju. Podany był jakiś idiotyczny pretekst dotyczący nawozów, a mówiąc pospolicie – "walka z azotem", jako powód wywłaszczeń rolników.
Przypominają się tutaj działania Józefa Stalina w latach 1932 – 1933. Wtedy to ofiarami padło, jak się dzisiaj szacuje, od 3 do 12 milionów Ruskich, w większości Ukraińców. Ta masakra znana jest dzisiaj jako Stalinowski Hołodomor – Wielki Głód.
I również, jak to się właśnie dzisiaj w Holandii dzieje, rozpoczęto od walki z rolnikami. Nazywano ich wówczas kułakami – wrogami komunizmu. Po wojnie również w PRLu był rozgrywany podobny schemat wzbudzania nienawiści klasy robotniczej do uprawiających własne ziemie rolników, sadowników, czy ogrodników.
[...]
To jedyne takie mega–miasto w Europie, ma objąć całą holenderską prowincję Zeelandię, belgijską Flandrię Zachodnią i Niemiecką Nadrenię.
Założono, iż miasto będzie siedzibą 15 – 30 milionów mieszkańców.
Globalni analitycy przeobrażeń społecznych zwrócili uwagę, iż najszybciej i najlepiej rozwijają się wielkie aglomeracje miejskie. Nie wspomnę tu już "starego" miasta–państwa Singapuru, ale warto zwrócić uwagę na w tej chwili 20 milionowy Szanghaj, którego rozwój śledziłem od 1980 roku, aż do czasów obecnych. Przyznam – efekt jest niewiarygodny. Jeszcze lepszym fenomenem jest miasto Shenzen, położone niedaleko Hong Kongu i Makau, które w 1980 roku miało 100 tysięcy mieszkańców, a w tej chwili jest ich tam 13 milionów.
Warto również wspomnieć o Dubaju, który z nieco innych powodów, nieustannie przyciąga do siebie wielkie grupy ludzi i... pieniędzy.
TRI-STATE-CITY to nowa rzeczywistość, Centrum Europy. W domyśle – Europy, jednego państwa. Miasto super inteligentne, ultranowoczesne. Miasto kontroli nad naszym kontynentem.
Dzisiaj miasta małe, prowincjonalne nie mają szans konkurować z dużymi metropoliami. Ludzie gremialnie uciekają z nich, bo nie widzą tam przyszłości dla siebie. Te 13 milionów mieszkańców chińskiego Shenzen, w ciągu zaledwie 40 lat, przypłynęło z prowincji.
Mamy swój własny przykład. To Warszawa. I ludność napływowa. Powszechnie nazywana "słoikami".
Wśród 1,97 mln osób zamieszkałych w stolicy jest ok. 54% kobiet i ok. 46% mężczyzn. Aż 40% zamieszkałych tu w tej chwili osób nie urodziło się w Warszawie – najczęściej są to przyjezdni z małych miejscowości lub wsi.[2]
To samo jest też w innych polskich dużych miastach. A Trójmiasto, w temacie „słoików” jest tuż zaraz po stolicy. Gdynia jest wprost zatapiana przez przybyszów z całej Polski.
I to samo dzieje się na całym świecie. Nie trwa wyłącznie ciąg ludności na megapole, ale powodująca olbrzymie kłopoty migracja ludów z biedniejszych obszarów i państw. W Europie, to „najeźdźcy” z Afryki i Azji. W Stanach Zjednoczonych – z Ameryki Łacińskiej.
[…]
Co może mieć wspólnego Trójmiasto, z tworzącym się TRI-STATE-CITY?
A dlaczego nie brać przykładu z holendersko – belgijsko – niemieckiego projektu i oczywiście, na dużo mniejszą skalę, adekwatną do bogactwa naszego kraju, stworzyć z Trójmiasta, nasze własne TRI-CITY. Przecież Tri-city tłumaczy się na Trójmiasto.
Nie ma to być jakaś konkurencyjna, europejska konstrukcja, tylko ważny, nadbałtycki megapol – centrum przyszłego Międzymorza i niezbędny hub w światowym handlu obsługujący państwa bałtyckie i całą wschodnią flankę.
Śmiem twierdzić, iż takie przeobrażenie Wybrzeża, może mieć znacznie większe znaczenie, niż dotychczasowa „chluba naszych czasów”, tworzący się Centralny Port Komunikacyjny – CPK; największe w tej części Europy lotnisko międzynarodowe wraz z logistyczną i komunikacyjną infrastrukturą, wybudowane w środku kraju, między Warszawą i Łodzią.
Warto przypomnieć, iż w czasach świetności Rzeczpospolitej Obojga Narodów, najpotężniejszym miastem królestwa, prawdziwą perłą w koronie był polski Gdańsk.
Wielokrotnie, gdy pracowałem za granicą dla norweskiego armatora, który, notabene dzisiaj, jest właścicielem serii gazowych tankowców LNG, gdzie pierwszy z nich, m/t Lech Kaczyński, już przywiózł ładunek do Świnoujścia, budowaliśmy nowe statki, gdzie końcowa faza budowy i wyposażenia wykonywana była w Gdańsku, w jedynej stoczni nietkniętej niemieckimi łapkami Tuska, w Stoczni Remontowa.
Większość dni roboczych dojeżdżałem z domu tak, by zdążyć na szóstą, na rozpoczęcie prac. Parkowałem auto, przechodziłem przez bramę, by potem, wraz z tłumem stoczniowców dojechać do swojego statku. Stoczniowy przewóz pracowników był nieco dziwny – po prostu traktor ciągnął metalowy wagonik, coś jak wnętrze tramwaju, czy autobusu, tylko bez miejsc siedzących.
Zawsze było pełno. A ja słuchałem, jak pracownicy mówili o domu i dojeżdżali do Gdańska ze Słupska (120 km), Lęborka, Kościerzyny, Pucka, czy Tczewa. To o której oni musieli wstawać, by pociągiem, autobusem, potem tramwajem, zdążyć na szóstą do pracy? Tak właśnie działają metropolie – wsysają codziennie ludzi do siebie z okręgu o ponad 100 kilometrowym promieniu.
To było już dobre parę lat temu. Dzisiaj ci młodzi przeprowadzają się do Trójmiasta i wynajmując mieszkania, czy tylko pokoje za grube pieniądze. Co nie znaczy, iż ci wszyscy przez cały czas mieszkający w obrębie koła od Słupska, Chojnic, Tczewa i Elbląga, przestali codziennie dojeżdżać do Gdańska, albo Gdyni.
[...]
Czym byłby świat bez wizji? Kto by poszedł za Mojżeszem i jego proroctwami, co stworzyło dużo później chrześcijaństwo?
Nie mam pojęcia ile takich wizji się realizuje. Jedna na sto? Jedna na tysiąc? Nieważne. Wizja sama w sobie, o ile tylko jest dobroczynna, jest piękna sama w sobie. Choćby tylko dla tych, co potrafią marzyć.
Od momentu, gdy dorośliśmy do świadomości, by widzieć i rozumieć świat, jaki on jest, a potem, gdy dotarła do nas samo-świadomość, tu zdefiniowana tym, iż możemy myśleć o swoich własnych myślach, więc planować, dokonywać wyborów, a choćby wymyślać coś nowego, bardzo nam zależało na własnej rodzinie. Śmiem twierdzić, iż obok instynktu macierzyńskiego, posiadamy też instynkt rodzinny. Pragnienie, by mieć swoją własną wspólnotę.
Jeżeli na dodatek byliśmy należycie mądrzy i los nam sprzyjał, to pragnęliśmy, by rodzina się rozwijała i powiększała. Zaczęliśmy tworzyć rody. Swoją wspólnotę na znacznie większą skalę. Tu nie tylko wspólny interes łączył, ale przede wszystkim wspólnota krwi.
Coś w tym jest, iż zwykle dążymy do tego, byśmy się rozrastali i umacniali.
[…]
Wymyśliłem więc sobie, iż w końcu z Trójmiasta, czyli formalnie Gdańska, Sopotu i Gdyni, dołączając do tego nie tylko obrzeża, ale i dalsze aglomeracje, które i tak istnieją i żyją dlatego, iż zasilają centrum, nie tylko siłą roboczą, ale także swoimi produktami i usługami, powinien powstać jeden organizm. Spójne jedno dużo większe miasto. A terytorium wokół Zatoki Gdańskiej to wprost idealne miejsce, by stworzyć tu coś doprawdy ważnego. I to nie tylko dla Rzeczpospolitej.
Rozważmy więc projekt minimum i projekt znacznie potężniejszy.
W tym pierwszym zakłada stworzenie wspólnego organizmu, włączając do Trójmiasta wszystko, wraz z miastami, które wymieniam, co znajduje się wewnątrz takiego lądowego półkola. Warto też popatrzyć sobie na mapę województwa pomorskiego.
Poruszając się z północnego zachodu na południowy wschód, graniczne miasta przyłączone do trójmiejskiej metropolii to: Puck, Wejherowo, Luzino, Kartuzy, Pruszcz Gdański i tu skręcając na północny wschód – ujścia Wisły, w okolicach Mikoszewa.
Wewnątrz mamy gminy miejskie i wiejskie. Wcale nie takie małe miasta, jak stykające się z Gdynią Rumia i Reda, a na południu Żukowo, czy Kolbudy.
Zerkając na statystki z roku 2021 w tym obszarze na stałe mieszka około półtora miliona ludzi. Nie ma statystyk ilu tu mamy przyjezdnych, zatrudnionych właśnie tutaj. Ostrożnie szacuję, iż może być dużo więcej niż pół miliona.
[…]
Trzeba jedno podkreślić: - to nie może być jakiś okręg, jak wielki projekt COP – Centralny Okręg Przemysłowy II Rzeczpospolitej, z Radomiem, Sandomierzem, Lublinem, czy Tarnobrzegiem, zamieszkany przez 6 mln ludzi. Dużo. Niestety wtedy większość stanowili bezrobotni.
A już w żadnym wypadku nie wolno się zgodzić na podstępny pomysł Unii Europejskiej, jakim jest tworzenie regionu. Każdy ostrożny obserwator wie, iż to jest podstępne rozbijanie spójności państwowej, zamieniające prężny i jednolity kraj, na zbiór konkurujących i choćby niszczących się wzajemnie księstewek.
Nie – to, o czym piszę ma być jednolitą, ścisła metropolią, z jednym celem i wspólną ideą funkcjonowania i rozwoju.
[…]
Bardziej jestem przekonany do znacznie większego, i spodziewam się, znacznie potężniejszego rozwiązania, w którym granice terenu nowego tworu opartego na nadmorskim Trójmieście, będą obejmowały dzisiejsze: Łebę, Lębork, Kościerzynę, Starogard Gdański, Malbork, oraz Elbląg, wraz z przekopem Mierzei Wiślanej.
To obszar niemalże 3 razy większy, niż wersja minimum. Ludności również jest niemalże tyle samo więcej.
Prowadząc odważny, ale jednocześnie rozsądny rachunek ekonomiczny, każdy analityk i specjalista powie dzisiaj, iż potencjał tego terytorium jest ogromny. I nie wiadomo dlaczego od II WŚ, zamrożony i biedujący. Chociaż zerkając do historii, zarówno Prusacy/Niemcy, jak i Holendrzy, dobrze wiedzieli jaki to skarb.
I w odniesieniu do wspaniałego wyczynu Eugeniusza Kwiatkowskiego i pomysłodawcy COP, ministra spraw wojskowych Kazimierza Sosnkowskiego, w tym nadmorskim projekcie nie trzeba zaczynać od zera; budować na ugorach, zatrudniając słabo wykształconą siłę roboczą. Tu już mamy potężną infrastrukturę, którą na dodatek ciągle się modernizuje.
Właśnie, dopiero co, oddano do użytku naprawdę świetną drogę szybkiego ruchu S6, zaczynającą się potężnym węzłem drogowym zaledwie o kilometr od mojego domu, która docelowo ma połączyć Pomorze ze Szczecinem i dalej – z Berlinem i Hamburgiem.
Kończy się również w Gdyni jedna z największych inwestycji kolejowych, na którą wydano 3 miliardy zł., czyli znacznie więcej niż na przekop mierzei.
W realizacji jest też nowa, zewnętrzna obwodnica Trójmiasta, łącząca autostradę A1, oraz S7, przez Elbląg prowadzącą na wschód i do Warszawy, z ominięciem już mocno zatoczonego Gdańska, Sopotu i Gdyni, by poprowadzić dalej do zachodniej granicy i Słupska, Koszalina i Szczecina, już częściowo uruchomioną S6.
Wreszcie przywrócono oryginalną ideę Eugeniusza Kwiatkowskiego, zarówno w Gdyni, jak i w Gdańsku, iż dla Rzeczpospolitej w obu miastach najważniejsze są porty i stocznie, a nie ulice i piękne apartamenty.
Port gdyński już wychodzi poza historyczne falochrony i niedługo rozpocznie się, iście w stylu holenderskim, budowa Portu Zewnętrznego – największej od 100 lat inwestycji portowej kosztującej 4 mld zł. To będzie adekwatnie sztuczny ląd – pirs o powierzchni 150 ha, z głębokowodnymi nabrzeżami, gdzie będzie można obsługiwać największe statki, jakie mogą wpłynąć na Bałtyk, jak 400 metrowe kontenerowce o zanurzeniu do 16 metrów (tzw. baltimaksy).
Gdańsk również rozpoczął, choć przez cały czas tylko w fazie projektowej, budowę swojego sztucznego lądu, Portu Centralnego. Tu dopiero widać rozmach, z wybudowaniem nowego kawałka Polski na 410 hektarach, tuż poza Westerplatte.
Jak podaje portal trójmiasto.pl:
„Osiem terminali, 19 km nowych nabrzeży, 8,5 km falochronów, 9 km dróg i estakad, sześć wiaduktów - tak miał wyglądać Port Centralny według koncepcji przedstawionej w maju 2019 roku. „
Niestety. W tym przypadku ciągle jeszcze ważne jest pytanie – czy powstanie?
Nowy zespól metropolitalny na kanwie Trójmiast nie ma być centrum stricte przemysłowym. Żeby nie było wątpliwości, trzeba wejść na znacznie wyższy stopień i zacząć zajmować się biznesem, a nie tylko produkcją, jak by chcieli nasi niemieccy przyjaciele (to wołanie – a Morawiecki obiecał 6 lat temu nasze, polskie samochody elektryczne. Gdzie one są?! No gdzie?) Nowe TRI-TOWN ma być największym bałtyckim, jak to lubią powtarzać nasi politycy i publicyści, którzy, jak w komedii Moliera nauczyli się nowego wyrazu, hubem – centrum biznesowo logistyczno magazynująco – dystrybucyjnym. Jakimś czymś jeszcze większym niż Wielki Suk w Abu Dhabi, który pozostało większy od tego w Dubaju, gdzie zwyczajowo prowadzi się turystyczne owieczki. Wiem, bo byłem w obu.
Znam też świetnie Rotterdam – największy port w Europie, jak również największy udziałowiec w PKB Niderlandów. Tu się panie handluje; sprzedaje i kupuje. Także się magazynuje i przetwarza.
To miasto i jego port, to największy na świecie kompleks rafinerii ropy naftowej. Rafinerii przeróżnych krajów. choćby mój były kuwejcki pracodawca, państwowy KPC, występujący na świecie pod logo Q8 (bo czyta się „kuejt”) ma tutaj swoją rafinerię, by swoją przetworzoną „słodką” ropę rozsyłać do swych europejskich stacji benzynowych.
Z kolei, już wyłącznie holenderski Royal Vopak ma tutaj największe na świecie, niezależne (co oznacza, iż nieważne, czy źródłem jest Shell, BP, lub Aramco), zbiorniki magazynujące surową ropę naftową.
Rotterdam to potęga w skali światowej. Równo na liście z Singapurem, czy Szanghajem.
Oto co się dzieje, jak potrafi się wykorzystać dostęp do morza, a nie tylko wylegiwać się na naszych pięknych plażach, albo po północno – wschodnim sztormie zbierać bursztyny.
I jeszcze jedno: wystarczy zacząć i gdy wiadomość pójdzie w świat, to nowe Trójmiasto nie opędzi się od inwestorów. I to tych najpoważniejszych. (O rzut kamieniem ode mnie, dopiero co, Microsoft wybudował wspaniałą szkołę – podstawówkę i ogólniak. Teraz kończą budowę sporego basenu, w którym w końcu sobie popływam.)
Tylko jedno jest potrzebne, aby TRI-TOWN, Nowe Trójmiasto powstało. Trzeba tego chcieć.
[…]
Nie jestem naiwnym marzycielem, czy pomylonym wizjonerem. Zdaję sobie sprawę, iż realizacja takiego przełomowego dla Polski projektu, będzie musiała pokonać potężne przeszkody i setki pułapek.
Skoncentruję się na trzech, według mnie najważniejszych.
Po pierwsze, czy obecna władza, która ma szansę przedłużyć swoje rządy o kolejną kadencję, jest w stanie połknąć taką wizję, a potem ze smakiem się oblizać.
W państwie, które dopiero co wychodzi ze swego dzieciństwa i dopiero uczy się „Ala ma kota” w drapieżnym oceanie pełnym rekinów – ludożerców. Już na początku transformacji zarówno Kacapy, jak i Szkopy zagwarantowali, by struktura państwa i system rządzenia był kulawy i hamujący rozwój i wzrost.
Czy prezes Kaczyński, którego mimo wszystko uważam za męża stanu, może w końcu oduczyć się jeść wszystko małą łyżeczką? Rozumiem, dobrze wychowany w solidnej, żoliborskiej rodzinie, gdzie nie powiedziano mu, iż w ważnych sprawach należy walczyć okrutnie i ostro, nie zważając na to, czy ma się obcięte paznokcie, wtedy, gdy przeciwnicy mają prawdziwe szpony.
No i ta prezesowska, mini–autokratyczna niezdolność do adekwatnego doboru, godnych zaufania, kompetentnych, a choćby utalentowanych współpracowników.
Natomiast premier Morawiecki, skądinąd dobry człowiek, z tym tylko, iż on chce być dobry dla wszystkich: jako gentleman dla Ursuli van der Layen, z tą jej bandą cwaniaków i geszefciarzy z Unii Europejskiej, dla kanclerza Scholtza, bo to szef bogatego sąsiada, a wiadomo, iż z sąsiadami zawsze lepiej żyć. choćby jak notorycznie sikają na wycieraczkę przy drzwiach.
W młodzieńczych latach to był wojownik. A dzisiaj to chyba bardziej kunktator.
Jak jego działania można ocenić zgodnie z maksymą Jezusa Po owocach ich poznacie?
Reszta aparatu władzy jest już mniej istotna, bo psychologia społeczna jasno mówi, iż w strukturach hierarchicznych, na końcu zawsze ci niżsi szczeblem, poddadzą się decyzji szefa.
Oczywiście utworzenie tak ważnej metropolii, jak prowizorycznie nazwałem bałtyckie TRI-TOWN, będzie wszelkimi, najbrutalniejszymi sposobami zwalczane przez Szkopów i Kacapów. Szczególnie Szkopów, którzy już nam udowodnili, iż dla uruchomienia swoich bezrobotnych i bankrutujących stoczni w po NRDowskim Rostocku i okolicach, bez chwili wahania zlikwidowali wszystkie nowoczesne, więc niestety konkurencyjne, stocznie, będące naszą chlubą. Fakt, z dużą pomocą germanofila Tuska i jego ferajny, ale to przecież tylko bezrozumne narzędzie.
Proszę sobie przypomnieć, jakie kłody pod nogi rzucano nam ze wschodu i zachodu, przed rozpoczęciem przekopu Mierzei Wiślanej. A w tej wizji, to dla nich 100 krotnie większa nerwica, histeria i panika.
Jednakże, i mogę się o to założyć, największy opór przeciwko jednolitej, dużej metropolii będzie ze strony lokalnych władz, samorządów, układów, sitw i półświatka z szarą strefą.
Ten projekt to utrata wpływów i obcięcie lewych interesów. Stara żulia dziś w Mercedesach i z tytułami prezesów, która już jest dogadana z wójtami i prezydentami miast wraz z ich całym entouragiem zgodnie z zasadą ręka rekę myje, te stalowe układy: urząd miasta – deweloperzy; gmina – gospodarka śmieciami, sieci handlowe – lokalna władza, to przecież w skali kraju miliardowe przepływy pieniędzy. Przecież właśnie widzimy, iż ten były minister z PO, dzisiaj sekretarz Trzaskowskiego, jednorazowo za przekręt, łyknął 5 milionów zł.
Wiecie, iż w niektórych gminach trzeba dać w łapę, jak u siebie w ogrodzie chce się postawić karmnik dla ptaków.
Po tej parodii, jaką był okrągły stół, komuchy i postkomuchy zadbali, choćby ustawowo, żeby Polska stała się Republiką Lokalnych Kacyków. No i teraz, jak kiedyś za sarmacji kpiono Szlachcic na zagrodzie, równy wojewodzie. Tylko teraz, to nie szlachcice, tylko buraki z zagrody. Chciwe i pazerne.
Pewnie istnieją jeszcze inne zagrożenia. adekwatnie prawdopodobnie sporo. Wrogowie Polski silnej i bogatej, a nie skolonizowanej, mają całą paletę narzędzi do wykańczania krnąbrnych i nieposłusznych.
A dla nich wszystkich, taka wizja, taki pomysł, to śmiertelny grzech. Taki Stalin to by na pewno wariata rozstrzelał na miejscu, a zwłoki by dał na pożarcie bezpańskim padlinożercom.
.
[1] ]]>https://youtu.be/x_-4Dh72Pos(link is external)]]>
[2] ]]>https://publicystyka.ngo.pl/jak-roznorodna-jest-warszawa(link is external)]]>