Od redakcji: Nie zamierzaliśmy początkowo nadawać większego rozgłosu polemikom pomiędzy Magdaleną Ziętek-Wielomską i Adamem Wielomskim a Konradem Rękasem i Przemysławem Piastą, choć opublikowaliśmy w wydaniu papierowym obszerny tekst pani Wielomskiej (nr 1-2/2023) i odpowiedź Przemysława Piasty.
Ze względu na to, iż argumenty obu stron zostały już jasno zarysowane – podjęliśmy decyzję o niekontynuowaniu tej wymiany zdań. Chodzi tu o kolejny obszerny tekst pani Wielomskiej, pełen już nie tylko argumentów merytorycznych, ale i obraźliwych sformułowań, megalomańskich zadęć (uznanie się za „ostatnich endeków”), insynuacji i teorii spiskowych, nie nadających się do dyskusji oraz polemikę prof. Adama Wielomskiego z Przemysławem Piastą. Ponieważ jednak nasi byli publicyści zaczęli rozpowszechniać swoje przemyślenia w internecie – po namyśle postanowiliśmy opublikować tekst prof. Wielomskiego razem z tekstem Przemysława Piasty. Choćby ze względu na dotychczasową owocną, długoletnią współpracę.
Przyznajemy, iż powinniśmy udzielić głosu prof. Wielomskiemu od razu. Nie zamierzamy natomiast, ze względu na poziom, upowszechniać tekstu pani Wielomskiej, z podanych już powodów. Nadmieniamy, iż decyzję o zaprzestaniu publikowania na naszych łamach podjęli sami państwo Wielomscy, a nie my. Nie wchodzimy w to, jakie są prawdziwe motywy tej decyzji, choć możemy się tego domyślać. Nigdy nie cenzurowaliśmy ich tekstów, ukazywały się one bez naszej ingerencji, co jest zgodne praktyką redakcyjną naszego pisma. Poniżej teksty Przemysława Piasty i Adama Wielomskiego:
Kto jest prawdziwym endekiem?
Z pewną dozą rozbawienia przyglądałem się polemice, którą na łamach naszego tygodnika państwo Wielomscy (skądinąd sympatyczni), toczyli z nie mniej sympatycznym redaktorem Konradem Rękasem.
Przedmiotem owych intelektualnych zmagań była twórczość Aleksandra Dugina, zatem temat nieszczególnie dla mnie interesujący. Jednak w swoim najnowszym tekście Pani Magdalena Ziętek-Wielomska była uprzejma odnieść się, w niezwykle krytycznym tonie do linii redakcyjnej naszego tygodnika. Stąd poczułem się doproszony do wzmiankowanej rozmowy.
Na początku swojej polemiki Pani Wielomska słusznie wytknęła zastosowanie przez kol. Rękasa chytrego chwytu erystycznego, w postaci przypisania adwersarzowi czegoś, czego ten nie uczynił. Po czym sama postanowiła ów chwyt kreatywnie wykorzystać, przypisując Myśli Polskiej rzekomy „duginizm”. Utworzywszy zaś w swej imaginacji tezę, heroicznie rozprawiła się z nią na kilku stronach maszynopisu, co jest zabawne co najmniej dwójnasób. Po pierwsze, ze względu na oczywisty kalizm tej postawy – jeżeli ktoś stosuje erystyczne chwyty poniżej pasa wobec Wielomskich, to bardzo zły uczynek, jeżeli zaś robią to Wielomscy, jest to uczynek bardzo dobry. Po drugie, najlepszym dowodem na absurdalność wywodu jest sama… Magdalena Ziętek-Wielomska. Równie dobrze jak „duginizację” można by zarzucić Myśli Polskiej „wielomizację”. choćby w większym stopniu, gdyż tekstów Wielomskich publikujemy znacząco więcej niż tekstów Dugina. Już dekady temu zrozumieliśmy, iż wydawanie środowiskowego biuletynu nie ma sensu. Dlatego Myśl Polska stała się swego rodzaju „agorą”. Forum wymiany idei i poglądów, niekoniecznie ze sobą zbieżnych. Przez ostatnie lata odnosiłem wrażenie, iż państwo Wielomscy rozumieją tą formułę i dobrze się w niej czują.
Na marginesie napomknę, iż uznałem za interesujące rozważyć po co Pani Wielomskiej ta heroiczna walka z duginistycznymi wiatrakami? Odpowiedzi może być kilka. Wydaje się jednak, iż podstawowym celem autorki jest tutaj odcięcie się od poglądów, głoszonych jeszcze nie tak dawno, przez prof. Adama Wielomskiego. Każdy, kto choć pobieżnie śledzi polską publicystykę polityczną, kojarzy postać profesora ze słowem „katechon”, używanym wielokrotnie wobec Władimira Putina. W ostatnich miesiącach odniosłem wrażenie, iż poglądy Adama Wielomskiego w tym przedmiocie uległy poważnemu przeobrażeniu. I słusznie. Wielomski nie tylko ma prawo zweryfikować ten ze swoich poglądów, który uzna za błędny, ale jako rzetelny naukowiec ma wręcz taki obowiązek. W przeciwieństwie do okopywania się na z góry upatrzonych pozycjach, wymaga to sporej dozy odwagi cywilnej. Jednak przyznając prawo do zmiany zdania Wielomskiemu, trudno odmówić go… Duginowi. W innym wypadku sztubackie skojarzenia z sympatycznym murzynkiem Kali znów będą same się nam narzucać.
Paradoksalnie jednak nad zarzutem „duginizacji” Myśli Polskiej mógłbym przejść do porządku dziennego. Chociażby ze względu na jego groteskowe wręcz odrealnienie. Na tym jednak krytyka naszego periodyku i środowiska, w wydaniu Pani Ziętek-Wielomskiej, się nie kończy. Na kilkunastu stronach maszynopisu, w ciężkim, iście teutońskim stylu, profesorowa beszta nas i poucza, niczym grono uczniaków. W pierwszym odruchu obruszyłem się. Bo kim jest Magdalena Ziętek-Wielomska by ludziom od dekad związanym z obozem narodowym wyznaczać standardy, by ich pouczać i besztać? By określać co jest kanonem myśli narodowej. By definiować kto jest endekiem, a kto na to miano nie zasługuje.
Moje pióro aż rwało się do polemiki. Do bezlitosnego i metodycznego wypunktowania i ośmieszenia kolejnych argumentów adwersarza. Jednak zatrzymałem się w pół słowa. Bowiem zrozumiałem, iż tak naprawdę odczuwam… zazdrość. Sam chciałbym cofnąć się o te kilkadziesiąt lat i znów być młodzieńcem, który z wypiekami na twarzy przeczytał pierwsze książki Dmowskiego, rozpoczynając najpiękniejszą z intelektualnych przygód. Ileż wtedy było we mnie wiary. Ileż pewności, iż oto osiągnąłem Prawdę. Że znam wszystkie odpowiedzi, rzecz jasna dalece bardziej, lepiej i prawdziwiej niż ktokolwiek inny. Właśnie tej świeżości, tej niezachwianej pewności swych racji zazdroszczę Magdalenie Ziętek-Wielomskiej.
Niestety nic nie trwa wiecznie. Po pierwszej euforii przychodzi krytyczna refleksja. Wyraźny czarno-biały świat nabiera półcieni i szarości. choćby te z pism, które do dziś bezsprzecznie stanowią fundament naszego postrzegania istoty narodu i jego interesu, zaczynamy postrzegać w konkretnym kontekście: dziejowym, politycznym a choćby personalnym. Proste odpowiedzi zaczynają jawić się truizmami. Na ich miejsce stawiamy odpowiedzi bardziej złożone. I dobrze. Gdyby bowiem bycie adeptem szkoły Dmowskiego sprowadzało się do literalnego powielania stuletnich tez mistrza, byłoby to zajęcie intelektualnie całkowicie jałowe. Wtedy najlepszym uczniem Pana Romana nie byłaby, wbrew własnemu przeświadczeniu, Magdalena Ziętek-Wielomska, a dowolna kserokopiarka.
Na koniec tej krótkiej polemiki jeszcze jedna refleksja. Pani Magdalena Ziętek-Wielomska stawia się wraz z małżonkiem w roli „ostatnich endeków”. Nie ona pierwsza. Swego czasu ostatnim endekiem ogłosił się Rafał Ziemkiewicz. Za takowego uważa się także z pewnością operetkowy, samozwańczy „pułkownik” Wasiak. I wielu innych, czasami śmiesznych, czasami smutnych a najczęściej groteskowych, uzurpatorskich sukcesorów Dmowskiego. Choć każdy jest kowalem swego losu, byłoby zwyczajnie przykro widzieć w takim gronie także małżeństwo Wielomskich.
Przemysław Piasta
Katechon, Dugin i ja
W ostatnim numerze „Myśli Polskiej” kol. Przemysław Piasta – skądinąd prywatnie przesympatyczny – napisał tekst „Kto jest prawdziwym endekiem?”, w założeniu mającym być polemiką z tekstem mojej Żony Magdaleny i jej krytyki „duginizacji” czasopisma, a który przy okazji stał się także polemiką ze mną.
Otóż, kol. Przemysław Piasta sugeruje, iż trudno jest odciąć moje imię i nazwisko od postaci Aleksandra Dugina, ponieważ – jeżeli dobrze rozumiem – miałem zapożyczyć odeń pojęcie Katechona, aby obdarzać nim Władimira Putina. Otóż, zdecydowanie nie! Nie jest ono od Dugina! Pojęcie Katechon i ja i Dugin zaczerpnęliśmy od tego samego autora, a mianowicie od Carla Schmitta. Problem ten opisałem już dość dawno, a mianowicie w mojej książce pod tytułem – nomen omen – „W poszukiwaniu Katechona. Teologia polityczna Carla Schmitta” (Radzymin 2017) i dopiero później dowiedziałem się, iż rosyjski ideolog także się nim posługuje. Na ile zresztą znam myśl rosyjskiego ideologa imperializmu, to nasze pojęcie Katechona nie jest także identyczne. Wychowany w tradycji prawosławnej Dugin czerpie je nie tylko od Schmitta, ale także z tradycji bizantyjskiej, gdzie jako Katechona przedstawiano cesarza broniącego Bizancjum przez Arabami, a następnie Turkami. W tradycji tej jest to więc postać jednoznacznie pozytywna i tak też zdaje się ten termin rozumieć ten Rosjanin. W bliskiej mi tradycji zachodniej, opartej na interpretacji Proroctwa Daniela i wspomnieniu o cesarstwie rzymskim, Katechon także jest obrońcą świata przed Antychrystem – identyfikowanym z rewolucją lub upadkiem państwa – jest jednak zarazem mało sympatycznym autorytarnym przywódcą, krwawym dyktatorem. Nie jest przypadkiem, iż Schmitt za Katechona Niemiec w latach drugiej wojny światowej uznał Adolfa Hitlera, który przelewając oceany krwi i dopuszczając się licznych zbrodni wojennych i na ludności cywilnej miał obronić swój naród przed Stalinem, Armią Czerwoną i nadejściem apokalipsy bolszewizmu. Kiedy więc pisałem, iż Putin jest Katechonem to widziałem w nim i obrońcę tradycyjnych wartości przed agendą LGBT (nie wycofuję się z tego poglądu) i autorytarnego przywódcę, który nie cofa się przed przelewem krwi, gdy wymaga tego interes imperium, a co możemy dość dobrze obserwować od lutego 2022 roku na Ukrainie.
Przede wszystkim jednak dla Aleksandra Dugina Katechon jest przywódcą imperialnym i sakralnym równocześnie. I to jest mój główny zarzut wobec linii „Myśli Polskiej”, cierpiącej ostatnio na chorobę „duginizacji”. Tradycja endecka, o której kol. Piasta wspomina choćby w tytule swojego tekstu, jest ściśle związana z ideą państwa narodowego, a nie z ideą imperium. To nasi przeciwnicy – Rosjanie i Niemcy – mieli zawsze skłonności imperialne i próbowali Polskę lub jej części przyłączać do swoich imperiów.
Zgadzając się z kol. Piastą, iż nie należy niewolniczo trzymać się każdego cytatu z Romana Dmowskiego po prawie stu latach od jego śmierci, uważam, iż trzeba trzymać się fundamentu jego doktryny, a tym jest idea suwerennego państwa narodowego, a nie Polski jako części cudzego imperium. Tymczasem „Myśl Polska” od dłuższego już czasu forsuje niemiecko-rosyjską wizję imperialną, mającą być remedium na ciążący nad Warszawą imperializm amerykański. Dugin jest znakomitym reprezentantem tej koncepcji. Jakkolwiek jest Rosjaninem i rosyjskim imperialistą do szpiku kości, to cała jego edukacja oparta jest na myślicielach niemieckich, także imperialnych. Jego mistrzowie to Carl Schmitt, Friedrich Ratzel, Karl Haushofer, Oswald Spengler i Martin Heidegger. Od tego ostatniego Rosjanin zapożyczył także całą ontologię, jakże sprzeczną z ontologią katolicką, a z tomizmem w szczególności. Stąd raz jeszcze powtórzę moje pytanie, od którego zaczęła się cała dyskusja na łamach „Myśli Polskiej”: co Dugin ma wspólnego z endecką tradycją, która jest: 1/ ściśle związana z państwem narodowym; 2/ katolicka w religii i łacińska cywilizacyjnie? Dlatego pytanie o „prawdziwych endeków” jest pytaniem jak najbardziej zasadnym: czy są nimi Magdalena i Adam Wielomscy – zwolennicy państwa narodowego i cywilizacji łacińskiej, czy też reprezentuje ją dominujący w „Myśli Polskiej” kierunek imperialny politycznie i germańsko-bizantyjski cywilizacyjnie?
Niestety, nie jest to tylko moja osobista wątpliwość, ponieważ od dłuższego czasu słyszę od tradycyjnych i wieloletnich czytelników „Myśli Polskiej” narzekania na duginistyczny i nadmiernie lewicowy równocześnie kierunek dominujący na łamach pisma. Złośliwcy nazywają pismo mianem „Myśli Piskorskiej”, sugerując, iż wejście dra Mateusza Piskorskiego na jej łamy spowodowało zmianę linii w kierunku z jednej strony imperialnym, a z drugiej strony lewicowym. Nie wdając się w takie szczegółowe analizy przyczyn personalnych tej metamorfozy – bo nie chodzi mi o to, aby sprowadzać sprawy ideowe do personalnych – wystarczy, iż potwierdzę, iż także ją dostrzegam. I jej nie akceptuję. Jestem także zmęczony pytaniami czytelników co się stało i dlaczego tak się dzieje? Nie umiem na nie odpowiedzieć, bo nie wiem.
Znudziło mi się także zapewnianie różnych osób, iż mimo iż publikuję na łamach „Myśli Polskiej”, to nie jestem duginistą, nie popieram agresji na Ukrainę, którą Dugin zachwala, etc. Prawdę mówiąc – powiem zupełnie szczerze – uważam Aleksandra Dugina za politycznego radykała, za ekstremistę i nie bardzo chcę być z nim kojarzony, szczególnie, iż kompletnie się z nim nie zgadzam prawie we wszystkim, poza krytyką ideologii globalizmu, ale którą rozwijam z zupełnie innych pozycji (narodowych, katolickich i łacińskich). Z tego też powodu, pozostając życzliwym w stosunku do samego pisma, podjąłem decyzję, aby od Nowego Roku 2023 przestać prowadzić na jego łamach stałą rubrykę, którą prowadziłem od wielu lat.
Z narodowym pozdrowieniem
Adam Wielomski