Nie milkną ostre słowa związane z żądaniami ukraińskich władz wobec Polski. Ukraiński rząd nie może pogodzić się z tym, iż Polska stara się dbać o interesy własnych rolników.
Przypomnijmy iż Polska, jak i inne kraje graniczące z Ukrainą wprowadziły zakaz importu produktów rolnych z tego państwa. Dotyczy on pszenicy, kukurydzy, nasion słonecznika i rzepaku. Komisja Europejska nakazała wspomnianym krajom, w tym Rzeczypospolitej zniesienie zakazu do 15 września.
Wprowadzenie zakazu podyktowane jest troską o byt rodzimego rolnictwa, które znacznie cierpiało na pozwoleniu na wwóz taniego ukraińskiego zboża, warto dodać iż przed okresem obowiązywania zakazu na teren Polski wwożono między innymi zboże techniczne, które było fałszywie klasyfikowane jako skierowane do spożycia przez ludzi.
Obecnie rząd Prawa i Sprawiedliwości przynajmniej w warstwie deklaratywnej stara się chronić interesy polskich rolników, należy jednak pamiętać, iż były minister rolnictwa Henryk Kowalczyk pod koniec zeszłego roku, gdy rolnicy protestowali, widząc zagrożenie płynące z niekontrolowanego wwozu ukraińskiego zboża mówił:
Rozumiem lęki i obawy, szczególnie w kontekście przywozu zboża z Ukrainy, bo to był główny powód rozpoczęcia tej akcji protestacyjnej, ale też musimy pamiętać o tym, iż też mamy pewne obowiązki wobec Ukrainy, obowiązki pomocowe.
Obecny minister rolnictwa Robert Telus opowiada się za nie znoszeniem zakazu wwozu ukraińskich produktów rolnych. W tej sprawie prowadzi rozmowy z przedstawicielami innych państw zainteresowanych, przy czym warto dodać, iż strona ukraińska nie pojawiła się mimo zaproszeń na negocjacjach.
Polscy rolnicy od dłuższego czasu domagają się zakazu importu ukraińskich produktów rolnych, tymczasem ukraińscy rolnicy również zorganizowali protesty wymierzone przeciwko Polakom. W czerwcu b.r. Ukraińcy organizowali blokady na przejściach granicznych. Pojawiały się tam takie hasła jak: „Polscy farmerzy skazują ukraińskie wioski i krowy na śmierć”, „U was dotacje, u nas wojna”, „Polska wieprzowino idź do domu”.
W związku z narastającym sporem o przyszłość polskiego rolnictwa pojawiły się utarczki słowne między politykami polskimi a ukraińskimi. Jak powiedział szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz:
Jesteśmy w okresie żniw. Polskie zboże musi zostać zebrane, musi zostać zmagazynowane i dystrybuowane po odpowiedniej, godnej cenie. jeżeli chodzi o Ukrainę, to naprawdę otrzymała dużo wsparcia od Polski. Myślę, iż warto by było, żeby zaczęła doceniać to, jaką rolę przez ostatnie miesiące i lata dla Ukrainy pełniła Polska. Stąd też takie, a nie inne decyzje, jeżeli chodzi o ochronę granic.
Spotkało się to z negatywną reakcją Kijowa. Zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy Andrij Sibiga określił próbę „wytargowania” czegokolwiek od Ukrainy w momencie, gdy prowadzi ona wojnę za „zdradę”. Dodał, jednak iż w jego opinii płynące w obronie polskiego rolnictwa głosy są marginalne, służą tylko politycznym interesom wypowiadających je osób.
W tych wyjątkowych okolicznościach naciski, by Ukraina w ramach wdzięczności dla Polski zaakceptowała zamknięcie swoich granic dla ukraińskich produktów rolnych, jest równoznaczne ze zmuszaniem nas do wyrażenia zgody na eutanazję. Nie ma nic gorszego, niż gdy twój wybawca żąda od ciebie opłaty za ratunek, choćby gdy krwawisz. - powiedział Sibiga.
Zarówno władze w Warszawie, jak i w Kijowie wezwały odpowiednich przedstawicieli drugiego państwa. Po rozmowie z charge d’affaires ukraińskiej ambasady (sam ambasador był w tym czasie nieobecny) wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński stwierdził, że: Wypowiedzi władz ukraińskich miały niewłaściwy, niepotrzebny charakter, były nacechowane złymi emocjami.
Wiceminister Jabłoński dodał, iż Polska dalej będzie wspierała Ukrainę, oczekuje jednak zrozumienia polskich potrzeb i perspektywy.
Wyjątkową ojkofobią wykazał się były minister spraw zagranicznych w rządzie PiS Jacek Czaputowicz. Podczas wywiadu na antenie Polsat News, stwierdził iż Polska prowadzi wobec Ukrainy politykę „hien i szakali”.
Są państwa silne jak lwy, są państwa przebiegłe jak lisy i są państwa jak hieny i szakale. I my prowadzimy taką politykę hien i szakali. Przychodzi na myśl szmalcownictwo polityczne, w jakie się wpiszemy być może niedługo.
Czaputowicz argumentował, iż początkiem sporu polsko-ukraińskiego była wypowiedź Przydacza. Jego zdaniem Ukraińcy wyrażali wdzięcznosć wobec Polski do momentu, w którym Polacy zażądali potępienia Zbrodni Wołyńskiej. Czaputowicz jest zdania, iż bezpieczeństwo Polski zależy od Ukrainy, w związku z tym zdaje się on godzić na jakiekolwiek działania Ukraińców, sprzeczne z polskim interesem narodowym.
Postawa byłego ministra spraw zagranicznych świadczy o polskiej klasie politycznej, człowiek który jeszcze trzy lata temu sterował polską polityką zagraniczną, dziś w momencie kryzysu dyplomatycznego staje po stronie obcego państwa.
Należy zadać pytanie, czy obecne wydarzenia ukażą wreszcie bankructwo irracjonalnej i sprzecznej z podstawowymi założeniami polityki międzynarodowej koncepcji Polski jako „sług narodu ukraińskiego”, czy polska polityka zagraniczna zdobędzie się wreszcie na realizm i samodzielność, czy też pozostanie na etapie zadowalania się tytułem „mocarstwa humanitarnego” i wasalstwem wobec interesów obcych stolic?
Narodowcy.net / kresy.pl / polsatnews.pl