Autor: Tyler Durden
Autor: Nick Corbishley za pośrednictwem NakedCapitalism.com,
Wojenne bębny amerykańskiego imperium po raz kolejny biją głośno i mocno w Ameryce Łacińskiej...
Według doniesień agencji Reutera trzy amerykańskie niszczyciele wyposażone w system Aegis, technologię obronną przeznaczoną do śledzenia wielu celów i jednoczesnego neutralizowania zagrożeń powietrznych lub morskich, przybędą do wybrzeży Wenezueli w ciągu najbliższych kilku dni. Towarzyszyć im będzie 4000 żołnierzy, samoloty zwiadowcze i okręt podwodny, co jest zdecydowanie największym w historii pokazem siły, jaki Stany Zjednoczone zmobilizowały przeciwko rządowi chavistów w Wenezueli.
Rzekomym casus belli tej operacji wojskowej jest rozbicie organizacji zajmujących się handlem narkotykami w Ameryce Łacińskiej, w tej chwili klasyfikowanych przez Biały Dom jako narkoterroryści. Należą do nich wenezuelski Tren de Aragua i Cartel de los Soles, który według Waszyngtonu ma bliskie powiązania z rządem Maduro.
Nie trzeba dodawać, iż każdy, kto wierzy lub popiera ten najnowszy pretekst do wojny przeciwko krajowi, w którym Stany Zjednoczone próbowały zmienić reżim co najmniej dwa razy w tym stuleciu i który przez ponad dekadę był przedmiotem paraliżujących amerykańskich sankcji, jest albo wyjątkowo łatwowierny, albo apologeta imperium.
Nie chcę przez to powiedzieć, iż Maduro lub członkowie jego rządu nie są zaangażowani w handel narkotykami – choć o ile mi wiadomo, Stany Zjednoczone nie przedstawiły jeszcze żadnych dowodów na poparcie tej tezy – ale raczej, iż ma to niewiele, jeżeli w ogóle, wspólnego z ostatnią eskalacją przez USA w trwającym od lat konflikcie.
Stary, zmęczony i źle napisany scenariusz
Ta ostatnia eskalacja rozpoczęła się około dwa tygodnie temu, gdy prokurator generalna USA Pam Bondi ogłosiła nagrodę w wysokości 50 milionów dolarów za informacje, które doprowadzą do aresztowania Maduro, w porównaniu z 25 milionami dolarów. Erik Prince, tajemniczy założyciel zhańbionej firmy najemniczej Blackwater, której nazwa zmieniała się tak często, iż trudno za nią nadążyć, napisał na Twitterze: "Powinien być żywy lub martwy".
Jest to stary, wyświechtany scenariusz, do którego w dzisiejszych czasach nie można znaleźć choćby dobrych scenarzystów:
Wiadomość o rozmieszczeniu wojska, podana przez CNN, została później potwierdzona przez sekretarz prasową Białego Domu Katerine Leavitt. Zapytana, czy nowa operacja może obejmować lądowanie wojsk na wybrzeżach Wenezueli, odpowiedziała, iż USA rozważają "użycie całej swojej siły" w celu powstrzymania przepływu narkotyków z Wenezueli do Stanów Zjednoczonych i podkreśliła, iż wenezuelski przywódca Nicolás Maduro jest szefem kartelu, a także nielegalnym władcą.
To musi być miły moment dla sekretarza stanu USA Marco Rubio, który od tak dawna, jak długo jest w polityce, marzy o zmianie reżimu w Wenezueli, a także na Kubie i w Nikaragui.
14 sierpnia Rubio potwierdził rozmieszczenie amerykańskiej marynarki wojennej i sił powietrznych na Morzu Karaibskim w ramach walki z kartelami narkotykowymi, które "wykorzystują międzynarodową przestrzeń powietrzną i wody międzynarodowe" do transportu narkotyków do USA.
Rozmieszczeni amerykańscy marynarze i żołnierze piechoty morskiej są przydzieleni do Iwo Jimy (IWO) Amphibious Ready Group (ARG) i 22nd Marine Expeditionary Unit (MEU) Special Operations Capable (SOC). Obie jednostki są wyszkolone i wyposażone do prowadzenia szybkich misji globalnych w celu osiągnięcia strategicznych celów USA. Nie są to jednostki antynarkotykowe.
Na konferencji prasowej Rubio wskazał jako główny cel tzw. "Cartel de los Soles", który według Waszyngtonu jest kierowany przez Maduro i innych wysokich rangą wenezuelskich urzędników, którzy zamierzają "zalać" USA narkotykami.
"Cartel de los Soles jest jedną z największych organizacji przestępczych, jakie istnieją na półkuli. Jest on postawiony w stan oskarżenia w sądach federalnych Stanów Zjednoczonych" – powiedział Rubio. Dodał, iż Stany Zjednoczone nie uznają rządu Maduro, nazywając go "przestępczym przedsięwzięciem", które zagraża bezpieczeństwu narodowemu USA i interesom naftowym w Gujanie, odnosząc się do operacji Exxon Mobil w spornym regionie Essequibo.
Oczywiście, ma to mniej więcej tyle wspólnego ze zwalczaniem handlu narkotykami, co wojny w Iraku, Syrii, Libii i Afganistanie miały wspólnego ze zwalczaniem terroryzmu islamskiego.
W końcu Stany Zjednoczone są prawdopodobnie największym podmiotem umożliwiającym handel narkotykami organizacjom na świecie, podczas gdy prowadzą globalną wojnę z narkotykami, tak samo jak były prawdopodobnie największym zwolennikiem islamistycznych organizacji terrorystycznych podczas prowadzenia globalnej wojny z terroryzmem. Oba typy organizacji okazały się użytecznymi sojusznikami w realizacji imperialnych ambicji USA (np. kartele kolumbijskie i meksykańskie podczas powstania Contras w Nikaragui w latach 80. czy odłam Al-Kaidy w Syrii), a jednocześnie służyły jako poręczny pretekst do interwencji wojskowej.
Prawdziwe powody
Rząd Wenezueli nie ma złudzeń co do rzeczywistych celów USA. Minister obrony Wenezueli Vladimir Padrino Lopez powiedział, iż Stany Zjednoczone chcą "wymusić zmianę reżimu" w tym południowoamerykańskim kraju – cel, do którego dążą od ponad dwóch dekad, od czasu nieudanego prawicowego zamachu stanu przeciwko Chavezowi w 2003 roku. Nie zapominajmy też o groteskowej próbie zamachu stanu dokonanej przez wybranego przez Trumpa "tymczasowego przywódcę" Wenezueli, Juana Guaidó, w 2019 roku.
Nietrudno zrozumieć, dlaczego Stany Zjednoczone chcą zmiany reżimu w Wenezueli:
Nie chodzi tylko o to, iż Wenezuela ma więcej ropy naftowej pod ziemią i morzem niż jakikolwiek inny kraj; jest to fakt, iż znajduje się on w bezpośrednim sąsiedztwie USA. Podczas ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej Trump otwarcie przyznał, iż chce przejąć wenezuelską ropę, mówiąc (podkreślenie moje): "Kiedy wyjeżdżałem, Wenezuela była gotowa do upadku. Zdobylibyśmy całą tę ropę, która byłaby tuż obok".
Ten mały fragment przemówienia jest doskonałym przykładem tego, dlaczego Trump jest znienawidzony przez tak wielu w obwodnicy Waszyngtonu – mówi cicho na głos o imperialnych ambicjach Waszyngtonu.
Inne powody, dla których administracja Trumpa po raz kolejny chce obalić rząd Maduro, pomimo utrzymującego się zażenowania po aferze Guaidó, to bliskie związki Wenezueli z Chinami, Rosją i Iranem, trzema najważniejszymi strategicznymi rywalami USA.
Ciekawie będzie zobaczyć, jak Chiny i Rosja zareagują, jeżeli USA zaatakują Wenezuelę. Ze swojej strony Pekin potępił koncentrację wojsk Waszyngtonu na południowym Morzu Karaibskim i wyraził sprzeciw wobec "wszelkich posunięć, które naruszają cele i zasady Karty Narodów Zjednoczonych oraz suwerenność i bezpieczeństwo kraju".
Tymczasem, o ile mi wiadomo, Moskwa wyraźnie milczy w tej sprawie, pomimo niedawnego zacieśnienia więzi wojskowych i gospodarczych z Wenezuelą, co podsyca spekulacje w niektórych kręgach, iż Putin dał Trumpowi zielone światło do ataku.
Jest również całkowicie prawdopodobne, iż gromadzenie wojsk jest częścią taktyki dywersyjnej. Administracja Trumpa desperacko potrzebuje odwrócić uwagę swojej bazy MAGA od trwającego skandalu Epsteina, w związku z którym traci poparcie ze strony wysoko postawionych osobistości, takich jak Joe Rogan. W eksperckim trollingu Maduro odpowiedział na podniesienie przez USA nagrody za jego głowę, oferując nagrodę w wysokości 50 milionów dolarów za informacje dotyczące sprawy Epsteina:
Prezydent Maduro do tej pory zareagował na mobilizację sił amerykańskich, nakazując rozmieszczenie czterech i pół miliona członków Narodowej Boliwariańskiej Milicji w celu obrony "terytorium, suwerenności i pokoju" Wenezueli. Z analizy Wenezueli:
W poniedziałkowym przemówieniu telewizyjnym Maduro wezwał wszystkich członków milicji, aby byli "uzbrojeni i gotowi" do obrony całego terytorium kraju. Nakazał także aktywizację campesino (milicji chłopskich) i robotniczych na terenach wiejskich i w fabrykach w całym kraju.
"Żadne imperium nie dotknie świętej ziemi Wenezueli, ani nie powinno dotknąć świętej ziemi Ameryki Południowej" – zaznaczył Maduro.
Milicja Boliwariańska to ochotnicza jednostka bojowa wenezuelskich sił zbrojnych, która została utworzona w 2005 roku przez prezydenta Hugo Cháveza. Składa się z cywilnych mężczyzn i kobiet w każdym wieku.
Minister obrony Wenezueli Vladimir Padrino López odpowiedział we wtorek, iż milicja jest gotowa "bronić każdego centymetra" karaibskiego narodu. Caracas zakazało używania dronów na terytorium Wenezueli przez 30 dni.
Groźby Waszyngtonu nie są wymierzone tylko w Wenezuelę, ostrzega Maduro; są one skierowane do całego regionu Ameryki Łacińskiej. I ma rację: jak ostrzegamy od 2023 roku, Stany Zjednoczone starają się wykorzystać wojnę z narkotykami jako sposób na umocnienie swojej władzy i strategicznych wpływów w swoim bezpośrednim sąsiedztwie, broń po strzelnicy. Wenezuelski przywódca wezwał do wsparcia i jedności wszystkie kraje regionu.
Waszyngton ponownie rozbudził swoje zainteresowanie tak zwanym "podwórkiem", ponieważ stara się wycofać z niektórych części świata z powrotem na kontynent amerykański, a także odzyskać kontrolę nad obfitymi zasobami regionu – w tym pierwiastkami ziem rzadkich, litem, złotem, ropą naftową, gazem ziemnym, lekką słodką ropą naftową, miedzią, obfitymi uprawami spożywczymi i ogromnymi złożami słodkiej wody.
Oto Laura Richardson, była dowódczyni Południowego Dowództwa USA, która wyjaśnia, czego SOUTHCOM chce od Ameryki Łacińskiej i Karaibów:
Rząd i wojsko Stanów Zjednoczonych oraz korporacje, których interesom służą, mają oczy zwrócone na wszystkie te nagrody. Mają również na oku dwa dwuoceaniczne przejścia w regionie, Kanał Panamski i Cieśninę Drake'a, stąd ponowne zainteresowanie wojska amerykańskiego Argentyną, a także bez wątpienia korytarz międzyoceaniczny rozwijany przez meksykański przesmyk Tehuantepec.
Meksykańsko-libański analityk geopolityczny Alfredo Jalife twierdzi, iż jednym z głównych celów polityki USA jest utrzymanie ścisłej kontroli nad tak zwanym "amerykańskim Morzem Śródziemnym", terminem ukutym po raz pierwszy w XIX wieku przez geografa Alexandra von Humboldta na określenie połączonej przestrzeni morskiej Morza Karaibskiego i Zatoki Meksykańskiej.
Obszar ten nabrał znaczenia geopolitycznego w połowie XX wieku dzięki pracy amerykańskich strategów Alfreda Mahana i Nicholasa Spykmana, przy czym Spykman opisał go jako miękkie podbrzusze USA. Hipoteza Jalife'a nadaje dodatkową wagę zmianie nazwy Zatoki Meksykańskiej przez Trumpa 2.0 na "Zatokę Amerykańską", co było jednym z jego pierwszych posunięć po powrocie na urząd.
Chór sprzeciwu
W ostatnich dniach wiele rządów w regionie wypowiedziało się przeciwko mobilizacji sił przez Waszyngton przeciwko Wenezueli. Według "O Globo" brazylijski prezydent Lula da Silva obawia się, iż Trump planuje interwencję wojskową w Wenezueli w celu obalenia rządu Maduro, co postawiłoby Brazylię w jeszcze trudniejszej sytuacji wobec administracji Trumpa.
Prezydent USA nałożył 50-procentowe cła na większość brazylijskich towarów, powołując się na "polowanie na czarownice" brazylijskiego sądownictwa przeciwko byłemu skrajnie prawicowemu prezydentowi Jairowi Bolsonaro w związku z jego rzekomą próbą zamachu stanu w 2024 roku. Istnieją jednak inne potencjalne powody niezadowolenia Trumpa z Brazylii, takie jak nasilające się wezwania Luli do dedolaryzacji, w tym ostatnio na szczycie BRICS w Rio.
Inni przywódcy Ameryki Łacińskiej wyrazili zaniepokojenie ostatnim epizodem amerykańskiej agresji.
"Z serca Ameryki Południowej zdecydowanie potępiamy rozmieszczenie wojsk Stanów Zjednoczonych na wodach otaczających Wenezuelę" – napisał prezydent Boliwii Luis Arce na swoich portalach społecznościowych. "Powiązanie rewolucji boliwariańskiej i... Prezydent Nicolás Maduro w związku z handlem narkotykami jest jedną z największych hańb administracji Trumpa w ostatnim czasie, podobnie jak powtarzające się wykorzystywanie walki z narkotykami jako instrumentu imperialistycznej interwencji w krajach, które nie zgadzają się z jego interesami geopolitycznymi.
Jednak Arce niedługo skończy swoją kadencję. Jego sukcesor będzie jednym z dwóch konserwatywnych kandydatów, którzy przeszli do drugiej tury wyborów prezydenckich w Boliwii po tym, jak lewicowy ruch MAS, który rządził Boliwią przez większą część ostatnich dwóch dekad, zwrócił się przeciwko sobie. Bez względu na to, kto wygra drugą turę, można bezpiecznie założyć, iż Boliwia niedługo będzie dążyć do ściślejszego sojuszu z USA.
Ponadto Arce wystosował "pilny apel" do organizacji wielostronnych, takich jak Wspólnota Państw Ameryki Łacińskiej i Karaibów (CELAC), Unia Narodów Południowoamerykańskich (Unasur) i boliwariański blok ALBA-TCP, aby zwołały "nadzwyczajne spotkania" w celu "zajęcia się tą kwestią z powagą, na jaką zasługuje" i obrony regionalnej "suwerenności i pokoju".
Na nadzwyczajnym posiedzeniu zwołanym przez Maduro 11 szefów państw i rządów Boliwariańskiego Sojuszu na rzecz Ludów Naszej Ameryki (ALBA-TCP) podpisało deklarację opisującą działania USA jako zagrożenie dla bezpieczeństwa regionalnego. Dokument potępia również rozkazy Waszyngtonu dotyczące rozmieszczenia amerykańskich sił zbrojnych pod "fałszywymi pretekstami" i domaga się natychmiastowego zaprzestania wszelkich działań interwencjonistycznych.
Jedność międzyregionalna jest bardzo mało prawdopodobna, jednak wiele rządów w regionie chciałoby zobaczyć wsparcie dla Maduro i jego ruchu chavistów. jeżeli jest coś, na co amerykańskie Imperium Chaosu zawsze mogło liczyć, to są to podziały i polaryzacja wśród państw narodowych Ameryki Łacińskiej, po części dlatego, iż sam Waszyngton pomógł je zasiać.
Czytelnicy być może pamiętają, iż to sam Lula zablokował propozycję członkostwa Wenezueli w sojuszu BRICS w zeszłym roku, zaledwie kilka miesięcy po kwestionowanej reelekcji Maduro. To posunięcie sprawiło, iż Maduro stał się jeszcze bardziej odizolowany na arenie międzynarodowej.
Maduro może jednak liczyć na wsparcie dyplomatyczne sąsiedniej Kolumbii i Meksyku. Prezydent Kolumbii Gustavo Petro ostrzegł, iż USA popełnią błąd, jeżeli zaatakują Wenezuelę.
"Gringos przegrywają spisek, jeżeli myślą, iż inwazja na Wenezuelę rozwiąże ich problemy" – powiedział Petro. "Starają się postawić Wenezuelę w takiej samej sytuacji jak Syrię, tylko po to, by ryzykować wciągnięcie Kolumbii w ten problem".
Kolumbia, oczywiście, jest najbliższym państwem klienckim USA w Ameryce Południowej z co najmniej siedmioma amerykańskimi bazami wojskowymi. Jednak od czasu wyboru Petra w 2022 r. kraj stara się obrać bardziej niezależny kurs, dołączając niedawno do Nowego Banku Rozwoju BRICS.
Prezydent Meksyku Sheinbaum skrytykował również rozmieszczenie wojsk przez USA w pobliżu Wenezueli, powołując się na konstytucyjne zobowiązanie Meksyku do przestrzegania zasad nieinterwencji i samostanowienia narodów. Meksyk, oczywiście, również stoi w obliczu groźby amerykańskiej interwencji wojskowej po tym, jak został uznany za przeciwnika USA przez Departament Sprawiedliwości USA – losu, którego rząd Sheinbauma próbował uniknąć, wysyłając dziesiątki kartelowych kapo w kierunku Waszyngtonu.
"Nasza konstytucja jasno to mówi i zawsze jest to nasze stanowisko: samostanowienie narodów, nieinterwencja i pokojowe rozwiązywanie sporów" – powiedział Sheinbaum, dodając, iż te problemy można rozwiązać na drodze dialogu.
Niestety, są to zasady, dla których Waszyngton ma kilka czasu i szacunku. Jak pokazuje poniższa mapa, Stany Zjednoczone przeprowadziły dziesiątki interwencji wojskowych w Ameryce Łacińskiej w XX wieku, w tym inwazje i mobilizacje wojsk (fioletowe kropki), zamachy stanu (kolor czerwony), operacje zmiany reżimu (kolor żółty) oraz wsparcie i pomoc wojskową (kolor pomarańczowy).
W XXI wieku przez cały czas ingeruje w sprawy regionu, choć z nieco mniejszą częstotliwością i intensywnością (trzy duże operacje w Wenezueli w 2003, 2019 r., a w tej chwili w 2025 r., w Hondurasie w 2009 r. i Boliwii w 2019 r.). To może się jednak niedługo zmienić, ponieważ Stany Zjednoczone umieszczają swoje imperialne ambicje bliżej domu – w tym oczywiście Grenlandii i Kanady. Jednak w jakiś sposób to właśnie Wenezuela jest "zagrożeniem dla regionu".
Fakt, iż administracja Trumpa wydaje się być zdecydowana zaatakować Wenezuelę – i całkiem możliwe, iż Meksyk – w ramach regionalnej wojny przeciwko kartelom narkotykowym w Ameryce Łacińskiej, jest sprzeczny ze wszystkimi jego obietnicami, iż będzie "prezydentem pokoju" i iż postawi "Amerykę na pierwszym miejscu". Jak zauważa były amerykański libertariański kongresmen Ron Paul, polityka zagraniczna prezydenta Trumpa okazuje się być równie wojownicza i interwencjonistyczna jak jego poprzednicy.
Biorąc pod uwagę, iż Trump jest w trybie "rozjemcy" w sprawie Ukrainy po niedawnym szczycie na Alasce z Putinem, interesujące będzie zobaczyć, jak jego rząd poradzi sobie z eskalacją działań wojennych z Wenezuelą. Wenezuelski analityk i politolog William Serafino stawia tezę, iż Waszyngton będzie unikał bezpośrednich ataków wojskowych na Wenezuelę, preferując zamiast tego scenariusz operacji niekinetycznych/hybrydowych.
Obejmowałoby to szeroki zakres operacji, od cyberataków i sabotażu infrastruktury po wybuchy przemocy zbrojnej. Brudna wojna na wyniszczenie, być może choćby odtworzenie Gideona w stylu 2025 roku.
Operacja Gedeon była próbą przeniknięcia do Wenezueli z Kolumbii przez grupę wenezuelskich dysydentów wojskowych na wygnaniu oraz trzech członków prywatnych sił bezpieczeństwa stacjonujących w Stanach Zjednoczonych. To było totalne fiasko. Pierwsza fala ataków zakończyła się śmiercią sześciu wenezuelskich dysydentów, a kilku innych zostało schwytanych przez lokalnych rybaków i lokalne siły policyjne, a następnie przekazanych siłom rządowym. Druga fala została przechwycona przez Boliwariańskie Narodowe Siły Zbrojne (FANB).
Gdyby tym razem USA spróbowały czegoś podobnego, powinny móc liczyć na wsparcie Vente Venezuela, sił opozycyjnych kierowanych przez Maríę Corinę Machado, która ukrywa się od ubiegłorocznych wyborów. Pod koniec lipca Machado wysłała następującą wiadomość za pośrednictwem mediów społecznościowych do swoich zwolenników, wenezuelskiego wojska i policji oraz społeczności międzynarodowej:
"Wszyscy mamy zadania do wykonania, a pierwszą rzeczą jest tajna organizacja wszystkich struktur w Wenezueli. Tak jak nie posłuchaliśmy i zostawiliśmy ich upokarzająco samych [we wczorajszych wyborach]. Przygotowujemy się do działania obywatelskiego w dniu, w którym jest ono potrzebne".
Jest nadzieja, iż fala poparcia społecznego wystąpi przeciwko rządowi chavistów, podczas gdy wiele tysięcy żołnierzy zdezerteruje. Ale byliśmy tu już wiele razy; to jest Dzień Świstaka w Wenezueli. Sama Machado próbowała wzniecić bunt społeczny we wrześniu ubiegłego roku, który spełzł na niczym. Jak zauważyliśmy wówczas, Wenezuela po prostu nie ma silnej, wiarygodnej opozycji:
Nawet przy wsparciu USA, UE i licznych sprzymierzonych z USA rządów w Ameryce Łacińskiej, nie wspominając o stałym wsparciu zachodnich mediów i grup lobbystycznych, nie była w stanie obalić Chaveza czy Maduro. Jak napisał czytelnik NC Cristobal w wątku do poprzedniego postu, "powtarzające się próby obalenia rządu dzięki wojskowych zamachów stanu, przemocy powyborczej, sankcji gospodarczych i milionów dolarów wysiłków destabilizacyjnych, w tym terroryzmu i cyberataków" spełzły na niczym.
Tym razem różnica polega na tym, iż Stany Zjednoczone wysłały w ten rejon własne siły, aby uważnie obserwować rozwój sytuacji, a być może choćby zaangażować się w razie potrzeby, przypuszczalnie atakując strategiczne cele dzięki rakiet i dronów. jeżeli wojna wybuchnie, jedną rzeczą, na którą warto zwrócić uwagę, jest to, czy inne kraje w regionie przyłączą się do kampanii wojskowej przeciwko Wenezueli. Oczywistymi kandydatami byłyby Ekwador, Argentyna i Peru.
Czy zelektryzowany niedawnym upadkiem rządu Assada w Syrii i jego militarnym wsparciem dla 12-dniowej wojny Izraela z Iranem, Trump jest teraz gotów przekroczyć granicę i rozpocząć kolejną wojnę, tym razem w Wenezueli? A jeżeli tak, to co to będzie oznaczać dla ruchu MAGA, zwłaszcza iż skandal Epsteina wciąż bulgocze w tle?
Poglądy wyrażone w tym artykule są opiniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy ZeroHedge.