Kartka z kalendarza 17.12: GRUDZIEŃ 70 - ZBRODNIA BEZ KARY
KRWAWY GRUDZIEŃ
PODWYŻKA CEN. WYBUCH PROTESTU NA WYBRZEŻU. MASAKRA. STRAJKI W TRÓJMIEŚCIE I SZCZECINIE. PRZEWRÓT PAŁACOWY: UPADEK GOMUŁKI. ROZŁADOWANIE NAPIĘCIA.
W pierwszych dniach grudnia 1970 r. sytuacja gomułkowskiego kierownictwa PZPR była dość szczególna. Z trudem załagodzone walki frakcyjne, fatalny stan rynku, niezadowolenie robotników i mas partyjnych napotykające mur milczenia lub wymijające slogany władz wyższych szczebli, a także niezaspokojenie aspiracji konsumpcyjnych aparatu partyjnego - wszystko to składało się na prawdziwą mieszankę wybuchową zdolną rozsadzić pozornie stabilną machinę partyjno-państwową. Sześćdziesięciopięcioletni Gomułka tracił gwałtownie resztki popularności, gdyż w coraz trudniejszym położeniu powtarzał monotonnie frazesy o potrzebie wyrzeczeń i uczciwej pracy. Sam zresztą prawdopodobnie mało orientował się w nastrojach ludności, otoczony szczelnie gronem manipulatorów, którzy dla własnej korzyści podsuwali mu mylne nieraz doniesienia i nie dopuszczali żadnych złych wiadomości, których, notabene, Gomułka nie znosił i na które reagował wybuchami furii. Gomułka sądził być może, iż układ z RFN przysporzy mu popularności. Tymczasem gdy po raz ostatni pojawił się w TV podczas uroczystości podpisania układu o normalizacji stosunków z Bonn, jego dni były policzone, gdyż sukcesem tym chciał osłodzić społeczeństwu przygotowywaną podwyżkę cen.
12 XII 1970 r. Rada Ministrów podjęła decyzję, ogłoszoną nazajutrz w niedzielę w środkach masowego przekazu. „Regulacja cen" objąć miała obniżkę cen mydła, radioodbiorników, pralek, lodówek i niektórych innych artykułów przemysłowych, natomiast wzrosnąć miały ceny 45 grup artykułów, głównie spożywczych. Ceny mięsa podniesiono przeciętnie o 18%, mąki - o 17%, makaronu - o 15%, ryb - o 12%, węgla - o 10%, a koksu - o 12%. Podwyższono również ceny materiałów budowlanych, na przykład drewna o 20% i cegły o 37%, a także wyrobów włókienniczych i wielu innych towarów. Propaganda przedstawiła podwyżki jako niewinną „regulację", próbując ukryć jej wpływ na obniżenie stopy życiowej społeczeństwa.
Kierownictwo gomułkowskie nie spodziewało się prawdopodobnie ostrzejszej reakcji mas. 14 XII 1970 r. zebrało się w Warszawie VI plenum KC PZPR, by zatwierdzić informację o układzie z RFN oraz omówić sytuację ekonomiczną i zadania na następny rok. Gomułka wygłosił przemówienie, w którym w somnambulicznym tonie bronił podjętych decyzji cenowych. Rozwodził się o przechodzeniu „starego etapu" rozwoju gospodarczego w etap „nowy", o „kompleksowym charakterze" polityki ekonomicznej partii i rządu, o „pomyślnej realizacji zadań" oraz konieczności „zmiany cen detalicznych", która, jego zdaniem, nie pociągnęła „głębokich przeobrażeń w strukturze spożycia". W podobnym duchu przemawiał też Jaszczuk.35 Natomiast z poważnymi zaburzeniami liczyły się prawdopodobnie grupy partyjno-policyjnego aparatu wyższych szczebli, skupione głównie wokół Moczara i Gierka. To prawdopodobnie na polecenie jednego z nich oddziały MO i funkcjonariusze SB czynili przygotowania do przejęcia inicjatywy w momencie społecznego wybuchu.
Gdańsk - stoczniowcy przed gmachem dyrekcji Stoczni Gdańskiej im. Lenina, 14.12.1970 r.
Tego samego dnia rano, w poniedziałek 14 XII w Stoczni Gdańskiej rozpoczął się masowy ruch protestu. Około 3 tys. robotników zebrało się początkowo przed gmachem dyrekcji zakładu. Samorzutnie wyłoniono rzeczników załogi. Sformułowano pierwsze, głównie ekonomiczne postulaty. Mówiono o konieczności rekompensaty za podwyżkę oraz o fasadowości związków zawodowych, które w tej sprawie nic nie zrobiły. Następnie, wobec braku reakcji dyrekcji, masy demonstrantów ruszyły zwartym pochodem pod gmach KW w Gdańsku. Ponieważ I sekretarz KW Alojzy Karkoszka był na plenum KC w Warszawie, a perswazje jego zastępcy Zenona Jundziłła okazały się chybione, manifestanci, zasilani przez robotników z innych zakładów, umówili się na powtórny wiec przed KW po południu. Ulice pełne były ludzi, ściągających zewsząd, tym bardziej iż wysłannicy demonstrantów zachęcali do wspólnej akcji w dotychczas biernych zakładach. Nie udało się jedynie namówić do wiecu studentów Politechniki Gdańskiej. O godzinie 15.00 manifestujący robotnicy zażądali w rozgłośni gdańskiej Polskiego Radia umożliwienia przekazania swojego apelu do pracowników w całym kraju. Bezskutecznie. W tym czasie koło wiaduktu Błędnik doszło do pierwszego starcia manifestantów z MO, której niewielka grupa została rozproszona.
0 16.00 rozpoczął się szturm gmachu KW, w którym wybito szyby i spalono drukarnię. Do akcji ruszyły większe oddziały MO i wojska, używając petard i gazów łzawiących. Tu i ówdzie jacyś cywile systematycznie rozbijali szyby sklepowe i grabili towary. Starcia w Gdańsku trwały do późnego wieczora, głównie pod KW, przy Dworcu Głównym i Wałach Piastowskich. Padły pierwsze ofiary, było wielu rannych i aresztowanych. O wyprowadzeniu wojska z koszar gdańskich zadecydował premier Cyrankiewicz.
Wieczorem w TV gdańskiej przewodniczący Prezydium WRN Tadeusz Bejm apelował o rozwagę i „pomoc społeczeństwa w wyizolowaniu grup niszczycieli". niedługo do Gdańska przybył też I sekretarz KW Karkoszka, który wraz z wicepremierem Kociołkiem utworzył lokalny sztab do walki z demonstrantami. W nocy przyjechali też z Warszawy Kliszko z Logą-Sowińskim i gen. Korczyńskim, delegowani przez Gomułkę. Utworzyli oni konkurencyjny sztab, w którym znaleźli się Dowódca Okręgu Pomorskiego WP gen. Józef Kamiński, dowódca marynarki wojennej kadm. Ludwik Janczyszyn oraz dowódcy MO i SB. Trójmiasto, a niedługo także Szczecin objęto blokadą telekomunikacyjną. Odtąd wydarzenia rozwijały się pod wpływem kilku czynników. Demonstranci w gniewny, ale początkowo pokojowy sposób wyrażali sprzeciw wobec podwyżki i polityki władz, siły policyjne zaś tłumiły rozruchy na polecenie kierownictwa gomułkowskiego bądź też prowokowały je z inspiracji moczarowców lub gierkowców.
15 XII od rana do strajku przystąpiła gdyńska Stocznia im. Komuny Paryskiej, gdzie jednym z przywódców strajku wybrano Edmunda Hulsza. Spontanicznie wyłoniony komitet strajkowy wysunął 9 postulatów; między innymi żądano cofnięcia podwyżki, sprawiedliwego podziału premii i wyrównania dla najmniej zarabiających, a także - wolności prasy i religii. Delegacja strajkujących została przyjęta przez przewodniczącego MRN Jana Mariańskiego, który straszył interwencją radziecką, ale ostatecznie uznał zasadność postulatów strajkowych. Lokalne porozumienie wywołało aplauz. Demonstracja przeszła przez Gdynię z flagami; ludzie żegnali się i rzucali kwiaty. W „Dalmorze" wybrano gdyński komitet strajkowy, który zgodnie z umową zajął miejsce w Młodzieżowym Domu Kultury przy ulicy Polskiej. W nocy z wtorku na środę cały komitet aresztowano. MO w bestialski sposób skatowała jego członków i osadziła w więzieniu w Wejherowie.
Gdańsk - demonstrujący robotnicy przed Dworcem Głównym, 15.12.1970 r.
W tym samym czasie w Gdańsku strajk rozpoczęły załogi Stoczni im. Lenina, Stoczni Północnej i Gdańskiej Stoczni Remontowej, Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego oraz niektórych innych zakładów. Samorzutnie wyłaniano robotnicze komitety strajkowe, zgłaszano postulaty cofnięcia podwyżek i poprawy warunków pracy. O 7.30 demonstracja uformowała się pod budynkiem Komendy Wojewódzkiej MO, gdzie wywiązały się ostre starcia ze specjalnymi oddziałami bojowymi policji. Tłum, liczący około 10 tys. osób, obiegł też ponownie gmach KW. Walki z MO toczyły się koło Dworca, gdzie podpalono kilka samochodów milicyjnych. niedługo potem podpalono także budynek KW. Po ostrzegawczej salwie przebranej w mundury wojskowe policji rozległy się szydercze śmiechy manifestantów. Rozpoczęła się ewakuacja siedziby komitetu partyjnego. Pracownicy KW wyskakiwali przez okna; podjęto też nieudane próby wyzwolenia oblężonych funkcjonariuszy helikopterem. Dopiero kolejny atak MO umożliwił zakończenie ewakuacji. Gmach KW został spalony. W całym mieście toczyły się starcia demonstrantów z milicją. Przeciw pałkom, petardom i gazom łzawiącym leciały kamienie. Przed Dworcem Głównym rozbrojono kolumnę transporterów WP. Padły znów ofiary. Aresztowanych katowano w milicyjnych „sukach".
15 XII rano na posiedzeniu ścisłego kierownictwa partyjnego z Gomułką na czele zapadła decyzja zezwalająca na użycie broni dla stłumienia demonstracji na Wybrzeżu. Decyzję podjął Gomułka w obecności przewodniczącego Rady Państwa Spychalskiego i premiera Cyrankiewicza, przez co uzyskała ona moc państwową. Obecny przy tym gen. Jaruzelski nie protestował, uważając, iż w Polsce rządzi i tak partia, a nie władze państwowe.Posiadając raporty o sytuacji na Wybrzeżu, kierownictwo gomułkowskie musiało więc mieć świadomość, iż decyduje się na masowy rozlew krwi, a nie rozwiązanie polityczne. O 18.00 władze wprowadziły w Trójmieście „godzinę milicyjną". W specjalnym programie TV Kociołek uzasadnił „akcję sił porządkowych" koniecznością „przywrócenia normalnego życia". Jednocześnie sztab Kliszki podjął decyzję o obsadzeniu całego Trójmiasta wojskiem.
Tymczasem okazywało się, iż nie wszyscy główni aktorzy politycznej sceny PRL wykonują polecenia Gomułki, a choćby iż prowadzą własną grę. Niejasna jest rola, jaką odgrywał w wydarzeniach Moczar, który prawdopodobnie wydawał polecenia MO. Gen. Korczyński mógł wykonywać polecenia Gomułki, ale nie do końca jasne jest jego współdziałanie z Moczarem. Gierek przebywał na Śląsku, ale czujnie obserwował przebieg wydarzeń i prawdopodobnie częściowo nimi sterował. Komendant Główny MO gen. Tadeusz Pietrzak, związany z Moczarem, nie chciał przyjmować rozkazów od Kliszki, tylko od ministra Świtały. Zapytany 16 XII przez Gomułkę, jak zachowa się wojsko, gen. Jaruzelski odparł wymijająco, iż „armia wypełni swój obowiązek". Gomułka zauważył, iż sytuacja wymyka mu się z rąk. Zwrócił się więc o pomoc do Kremla. Nie wiadomo przy tym, na co liczył; „pomoc" Armii Czerwonej mogła sparaliżować opór społeczeństwa, mogła jednak doprowadzić do nieobliczalnych w skutkach walk, gdyby część żołnierzy WP zwróciła się przeciw Rosjanom.
Rano 16 XII wojsko obsadziło główne drogi i budynki publiczne w Trójmieście. Nie uspokoiło to jednak nastrojów. W Stoczni Gdańskiej 3/4 załogi wiecowało domagając się od dyrekcji odpowiedzi na robotnicze postulaty. Gdy grupa demonstrantów wyszła za bramę, z czołgów padły strzały. Zginęły 2 osoby, a 11 było rannych. Wiec strajkowy zorganizowano w ZNTK i Porcie. Żądano podwyżki płac o 30% i gwarancji poprawy warunków mieszkaniowych. O 9.00 Stocznia im. Lenina uchwaliła rozpoczęcie strajku okupacyjnego. Komitet strajkowy powołał specjalną straż robotniczą. Po południu strajk okupacyjny ogłosiła też Gdańska Stocznia Remontowa i Stocznia Północna. Postulaty strajkowe obejmowały ukaranie winnych złego stanu gospodarki, podwyżkę płac i usunięcie wojska z Trójmiasta. Spotkanie delegacji robotniczej z dwoma członkami KW okazało się bezowocne. Władze nie zamierzały ustąpić. Doszło też do walk koło budynku telewizji gdańskiej, gdzie padły dalsze liczne ofiary. W Gdyni strajkowano w Stoczni im. Komuny Paryskiej i Porcie. Żądania obejmowały przede wszystkim zwolnienie aresztowanych przywódców strajku. Ponieważ władze nie reagowały, na ulicach znów nasiliły się demonstracje. Próbowano podpalić komitet miejski PZPR. O 20.00 Zjednoczenie Przemysłu Okręgowego przekazało do gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej telefonogram o przerwaniu pracy w dniu następnym. Do Stoczni Gdańskiej weszło wojsko. W tym samym czasie zajścia uliczne objęły także Słupsk i Elbląg, gdzie demonstranci zaatakowali komitet PZPR. Wieczorem przed kamerami gdańskiej TV Kociołek ponownie apelował o spokój i powrót do normalnej pracy. Było to sprzeczne z odezwą Zjednoczenia.
Rankiem 17 XII tysiące ludzi zmierzały, zgodnie z odezwą Kociołka, w stronę zakładów pracy, ale w celu podjęcia strajków okupacyjnych. Wiadukt koło stacji Gdynia-Stocznia okazał się obstawiony wojskiem. Ludziom kazano się nagle rozejść i bez ostrzeżenia wojsko otworzyło do nich ogień. W masakrze zginęło kilkadziesiąt osób, w tym kobiety w ciąży. Nadjeżdżały ciągle nowe pociągi, z których wysiadali pracownicy zmierzający do Stoczni. Widząc, co się stało, około 5 tys. ludzi starło się z uzbrojonymi po zęby oddziałami MO i wojska. Z lokomotywy pobrano ropę, przy której pomocy atakowano wozy bojowe WP. Walki trwały ponad dwie godziny. Padło wielu dalszych rannych i zabitych. Wojsko i milicja strzelały w tłumy zebrane na peronach, z hal Dworca Gdynia-Osobowa patrole milicyjne wyciągały młodszych mężczyzn i biły ich do nieprzytomności. Jedna z grup robotników przedostała się do śródmieścia Gdyni niosąc na drzwiach zwłoki młodego mężczyzny, owinięte biało-czerwona flagą - symbol tragedii. Strzelanina trwała też przed Komendą MO i Prezydium MRN w Gdyni. Ostrzelanie spokojnie idących do pracy robotników na wiadukcie gdyńskim było aktem ludobójczym, wykonanym z zimną krwią na rozkaz kogoś z partyjnej „góry", by zapobiec przekształceniu się demonstracji w strajki okupacyjne, a także by przelana krew uczyniła sytuację Gomułki bez wyjścia. Kim był rozkazodawca - do dziś dokładnie nie wiadomo. Szczególną zajadłość wobec demonstrantów przejawiał Kliszko, oddziałami WP stacjonującymi w Trójmieście dowodził gen. Korczyński, który osobiście brał udział w niektórych akcjach pacyfikacyjnych,
0 prowokację zaś podejrzewano Kociołka. Kulisy sprawy pozostają do końca nie wyjaśnione.
W tym samym czasie w Stoczni Szczecińskiej im. Warskiego zebrani na wiecu robotnicy wysłali swych przedstawicieli do I sekretarza KW Antoniego Walaszka. Powszechnie nienawidzony za arogancję i wystawny tryb życia bonza partyjny odmówił przybycia na zebranie z robotnikami i rozkazał otoczyć Stocznię kordonem MO. Dowiedziawszy się o tym załoga Stoczni uchwaliła postulaty, obejmujące między innymi żądanie powołania niezależnych od władz związków zawodowych, podwyżki płac, obniżki cen, zwolnienia aresztowanych oraz „nieszargania honoru wojskowego" przez przebieranie się milicji w mundury WP. Sformowano pochód, który zaraz po wyjściu ze Stoczni zaatakowany został pałkami przez milicję. Robotnicy cofnęli się, ale nie rezygnując z dotarcia pod gmach KW wyszli ponownie uzbrojeni w metalowe rury. MO otworzyła ogień zabijając i raniąc wiele osób. Demonstranci nie ustąpili jednak i będąc w większości natarli z taką siłą, iż kordony milicyjne pękły. Parę wozów MO stanęło w płomieniach, a pochód dotarł w końcu pod KW Przerażeni dygnitarze partyjni z samym Walaszkiem na czele uciekli do pobliskiej Komendy MO. Jeden z sekretarzy KW, Łochowicz, w panice wyskoczył z okna i złamał nogę, jednak demonstranci nie tknęli go i pozwolili rannego zabrać na pogotowie. Gmach KW został spalony, podobnie jak willa Walaszka.
Wojsko początkowo biernie przyglądało się w Szczecinie rozwijającym się wydarzeniom. Kiedy rozchodzący się tłum został ponownie zaatakowany przez milicję od strony Komendy MO, demonstranci znów przeszli do natarcia oblegając budynek Komendy. Część manifestantów podpaliła budynki pomocnicze, a inna grupa wyważyła wrota gmachu głównego. Posypały się stamtąd strzały. Padli zabici i ranni. Do zdobycia Komendy nie doszło ponieważ do akcji włączyły się jednostki WP ściągnięte spoza Szczecina. Gdy minęło bezpośrednie zagrożenie „władzy ludowej", milicja rozpoczęła pacyfikację miasta. Większych grup rozchodzących się demonstrantów unikała, ale łapała i katowała pojedynczych przechodniów. Setki osób pobito bestialsko i osadzono w więzieniach. Akcją w Szczecinie dowodził minister spraw wewnętrznych gen. Ryszard Matejewski.
17 XII 1970 r. strajkował elbląski „Zamech", rejon I portu w Gdańsku, ZNTK, „Unimor", Gdańskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego i inne zakłady Trójmiasta. W wieczornym dzienniku telewizyjnym ogłoszono uchwałę Rady Ministrów potwierdzającą zobowiązanie „organów ścigania" do podejmowania „odpowiednich" kroków w celu przywrócenia „porządku", w tym „wszystkich prawnie dostępnych środków przymusu włącznie do użycia broni przeciwko osobom dopuszczającym się zamachów na życie i zdrowie obywateli, grabieży i niszczenia mienia oraz urządzeń publicznych". O 20.00 przemówił premier Cyrankiewicz. Rozprawiał wiele o „nadrzędnym interesie państwowym", zauważył, iż niektórych ludzi „porwały emocje", wykorzystane przez „elementy anarchistyczne, chuligańskie i kryminalne" oraz przez „wrogów socjalizmu" i „wrogów Polski". Załamywał ręce nad zniszczeniami i grabieżą, dokonywaną, notabene, w dużej mierze przez cywilnych funkcjonariuszy SB, a także nad tym, iż wydarzenia stały się „żerowiskiem dla wrogów Polski Ludowej". W potokach propagandowej demagogii o roli „klasy robotniczej", która „pod przewodem swej partii" wydobyła Polskę z „mroku okupacji hitlerowskiej", Cyrankiewicz wzywał dość dwuznacznie: „Odrzućcie od siebie prowokatorów, nie dawajcie posłuchu awanturnikom". W podobnym duchu utrzymane były też pierwsze komunikaty oficjalne w prasie centralnej, które ukazały się 17 XII, po trzech dniach starć na Wybrzeżu.
W piątek 18 XII strajkowały: port i stocznia w Gdyni, stocznie, I i II rejon portu, ZNTK i inne zakłady Gdańska. Nie pracowały: „Zamech" i Zakłady Przemysłu Drzewnego w Elblągu, gdzie pod wieczór doszło do krwawych starć przed komitetem PZPR i od strzałów milicji i wojska padli znów zabici. Jedyną władzą w Szczecinie stał się Komitet Strajkowy Stoczni z członkiem partii Mieczysławem Dopierałą na czele. W skład tego komitetu weszli także przedstawiciele wielu strajkujących zakładów miasta. Sztab wojskowo-milicyjny z generałami Tuczapskim i Matejewskim na czele planował złamanie strajku siłą przy pomocy wojsk dywersyjno-desantowych. Robotnicy szykowali się do odparcia szturmu.
Sytuacja w Szczecinie była skrajnie napięta, ale do dalszych walk na razie nie dochodziło.
Obradujące z niewielkimi przerwami Biuro Polityczne zaczęło się dzielić. O ile użycie siły w pierwszym momencie zotało zaakceptowane z różnych pobudek przez wszystkich członków BP, o tyle teraz, gdy padły już dziesiątki ofiar, kontrola nad aparatem przemocy znajdowała się raczej w rękach Moczara i Gierka niż Gomułki, a dalsze wprowadzenie do akcji wojska groziło nieobliczalnymi konsekwencjami wobec zdarzających się wypadków odmawiania wykonywania rozkazów, kierownicze gremium PZPR uległo podziałowi. Już 18 XII okazało się, iż większość członków BP opowiada się za politycznym rozwiązaniem konfliktu. Koszty wydarzeń w tym przypadku musiałby zapłacić Gomułka i jego ludzie. Szef PZPR znalazł się w mniejszości ze swoimi tezami o konieczności zdławienia „kontrrewolucji". Gdy ponadto otrzymał z Moskwy wiadomość, iż problem należy załatwić wewnętrznymi siłami władz PRL, znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Nie bez znaczenia był także fakt, iż obrady Biura Politycznego „ubezpieczały" oddziały Biura Ochrony Rządu pod dowództwem płk Henryka Piotrowskiego, który znajdował się w pełnej dyspozycji Moczara. Presja okoliczności wywołała u Gomułki atak nadciśnienia, w rezultacie czego odwiedziono go do rządowej kliniki.
Biuro Polityczne obradowało przez cały czas pod kierownictwem Cyrankiewicza. 19 XII wczesnym popołudniem gen. Jaruzelski poinformował Biuro Polityczne, iż polecił zawiesić rozkaz strzelania do demonstrantów. Tejchma wysunął propozycję powołania Gierka na I sekretarza. Wniosek ten zdobył poparcie Jaroszewicza, Olszowskiego, Starewicza, Kociołka i Moczara. Oponował Strzelecki. Gierek przybył do Warszawy ze Śląska, gdzie czuwał, by jego „klasa robotnicza" poparła go przez „spokojną pracę". Komentarze prasowe były już bardziej oględne. Nie potępiały „winowajców" zajść; apelowały raczej o spokój i rozwagę. Wojsko opuściło Stocznię Gdańską, trwał strajk w Szczecinie, ale milicja przestała prowadzić akcje zaczepne. Panował nastrój wyczekiwania. W komunikacie PAP z 19 XII pojawił się wieloznaczny komentarz o tym, iż „rozsądek był szczególnie potrzebny rankiem 17 b. m. w Gdyni". Choć nie wszyscy w Polsce wiedzieli jeszcze, iż zdanie to kryje w sobie informację o bestialskiej masakrze, dla wtajemniczonych w gry na najwyższym szczeblu władzy PRL stawało się jasne, iż dokonuje się przewrót pałacowy, a „brak rozsądku" zaczynano przypisywać Gomułce.
Nazajutrz, w niedzielę 20 XII Biuro Politycznie uzgodniło ostatecznie kandydaturę Gierka na nowego I sekretarza KC. Na czele PZPR stanął więc człowiek, który symbolizować miał nowy etap komunizmu w Polsce. W młodości górnik w Belgii, do 1944 r. nie miał większej styczności z ruchem komunistycznym i w ogóle z polityką. W 1948 r. repatriował się do Polski, gdzie mimo braku wykształcenia i zdolności umysłowych zrobił błyskawiczną karierę partyjną. Motorem awansu Gierka było bezwzględne posłuszeństwo wobec stalinowskich mocodawców z Sekretariatu KC oraz mistrzostwo w rozgrywkach personalnych na Śląsku i w Warszawie.
20 XII rano wiadomość o odsunięciu dotarła do Gomułki w klinice na ul. Emilii Plater. O 9.30 wpadł on do sali, w której obradowało Biuro Polityczne, i w gwałtownych słowach zbeształ za spiskowanie za jego plecami. Groteskową, mimo całej tragedii scenę zakończyli lekarze, którzy udawszy się za byłym szefem partii oświadczyli zgromadzonej wierchuszce PZPR, iż jeżeli Gomułka nie wróci natychmiast do szpitala, nie ręczą za jego zdrowie ani czyny. Wysłani przez BP do kliniki Kliszko i Cyrankiewicz uzyskali wreszcie od Gomułki rezygnację na piśmie. Gdy powrócili na salę obrad Biura, usłyszeli, iż zmiany muszą objąć także Strzeleckiego, Spychalskiego, Jaszczuka i samego Kliszkę, jako ludzi najbliżej związanych z Gomułką.
Jednocześnie zwołano w trybie nadzwyczajnym plenum KC Ponieważ mimo alarmowej sytuacji i polecenia, by korzystać z najszybszych możliwości komunikacyjnych, zgromadzenie w stolicy około stu osób z całej Polski musiało potrwać, VII plenum zebrało się ostatecznie o 16.00. Informację o sytuacji w kraju, przygotowaną przez Jagielskiego, Olszowskiego, Starewicza i Szydlaka, przedstawił Kociołek. Cyrankiewicz zaproponował w imieniu Biura Politycznego Gierka na I sekretarza. Wniosek przyjęto przez aklamację. Mimo iż Rumiński proponował dyskusję, na wniosek Gierka KC uznał, iż nie czas na debaty. Obrady trwały dwie godziny. Całe odium za kryzys spadło na Gomułkę i jego czterech współpracowników. Na miejsce usuniętych do BP powołano Jaroszewicza, Moczara i Szydlaka, którzy byli dotąd zastępcami członków BP, a także dotychczasowego kierownika Wydziału Organizacyjnego KC, związanego z Gierkiem Edwarda Babiucha i moczarowca Olszowskiego. Na zastępców członków BP dokooptowano Jabłońskiego, gen. Jaruzelskiego i Kępę. Do Sekretariatu KC weszli jako nowi członkowie: Gierek jako I sekretarz, a także Babiuch, Barcikowski i Kociołek. W nowym kierownictwie dominowały trzy główne grupy funkcjonariuszy: uważani za gierkowców Babiuch, Barcikowski, Jabłoński, Jagielski, Szydlak i Tejchma, zwolennicy Moczara - Kępa, Kociołek i Olszowski, a także trzecia grupa, złożona z niezależnych bonzów posiadających własne oparcie na Kremlu, jak Jaroszewicz, Jaruzelski, czy niedobitków gomułkowskich, jak Cyrankiewicz, Jędrychowski i Loga-Sowiński. Był to układ nader nietrwały.
Plenum zakończyło się o 18.00, by dać Gierkowi choć trochę czasu w przygotowanie przemówienia dla Dziennika TV. Mowa telewizyjna Gierka skierowana była nie tylko do partyjnej „wierchuszki", ale do zdezorientowanych mas członkowskich PZPR i całego społeczeństwa. „Zginęli ludzie - powiedział nowy szef partii - wszyscy przeżywamy tę tragedię. Nie mogą nie cisnąć się na usta pytania: dlaczego doszło do tego nieszczęścia? [...] Jest naszym obowiązkiem - kierownictwa partii i rządu - udzielić partii i narodowi pełnej odpowiedzi na te pytania". Gierek dostrzegł u podłoża sytuacji przyczyny obiektywne oraz takie, które wynikły z „nie przemyślanych koncepcji w polityce gospodarczej". Stwierdził, iż partii „nie wolno utracić wspólnego języka z ludźmi pracy". Zapowiedział rozpatrzenie możliwości poprawy położenia materialnego najniżej uposażonych oraz zmiany założeń planu pięcioletniego na lata 1971-1975. Pochwalił robotników, którzy nie strajkowali za „dyscyplinę społeczną", a tym, którzy „dali się ponieść emocjom", wybaczył łaskawie „postępowanie brzemienne w wielkie niebezpieczeństwa dla kraju". Według Gierka to nie robotniczy protest, ale działania „wrogów socjalizmu" i żywiołów przestępczych musiały się spotkać ze zdecydowanym odporem sił „obrony porządku". Na zakończenie jeszcze raz apelował o spokój, porządek i „jedność całego narodu".
W wystąpieniu Gierka z 20 XII 1970 r. zastanawiać musiała płytkość analizy przyczyn kryzysu i gołosłowność obietnic. Nowy szef partii ogólnikowo odciął się od błędów poprzedniego kierownictwa, którego członkiem był przecież, przeszedł do porządku dziennego nad masakrą robotników, usprawiedliwił adekwatnie działania milicji i wojska, a jedynie obiecał poprawę bytu materialnego mas. Przemówienie Gierka zrobiło jednak na ogół dobre wrażenie. Społeczeństwo w głębi kraju, zaintrygowane wydarzeniami na Wybrzeżu, ale ciągle nie znające ich krwawego przebiegu, wydawało się zaspokojone zmianą ekipy i nowym, jakby bardziej realistycznym stylem Gierka. Partyjne masy uznały, iż zapowiedzi poprawy sytuacji materialnej, jakie padły z ust szefa PZPR ze stosunkowo dobrze zagospodarowanego Górnego Śląska, stanowią podstawę nadziei na lepszą przyszłość. Wstrząs był zresztą zbyt nagły, by wyartykułowano w samej partii bardziej gruntowne żądania.
Nieco inaczej było na Wybrzeżu. Strajki w zakładach Trójmiasta zostały zakończone. Wśród robotników panował nastrój żałoby i przygnębienia, ale czekano na ogół na to, iż nowe kierownictwo naprawi choć część krzywd. W Szczecinie komitet strajkowy wykazywał bezczynność, toteż już po 20 XII powstał nowy, bardziej radykalny komitet z bezpartyjnym Edmundem Bałuką na czele. Gdy do miasta przybył minister Franciszek Kaim, na rozmowy stawiły się oba przedstawicielstwa robotnicze, co ułatwiało stronie rządowej spacyfikować sytuację. Za cenę obietnic delegaci strajkujących robotników zgodzili się przerwać strajk na okres świąt Bożego Narodzenia. Po świętach, które w całej Polsce obchodzono w nastroju smutku i niepewnych nadziei, nigdy nie odwołany strajk szczeciński faktycznie uległ zakończeniu. Maksymalne postulaty powołania wolnych związków zawodowych uznano na ogół za mało realne, podobnie jak żądania ograniczenia cenzury oraz wolności prasy i religii, toteż załogi przyjęły obietnice władz za dobrą monetę. Uspokojeni także kazaniem prymasa Wyszyńskiego z 20 XII i umiarkowaną postawą księży, którzy przestrzegali przed dalszym rozlewem krwi, robotnicy mieli zresztą i pewne podstawy do satysfakcji. Oto ich bunt obalił Gomułkę. Po raz pierwszy w krajach komunistycznych masy doprowadziły do zmiany rządzącej ekipy. 25 XII kardynał Wyszyński ponownie wezwał z katedry Św. Jana w Warszawie do spokoju, kierując słowa pociechy i współczucia do „współbraci trudnej i ciężkiej pracy, którzy straciliście swoich towarzyszy trudu".
Obietnice władz były od początku z gruntu fałszywe. Dla ukrycia rozmiarów masakry na Wybrzeżu ciała ofiar, pakowane w plastikowe worki, chowano potajemnie, nocą, pod nadzorem specjalnych komisji MSW w zbiorowych grobach na cmentarzu witomińskim, w Sprzęgawsku i innych miejscach. Wobec tego iż władze przyznały się oficjalnie do 36, a później 45 ofiar śmiertelnych, tylko taką ilość zwłok wydano rodzinom. Dokładna liczba zabitych przez milicję i wojsko demonstrantów na Wybrzeżu nie jest znana. Podane przez władze liczby - 45 zabitych, 1 165 rannych i 2 898 aresztowanych - były z pewnością zaniżone. Istnieją doniesienia o 147 ofiarach śmiertelnych w samym Szczecinie, a ogólną liczbę zabitych ocenia się na około 800 osób. Szczególną wymowę ma także fakt, iż w czasie gdy władze zwalniały aresztowanych i zapowiadały nowe, lepsze czasy, oficerom MSW dowodzącym akcją pacyfikacyjną na Wybrzeżu wypłacano nadzwyczajne premie za ich działania.
Zamieszanie na najwyższym piętrze komunistycznej władzy ustawało. 21 XII nowa czołówka partyjna: Gierek, Babiuch i Tejchma spotkali się z kierownictwem ZSL z Czesławem Wycechem oraz SD z Zygmuntem Moskwą na czele, by potwierdzić, iż poza retuszami personalnymi wszystko w systemie władzy ma pozostać po staremu. Jednocześnie nadeszła oficjalna depesza gratulacyjna dla Gierka z Moskwy. Breżniew uznał i pochwalił nowego szefa PZPR nie wspominając ani słowem o wydarzeniach na Wybrzeżu. Komentarze prasowe wyrażały „ulgę" po VII plenum KC, podkreślały szanse „przełamania kryzysu" zaufania między kierownictwem partyjnym a społeczeństwem. Prawi ono wiele o konieczności „spojrzenia w przyszłość" i „rozwinięcia dialogu", a komentarze tego rodzaju podpisywali często dziennikarze znani z czarnosecinnych wystąpień w marcu 1968 r. 22 XII Rada Ministrów uchyliła ustawę z 17 XII o możliwości użycia broni przeciw demonstrantom.
23 XII zebrał się Sejm PRL, by wysłuchać przemówienia Gierka o „odbudowie więzi wzajemnego zaufania" oraz by zatwierdzić zmiany personalne. Z funkcji przewodniczącego Rady Państwa usunięto Spychalskiego, a premierem przestał być Cyrankiewicz. O ile dla pierwszego odstawka była całkowita, drugiego wycofano na stanowisko opróżnione przez Spychalskiego. Nowy premier Jaroszewicz podziękował choćby Cyrankiewiczowi za „długoletnią, pełną zaangażowania pracę". Wobec powołania Kociołka na sekretarza KC zrezygnował on z funkcji wicepremiera, a nowymi zastępcami szefa rządu zostali Franciszek Kaim i Jan Mitręga. Wraz z nowymi ministrami przemysłu maszynowego Tadeuszem Wrzaszczykiem i przemysłu ciężkiego Włodzimierzem Lejczakiem stanowili oni grupę zaufanych współpracowników Gierka. Nowy premier Jaroszewicz wygłosił dość rzeczowe przemówienie o kierunkach najbliższych prac rządu, po czym Sejm partyjnych mianowańców udzielił Radzie Ministrów, odpowiedzialnej przecież za masakrę na Wybrzeżu, absolutorium.
„Zaufanie się odradza", donosiła prasa akcentując „dobrodziejstwa" nowej ekipy: 7 mld zł przeznaczono na poprawę sytuacji materialnej rodzin najuboższych, 29 XII Biuro Polityczne podniosło najniższe płace, a minister handlu zagranicznego Janusz Burakiewicz podpisał umowę handlową z ZSRR obejmującą rozszerzenie dostaw radzieckich dla Polski w 1971 r. Obiecano też zamrozić ceny na najbliższe lata. Władzom, w których grudzień przyniósł tylko początek powierzchownych zmian personalnych, wydawało się, iż tragedię Wybrzeża da się zaklajstrować obietnicami, gestami w dziedzinie ekonomicznej oraz nowym stylem propagandy.
* Zdjęcia IPN http://www.grudzien70.ipn.gov.pl/
Książkę można nabyć w Księgarni PWN.