Wystawienie przez PiS kandydatury Elżbiety Witek, która była w prezydium Sejmu pod względem etyki odpowiednikiem Danuty Holeckiej w TVP a pod względem estetyki Urbanowskiego „Nie” na rynku medialnym lat 1990., było oczywiście z góry obliczoną na odrzucenie tej kandydatury prowokacją PiS. Jak pokazują wypowiedzi Kaczyńskiego i samej Witek, to właśnie PiS będzie w obecnej kadencji Sejmu spełniało charakterystykę której użyło wobec liberałów, czyli będzie „opozycją totalną”.
Obliczone jest to oczywiście na konsolidację przez PiS jego zwolenników i orbiterów w „oblężonej twierdzy”, przy świadomości iż obecna przewaga centrolewu ma dość kruche podstawy. Moim zdaniem, żeby centrolew zapobiegł bojowej mobilizacji PiS-owców, powinien wykonać dwa ruchy:
1. Odszczurzyć z PiS-owców media państwowe, co raczej jest dla wszystkich oczywiste. jeżeli PiS pozostawi się tylko przekaźniki partyjne i afiliowane do tej partii przekaźniki konserwatywne i katolickie, to jego zasięg oddziaływania się zmniejszy.
Jest jednak jeszcze jeden istotny a chyba lekceważony przez wszystkich krok: trzeba wyczyścić z PiS-owców IPN (bo na jego likwidację realnie nowy rząd raczej się niestety nie zdecyduje). Jednym z większych błędów PO w 2007 r. było niewyczyszczenie IPN-u, przez co stał on się przechowalnią dla PiS-owskich propagandzistów i ośrodkiem replikacji toksycznej PiS-owskiej ideologii.
Przy pomocy IPN, choćby pozostając formalnie w opozycji, PiS zbudował stopniowo całą swoją toksyczną ideologię historyczną (szczucie na Rosję, Niemcy i Białoruś, republikanizm, insurekcjonizm, prometeizm, atlantyzm, janopawlizm, zachodniactwo itd.), gdy tymczasem środowiska niepisowskie nie potrafiły przeciwstawić jej nic poza karykaturalnym już dziś liberalnym frankofilskim salonowym elitaryzmem i równie groteskową próbą utrzymania „heroicznego” statusu Wałęsy.
Przy pomocy IPN, PiS-owscy intelektualiści urobili na swoje mięso uliczne naturalnie zawsze zainteresowaną historią młodzież – w tym szczególnie młodzieżowe organizacje nacjonalistyczne, którym przepompowywano środki na organizowanie różnych „nacjonalistycznych” w formie a pisowskich w treści imprez. jeżeli centrolew nie wytnie wrzodu w postaci IPN, to sytuacja się powtórzy: za dwa lub trzy lata urobieni przez pisowskie ośrodki koncepcyjne dziennikarze i intelektualiści oraz urobiona przez IPN „narodowa” młodzież na ulicach i portalach społecznościowych przywróci PiS do władzy.
Wobec konieczności „odszczurzenia”instytucji odpowiedzialnych za kształtowanie świadomości historycznej (tak więc również tożsamości cywilizacyjnej, geopolitycznej itp. Nota bene, odrzucić wreszcie trzeba PiS-owski neologizm „polityki historycznej”), wtórne znaczenie ma „odszczurzenie” spółek Skarbu Państwa czy polikwidowanie różnych innych PiS-owskich pseudoinstytucji w rodzaju partyjnej policji CBA.
2. Zamiast ścigać się z PiS w socjalnym rozdawnictwie albo konserwować jego 800+, nowy rząd powinien wziąć się na serio za politykę mieszkaniową. Wszystkie dotychczasowe programy mieszkaniowe typu „Rodzina na Swoim”, „Mieszkanie dla Młodych”, „Mieszkanie Plus” opierające się na próbach zwiększenia siły popytowej potencjalnych nabywców, zakończyły się fiaskiem. Również PiS-owskie programy dodatków dla rodziców nie zmieniły trendów demograficznych. Żadna praktycznie partia w swoim programie nie wychodzi w odniesieniu do polityki mieszkaniowej poza logikę kapitalistycznej kalkulacji rynkowej.
Dlatego właśnie, osobiście, liczę nowego ministra mieszkalnictwa, który ma być z Lewicy. Zgadzam się w zupełności z hasłem partii Razem „Mieszkanie prawem a nie towarem”. Z tej prostej przyczyny, iż utrzymane w logice rynkowej wymienione wyżej programy mieszkaniowe po prostu nie działały. Choćby intuicyjna wiedza z psychologii mówi natomiast, iż ludzie (jak i inne zwierzęta) zakładają rodziny, wtedy gdy mają poczucie bezpieczeństwa w zakresie schronienia. Gdy nie ma gdzie mieszkać, nie zakłada się rodzin tylko co najwyżej żyje na kocią łapę („partnerstwo”). Gdy nie ma poczucia bezpieczeństwa zakwaterowania, nikt nie decyduje się na potomstwo. Gdy nie ma bezpiecznego schronienia, choćby na poziomie odruchów instynktowych i ze względu na stres samice (w tym też ludzkie) nie zachodzą w ciąże albo ich ciąże kończą się poronieniami na bardzo wczesnym etapie. I tego nie zmieni choćby 1 800+. Nie będzie dostępnych mieszkań – nie będzie małżeństw, rodzin i dzietności.
Dlatego jestem za państwowym budownictwem mieszkaniowym dla małżeństw i rodzin. Wiem oczywiście, iż coś co wprawia się w ruch z pominięciem rynkowego mechanizmu cenowego przynosi finansowe straty. Ale państwo które stać na przekazywanie całego swojego wyposażenia wojskowego walczącej Ukrainie i budowanie równocześnie na polecenie Waszyngtonu wielkiej armii mającej na światowej szachownicy wiązać strategicznie Rosję na perymetrze zachodnim, stać też raczej powinno być na zadbanie o reprodukcję swojej populacji. Gdy będzie więcej małżeństw, to będzie więcej dzieci wychowywanych w zdrowych warunkach. Gdy będzie więcej dzieci, to będzie więcej ludzi do pracy, więcej podatników i więcej żołnierzy. Na poziomie krótkoterminowym idea „Mieszkanie prawem a nie towarem” generować może „straty finansowe” ale na poziomie polistrategicznym jest warunkiem powodzenia gospodarczego i cywilizacyjnego.
Jeśli nowy rząd, zamiast rozrzucać na prawo i lewo tłustą kiełbasę wyborczą jak robił to PiS, zapewni młodym małżeństwom i rodzinom dostęp do mieszkań, to na poziomie gry o poparcie polityczne na pewno prześcignie PiS oferujące kolejne „plusy”, a na poziomie polistrategii – w odróżnieniu od po prostu uprawiającej socjalną demagogię i marnotrawstwo finansów publicznych partii Dudy i Morawieckiego – może zrobić coś pożytecznego.
Ronald Lasecki