
Grupa zaczęła kształtować się w tym tygodniu w następstwie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. To w czasie jej trwania prezydent Francji Emmanuel Macron zaprosił do Paryża na pierwsze spotkanie niewielką reprezentację podobnie myślących krajów, aby omówić konsekwencje zbliżenia się Waszyngtonu z Moskwą w sprawie Ukrainy.
W skład nowej koalicji weszły wszystkie kraje, które kiedyś postrzegały siebie jako niepodważalnych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Teraz kwestionują same fundamenty tej relacji, gdy Waszyngton ulega Rosji i nasila ataki na sojuszników z NATO.
Pojawienie się tzw. grupy paryskiej uwypukla porażkę formatów unijnych w radzeniu sobie ze skalą kryzysu. 19 państw bierze sprawy w swoje ręce. Dwie stolice zostały celowo wykluczone.
W środę prezydent Francji zorganizował kolejne spotkanie z przywódcami grupy poświęcone temu, jak zareagować na wyzwania stawiane przez Trumpa.
Do tego dnia grupa ta — początkowo składająca się z przywódców Francji, Wielkiej Brytanii, Polski, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Holandii i Danii, a także szefów NATO, Komisji i Rady Europejskiej — powiększyła się ponad dwukrotnie, do 19 krajów, w tym Kanady. W spotkaniu uczestniczyły również kraje spoza UE, takie jak Norwegia i Islandia.
Węgry i Słowacja wykluczone
Jako gospodarz środowych rozmów, Macron sprzeciwił się Trumpowi i podkreślił, iż to Rosja rozpoczęła wojnę, a nie Zełenski, jak twierdził amerykański przywódca. Prezydent Francji powiedział, iż nowe ugrupowanie będzie zabiegało o ukraiński udział w rozmowach pokojowych i nalegało na konieczność udzielenia Kijowowi gwarancji bezpieczeństwa.
Co najważniejsze, Macron powiedział, iż niedopuszczalne jest, aby USA i Rosja negocjowały ponad głowami europejskich przywódców. — Obawy Europejczyków dotyczące bezpieczeństwa muszą zostać wzięte pod uwagę — podkreślił.
— Ta grupa ma, po Monachium, wymiar ideologiczny — stwierdził Luuk van Middelaar, założyciel i dyrektor Instytutu Geopolityki w Brukseli. — Fakt, iż rozmawiamy w tym formacie tydzień po rozmowie telefonicznej Trumpa z Putinem, jest oznaką tego, jak gwałtownie zmienia się sytuacja na świecie — ocenił.

Emmanuel Macron i Ursula von der Leyen przed nieformalnym szczytem przywódców europejskich, Paryż, Francja, 17 lutego 2025 r.
Lista uczestników w dużej mierze pokrywa się z członkostwem w NATO i Unii Europejskiej, ale z kilkoma istotnymi różnicami. Stany Zjednoczone nie są jej częścią, podobnie jak sprzymierzone z Rosją Węgry i Słowacja. Nie ma też Turcji, członka NATO, choć kilku komentatorów wzywało do włączenia Ankary do przyszłych rozmów.
NATO tradycyjnie byłoby głównym forum dla wszelkich dyskusji dotyczących wyzwań w zakresie bezpieczeństwa, przed jakimi stoją państwa zachodnie, w tym wojny na Ukrainie. Jednak w następstwie zbliżenia się Trumpa do Moskwy i eskalacji ataków na Zełenskiego, kraje zachodnie poszukują nowych konfiguracji.
— Politycy w czasach kryzysu rozmawiają w różnych konfiguracjach między przyjaciółmi i sojusznikami, i to dobrze — stwierdził polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.
„Jednostka reagowania kryzysowego”
Zdaniem Middelaara format paryski należy porównać do „jednostki reagowania kryzysowego”. — Kiedy uderza kryzys, zawsze pojawiają się formalne lub nieformalne kręgi wewnętrzne — zauważył. — W takich sytuacjach trzeba zrównoważyć pragnienie inkluzywności z potrzebą szybkiego działania. Formalne decyzje nie będą podejmowane w tych formatach, ale będą przygotowywane – dodał.
Rzeczywiście, pojawienie się grupy paryskiej — obok formatu „weimarskiego” (Paryż, Berlin i Warszawa) lub grupy nordycko-bałtyckiej — uwypukla porażkę formatów unijnych w radzeniu sobie ze skalą kryzysu.
Zazwyczaj 27 przywódców UE spotyka się jako Rada Europejska, aby stawić czoła wspólnym wyzwaniom. Ale przewodniczący tej instytucji, Antonio Costa, jak dotąd wstrzymywał się ze zwołaniem spotkania w tym formacie. Nie miał bowiem pewności, czy będzie w stanie pokazać po nim wymierne rezultaty, wskazują anonimowo dwaj unijni dyplomaci.
Zamiast formalnego posiedzenia Rady Europejskiej, ambasadorowie UE zebrali się w tym tygodniu dwukrotnie w tzw. formacie Coreper, aby rozmawiać o wysyłaniu broni do Ukrainy i wzmocnieniu obrony.
Jednak dyskusje te zostały przyćmione przez spotkania przywódców w poniedziałek i środę. Według jednego z urzędników UE ambasadorowie mieli dowiedzieć się o tym, iż Macron zwołał drugą turę rozmów w trakcie jednego ze spotkań.
— Jesteśmy poza rdzeniem funkcjonowania UE — ocenił kolejny unijny dyplomata. — To jest coś, co dzieje się poza i wokół machiny w Brukseli — dodał.