Zdarzenia na Stadionie Narodowym można opisywać w kategoriach zwykłej zadymy, typowej dla takich imprez. Sobotni występ białoruskiego rapera Maxa Korzha doprowadził do bójek na stadionie, nim się jeszcze rozpoczął. Zresztą już poprzedniego dnia na warszawskiej Woli jego fani zakłócali nocny spokój mieszkańcom.
Zarazem ten koncert jest chyba pierwszym tak spektakularnym objawieniem się w Polsce młodzieży ze Wschodu. Rapera przedstawia się jako przeciwnika reżymu Łukaszenki. To, iż śpiewa po rosyjsku, jest typowe dla jego narodu. Ale iż kolejnym krajem, w którym występuje, ma być… Rosja, to już może dziwić.
Kim byli ludzie szalejący na Narodowym? To mogli być zarówno Białorusini, jak Ukraińcy, może choćby Rosjanie. Oni mają już w Warszawie własne knajpy, gdzie ciężko odróżnić jednych od drugich, bo wszyscy mówią po rosyjsku. Do tej pory nie kłuli Polaków w oczy swoją obecnością. Teraz są odbierani jako sprawcy ekscesów, co podsyca niechęć.
Dima z flagą zaszkodził
Niechęć skupia się na Ukraińcach. Najbardziej z powodu incydentu z flagą OUN-UPA, pod którą działali między innymi sprawcy mordów na Polakach na Wołyniu. Ktoś ją rozpostarł i nią powiewał. Początkowo ci, którzy Ukraińców bronią, łudzili się, iż to rosyjska prowokacja. Być może nie jedyna, dopiero co jak na zamówienie Rosji zdewastowano pomnik rzezi wołyńskiej w Domostawie.
Naoczni świadkowie opowiadali, iż wytatuowani młodzieńcy na stadionie skupieni wokół tej flagi przypominali tituszki, czyli bojówkarzy atakujących patriotów na ulicach ukraińskich miast na zlecenie Rosji.
Ale zidentyfikowano tego, który flagą powiewał. To Ukrainiec, tłumaczył do kamery, iż kierował się pobudkami patriotycznymi, a o rzezi wołyńskiej nic nie wiedział. Prawda, nieprawda? Wszystko jest tu możliwe. W każdym razie mało kto zaszkodził bardziej sprawie ukraińskiej u Polaków jak ów mityczny już Dima.
Ukrainka opowiada o hejcie
Ostatnie sondaże sprzed paru miesięcy ujawniły prawie 40 proc. Polaków (według innego badania – 35 proc.), którzy deklarują niechęć do Ukraińców. To o 10 punktów proc. więcej niż w roku 2024 i o 21 punktów proc. więcej niż w roku 2023. Spontaniczna sympatia, także do uchodźców, jakby wyparowała. Jako główny powód napięcia ankietowani wskazują kwestie historyczne, czyli nierozliczony temat Wołynia.
Pojawiają się skargi pojedynczych ludzi ukraińskiej narodowości na to, iż są przedmiotem agresji. W necie popularna stała się relacja Ukrainki Zoriany Vareni. Zaczyna się tak: „Po raz pierwszy od ostatnich trzech lat zaatakowano mnie pod warszawską palmą na Nowym Świecie. Akurat w Kijowie była trudna noc, rozmawiałam z mamą przez telefon, upewniając się, czy wszystko jest w porządku. Mówiłam po ukraińsku. Wtedy starsza pani chwyciła mnie za rękę i powiedziała, iż jestem ruską k…”.
Tych historii przytacza Zoriana więcej – a to ktoś pouczył ją w autobusie, iż „w Polsce mówi się po polsku”. A to ktoś inny nazwał ją „banderówką”.
Czy ta opowieść oddaje stosunek Polaków do Ukraińców? Jest ich mnóstwo, na moim osiedlu kupuję u Ukraińców, strzygę się u nich. Gdy niedawno byłem w szpitalu, salowe czy sanitariusze byli tej narodowości niemal bez wyjątku. Podobnych sytuacji nie zaobserwowałem. Ale kiedy czytam w necie reakcje na tekst Zoriany, zaprzeczanie miesza się z wrogością.
Złe emocje okazują nie tylko ludzie, którzy od początku wojny źle reagowali na Ukraińców, często wyborcy Konfederacji, ale coraz częściej ci, co Ukrainie po wybuchu wojny kibicowali.
Z pewnością echa sporu o pamięć o Wołyniu wraz z aroganckim nastawieniem Kijowa mają tu swoje znaczenie, podobnie jak wrażenie niespecjalnie prostolinijnego stosunku do Polski Wołodymyra Zełenskiego. Szczególnie irytuje to ludzi o poglądach prawicowych, bo na dokładkę Zełenski wybrał Tuska ponad Kaczyńskiego.
Ale jest też zmęczenie obecnością ludzi, którzy nie mówią po polsku, a jest ich dużo. Na pewno jakąś rolę odgrywa ogólny lęk przed zalewem Polski przez imigrantów – dlatego liberałowie obwiniają o to prawicę. Tyle iż niedawno ludzie o konserwatywnych poglądach odróżniali przybyszów z państw Afryki i Azji od „braci-Ukraińców”. Ba, prawicowy prezes NBP Adam Glapiński tłumaczył wyborcom PiS, słusznie, jakie pożytki ekonomiczne ma starzejąca się Polska z obecności ponad miliona przybyszów.
Dziś triumfują ci, którzy przypominają, iż „ostrzegali od początku”. Łukasz Warzecha już zdążył ogłosić, iż od początku wojny bił na alarm: sama obecność tak wielu cudzoziemców miała generować konflikty. Tyle iż redaktor nie odpowiada, co polskie państwo miało wtedy zrobić. Nie wpuszczać tych ludzi do Polski? Selekcjonować? Skądinąd pamiętam wysiłki Warzechy, aby wynajdować jakieś incydenty, w szkołach czy w służbie zdrowia, które by świadczyły, iż Polacy są przez tą masową migrację poszkodowani. Niespecjalnie mu się to udawało.
Osobnym tematem jest wskazywanie młodych Ukraińców, którzy zamiast walczyć, obijają się w Polsce. Sam mam z tym problem. Język mnie świerzbi, aby spytać zaprzyjaźnionego kelnera w ulubionej restauracji, dlaczego mnie obsługuje zamiast walczyć. W związku z awanturami na stadionie ten ton stał się wśród prawicowych Polaków modny.
Janusz Korwin-Mikke zaproponował, aby publiczność koncertu wywieźć na Ukrainę. Niech walczą.
Trzeba tu przypomnieć, iż pobór dotyczy na Ukrainie ludzi powyżej 25 roku życia, więc choćby podstaw prawnych do takiej akcji bym nie widział. Ale jeszcze bardziej drażniące jest manifestowane przy tej okazji poczucie wyższości nie wobec jednostek, a całego narodu, który od ponad trzech lat dzielnie walczy.
Test dla prawicy
Niepokojące, iż od Konfederacji antyukraiński ton zaczyna coraz mocniej przejmować część PiS, partii, która na początku wojny wzięła na siebie i pomoc Ukrainie i uchodźcom. Na stadionowe awantury zareagował najbardziej agresywnie poseł Dariusz Matecki.
Jarosław Kaczyński potrafi się czasem temu przeciwstawić. Przy okazji rocznicy Powstania Warszawskiego rozwścieczył prawicowców, mówiąc, iż to nie Ukraińcy, a Rosjanie kolaborujący z Niemcami mordowali w 1944 roku ludność stolicy. Było w tym historyczne uproszczenie, ale i sporo racji.
Wyborcy mocniej jednak pamiętają pełen irytacji ton kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego, który chciał przesuwać ukraińskich pacjentów na koniec kolejek do lekarzy.
Wyborcy PiS zaczynają powtarzać po Konfederacji, ale i po swoim prezydencie. To zaś uważam to za niebezpieczne, nie tylko z powodu rodzenia się nastrojów pogromowych, które mogą zburzyć spokój w naszym kraju. Bynajmniej nie jestem za wyciszaniem niepokoju z powodu nadmiernej imigracji. Każdy naród ma do takiego niepokoju prawo. Ale Ukraińcy są u nas od dawna, dzięki naszej gościnności. Mamy ją teraz zmieniać we wrogość? Bo ktoś wyjął i powiewał jakąś, choćby i wrogą nam, flagą?
A jest i kontekst dodatkowy. Wrogość wobec Ukraińców musi pociągnąć gotowość do wycofywania swojego wsparcia dla kraju zatrzymującego agresję Rosji – w naszym interesie. Przecież za dwa lata prawica może rządzić Polskę.
Już teraz czeka nas sprawdzian. jeżeli na Alasce prezydent Trump podda interesy Ukrainy interesowi Władimira Putina, jak zachowa się nasza prawica, z Nawrockim na czele? Przecież jest zapatrzona w Trumpa jak w święty obrazek. Być może czeka nas istotny test. Być może, bo oczywiście co zrobi Trump – przewidzieć nie sposób.
Piotr Zaremba
Afera wokół KPO. Żurek w „Gościu Wydarzeń”: To drobiazgPolsat NewsPolsat News
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd? Napisz do nas