Widać wyraźnie kruszenie się elektoratu mniejszości niemieckiej. Nie powiodły się plany upowszechnienia narodowości śląskiej – i nie jestem pewien czy kiedykolwiek, były one inspirowane przez Niemców.
Potwierdzają to dane Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) podane po prawie dwóch latach liczenia. W ciągu 10 lat liczba Niemców w Polsce zmniejszyła się o 11,5 tysiąca, co daje spadek o około 8 procent. W 2002 narodowość niemiecką zadeklarowało 147 tysięcy ludzi (Niemcy najliczniej zamieszkują na Opolszczyźnie – 78 tysięcy osób). Podczas ostatniego spisu przynależność do narodu niemieckiego wykazało w spisie co prawda 132,5 tysiąca osób, ale spośród nich tylko nich 38,7 tysiąca osób zadeklarowało narodowość niemiecką jako pierwszą.
Ten sam proces dotyczy wyborów w Polsce. W 1991 roku Niemcy uzyskali 7 mandatów poselskich oraz 1 mandat senatorski. W 1993, 1997, 2001 i 2005 roku mieli jeszcze po 2 mandaty. W 2007, 2011, 2015 i 2019 roku po 1 mandacie. Spadek jest stale obserwowany z roku na rok. Jak na początku lat 90-tych w wyborach Niemcy otrzymywali 1,18 procent, tak już 2001 0,36 procenta, a 2019 już tylko 0,17 procenta. Zmienia się to radykalnie również na samej Opolszczyźnie.
To samo dotyczy tzw. narodowości śląskiej. Przyznaję, iż kiedyś sam widziałem w tym spore zagrożenie. Właśnie dlatego wstąpiłem do Ruchu Obywatelskiego „Polski Śląsk” organizowanego wtedy przez późniejszego wicewojewodę Piotra Spyrę. Ale te obawy okazały się przesadzone. Środowisko to jest coraz mniej liczne i coraz bardziej skłócone. W Spisie z 2011 roku narodowość śląską deklarowało 847 tysięcy osób (436 tysięcy osób deklarowało ją jako pierwszą), w 2021 roku było już tylko nieco ponad 585 tysięcy (232 tysięcy osób podało tę identyfikację, jako pierwszą). Obserwujemy wręcz drastyczny spadek (odpowiednio) o 30,9 procent i 47 procent! Pomimo wspierania tej opcji przez liczne media związane z opozycją antypisowską.
Mnie to zjawisko nie dziwi, i jednocześnie cieszy. Potwierdza to tezę sprzed wielu lat kolegi Witolda Staniszkisa, iż w znacznej mierze mieliśmy do czynienia nie z żadną nacjonalistyczną neomniejszością narodową, ale z kiepskim elementem narodowopodobnym, który nie jest wstanie przekazać elementu etnicznego swoim następcom. Górnośląscy zauważają, iż organizacje odwołujące sie do autonomii nie mają im nic do zaproponowania.
Wracając do kwestii niemieckiej – trzeba pamiętać, iż znaczna część tych ludzi w przeszłości i dzisiaj to są Polacy nie mający z Niemcami wiele wspólnego. Sam takich poznałem. Problem jest w tym, iż znaczna część narodu jest mocno zeszmacona przez rządzących. Gdyby ambasada Japonii i jakieś japońskie fundacje ogłosiły, iż będzie wspierać osoby japońskiego pochodzenia w Polsce finansowo, to mielibyśmy tu od zatrzęsienia gabinetów chirurgicznych oferujących operacje plastyczne. Podobnie jest z mniejszością żydowską. Z tego co pisał jakiś czas temu prezes Fundacji Cmentarza Żydowskiego „Gęsia” p. Bolesław Szenicer wynika, iż znaczna część osób podających się za Żydów w Polsce, nie ma z tym narodem i jego tradycją nic wspólnego. Po prostu opłaca się być Żydem w II RP.
Niemcy były naszym głównym wrogiem w przeszłości. Z różnym natężeniem trwało to przez stulecia. Miał oczywiście więc rację Roman Dmowski i Wojciech Korfanty wskazując właśnie to zagrożenie jako pierwszorzędne. Oczywistością jest również to, iż Niemcy i ich sojusznicy byli naszymi głównymi wrogami w latach drugiej wojny światowej. choćby po niej były realne działania NRF wobec Polski, które musiały budzić niepokój. To między innymi działalność tzw. ziomkostw niemieckich. Ale to jest pieśń przeszłości. Straszenie dzisiaj jakimś rewanżyzmem ze strony państwa, które jest w znacznej mierze podporządkowane temu samemu Przeciwnikowi co Polska jest mało poważne. Istnieją niewielkie grupy sentymentalistów tęskniących za II lub III Rzeszą, nie są jednak realnym zagrożeniem dla Polski. Zresztą podobne grupy działają w Polsce i odwołują się do II RP.
Ze strony „niemieckiej” widzę dzisiaj inne zagrożenia, niż nacjonalizm, nazizm i szowinizm. Nie mają one nic wspólnego z tradycją Bismarcka czy Hitlera. Zagrożeniem jest wielobarwna i wielonurtowa ideologia płynąca z „niemieckich” fundacji, które wspierają wszelakie ruchy rozkładowe i antytradycjonalistyczne w naszym kraju – od ekologizmu, przez feminizm po doprowadzoną do kompletnego absurdu tzw. równość. Ale te fundacje i stowarzyszenia w zdecydowanej większości są dzisiaj takim samym wrogiem narodowych Niemiec, jak narodowej Polski. Bo anglosaski i szerzej korporacyjny globalizm nie przewiduje w Europie żadnych państw narodowych. To zrozumieli już niektórzy liderzy niemieckiej formacji Alternatywa dla Niemiec.
Nie oznacza to oczywiście tego, iż kwestia niemiecka powinna być odpuszczona przez nasze środowisko. Państwo niemieckie w dalszym ciągu jest w nieporównywalnie w lepszym położeniu ekonomicznym, niż Polska. Powinniśmy obserwować, analizować i wyciągać wnioski. Ale nie wolno ulegać nam oszołomskiemu i mocno szkodliwemu szantażowi, który został wymyślony przez speców od kreacji polityki działającej na korzyść Anglosasów. Antyrosyjska, a później antyniemiecka polityka Prawa i Sprawiedliwości nakazująca bezrozumnie łajać najpierw Rosjan a potem Niemców jest w niepolskim interesie. Jest dla nas bardzo szkodliwa, bo sprawia, iż jesteśmy skonfliktowani z dwoma naszymi największymi sąsiadami. To szaleństwo jakim jest uczynienie z sąsiadów wrogów należy zwalczać. To jest sprawa bardzo istotna. Jest ona jedną z tych spraw, która musi nas różnić od insurekcyjnych patriotów. Jednym z największych niebezpieczeństw dla Polski dzisiaj jest działanie osób, które ubierają się w patriotyczne a choćby narodowe szatki, by realizować politykę antypolską.
Realnym problemem pozostaje kwestia ordynacji wyborczej obowiązującej w Polsce, która daje niezrozumiałe przywileje mniejszością narodowym. W tym brak wymogu przekraczania 5-procentowego progu wyborczego. Właśnie z tego powodu w parlamencie znajduje sie zawsze przedstawiciel mniejszości niemieckiej, pomimo coraz lichszych wyników wyborczych. I przedstawiciel mniejszości niemieckiej nie jest żadnym problemem. Poseł Ryszard Galla mówi oficjalnie, iż jest Niemcem i ma obowiązki niemieckie. Nie ukrywa się za jakimiś fundacjami, nie bredzi o wspólnej historii i konieczności powołania unii polsko-niemieckiej. Niemcy w III RP prawie zawsze przestrzegali polskiego prawa i nigdy nie sprawiali większych problemów. Ordynację jednak należy zmienić, nie ze względu na Niemców, tylko dla zasady. Zwłaszcza, iż inne niebezpieczeństwa mogą się pojawić w przyszłości. Dzisiaj zmienia się struktura narodowościowa polskiego społeczeństwa i brak progu wyborczego, może spowodować problemy, które do tej pory nie występowały. I o tym powinni myśleć ci, którzy odwołują się do tradycji narodowej demokracji.
Łukasz Jastrzębski
Myśl Polska, nr 17-18 (23-30.04.2023)