AUTOR: TYLER DURDEN
Autor: Todd Hayen via Off-Guardoan.org,
Zawsze było dla mnie zdumiewające, iż ludzie choćby przez sekundę myślą, iż ich rząd podejmuje decyzje, aby pomóc ludziom – nigdy tak nie było.
Jeśli decyzja rządu komuś pomaga, to zawsze jest to efekt końcowy... lub późniejszą refleksję lub niezamierzoną korzyść dodatkową.
Głównym celem jest władza, kontrola i pieniądze... Aby zaspokoić indywidualne dążenia i cele globalnej narcystycznej / złożonej przez Boga elity.
Każdy, kto (a okazuje się, iż jest to prawie każdy), kto popiera to i myśli, iż jego rząd lub ich naród działa w interesie ludzi, podpisuje na siebie wyrok śmierci.
"Nie bądź taki negatywny, doktorze Todd, w życiu też są dobre rzeczy!"
O tak, są: noworodki, zachody słońca, oceany, sztuka, muzyka, lasy, wodospady, seks z kochankiem, psy... miliony rzeczy. Ale nie o tym teraz piszę.
Piszę o rzeczy i grupie rzeczy, które zetrze wszystkie te dobre rzeczy z powierzchni ziemi.
Jasne, pewnie, pewnie, to nie będzie na zawsze.
Dobro zwycięży, ale może minąć milion lat, zanim wszystko wróci, jeżeli pozwolimy temu odejść teraz.
I myślę, iż warto walczyć, aby zachować to, co mamy.
Nie trzeba dodawać, iż ludzie zawsze podążali za przywódcami.
Nie jestem antropologiem, ale przypuszczam, iż choćby w czasach prymitywnych byli przywódcy plemion, wodzowie, królowie, królowe czy cokolwiek innego.
Domyślam się też, iż ten układ prawdopodobnie działał dobrze częściej niż nie.
Społeczeństwa były ze sobą zżyte;
Jeśli przywódca wpadł w szał, prawdopodobnie łatwiej było po prostu zepchnąć go gdzieś z urwiska.
A biorąc pod uwagę, jak różne rzeczy były wtedy, prawdopodobnie nie było tak wielu bodźców, aby być samolubnym, żądnym władzy, głodnym wampum lub dziwnym pod innymi względami.
Zgaduję też, iż ten zadowolony z siebie rodzaj kultury, jeżeli kiedykolwiek istniał coś takiego, nie trwał zbyt długo.
Jestem pewien, iż sąsiednie plemiona miały pewne rzeczy, których chcieli sąsiedzi, i na pewno zbyt ludzka cecha pragnienia władzy nad innymi nie pojawiła się zbyt długo.
Bycie Wielką Poobah wielu ludzi musiało mieć taki sam urok, jaki ma dzisiaj.
Wybuchały wojny, dyskryminacja z pewnością podnosiła swój brzydki ("to plemię ma tam dłuższe szyje niż my, zabijmy ich!") i oczywiście naprawdę ważne kwestie powodowały konflikty, takie jak potrzeba jedzenia, wody itp.
W historii było o wiele gorzej niż dzisiaj pod wieloma względami.
Ale sprawy w tym kierunku poprawiły się, moim skromnym zdaniem, w krótkim okresie na Zachodzie.
Ustanowienie nowego kraju ze świeżymi ideałami było widokiem dla obolałych oczu pod koniec 1700 roku.
Nie sądzę, aby coś podobnego, na taką skalę, zostało podjęte w ludzkim doświadczeniu po starożytności (o którym, niezależnie od tego, co nam powiedziano, wiemy bardzo niewiele).
To był rzeczywiście wielki eksperyment – nowe kolonie w Ameryce Północnej zrzuciły kajdany tyranii króla Anglii Jerzego III.
Nowy raczkujący kraj stworzył konstytucję, która była naprawdę inspirująca w tamtym czasie. Kontrola i równowaga zawarte w tym rządzie były również inspirujące i trzymały się razem dość dobrze przez dłuższy czas. Oczywiście zawsze są problemy, tak jak w przypadku wszystkiego, co odważne i nowatorskie. Ale przez jakiś czas wszystko trzymało się razem całkiem nieźle.
Na tym poprzestanę z lekcją historii, która i tak może nie być aż tak dokładna, ale myślę, iż rozumiesz obraz.
choćby jeżeli nie zgadzasz się, iż nowe Stany Zjednoczone Ameryki były ekscytującą pracą, prawdopodobnie zgodzisz się, iż oddanie jednemu mężczyźnie lub kobiecie na czele wielu ludzi nigdy nie poszło tak dobrze.
Przed prezydenturą Stanów Zjednoczonych byli oczywiście królowie i królowe.
choćby Stanom Zjednoczonym zależało na tym, aby na czele władzy wykonawczej stała jedna osoba, aby nie przypominała monarchii.
Niektórzy przez cały czas (wielu w rzeczywistości) wierzą, iż amerykańska forma rządu jest przez cały czas najlepsza, a jeżeli pewne rzeczy zostaną zmienione, Stany Zjednoczone przez cały czas będą najwspanialszym krajem na świecie.
Robię dygresję.
Gdziekolwiek jesteś na tym płocie, musisz zgodzić się, iż rzeczy są teraz nieco inne niż to, co wyobrażali sobie ojcowie założyciele.
Dlaczego?
To wymagałoby książki lub kilku, aby się do tego odnieść. Chodzi o to, iż nie możemy już ufać, iż ten system jest obiektywny, współczujący, sprawiedliwy, życzliwy, a nie egoistyczny i destrukcyjny.
W rzeczywistości wydaje się, iż sam system sprzedaje się obcym interesom, a rzeczywista suwerenność narodu jest zagrożona, a to zagrożenie w dużej mierze pochodzi z wewnątrz.
Widzimy to również w przypadku innych narodów, które zasadniczo przekazują swoje suwerenne prawa jako naród takim jak WHO, ONZ, a choćby WEF.
To, co widzimy, przypomina oglądanie filmu science-fiction, w którym źli ludzie odzierają naród ze wszystkiego, co czyni go "reprezentacją ludu" w osobistego, egoistycznego niewolnika niewybieralnych władz.
Co to oznacza?
Cóż, kiedy naprawdę się nad tym zastanowić, nie ma możliwości, aby tego rodzaju globalne przejęcie kiedykolwiek było w najlepszym interesie innych ludzi żyjących na tej planecie.
Nawet gdybyś mógł mieć dobroczynną potęgę światową (co moim zdaniem jest oksymoronem), musiałbyś z natury rządzić bardzo szerokimi pociągnięciami, tj. wszystko, co wdrożyłeś, musiałoby zostać wdrożone dla dobra większości.
To pozostawia sporo osób na zewnątrz.
Setki różnorodnych kultur i miliardy ludzi, którzy je tworzą, musiałyby zostać zredukowane do łatwych do opanowania atrybutów – stając się coraz bardziej do siebie podobnymi.
Jak to brzmi? jeżeli myślałeś "więzienie", wygrywasz nagrodę.
Spójrz na kultury takie jak Korea Północna, a zrozumiesz, co by się działo.
A pozostało gorzej, ponieważ Korea Północna nie zaczynała jako zróżnicowana kultura – w przeciwieństwie do różnorodności całego globu.
A wszystko to przy założeniu, iż ten system światowy jest życzliwy, co z pewnością nie jest.
Oczywiście przedstawiają się jako życzliwi i podobnie jak wszyscy fikcyjni przywódcy zła (a także prawdziwi w historii), mogą choćby wierzyć, iż są życzliwi.
Ale każdy światowy przywódca (światowi) będzie musiał skupić się na zniszczeniu ludzkości, zanim będzie mógł osiągnąć jakąkolwiek kontrolę nad jej mieszkańcami. Taka jest po prostu natura bestii.
Powiem to jeszcze raz: każdy światowy przywódca (światowi) będzie musiał skupić się na zniszczeniu ludzkości, zanim będzie mógł osiągnąć jakąkolwiek kontrolę nad jej mieszkańcami.
Nie ma co do tego wątpliwości.
I oczywiście, w naszych współczesnych czasach, to zniszczenie ludzkości jest nieco bardziej złożone niż dosłowne zmuszanie ludzi do uległości, jak to robili w dawnych czasach.
W tej chwili (i to prawdopodobnie się zmieni) większość psyop jest osiągana albo poprzez kuszenie marchewki, a następnie rządzenie kijem, albo przez strach (najpierw kij, marchewka jako nagroda za uległość).
To jest ta sama gra.