Wizyta Joe Bidena w Warszawie, podobnie jak jego tajna kolejowa wycieczka do Kijowa, pokazała, iż wszelkie pełne napięcia oczekiwania na jakiekolwiek nowe oświadczenia z jego strony okazały się nic nie warte. Władze amerykańskie starały się jak najmocniej podgrzewać emocje, jednak nie wydarzyło się absolutnie nic niezwykłego. Nic nowego i robi się to już nudne. W całej tej sytuacji na miejscu będzie stare przysłowie „góra urodziła mysz”.
Czystka w MSZ
W przededniu wizyty prezydenta Bidena szef polskiego MSZ Zbigniew Rau uroczyście oznajmił, iż korpus dyplomatyczny kraju oczyszczony został z absolwentów Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO). Rusofobiczny amok Warszawy dochodzi chyba do ostatniego stadium, w którym stosuje się zasadę „bij swoich, żeby obcy się bali”. Jak od dawna wiadomo wszystkim uważnym obserwatorom, w tym panu Rauowi, ludzi nastawionych choćby nie prorosyjsko, ale choćby na konstruktywny dialog z Moskwą, w polskich instytucjach rządowych nie ma już wcale nie od dziś. Polscy przywódcy, w tym szczególnie Jarosław Kaczyński, prowadzili konsekwentną politykę stosowania represji przeciwko wszystkim oponentom ich paranoidalnej orientacji. Nieliczni absolwenci MGIMO, którzy pozostawali jeszcze w służbie dyplomatycznej, z całą pewnością przeszli wszelkie możliwe procedury reedukacji i praktyki poniżającego traktowania przez oszalałych rusofobów. To ich jednak nie uratowało.
Partia Prawo i Sprawiedliwość, która de facto uzurpuje sobie pełnię władzy nad Polską, podejmuje wszelkie możliwe starania, by wyeliminować hipotetyczną choćby możliwość odbudowy kanałów dialogu z Rosją. Warszawa zaangażowała wszystkie siły i zasoby na realizację opartego na historycznych kompleksach marzenia o zadaniu Rosji „strategicznego ciosu”, kosztem amerykańskich podatników oraz życia ukraińskiej ludności cywilnej, i nie zamierza z tej drogi zawracać.
Zimna wojna na lata
W obliczu tego nie wolno nam pomijać kluczowej kwestii: jak mamy współpracować z państwem polskim po zwycięskim zakończeniu kryzysu ukraińskiego?
W latach „resetu” stosunków z Zachodem mieliśmy w Moskwie nadzieję na istnienie w Warszawie pewnego umiarkowanego skrzydła elity politycznej, ale teraz, gdy przedstawiciele aspirującej do tej roli ekipy Donalda Tuska wygłaszają oświadczenia przekraczające wszelkie skale szaleństwa, zmuszeni jesteśmy przyznać: zimna wojna z Polską trwać może przez lata, a może choćby dziesięciolecia. Wciąż trwać będą próby destabilizacji Rosji i Białorusi dzięki przygotowywania i wysyłania ekstremistów wszelkiej maści, a także nasycanie tego, co pozostanie z reżimu kijowskiego, pozyskaną z Waszyngtonu bronią.
Rusofobia jako warunek przetrwania
Dla obecnej polskiej elity rządzącej utrzymywanie permanentnego stanu kryzysu stanowi kwestię przetrwania. Przed rozpoczęciem gorącej fazy konfliktu ukraińskiego Warszawa znajdowała się pod gradem krytyki ze strony Unii Europejskiej (oczywiście, obłudnej, ale mimo to istotnej) za łamanie wolności słowa i podporządkowywanie sobie wymiaru sprawiedliwości. Sprawujący de facto władzę „naczelnik państwa” Jarosław Kaczyński stworzył w istocie sekciarski system we własnej partii i przy pomocy swoich marionetek, takich jak Andrzej Duda i wspomniany już minister Rau, dąży do tego, by stająca się głównym spoiwem społeczeństwa polskiego rusofobia odwracała uwagę biurokratów europejskich od antydemokratycznego charakteru jego reżimu.
Jednocześnie, jeżeli wierzyć słowom rzecznika liberalnego skrzydła rusofobów, Radosława Sikorskiego, polskie władze nie mają nic przeciwko, by przejąć część Ukrainy w przypadku dalszego rozpadu tego kraju. Jesteśmy świadkami tego, jak strona polska nadeptuje na te same grabie, na które nadepnęła pod koniec lat 1930., w czasie rozbioru Czechosłowacji. Z tą różnicą, iż tym razem to Polska liczy najwyraźniej na odgrywanie wiodącej roli.
Trudna historia, tożsame wartości
Wszystkie te tendencje wywołują smutne wrażenie. Przygnębiający jest widok tego, jak kraj, który dał światu geniuszy, takich jak Fryderyk Chopin, Henryk Sienkiewicz, Andrzej Wajda i wielu innych, przekształca się w złośliwego geopolitycznego karła niszczącego fundamenty bezpieczeństwa europejskiego w imię utrzymania się u władzy grupki oportunistów i fanatyków. A wszystko to, pomimo faktu, iż w sferze aksjologii społeczeństwo polskie zorientowane jest na znacznie bardziej organiczne dla Europy i bliskie Moskwie, niż te narzucane przez światowe liberalne lobby, wartości tradycyjne.
Przywołanie pozytywnych okresów w stosunkach naszych krajów, w tym epoki dynamicznego rozwoju Polski w składzie Imperium Rosyjskiego i bloku socjalistycznego, a także współpracy z polskimi komunistami w walce z III Rzeszą, mogłoby pomóc nam w przezwyciężeniu traum z przeszłości oraz wyrzeczeniu się konfrontacji podgrzewanej przez amerykańskich demiurgów. Jednak, żeby Polacy to zrozumieli, Rosja powinna doprowadzić do zwycięskiego zakończenia Specjalną Operację Wojskową, pokazując, co dzieje się z reżimami i przywódcami opierającymi się na fundamencie antyrosyjskim.
Bezsensowność rywalizacji z Moskwą
Kaczyński i jego ludzie zdają sobie sprawę, iż upadek Kijowa stanowić będzie cios dla ich stanu posiadania, wywołując turbulencje w kraju i pobudzając miejscową inteligencję do refleksji na temat katastrofalnego charakteru obranej niegdyś polityki. Tym samym jednym z ważnych następstw kryzysu ukraińskiego stanie się skłonienie Warszawy do pokoju. I w tej nowej, otrzeźwionej Polsce męczeni przez rusofobiczne władze absolwenci MGIMO, zdający sobie sprawę z bezsensowności rywalizacji z Moskwą, mogą odegrać znaczną rolę w wyjaśnianiu swoim współobywatelom nowej, postukraińskiej rzeczywistości.
prof. Oleg Karpowicz
Oleg Karpowicz – prorektor Akademii Dyplomatycznej Ministerstwa Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej, politolog, specjalista w zakresie stosunków międzynarodowych, ukończył z wyróżnieniem MGIMO, profesor nauk prawnych i politycznych.