Przemówienie kandydata PiS na prezydenta było w zasadzie jego pierwszym poważnym publicznym wystąpieniem. Polacy dotąd nie za bardzo wiedzieli, jakim Nawrocki jest mówcą. Wielu osobom jego styl do gustu nie przypadł.
O wnioski z wystąpienia Karola Nawrockiego zapytałem Łukasza Kacę, eksperta negocjacji i komunikacji niewerbalnej. Chciałem się dowiedzieć, czy tylko mi coś w tym przemówieniu nie grało, czy tylko ja wyczuwałem jakąś sztuczność.
– jeżeli mówimy o samym wystąpieniu i tym, co było podczas niego widoczne, to myślę, iż była to kwestia z jednej strony stresu, z drugiej – niedoświadczenia. To, co być może pan odebrał jako właśnie pewną nieszczerość i zgrzyt wewnętrzny, według mnie mogło wynikać z kilku rzeczy. Pan Nawrocki czytał z kartki i to trochę go wybijało – zauważa Łukasz Kaca.
– Ciężko jest jednak wejść w taką, jak to ładnie można nazwać, pełną imersję, żeby wejść razem w to wystąpienie. Dobrze by było mieć je przećwiczone na tyle, żeby jednak mówić je z pamięci. Tutaj tego nie było i to mogło trochę wybijać. Było bardzo widoczne, iż w niektórych momentach pan Nawrocki po prostu gubił myśl i musiał spojrzeć na tę kartkę – tłumaczy.
Czytanie z kartki dla wytrawnych polityków jest nie do pomyślenia. Karol Nawrocki nie nauczył się wystąpienia na pamięć, praktycznie cały czas posiłkował się słowem pisanym. Na dodatek mówił długo i... nudno. Co ciekawe, takie spostrzeżenie miał również prawicowy publicysta Wojciech Mucha.
"Tego człowieka zostawiono dziś samemu sobie i pozwolono, by mówił z kartki to, co mu napisano, a co było wyplute przez generator pisowskich wystąpień, nieprzećwiczone i przygotowane na odwal się" – pisze Mucha w serwisie X.
"To jednak duża sztuka zrobić konwencję z rozmachem i wystawić kandydata, który od 30 minut opowiada same komunały na poziomie gimnazjum. Zero oryginalności, słaby głos i gasnąca energia! Kandydat nie ma nic do powiedzenia" – napisał dr Mirosław Oczkoś, specjalista od marketingu politycznego.
Mówi jedno, pokazuje drugie
– Druga sprawa to może być kwestia pewnego niedoświadczenia i tego, iż on po prostu jeszcze nie ma obycia. Tam się trochę rozjeżdżały gesty z tym, co mówił. Taka niespójność, asynchroniczność. Gesty szły później niż to, co mówił pan Nawrocki. To jest częsta rzecz w momencie, kiedy mamy kogoś, kto nie jest przygotowany tak, iż wie, co mówi, tylko to jest dalej pewnego rodzaju odtwórczość – mówi nam Łukasz Kaca.
– A w momencie, kiedy to jest odtwórczość, to ciało trochę nie pamięta, w którym momencie powinno się jak zachować. Nie podbija przekazu, tylko co jakiś czas przypomina sobie, by wykonać jakiś gest. I jeżeli połączymy ze sobą to czytanie z kartki i pewnego rodzaju nieprzygotowanie, być może brak doświadczenia, właśnie może wywołać odczucie niespójności, dla niektórych może to być nieszczerość – tłumaczy.
Łukasz Kaca zwraca też uwagę na "nieszczęsną gumę do żucia". Zauważył bowiem, iż Karol Nawrocki wchodząc na scenę coś intensywnie przeżuwa.
– Prawdopodobnie to była zwykła guma do żucia. choćby jeżeli ktoś nie zwrócił na to wprost uwagi, to może budować obraz człowieka, który trochę nie wie, co ma powiedzieć, trochę jest nieszczery. Ale według mnie te niespójności wynikają z po prostu niedostatków w przygotowaniu – wyjaśnia.
Pytam eksperta, czy jeżeli chodzi o wystąpienia publiczne, z Nawrockiego "będą jeszcze ludzie".
– Na pewno to jest człowiek, który ma dobrą prezencję, ma charyzmę, więc jeżeli popracuje nad tym, jak tego używać, czyli jak wyciągać z siebie największe zalety w kontekście mówstwa publicznego, to na pewno tak. Ale chcę podkreślić, iż pozostało trochę wcześnie na oceny. I pamiętajmy, iż mówimy o człowieku, który w tej lidze politycznej jeszcze nie grał, więc musi bardzo gwałtownie nadrobić – podkreśla.
Dotykał mikrofonu, to stres
Maurycy Seweryn, specjalista od mowy ciała, wyraził w serwisie plotek.pl opinię, iż Nawrocki "ma umiejętności i jest dobrym mówcą", to jednak "jest niedoświadczony".
– Pojawił się u niego gest silnego rozłożenie rąk na mównicy, jak również mocnego rozstawienia nóg. Był wysoki, dominował nad mównicą. Ale tak jak i Trump oraz Kaczyński, wyraził swój stres tym, iż zaczął dotykać mikrofonu – stwierdził Maurycy Seweryn.
Zauważył, iż prezes IPN miał "styl przemawiania mesjański, który uzupełniała silna, mocna gestykulacja".
– Przećwiczył i nauczył się wystąpienia. Wiedział, co chciał powiedzieć. Intonował, ale robił to niestarannie i w nieodpowiedni sposób – miał złego doradcę – dodaje trener mowy ciała i wystąpień publicznych.
Jego zdaniem samo wystąpienie trudno – jego zdaniem – przeanalizować, bo był to "kogel–mogel".
Zwraca na to uwagę również Mucha. "Byle kto z minimalnym obyciem telewizyjnym przygotowałby @NawrockiKn do tego najważniejszego występu. Tak się nie stało i ratował się jak mógł" – pisze.
W podobnym tonie wypowiada się dla "Rzeczpospolitej" dr Oczkoś.
– Było to bardzo słabe wystąpienie, jeżeli chodzi o mowę ciała, głos. Myślę, iż zepsuli panu Nawrockiemu (wystąpienie) prof. Andrzej Nowak i, niestety, Jarosław Kaczyński. Jeden przykrył go swobodą wypowiedzi i nawrzucaniem do tego kotła wszystkiego, co dało się wrzucić – od Sopotu, przez Lecha Kaczyńskiego, skończywszy na Westerplatte. A Jarosław Kaczyński nie mógł sobie odmówić zrobienia tego show. I wejście Rocky'ego Balboa nie przypadło panu Nawrockiemu, ale przypadło Jarosławowi Kaczyńskiemu – mówi dziennikowi ekspert.
Dodaje, iż Nawrocki pojawił się na scenie w momencie, kiedy emocje opadły.
– Tło bardziej go przykryło niż on tło. Technicznie to było słabe – dodał.