Pouczające są gwarancje udzielone Polsce przez Londyn 31 marca 1939 r. Tu chcę przedstawić pewien punkt widzenia, który trochę odbiega od tych sztandarowych.
Trzeba na wstępie zauważyć, iż przebiegli Anglicy nie dawali nam zapewnień co do swojego wojennego zaangażowania dla obrony naszych granic, ale ograniczyli je do państwowej suwerenności. A to nie oznacza tego samego.
W dacie złożenia owego głośnego oświadczenia w tej sprawie, obowiązywała więc następująca wykładnia: gdyby Berlin, po kilku dniach zwycięskiej kampanii, wstrzymał swoje dalsze militarne działania, jednostronnie wezwał Warszawę do negocjacyjnego stołu – gwarancje nie wymagałyby od Wielkiej Brytanii wypowiedzenia Niemcom wojny. Dodać też należy, iż aż do sierpnia 1939 r., ten ogólny akt publiczno – prawny nie został dopełniony uściślającymi je umowami, na przykład o kredycie, czy dostawach uzbrojenia. Anglosasi, swoim zwyczajem, chcieli zachować dla siebie możliwości podejmowania różnych decyzji. Zawsze w duchu ich starej zasady: dbałości o kontynentalną równowagę.
Ich kierownicze kręgi, działając w tym duchu uważały, iż ustępstwa w stosunku do Berlina moją na celu skłonienia Niemiec do wojny z Rosją. By to w ogóle było możliwe wcześniej musiały zniknąć trzy państwa: Austria, Czechosłowacja i Polska. Ta druga ściśle współdziałała z Francją, w ramach tzw. Małej Ententy. Polska zaś miała z Paryżem relacje sojusznicze, ale odrębne. Austrię i Czechosłowację już wymazano z mapy Europy. Pozostała Polska. Oczywiście Anglia to imperium zbyt skomplikowane, by ich przekaz był jednoznaczny i łatwy do odczytania, ale ten kierunek myślenia o kontynentalnej Europie przeważał tam już od I wojny światowej. Przez cały ten gorący czas Niemcy, na wiele sposobów, byli z Brytyjczykami w ustawicznym kontakcie. Obowiązywała dominacja dyplomatycznych działań, których autorem był sam Adolf Hitler. Führer jednak opatrznie różne angielskie meandry przyjął za oznaki słabości. Obniżało to trzeźwość sądów i popychało do nierozważnych kroków. Albion stawiał w zasadzie tylko jeden warunek ograniczający swobodę działania. Czyli na konieczność uzyskiwania różnych nabytków w oparciu o dyplomatyczne ustalenia, nie zaś militarne działania.
Czynniki rządowe w Londynie były bowiem bardzo wyczulone na własną opinię publiczną, która poddawana szczególnej propagandowej presji jeszcze na długo przed 1914r. była mocno antyniemiecka. Na wyspach zaś jesienią 1939 r. mogły odbyć się wybory do Izby Gmin. A to miało dla rządzących konserwatystów niebagatelne znaczenie. Ponadto Niemcy po Monachium bardzo przyśpieszyły. I tak w marcu 1939 r. zlikwidowano Czechy i Morawy, okrojone już w Monachium, a następnie zaczęto bezceremonialnie eskalować swoje oczekiwania wobec Polski.
Jednak trzęsienie ziemi nastąpiło dopiero po podpisaniu paktu Ribbentrop – Mołotow. Dzięki niemu, adekwatnie bez przysłowiowego wystrzału, wielkie połacie Europy Wschodniej przeszły w rosyjskie władanie. Anglicy zostali „wystrychnięci na dudka”, a co najważniejsze – w ich pojęciu – nastąpiło zdecydowane naruszenie wyznaczonej przez nich europejskiej równowagi. W tym momencie „kości zostały rzucone”. Należy dodać, iż porozumienie rosyjsko-niemieckie okazało się sporym sukcesem Kremla, gdyż Niemcy zapłaciły za nie dużą cenę. Już jego wewnętrzny krytyk, Alfred Rosenberg, kontestował je biorąc pod uwagę bliskie jego sercu nadbałtyckiego kraje. Wcześniej Anglicy byli tak ugodowi, iż proponowali choćby Berlinowi odtworzenie kolonialnego imperium. Proponowano im w zamian za utraconą Tanganikę, Kamerun i Afrykę Południowo – Zachodnią oraz belgijskie Kongo.
Antoni Koniuszewski
fot. public domain
Myśl Polska, nr 31-32 (30.07-6.08.2023)