Najkrótsza definicja geopolityki z powodzeniem może być następująca: jest ona narzędziem do rozpoznawania i prognozowania międzypaństwowych relacji. W zasadzie wystarczy.
Trzeba tylko dodać, iż nie jest ona metodą omnipotentną, jedyną, która wyklucza wszystkie inne, a przynajmniej znaczną ich część. Geopolityka zawsze była kwestionowana i kontestowana, zaś w dzisiejszych czasach pogłoski o jej nieprzydatności do czynienia wzmiankowanych ustaleń są i natarczywe, i choćby coraz głośniejsze.
Czy słusznie? Jest w stosunku do niej cały szereg zarzutów, które można spróbować jakoś usystematyzować. Podnosi się między innymi np. taki argument, iż mimo pozornie zracjonalizowanego jej charakteru jest w rzeczywistości narzędziem ideologicznym, podkreślającym, a choćby wręcz opiewającym rolę oraz znaczenie imperiów w dziejach świata. Ma dostarczać argumentów, służących moralnemu usankcjonowaniu panowania państwowych potęg nad całym konglomeratem podmiotów mniejszych. Uzasadnia i przez to również umacnia ich wasalizację.
Zgódźmy się już teraz, iż geopolityczne wywody mogą być tak wykorzystane, ale jednak bardziej, jako ich produkt uboczny, nie zaś jako czynnik sprawczy. Inni z kolei zauważają, iż niektóre pojęcia – głównie te z geografii politycznej i fizycznej – są nadmiernie absolutyzowane, przez to geopolityka jest dożywotnio obciążona balastem skrajnego determinizmu. A przecież w toku dziejów – wywodzą – centra siły o państwowych znamionach powstawały w różnych, niekiedy peryferyjnych i ubocznych miejscach. Co może – jak utrzymują – z dużą łatwością wykazać. Wiele imperiów wyrastało bowiem, bywało iż z bardzo skromnych zaczątków, choćby Ruś Moskiewska (Zaleska), Anglia albo i Prusy. Czy zatem te uwagi, to są miażdżące ciosy wymierzone temu kierunkowi politycznej analizy? Z kolei trzeci zespół sądów ma bardzo współczesne podstawy. Zauważa się bowiem iż rozwój wojskowych technik poszedł tak daleko, iż różne geograficzne uwarunkowania przywoływane przez geopolityków są już marginalne, a choćby nieistotne. System rakiet, satelitów, samolotów tak oplata współczesny świat, iż największe naturalne przeszkody straciły zupełnie na znaczeniu. Przejdźmy teraz do kontrargumentacji. Przede wszystkim spostrzeżenie podstawowe, antropologiczne. Człowiek ma taką nieusuwalną adekwatność, iż myśli przestrzennie. Glob jest dla niego zawsze głęboką płaszczyzną, mającą trzy wymiary. A do ich pokonania, czy przezwyciężenia zawsze niezbędny jest jakiś czas. Nie ważne jak długi. A wojny to także walka z oporem samej przestrzeni. Jest to wciąż najważniejszy czynnik w snuciu strategicznych planów.
Wreszcie aspekt wynikający z rzeźby terenu. Najpierw przytoczmy ten najważniejszy. Są lądy i morza. Czy można sobie wyobrazić, iż na południe od równika zrodzi się kiedyś jakieś imperium. Z tej perspektywy jest to stanowczo niemożliwe. Południowa półkula bytuje niejako na marginesie wielkiej światowej historii. Czasami, co najwyżej sama bywa jej drugorzędnym tłem. Z kolei istotnie góry, moczary i lasy są dziś łatwiejsze do pokonania, ale nie do końca. Zbombardować i owszem można. Są też rakiety, omijające w locie przeszkody wynikające z rzeźby terenu. Klimat i pogoda też są łatwiejsze do ujarzmienia. Jednak wiemy, iż ostatecznie, by osiągnąć trwałe panowanie, ziemia wroga musi poddać się batom naszej armii. Reasumując: geopolityka wciąż ma się dobrze stojąc na pewnych i ugruntowanych podstawach.
Antoni Koniuszewski
fot. public domain
Myśl Polska, nr 47-48 (20-27.11.2022)