Jim Garrison: Na tropie zamachowców

instytutsprawobywatelskich.pl 1 hour ago

Jednak moje zainteresowanie zabójstwem Kennedy’ego i jego implikacjami nigdy nie wygasły. Badacze tej sprawy odkrywali coraz to nowe informacje, które ciągle były odrzucane przez rząd USA. Największą rewelację dla mnie stanowiło spóźnione odkrycie, iż jeszcze podczas autopsji, znaleziono w ciele Kennedy’ego dodatkową kulę, iż zniknął mózg prezydenta, oraz potwierdzenie przez Victora Marchetti’ego i Richarda Helmsa, iż Clay Shaw był agentem Centralnej Agencji Wywiadowczej.

(Jim Garrison (1921–1992) – amerykański polityk i prawnik członek Partii Demokratycznej, prokurator okręgowy Nowego Orleanu w okresie 1962–1973. Znany ze śledztwa w sprawie zabójstwa prezydenta Johna F. Kennedy’ego).

W latach 1978 i 1979 Komitet ds. Zabójstw przeprowadził odpowiednie przesłuchania oraz, trzymając się przejrzystego kursu na tchnięcie nowego życia w konający raport Komisji Warrena, opornie, ale przychylił się do konkluzji, iż Kennedy „został prawdopodobnie zamordowany w wyniku spisku’’.

Komitet nie miał innej alternatywy po tym, jak jego wybitni eksperci odkryli, iż oprócz strzałów oddanych do prezydenta z tyłu, strzelano także zza pagórka z przodu. Tym niemniej, Komitet uznał, iż strzał z przodu był chybiony i dlatego Oswald pozostał jedynym zabójcą Kennedy’ego. Była to okrężna droga do uznania, iż raport Komisji Warrena był „prawie” prawdziwy, za wyjątkiem strzelca z przodu. Dodano, iż teoretycznie możliwe było niezależne działanie Oswalda i strzelca zza pagórka porośniętego trawą, więc w takim przypadku w ogóle nie może być mowy o jakimkolwiek spisku.

Przed samorozwiązaniem się, komitet wezwał resort sprawiedliwości do rozważenia wznowienia śledztwa oraz przekazał tajny raport o nowo odkrytych poszlakach. Rezultatem tego wniosku była niemal dekada milczenia. (Milczenie zostało przerwane bez rozgłosu we wrześniu 1988 roku przez wiadomość, iż pół roku wcześniej departament sprawiedliwości doradził przewodniczącemu Komitetu Prawnego Izby Reprezentantów, aby uznał, iż nie znaleziono przekonywujących dowodów spisku).

Od czasu morderstwa Kennedy’ego sporo się zmieniło w naszej świadomości społecznej. Przeszliśmy jako obywatele przez wiele: został zamordowany Martin Luther King, Jr., Robert Kennedy, Medgar Evers i Malcolm X. Były próby zamordowania kandydata na prezydenta Georga Wallace’a, prezydenta Geralda Forda oraz Ronalda Reagana. Przeżyliśmy dziewięć strasznych lat wojny w Wietnamie, oraz afery Watergate, rewelacje o działalności CIA w latach siedemdziesiątych, a ostatnio aferę Iran-Contras. Ten nadzwyczajny ciąg zdarzeń zakończył poczucie naszej niewinności.

Spoglądając dzisiaj wstecz na nowe informacje i nowe analizy, wydaje się możliwe połączenie dobrze poinformowanych spekulacji historycznych o tym, co przydarzyło się prezydentowi Kennedy’emu i dlaczego.

Według mnie, to co 22 listopada 1963 roku stało się na Dealey Plaza było zamachem stanu.

Wierzę, iż został on sprowokowany i zaplanowany na długo przedtem przez fanatycznych antykomunistów z wywiadu USA oraz wykonany przez indywidualnych funkcjonariuszy aparatu CIA i innych pozarządowych współpracowników, prawdopodobnie bez oficjalnej aprobaty. Był następnie tuszowany przez podobnie myślących osobników z FBI z Tajnych Służb, policji w Dallas i wojskowych. Ich głównym celem było powstrzymanie Kennedy’ego od dążenia do odprężenia w stosunkach z ZSRR i Kubą oraz do zakończenia Zimnej Wojny.

Zamach stanu bywa zwykle opisywany jako nagła akcja, w której pojedyńcze osoby lub grupy osób, stosując zwykle ograniczoną przemoc, przechwytują pozycje władzy oczywiście poza prawem niezbędnego do legalnego obejmowania tych stanowisk. Udany zamach stanu wymaga spełnienia wielu warunków: szczegółowego planowania i przygotowania autorów (odpowiedzialnych za zamach), współpracy gwardii pretoriańskiej tj. funkcjonariuszy ochrony rządu i prezydenta, zamaskowania zamachu przez odwrócenie od niego uwagi, zatwierdzenie go przez nowy rząd obejmujący władzę, rozpowszechnianie dezinformacji przez środki masowego przekazu. o ile powyżej przedstawione wymagania są już nam znajome, to dlatego, iż dokładnie tak się stało w przypadku zamordowania Johna Kennedy’ego.

Nie wiem, kiedy dokładnie rozpoczęło się planowanie i przygotowywanie zamachu stanu. Mogło to się stać w pewnym sensie już pod koniec 1960 roku, kiedy CIA przygotowywało dossier prezydenta-elekta. Opracowany w ten sposób profil psychologiczny miał na celu ułatwienie „pracy” dla CIA lub niektórych jej osób. W dalszej kolejności, autorom tego profilu chodziło o ewentualne manipulowanie polityką zagraniczną. Prawdopodobnie nie podjęto żadnych wstępnych kroków do organizowania zamachu przed zwróceniem się przez Kennedy’ego w kierunku odprężenia, zwłaszcza kiedy zawiodły konwencjonalne środki kontrolowania polityki. Zabójstwo niewygodnego prezydenta stało się wtedy istotną opcją w umysłach niektórych wpływowych osób i kręgów CIA.

Nie jestem pewien, kto rozpoczął planowanie. Wiem skądinąd, iż Guy Banister był bardzo wcześnie zaangażowany w czynności związane z omawianym przestępstwem. Ludzie z jego organizacji, Przyjaciół Demokratycznej Kuby byli pierwszymi, którzy wcielili się w styczniu 1961 roku w Lee Oswalda, próbując kupić od dealera Boltona Forda z Nowego Orleanu 10 furgonetek do wykorzystania podczas inwazji w Zatoce Świń. Do lata 1963 roku Banister był głęboko zaangażowany w antycastrowską działalność, począwszy od trenowania partyzantów nad jeziorem Pontchertrain, aż do zbierania amunicji na atak na Kubę. Fakt, iż Banister współpracował wtedy z CIA, nie był przedmiotem poważnej dyskusji.

Innym jego zadaniem w lecie 1963 roku było spreparowanie wizerunku Lee Oswalda jako maniakalnego komunisty. Chociaż nikt kiedykolwiek nie zlokalizował w Nowym Orleanie prawdziwej komórki Fair Play for Cuba, Banister wysłał Oswalda na ulicę, aby rozdawał ulotki tej organizacji. Zapewnił mu pokój na trzecim piętrze budynku Newmana i spotykał się z nim od czasu do czasu w swoim własnym biurze. Przygotowanie „legendy” Oswalda odbywało się zgodnie z planem. Po morderstwie prezydenta, Oswald został od razu napiętnowany jako komunista, przy czym właśnie to rozpowszechnianie ulotek było brane jako koronny dowód jego winy.

Twórcy politycznego mordu zaaranżowali wiele innych scen, w których występował osobiście Lee Oswald lub jego sobowtór. Bez wątpienia chodziło o stworzenie obciążających dowodów. Najważniejsze wystąpienie jego sobowtóra miało miejsce w Meksyku w październiku 1963 roku kiedy, jak odnotowano, „Oswald” skontaktował się z ambasadą Radziecką i z kubańskim konsulatem, ostentacyjnie przygotowując wyjazd do ZSRR. Powód takiego podszywania się wynikał z dokumentacji, której potrzebowała CIA. Wszystkie dotychczasowe dowody (notatki CIA, fotografie człowieka, który oczywiście nie był prawdziwym Lee Oswaldem, taśmy z nagranymi rozmowami w ambasadzie ZSRR, gdzie na pewno nie słychać głosu Oswalda) były przerażająco wątłe. Oznaczało to według mnie, iż podczas gdy pewni ludzie CIA uczestniczyli w tworzeniu sobowtóra Oswalda, przygotowując go w ten sposób jako przyszłego kozła ofiarnego, inni agenci CIA nie byli poinformowani o spisku lub rzeczywiście starali się wykryć niezbyt jasną prawdę.

Wydaje się, iż Oswald był manipulowany przez CIA od dłuższego czasu i rzeczywiście mógł wierzyć, iż sam pracuje dla rządu. Był również tajnym informatorem FBI. Praca ta dawała jednak dodatkową kontrolę nad nim i mogła mu dostarczyć powodów do wiary, iż uczestniczy w dochodzeniu dotyczącego planowanego zamachu na prezydenta. Jego powiązania z FBI nasuwają wiele pytań. W jakim zakresie FBI i tajne służby współpracowały ze sobą w organizowaniu zamachu? Wydawać by się mogło, iż żadna z agend nie podjęła wyraźnej akcji przed zabójstwem Kennedy’ego, chociaż wszystkie te organizacje wykazały się niezwykłą biernością, gdy potrzebna była akurat aktywność.

Dochodzimy w ten sposób do drugiego elementu niezbędnego dla pomyślnego zamachu stanu: współpracy gwardii pretoriańskiej. Zamach stanu nie wymaga poparcia znacznej liczby funkcjonariuszy rządowych, ani opinii publicznej. Kierujący zamachem mogą reprezentować pogąd mniejszości społeczeństwa, ale kiedy zapewnią sobie poparcie gwardii pretoriańskiej, większość staje się nieistotna.

Nowoczesnymi odpowiednikami starożytnej gwardii pretoriańskiej jest w USA tajna policja wywiadowcza, poczynając od małej, podręcznej Secret Service, rozciąga się na FBI, wydziały wywiadu w poszczególnych departamentach federalnych, Defence Intelligence Agency oraz CIA. Bez tego kluczowego elementu nowoczesnej gwardii pretoriańskiej, zamach stanu byłby niemożliwy do przeprowadzenia, z nim jednak – okazał się również nie do powstrzymania.

Gwardia pretoriańska jest wyjątkowo ważna dla sukcesu zamachu, ponieważ jej członkowie byli w stanie zniknąć nagle w kluczowym momencie dla ochrony prezydenta. Usunięcie cezara Kaliguli w przeciągu kilku sekund i wstawienie na jego miejsce jakającego się Klaudiusza, z całą pewnością było nieprzypadkowym skutkiem nagłego, ale niezauważalnego zniknięcia osób z ochrony. Podobnie odbyło się w przypadku prezydenta Kennedy’ego – cała akcja trwała około 6 sekund, po czym stary prezydent został zastąpiony nowym – Lyndonem Johnsonem.

Ostrzeżenie o próbie zamordowania prezydenta w Dallas dnia 22 lub 23 listopada zostało przesłane teleksem do każdego specjalnego agenta FBI w całym kraju, po czym zostało spokojnie zbagatelizowane.

Kuloodporne szyby zostały zdjęte – nie wiedzieć czemu przez Tajne Służby. Okna i dachy budynku wzdłuż trasy przejazdu nie zostały odpowiednio zabezpieczone. W ostatniej chwili zmieniono tę trasę tak, aby kawalkada samochodów musiała wykonać ostry zakręt, zwalniając do 20 km na godzinę.

Pozostaje jeszcze nierozstrzygnięte następujące pytanie: ile dokładnie oddano strzałów, skąd i przez kogo? Pomimo tego, jestem pewien jednej rzeczy: Lee Harvey Oswald do nikogo nie strzelał w dniu 22 listopada 1963 roku.

Negatywny wynik testu azotanowego, jego denne kwalifikacje strzeleckie, ogólnie nieagresywna natura, zła jakość karabinu Mannlicher-Carcano, który rzekomo nabył za zaliczeniem pocztowym i używał w zamachu oraz brak jakichkolwiek dowodów w zamordowaniu Tippita – wszystko to potwierdza, iż nie zabił nikogo, ale występował po prostu w charakterze, jak się sam zastrzegał, „wykorzystywanej przez wszystkich ofermy”.

Jeszcze krew prezydenta nie zdążyła ostygnąć, gdy rozpoczęła się dobrze zorganizowana akcja maskująca.

Porwanie jego zwłok do prezydenckiego samolotu Air Force One pomimo krzykliwych zastrzeżeń oficjalnych przedstawicieli teksaskiego szpitala Parkland, pozwoliło na usunięcie ciała, zanim obligatoryjna autopsja wyjawiłaby, iż został postrzelony z obu kierunków: z przodu i z tyłu.

Lyndon Johnson został natychmiast zaprzysiężony jako nowy prezydent, zażegnując tym samym alarmującą możliwość zagrożenia bezpieczeństwa narodowego. Samolot udał się z Love Field prosto do wojskowego szpitala Bethesda w stanie Maryland, gdzie już oczekiwano w sali przygotowanej do autopsji, a tam przysięga Hipokratesa i każda poważna próba poszukiwania prawdy zostały nagle odłożone na bok wobec naczelnej zasady wojskowej – wykonywania rozkazów bez dyskusji.

Jak tylko samolot prezydencki wystartował ze zwłokami Kennedy’ego na pokładzie, ogłoszono oficjalnie, iż do prezydenta strzelano z tyłu. Obwieszczono też, iż zbrodni tej dokonał pojedynczy zamachowiec,

zdezorientowany maruder marksistowski, działając bez pomocników i bez motywów. Policja w Dallas trzymała go już w areszcie w biurze kapitana Willa Fritza, szefa wydziału ds. zabójstw. Zagrożenie, którego tak się obawiano, przeminęło. Rząd Stanów Zjednoczonych był ponownie w dobrych rękach. Zamach stanu osiągnął swoje cele z precyzją zegarmistrzowską. Została pozbawiona życia naczelna osoba w rządzie USA, a wielkie (i konieczne) zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej nie wymagały już kilku miesięcy czy tygodni ale kilku najbliższych dni.

W międzyczasie rozwijała się operacja maskująca. Funkcjonariusze federalnych służb wysłali ubranie gubernatora Johna Conally’ego, zawierające wiele śladów zbrodni, do pralni oraz dokładnie umyli prezydencką limuzynę, usuwając najważniejsze ślady krwi, kości i odłamków kul, następnie agenci tych służb „zrewidowali” biuro Oswalda, ale nie znaleźli niczego.

FBI zatuszowało fakt, iż było poinformowane o spisku na życie prezydenta na pięć dni przed zamachem i rozpoczęło dręczenie świadków, takich jak Fenela Farrington oraz próbowało uciszyć pozostałych, np. Richarda Randolpha Carra. Posunęło się na tyle daleko, iż ośmieliło się zmienić treść zeznania Julii Ann Mercer, która dokładnie zidentyfikowała Jacka Ruby’ego jako człowieka układającego karabin na pagórku przy ulicy Elm na około godzinę przed zamachem.

Wydział ds. zabójstw w Dallas potrafił zgubić dwa karabiny znalezione w bibliotece. Jednym z nich był bardzo precyzyjny Mauser 7.65. Poza tym, nigdy nie zatroszczył się, aby sprawdzić zeznanie szeryfa Rogera Craiga, który widział furgonetkę typu Nash Rambler odwożącą sprzed biblioteki Oswalda i trzech mężczyzn. Mało tego odmówiono choćby przyjęcia tego faktu do wiadomości. Przez 10 miesięcy ukrywano również, iż Oswald został poddany testowi azotanowemu, niszczono, zmieniano, lub fabrykowano najważniejsze dowody balistyczne w sprawie morderstwa Tippita, i co najważniejsze pozwolono Jackowi Ruby’emu zabić Oswalda w piwnicach budynku policji w otoczeniu tuzina policjantów. W najlepszym razie, Ruby pomagał w przygotowywaniach do zamachu i z tego powodu mógł zostać postawiony przez organizatorów w sytuacji, z której nie miał innego wyjścia jak tylko wyeliminować Oswalda. Ten akt przemocy, uciszający jedynego człowieka, który mógł zidentyfikować spiskowców, stanowił zwieńczenie akcji maskującej.

Po tak wielkim sukcesie w zacieraniu śladów, scena dramatu gotowa była do przyjęcia oficjalnej wersji zbrodni. Ocalałe elementy rządu od Lyndona Johnsona na górze, przez J. Edgara Hoovera, do Earla Warrena na dole – gwałtownie zauważyły możliwość poparcia scenariusza.

Nie było żadnego zamachu stanu, nasza demokracja nie jest zagrożona, jedynie działający w pojedynkę malkontent zamordował prezydenta w bezsensownym, chaotycznym akcie przemocy.

Szybko zrozumiano przesłankę tych, którzy zorganizowali i przeprowadzili zamach: niezwłocznie należy uzyskać silny consensus o wymiarze politycznym jak sprzed wyborów Kennedy’ego. Nie ma dowodów czy Johnson, Hoover, Warren, czy Allen Dulles byli wmieszani w przygotowywanie zbrodni ale nie waham się zaklasyfikować ich jako współuczestników po fakcie. Jak tylko członkowie organizacji wywiadowczych zorientowali się, co się stało, natychmiast przystąpili do popierania oficjalnej wersji zamachu, kierując się w niektórych przypadkach samoobroną, w innych wiarą, iż Kennedy dokonując zbyt wielu kompromisów z Sowietami, sam ściągnął na siebie przestępców, pozostała część narodu – od wybieranych przez społeczeństwo urzędników państwowych po szefów departamentów i agencji – dołączyła się do chóru śpiewającego Wielkie Kłamstwo. Był to typowy rozwój udanych zamachów stanu. Na początku XVII wieku poeta angielski Sir John Harrington, napisał następującą strofę:

Zdrada nigdy nie niesie sukcesu. Jakaż tego przyczyna? jeżeli odnosi sukces – nikt jej zdradą nie nazywa.

Formalne uznanie oficjalnej wersji wydarzeń nastąpiło wtedy gdy Kongres umożliwił prezydentowi Johnsonowi, dziedzicowi władzy, wyznaczyć komisję do przeprowadzenia śledztwa pod przewodnictwem Warrena z udziałem eksdyrektora CIA, Allena Dullesa. Raport Komisji, podbudowany prestiżem i zaufaniem wysoko poważanych osobistości, położył oficjalną pieczęć akceptacji pod bajeczkami o maniaku-przestępcy. Dla rządu, powiedzmy sobie jednak niechętnie spoglądającego na zaangażowanie się CIA oraz na współudział innych instytucji wywiadowczych w zacieraniu śladów, taki raport wydawał się dobrym wyjściem z sytuacji.

Następny prezydent i nowy prokurator generalny, dysponując wszystkimi siłami FBI i całego rządu federalnego, nie podjęli trudu ujawnienia prawdy.

Rzecz miała się moim zdaniem odwrotnie:

gdy wszcząłem rzeczywiste śledztwo w tej sprawie, przedstawiciele władz federalnych starali się zatrzeć prawdę. Odmówiono mi współpracy, kiedy chciałem przesłuchać najważniejszych świadków,

takich jak Allen Dulles. Odkryłem, iż najważniejsze dokumenty zostały zniszczone, zmienione, zaliczone do tajnych lub zapieczętowane przez rząd na 75 lat. Sam zostałem zadenuncjowany przez prezydenta, prokuratora generalnego i głównego sędziego. Moje śledztwo było inwigilowane i poddawane dywersji przez agentów federalnych. Ostatecznie sam znalazłem się na ławie oskarżonych pod, wyssanymi z palca, zarzutami.

Rządowa akcja maskowania prawdy oraz zatwierdzenie wersji pojedynczego zamachowca były wspierane powodzią dezinformacji pojawiającej się w głównych środkach masowego przekazu. Rozpowszechnianie mylnych informacji było tutaj ostatnim niezbędnym elementem dla przeprowadzenia udanego zamachu stanu. Tak się składa, iż jest to jedna ze specjalności CIA. Przez szereg lat agencja ta miała na swej liście płac np. dziennikarzy oficjalnie pracujących w środkach masowego przekazu, a w rzeczywistości, rozsiewających propagandę. Dofinansowywała publikacje ponad 1000 książek. Dyrektor Instytutu Studiów Politycznych Richard Barnet, pisał o tym, m.in.:

Rola podziemnego świata wywiadu polega na oszukiwaniu. Jego celem jest tworzenie wydumanej rzeczywistości, aby wydawało się, iż nie służy manipulacji i dywersji. Ponad dwustu agentów pozuje za granicą na biznesmenów. CIA przyznaje, iż trzydziestu znanych dziennikarzy jest na jej liście płac od II wojny światowej. Prywatne korporacje takie jak Air America i inne przyczółki Agencji, fałszywe fundacje, organizacje studenckie, kościelne i inne są częścią fałszywego świata, co w końcu doprowadza do konfuzji obywateli amerykańskich, a także inne rządy.

Przez 25 lat obywatele USA byli niejako bombardowani przez propagandę, wskazującą na rozmaitych możliwych „fałszywych sponsorów” (termin „fałszywy sponsor” używany jest w żargonie tajnych agentów wywiadu i określa osoby fizyczne lub organizacje publiczne obciążone odpowiedzialnością za daną akcję, odwracając tym samym uwagę ludzi od kręgów wywiadu). Za pieniądze obywateli dokładnie wypłukano im mózgi przy pomocy umiejętnej dezinformacji.

Oprócz tego, chaos ciągle był wzmagany, a uwaga publiczności odwracana w innym kierunku przez ów niekończący się strumień artykułów gazetowych, „dokumentacji” telewizyjnych, reportaży periodyków i książek. Niewiarygodna kumulacja „fałszywych sponsorów” objęła Lee Harveya Oswalda, KGB, Howarda Hughesa, teksańskich baronów naftowych, zorganizowaną przestępczość oraz Fidela Castro. A wszystko po to, aby odwrócić uwagę obywateli USA od przewrotu. I zrobiono to skutecznie.

Głównym fałszywym sponsorem był sam kozioł ofiarny, Lee Harvey Oswald. Mianowany do tej roli przez wywiad, został formalnie podżyrowany przez Komisję Warrena i inne wysokie szczeble rządu USA. Jednak z upływem czasu okazało się, iż bajka o samotnym przestępcy rozpadła się, a większość jej zwolenników zamilkła.

Bardzo mnie zaskoczyło, gdy ostatnio odkryłem, iż magazyn „Time”, długotrwały i gorliwy zwolennik tej teorii w dalszym ciągu jest lojalny wobec fałszywego sponsora Lee Oswalda. Trzeba docenić wielkość przywiązania do tej tezy, która przez 25 lat powstrzymywała jakiekolwiek sensowne myślenie w tej sprawie. Omawiając w numerze pod datą 1 sierpnia 1988 roku książkę Don DeLillo „Libra”, która w sfabularyzowanej, ale prowokującej formie przedstawia oba morderstwa: Kennedy’ego i domniemanego przestępcy. „Time” uważa, iż błędem było do tej pory twierdzić, iż ,,spisek, mający na celu zabójstwo prezydenta, był znacznie większy niż z początku sobie wyobrażano„. W sposób autorytatywny przedstawia prostszą możliwość: „Sfrustrowany, zgorzkniały młody człowiek wygląda przez okno, patrzy na przejeżdżającego prezydenta i w nagłym przypływie emocji strzela do niego„.

Kiedy czytam takie krótkie i zwięzłe wytłumaczenie jednej z najbardziej zawiłych zagadek historii, dochodzę do wniosku, iż nie ma po co rozmawiać na ten temat.

Jednym z najbardziej intrygujących „fałszywych sponsorów” był w tym przypadku Fidel Castro. Podczas wszystkich lat prowadzonego przez mnie śledztwa spotykałem ludzi, szczególnie na uniwersytetach, którzy twierdzili, iż Oswald nie mógł zabić prezydenta bez niczyjej pomocy. Z drugiej strony jednak byli przekonani, iż to właśnie Castro był siłą napędową całego tego przedsięwzięcia. Sprawdźmy najpierw logiczność takiej sytuacji.

Po pierwsze, należy pamiętać, iż w krytycznym momencie podczas inwazji CIA w Zatoce Świń na Kubie w 1961 roku, p.o. szefa Agencji błagał prezydenta, aby zezwolił na wsparcie odrzutowych myśliwców, znajdujących się w pobliskiej bazie lotnictwa marynarki wojennej. Kennedy odmówił, a inwazja zakończyła się klęską. Rok później, podczas kryzysu rakietowego w 1962 Kennedy nie zgodził się na bombardowanie i kolejną inwazję na Kubę, wbrew radom większości jego wojskowych doradców. Chciałbym także przypomnieć, iż jednym z czynników, dzięki którym udało mu się pokojowo rozwiązać problem z rakietami na Kubie było porozumienie Kennedy’ego z Chruszczowem. Prezydent zobowiązał się, iż USA zaprzestaną kolejnych prób inwazji na Kubę. Stanowiło to decyzję wyjątkowo niepomyślną dla oddziałów operacyjnych CIA, które właśnie przygotowywały partyzantów kubańskich na specjalnych obozach na Florydzie i w Louisianie. Teraz można powtórnie zadać pytanie: „Naprawdę wierzycie w to, iż Fidel Castro chciał usunąć Kennedy’ego ze stanowiska prezydenta, iż wolałby widzieć na tym stanowisku Lyndona Johnsona?”.

Osobie przekonanej o udziale Castro w zamachu możnaby zadać wiele pytań. Czy komuniści kubańscy rzeczywiście rozwinęli bazę operacyjną na terenie USA oraz uzyskali wpływ wśród wyższych funkcjonariuszy policji w Dallas, jednym z najbardziej konserwatywnych miast amerykańskich? Czy dostaliby także znaczną pomocy od wyższych urzędników Dallas, FBI i CIA? A może mam uwierzyć w to, iż Fidel Castro wysłał Lee Oswalda, aby rozdawał na ulicy ulotki prokomunistyczne, a później udał się do Dallas i zastrzelił prezydenta? Może Castro miał tylko jednego człowieka współpracującego z nim? Na szczęście, pomysł udziału Castro w zamachu był bez sensu i gwałtownie wywietrzał z głów przede wszystkim studentom.

Zaistniała także krótkotrwała moda na twierdzenie, iż „wielcy magnaci naftowi” popierali zamach na Kennedy’ego.

Pomimo tego, nigdy mnie nie poruszyła ta moda, szczególnie ze względu na przekonanie, które żywiłem od samego początku dochodzenia, iż źródeł zamachu należy raczej szukać w amerykańskich organizacjach wywiadowczych.

Prawdą jest, iż George de Mohrenschildt był kimś w przemyśle naftowym, a choćby pełnił funkcję członka Petroleum Club w Dallas. Z moich krótkich rozmów z nim wynikało jasno, iż był wykorzystywany nie tylko przez magnatów naftowych, ale przez organizacje wywiadowcze. Jego obowiązki koncentrowały się na pilnowaniu Lee Oswalda, a raz (w ostatnim okresie przygotowywania Lee Harveya jako kozła ofiarnego) wyjechał „w sprawach rządowych” na Haiti. Wizyta „Jima Bradena” (Eugene Hale Brading) w biurze Hunta, znanego w lokalnym przemyśle naftowym na kilka dni przed zamachem stanowiła pierwszorzędny gambit. Hunt gościł także Jacka Ruby’ego, który przyszedł do niego mniej więcej w tym samym czasie, co Braden. Ani jeden z tych gości, ani drugi nie był związany z przemysłem naftowym. Chodziło tylko o stworzenie pozorów, iż osoby, zajmujące się wydobyciem ropy w Teksasie, brały czynny udział w organizowaniu zamachu.

Takie krótkie pozorne wizyty skojarzyły mi się z „kiwaniem” wykorzystywanym w piłce nożnej dla zmylenia przeciwnika. Jednakże choćby zawodowi piłkarze są zaledwie amatorami, jeżeli chodzi o prawdziwe „kiwanie”. Należy to do atutów profesjonalnej roboty Centralnej Agencji Wywiadowczej.

Oczywiście, głównym i najsilniejszym fałszywym organizatorem była zorganizowana przestępczość, mafia i motłoch. Wiele książek, krytykujących oficjalne wyniki badnia Komisji Warrena przekonywało czytelników, iż to właśnie mafia zabiła prezydenta. Tak jak w każdym przypadku mitu, jest w nim pewna prawda. CIA współpracowała z mafią przez wiele lat. Poza tym sporo osób z tzw. motłochu wyrażało swą nienawiść w stosunku do Johna Kennedy’ego i jego brata, generalnego prokuratora. W oficjalnym scenariuszu wydarzeń znalazło się też kilka przedstawicieli tego „ruchu”.

Osoby wspierające Kubę sprzed rewolucji Fidela Castro tworzyły wspaniały materiał do teorii o zorganizowanej zbrodni. W późniejszym etapie prywatnej wojny przeciwko Fidelowi Castro, CIA porozumiało się z kilkoma osobami z mafii – przede wszystkim z Santosem Trafficante i Johnem Rossellim – aby pomogli w przygotowywaniu zamachu na Fidela Castro. Inni zapaleńcy popierający to działanie, np. Jack Ruby, gromadzili choćby broń i amunicję do wykorzystana w czasie wyprawy na Castro. Nic więc dziwnego, iż po zamachu na Kennedy’ego, Agencja przez cały czas wykorzystywała swego starego przyjaciela, mafię, która była tylko fałszywym sponsorem ostatniej akcji. Niezaprzeczalne czyny kryminalne maskowane były pod płaszczem dezinformacji, dzięki czemu oczy publiczności kierowały się w złą stronę i obywatele amerykańscy choćby nie przypuszczali, iż CIA może być jednym z organizatorów tego zabójstwa. Jednakże dla owych podejrzanych osób, wyciągniętych przez Agentów z tłumu, CIA stała się niejako nową i hojną matką chrzestną.

Agencja wykorzystywała nowych przyjaciół nie tylko do zabijania niewygodnych osób i gromadzenia broni, ale także dla innych celów. Proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy przeglądając jakiś wolumin dokumentów ds. Zabójstw, natknąłem się na pewien raport CIA, w którym było wyraźnie napisane, iż „Jim Garrison, będąc jeszcze prokuratorem okręgowym, brał udział w tajnym spotkaniu z Johnem Rossellim w Las Vegas”. Oczywiście, było to żywe kłamstwo. Jednakże mój honor na to nie pozwalał, bym obojętnie patrzył na podobne plugawienie mojej osoby przez machinę dezinformacji. (Okresowe insynuacje, iż jestem w przyjacielskich stosunkach z przedstawicielami zorganizowanej zbrodni są dla mnie śmieszne. Jako prokuratorowi okręgowemu w Nowym Orleanie, udało mi się zlikwidować nielegalne loterie, z którymi walczono co najmniej przez 100 lat. Uprzątnąłem całą ulicę Bourbon i zamknąłem ostatni dom publiczny w mieście. W Nowym Orleanie, gdzie do tej pory żaden prokurator okręgowy nie był powtórnie wybrany, mieszkańcy wybierali mnie na trzy pełne kadencje, trwające razem 12 lat. W 1987 roku, po dziesięciu latach spędzonych w sądzie apelacyjnym, znowu zostałem wybrany na stanowisko prokuratora okręgowego. Widocznie mieszkańcy tego miasta tak samo odnoszą się do oskarżeń mnie o współpracę z podejrzanymi elementami, jak ja.

Przyjąłem politykę nieodpowiadania na liczne obraźliwe insynuacje, które miały za zadania zniszczyć moją kampanię wyborczą. Nie próbowałem też nic wyjaśniać, aby nie tracić na to czasu. interesujące jest to, iż choćby nie znam Carlosa Marcello, mężczyzny, z którym najczęściej łączą mnie moi prześladowcy. Przez wszystkie lata urzędowania na stanowisku prokuratora choćby nie dowiedziałem się, iż jest on jednym z głównych ludzi w tutejszej mafii, jak to twierdzi resort sprawiedliwości).

O wiele ważniejszy od oszczerstw ciskanych przeciwko mojej osobie był sukces Agencji w przekonaniu milionów Amerykanów o tym, iż właśnie zorganizowana zbrodnia miała miejsce w planowaniu zamachu na prezydenta. Proponuję, aby prześledzić jej związki z tym planem w sposób stary i wypróbowany.

Należy przypomnieć w tym miejscu, iż oryginalna trasa przejazdu kawalkady samochodów nie przebiegała obok budynku biblioteki, w którym od października pracował Oswald. Ruth Paine pomogła mu w zdobyciu tej pracy. Aż do rana 22 listopada, trasa była zaplanowana sąsiednią ulicą Maine, co zostało uwiecznione na pierwszej stronie „Dallas Morning News”. Czy rzeczywiście możliwe jest, aby osoby z zewnątrz mogły zmienić tę trasę w ostatniej chwili?

Pomińmy różne książki udawadniające rzekomą zorganizowaną zbrodnię jako jedne z głównych motorów zamachu na prezydenta. Gdyby tylko można było ukazać, jak osoby z zewnątrz mogły zmienić trasę przejazdu, mógłbym przyjąć choćby taką propozycję za prawdopodobną. ale bez udowodnienia jej nie mogę przyjąć twierdzenia, iż to właśnie mafia zamordowała Kennedy’ego.

Wydawało mi się, iż ktoś na bardzo wysokim stanowisku koniecznie chciał, aby Lee Oswald był w pobliżu trasy. Kimkolwiek była ta osoba, na pewno stwierdziła, iż „Skoro nie możemy przepostawić Oswalda przy samej trasie przejazdu, to możemy przestawić tę trasę do niego.” Komu byłoby lepiej wprowadzić taką niezauważalnie taką zmianę ludziom Tony’ego Salerno (Fat Tony), czy komórce „tajnych akcji” w jakiejś „organizacji wywiadowczej”? Pracownikom Tony’ego Accardo (Big Tuna), czy członkom gwardii pretoriańskiej, którzy oprócz ochrony prezydenta mają również za zadanie określenie gdzie, którędy, dokąd i kiedy prezydent może jechać?

Ustawianie Oswalda blisko trasy przejazdu mogło być ważne tylko dla kogoś, kto orgnaizował proces stopniowego robienia z niego kozła ofiarnego i tworzył jego wizerunek komunisty i zwolennika Fidela Castro.

Czy zorganizowana mafia była za to odpowiedzialna, czy też Guy Banister, weteran ONI, FBI i CIA? Czy Oswald pracował sam przy jakimś biurze mafii, czy z Davidem Ferrie przy biurze Banistera?

Czy zorganizowani przestępcy mogliby zapewnić, iż wersja oryginalnej trasy przedstawina na pierwszej stronie „Dallas Morning News”, nie zostania przedstawiona Komisji Warrena w pierwotnym kształcie? Czy mogliby oni uzyskać dostęp do ubrania gubernatora Conally’ego i wysłać go od razu do pralni, aby zatrzeć wszelkie ślady na nim? Czy mafia mogłaby wykraść ciało prezydenta, aby lokalni lekarze nie dokonali sekcji zwłok, ale aby dostarczyć martwego prezydetna na pokład samolotu Air Force One? Czy mafia upoważniłaby generała, który choćby nie był lekarzem, do prowadzenia autopsji w wojskowym szpitalu? Czy mafia mogła zabronić patologom przebadać ranę na szyi podczas sekcji zwłok? Czy mafia mogła potem rozkazać komandorowi Humsowi, aby spalił wszystkie swoje notatki zrobione w czasie autopsji? Czy mafia mogła zorganizować zniknięcie mózgu prezydenta z Archiwum Narodowego?

Po bliższym przestudiowaniu tego przypadku, fałszywi sponsorzy odpadają ze względu na swój własny ciężar. Jedynym najbardziej prawdopodobnym organizatorem zamachu pozostaje ręka Centralnej Agencji Wywiadowczej.

Jest w CIA komórka najprężniej działająca. Jest jednocześnie najmniej widoczna i najbardziej niebezpieczna. Dociera do najtajniejszych informacji na temat głównych osób w rządzie. Od lat 50-tych coraz bardziej zwiększała swą rolę w kreowaniu polityki zagranicznej państwa.

W odróżnieniu od pozostałych komórek organizacji wywiadowczych, zajmuje się ona tworzeniem i rozpowszechnianiem propagandy (eufemistyczne określenie to „dezinformacja”), powoływaniem tajnych armii, organizowaniem zamachów stanu, a choćby morderstwami wszędzie i wszystkich niewygodnych osób, w kraju i za granicą ale zawsze z ukrycia. Dotyczy to ponad 2/2 całej aktywności CIA. Były oficer CIA, Philip Agee przyznaje, iż jest to „tajna policja polityczna… współczesne Gestapo lub SS”. Nie jest to możliwe, aby rozbudowany plan zabójstwa prezydenta został oficjalnie poparty przez Johna McCone’a, dyrektora CIA w 1963 roku, lub jego zastępcy, Richarda Helmsa. Mógł on być stworzony w szeregu niższych eszelonów Agencji, która przeprowadziła go we współpracy osób spoza własnego kręgu lub z innych organizacji głównie po to, aby uniknąć jakichkolwiek dowodów rzucających cień na głównych liderów CIA. Ostatnio mieliśmy okazję być świadkami podobnej w stylu afery Iran/- Contras w 1987 roku. Połączenie oficjalnych sił rządowych z cywilnymi (jak to miało miejsce w Watergate) zostało uznane za „przedsięwzięcie” przez pewnego wyższego rangą oficera, także biorącego w niej udział.

Myślę, iż afera Iran-Contras mogła być równie dobrze potomkiem przedsięwzięcia, w wyniku którego zginął Kennedy. Obydwa zdarzenia wykluły się w CIA, wykorzystywały elementy współpracy weteranów wywiadu i zwykłych ludzi, obydwa były nielegalne i powstały w wyniku skrajnie prawicowej ideologii. Można zauważyć więc tutaj wyraźną kontynuację. Wygląda mi na to, iż marzenie późniejszego dyrektora CIA, Williama Cassey’a, aby przeprowadzać delikatne i kontrowersyjne operacje w sposób nie pozostawiający żadnych śladów, jest chyba żywe już od co najmniej 25 lat, czyli od zamachu na Kennedy’ego.

W przeciwieństwie do wymienionych tutaj fałszywych sponsorów, CIA rzeczywiście była w stanie dokonać tego zabójstwa.

W 1975 roku komitet senacki pod przywództwem Franka Churcha odkrył, iż Agencja planowała wiele zamachów na różne osoby, wykorzystując wszystkie środki od trucizny do karabinów maszynowych, a choćby upozorowanego samosądu.

Nie zezwolono komitetowi przebadanie zabójstw dokonanych w kraju, ale pomimo tego, udało się ustalić, iż Agencja systematycznie usuwała zagranicznych przywódców, którzy prowadzili politykę nie odpowiadającą np. normom wyznaczonym przez CIA.

W 1953 roku, kiedy Allan Dulles kierował operacją drogą radiową z Genewy w Szwajcarii, Agencja zorganizowała zamach stanu w Iranie. W wyniku tej działalności, usunięto dotychczasowego premiera Mohammeda Mossadegha ze stanowiska, przywrócono tron i ponownie posadzono na nim Szacha.

W 1954 roku w Guatemalii, Jacobo Arbenz choć nie był komunistą, prowadził bardzo liberalną politykę. Kiedy pewni tamtejsi wojskowi zbuntowali się przeciwko demokratycznie wybranemu przywódcy, wkroczyła do akcji CIA i Arbenz zmuszony został do ucieczki z kraju.

W 1960 roku, Patrice Lumumba, silny narodowy przywódca i pierwszy premier Kongo, także stał się celem Agencji. Podobnie jak Mossadegh z Iranu oraz Arbenz z Guatemalii, Lumumba nie był komunistą. Pomimo tego, dyrektor CIA, Dulles upoważnił agentów do wydania 100 tysięcy dolarów, aby „usunąć” niewygodnego polityka. niedługo potem, zastępca dyrektora CIA, Richard Bissell, poprosił naukowca CIA, Josepha Scheidera, by przygotował zamach na bliżej nieokreślonego „przywódcę afrykańskiego”.

Scheider sporządził listę toksycznych substancji naturalnych, które powodują tragiczne w skutkach choroby typowe dla Afryki. W swym zeznaniu przed Komitetem Churcha, Scheider przyznał, iż dostarczył śmiercionśne substancje do szefa CIA w Kongo i poinstruował go jak jego zdaniem powinno wyglądać zabicie Lumumby.

Jednakże nigdy nie trzeba było uciekać się do użycia tej trucizny. W styczniu 196 roku Lumumba – chwilowo pozbawiony urzędu więzień polityczny – został umieszczony w samolocie, który miał rzekomo lecieć do Bakwangi w prowincji Katanga. W połowie trasy został skierowany do Elizabethville w tej samej prowincji, gdzie mieszkańcy tych okolic byli znani z wrogości do Lumumby. Kilka tygodni później doniesiono, iż Patrice Lumumba uciekł, ale wrodzy mu wieśniacy zamordowali go. Bezpośredni udział CIA w zabiciu Lumumby nie jest więc jasny, ale ówczesny specjalista ds. Afryki z CIA, John Stockwell powiedział, iż w 1978 roku wysoki funkcjonariusz Agencji opisywał mu jak jeździł z ciałem Lumumby w bagażniku swego samochodu „próbując zdecydować, co z nim zrobić”.

Komitet Churcha ustalił oprócz planowania zamachu na Patrice Lumumbę, iż Agencja aktywnie włączy się do usunięcia innych przywódców, włączając do tej listy Rafaela Trujillo z Dominikany w 1961 roku, prezydenta Południowego Wietnamu Ngo Dinh Diem a w 1963 roku oraz generała Rene Schneidera z Chile w 1970 roku. Otrzeźwiające konkluzje Komitetu mówią, iż CIA wielokrotnie planowała i pomagała w realizacji zamachów na wielu narodowych przywódców. (Nie obejmuje to systematycznej eksterminacji dziesiątków tysięcy przywódców wiejskich i podejrzanych o współpracę z Viet Congiem, w ramach operacji Phoenix, przeprowadzonej przez CIA w Wietnamie).

Wszystko to zostało potwierdzone przez poprzednich funkcjonariuszy CIA. Zgodnie z np. Williamem Harveyem programy CIA usuwania zagranicznych przywódców obejmowały również „możliwość wykonania zamachu”. Richard Bissell, poprzedni zastępca dyrektora ds. operacji również przyznał, iż plany zamachów zawierały szerokie „spektrum działania” w celu wyeliminowania szefów państw, którzy stwarzali problemy. Można uczciwie stwierdzić wobec tego, iż CIA w wyniku długoletnich doświadczeń miała wystaczające możliwości do zabicia prezydenta Kennedy’ego.

A ważne jest również i to, iż posiadała też ku temu motywy. Odwrotnie niż to się przyjmuje CIA nie została stworzona wyłącznie do gromadzenia informacji wywiadowczej. Od swych początków w 1947 roku najważniejszym celem jej istnienia, co wynika z dominującej roli departamentu operacyjnego, było zwalczanie czegoś, co było postrzegane jako monolityczny komunizm. Twarda linia zimnowojennych obsesji CIA w czasach administracji Trumana i Eisehnowera, twierdzenie iż ZSRR jest zaangażowany w plan zniszczenia USA oraz podboju całego świata – były oddzielane przez siostrzaną agencję FBI, kierowaną przez Edgara Hoovera oraz przez wielu wpływowych ludzi z rządu.

Prezydent Kennedy prowadził kampanię wyborczą oraz podejmował swój urząd potwierdzając jakby, iż jego administracja będzie kontynuować bezkompromisową politykę wobec Sowietów. Jednak stawało się coraz bardziej jasne dla wszystkich, iż jego filozofia polityczna nie odpowiadała w rzeczywistości długotrwałej kontynuacji twardej linii. Kennedy rozpoczął grać na innej trąbce, poczynając od odmowy generałowi Caballowi wsparcia lotniczego dla chwiejącej się inwazji CIA w Zatoce Swiń. Dalej było jego odrzucenie propozycji zbombardowania i inwazji na Kubę podczas kryzysu rakietowego, obstawanie przy podpisaniu w Moskwie traktatu o zakazie prób jądrowych mimo początkowej opozycji doradców wojskowych, wreszcie jego decyzja wycofania się z Wietnamu w 1963 roku, aż do rozważań o nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z Kubą. (Wydaje się, iż Kennedy rzeczywiście uzyskał bardzo małe poparcie w Waszyngtonie dla swojej polityki zmniejszania napięcia militarnego, do której doszedł w 1963 roku. Jego własny sekretarz obrony, Robert McNamara, przyznał w 1987 roku, iż do końca 1965 roku wierzył, iż Stany Zjednoczone wygrają wojnę w Wietnamie. Dan Rusk, sekretarz stanu w administracji Kennedy’ego, wyraził podobny pogląd. Można się zastanowić, kto w rządzie USA w 1963 roku popierał samotną decyzję Kennedy’ego przeciwko kontynuacji militarnego zaangażowanie się w Azji Południowo-Wschodniej).

Dla wojowniczych i twardogłowych w amerykańskiej strukturze władzy, dla których stworzono dyrektoriat operacyjny CIA i dla których on funkcjonował, taka polityka była niczym innym jak „wyprzedażą wszystkiego komunistom”.

Przypominając te fakty, trudno uznać, iż zabójstwo prezydenta kryje aż tak wiele tajemnic. w tej chwili już wiemy iż nowy, agresywny kurs w polityce zagranicznej USA wywołał feralny 22 listopada 1963 roku.

Nowy prezydent wyniesiony przez wystrzały karabinowe do nadzorowania polityki zagranicznej był jednym z najbardziej entuzjastycznych zimnych wojennych zwolenników polityki USA, chociaż wcześniej jako wice musiał być mocno skrępowany.

Wysoko ceniony obserwator sceny waszyngtońskiej, Fred Cook, opisuje Lyndona Johnsona jako „człowieka o ograniczonej wiedzy o sprawach zagranicznych„, który tylko z temperamentu i doświadczenia był „zorientowany w sprawach wojskowych”. Johnson doszedł do władzy na fali antykomunistycznej krucjaty, która określała amerykańską politykę po II wojnie światowej. Krótko po zakończeniu tej wojny, Johnson ogłosił, iż bomba atomowa może okazać się chrześcijańskim błogosławieństwem „użytym przez nas do chrystianizacji lub spopielenia świata”. Demonstracyjny entuzjazm Johnsona dla amerykańskich zagranicznych interwencji, był powodem nadania mu etykietki „Senator z Pentagonu” silnie kontrastował z zamiarami Kennedy’ego wycofania się z Wietnamu.

Nie należy się dziwić, iż po śmierci prezydenta Kennedy’ego i zaprzysiężeniu Lyndona Johnsona, zaszły dramatyczne zmiany w amerykańskiej polityce zagranicznej i militarnej.

Rozkaz Kennedy’ego o powrocie z Wietnamu pierwszego tysiąca żołnierzy amerykańskich jeszcze przed grudniem, został natychmiast uchylony. Znacznie poważniejsze konsekwencje miało spotkanie Johnsona w Białym Domu z Henrym Cabotem Lodge’m, ambasadorem amerykańskim w Wietnamie Południowym, w pierwsze niedzielne popołudnie po zabójstwie Kennedy’ego bezpośrednio po pojawieniu się na uroczystościach pogrzebowych w rotundzie na Kapitolu. Poinformował Lodge’a, iż nie zamierza stracić Wietnamu, ani Azji Południowo-Wschodniej na rzecz Chin i podkreślił: „Sajgon może na nas liczyć”.

W sierpniu 1964 roku wydarzył się incydent w Zatoce Tonkińskiej. Cała sprawa miała delikatny posmak, charakterystyczny dla działań wywiadu. Waszyngton ogłosił: „Podczas rutynowego patrolowania wód międzynarodowych, amerykański niszczyciel „Maddox” został bez powodu zaatakowany”. Niewidoczny okręt przeciwnika odpalił niewidzialną torpedę, która szczęśliwie chybiła. niedługo potem podobny incydent przydarzył się innemu okrętowi marynarki wojennej USA. Znowu przeciwnik, podstępny jak zawsze, nie zasygnalizował ataku.

Johnson głośno uznał to za otwartą agresję. Pojawił się w telewizji amerykańskiej, aby poinformować obywateli USA, iż „w odpowiedzi na ponowione, wrogie akcje przeciwko okrętom Stanów Zjednoczonych w Zatoce Tonkińskiej wymagają dziś wydanie siłom zbrojnym rozkazu do podjęcia odpowiedniej akcji.” Przywódcy obu partii w Kongresie zapewnili go, iż przejdzie rezolucja stwierdzająca wyraźnie, iż „nasz rząd jest zjednoczony w determinacji i podejmie wszystkie niezbędne środki dla utrzymania wolności oraz obrony pokoju w Azji Południowo-Wschodniej”.

Rezolucja dotycząca incydentu w Zatoce Tonkińskiej, uchwalona 7 sierpnia 1964 roku, przy tylko dwóch przeciwnych głosach senackich, dała Johnsonowi wolną rękę do podjęcia każdej akcji zbrojnej, jaką uzna za konieczną. To nieoficjalne wypowiedzenie Wietnamowi Północnemu wojny zostało dokonane w rok od przemówienia Johna Kennedy’ego na American University, w którym wyraził swoją nadzieję na pokój.

Natychmiast po rezolucji Kongresu, samoloty amerykańskie rozpoczęły bombardowania Wietnamu Północnego. Dowództwo USA na Pacyfiku otrzymało rozkaz przygotowania się do walki. W 1965 roku ponad 200 tysięcy żołnierzy amerykańskich udało się do Wietnamu Południowego. W latach 1966 i 1967 podążyło za nimi 300 tysięcy więcej. Do czasu podpisania traktatu paryskiego w styczniu 1973 roku, zostało zabitych tam ponad 55 tysięcy Amerykanów oraz miliony Wietnamczyków.

W ten sposób polityka zagraniczna Kennedy’ego została zmieniona „bez spełnienia formalnych wymagań, przewidzianych przepisami prawa lub konstytucji dla formalnej wymiany osób piastujących urzędy” co jest właśnie definicją zamachu stanu. Była to główna konsekwencja zamordowania Johna Kennedy’ego, a także główny powód zamachu.

Czy wszystko to jest prawdopodobne? Nie wyglądało to tak 25 lat temu. Jednak, gdy w tej chwili znamy już trochę prawdziwej historii CIA i jej tajemnych operacji, odpowiedź brzmi twierdząco.

Jim Garrison, J.F.K.: Na tropie zamachowców, Wydawnictwo Ryton, 1992, tłumaczenie Monika Ruiz

Read Entire Article