Jacek Bartosiak w wywiadzie z nim na kanale „Nam Zależy” powiedział, iż celem państwa nie jest niepodległość, ale realizacja samozwańczej umowy społecznej między elitą a społeczeństwem polegającej na tym, iż elita nie musi pracować, zbiera haracz od społeczeństwa i nim dowodzi po to, by zapewnić mu bezpieczeństwo i to, iż owoce pracy ludzi będą godne, bo elity wynegocjują od zewnętrznych graczy wystarczającą marżę, jak można to dyplomatycznie, a jak nie to nawet militarnie. Elity mają dbać o to, by międzynarodowa wymiana była uczciwa, by nikt nikogo nie wykorzystał i nie wyzyskał. I do tego jest państwo, które działa w anarchicznym systemie międzynarodowym.
To bardzo fajna koncepcja, z którą jako libertarianin mógłbym się całkowicie zgodzić. Jednak w tej idealistycznej wizji zabrakło mi zwrócenie uwagi na to jakie wielkie, czy małe, może, czy musi, być to społeczeństwo. Czy to może być gmina, czy musi być tysiąc gmin? Gmina wynajmuje wójta, który nic innego nie robi, tylko negocjuje z wójtami innych gmin, by mieszkańcy mogli prowadzić uczciwy handel między sobą, a jak ktoś kogoś oszuka czy okradnie, to obaj wójtowie wspólnie to rozsądzą, załagodzą i zadbają o odszkodowania. I to może objąć cały świat, wyższych poziomów hierarchii nie będzie, anarchia będzie między tymi gminami. To spełnia wizję Bartosiaka.
No i druga kwestia: czy te elity, które zapewniają to wszystko społeczeństwu, co by chciał Bartosiak, muszą mieć terytorialny monopol na przemoc? Muszą obejmować spójne terytorium? Mamy sobie gospodarza w jakiejś gminie i on sobie wynajmuje wójta, który dba o bezpieczeństwo. To jest wójt, którego nie wynajmuje żaden jego sąsiad, tylko dalsi sąsiedzi. Jeden wójt dba o wielu gospodarzy, ale w kilku gminach w rozproszeniu. Może się okazać, iż na świecie powstanie dwieście takich wójtowskich firm. To też spełnia wizję Bartosiaka.
Państwo może być małe i może nie mieć spójnego terytorium — to spełnia ideał Bartosiaka. Może być wielka organizacja, która zajmuje się zapewnieniem bezpieczeństwa, dbaniem o to by wymiana była uczciwa, by marża była odpowiednia dla jej klientów, ale będzie miała niespójny teren, jej klienci będą rozproszeni pomiędzy terenami innych podobnych organizacji. A każdy obywatel, nie zmieniając miejsca zamieszkania i własności ziemskiej, wybierze sobie dowolną organizację, wynajmie te elity zwyczajnie na wolnym rynku tak, jak wynajmuje wszystkich innych usługodawców. To już działa w wielu innych usługach niż zapewnianie bezpieczeństwa.
Oczywiście tego, co opisałem, nie ma. Państwa są duże, mają spójne terytoria, a elity wymuszają swoją władzę, terroryzując społeczeństwo. Więc wizji Bartosiaka też nie ma, to taka sama utopia. W czym jego utopia jest lepsza od mojej? W jego utopii musimy polegać na tym, iż elity będą nieskazitelne, moralne, dobre, uczciwe i będą solidnie realizować cele, jakie Bartosiak im stawia. A w mojej nie ma takiej konieczności. Jak wójt będzie zły, to go dany gospodarz po prostu następnego miesiąca nie wynajmie, tylko wynajmie innego. Moja utopia jest osiągalna, a Bartosiaka nigdy się nie ziści.
Moja utopia jest osiągalna dlatego, iż ta wielkość państw, ich spójność terytorialna oraz działanie terrorystyczne jest zależne od wydajności pracy. Póki wydajność jest mała, póki chłop pracuje tak samo wydajnie, gdy go pan wali batem mocno czy słabo, w dwa dni tygodnia, czy w pięć, to wytwarzają się państwa takie, jakie dziś w praktyce obserwujemy. Jednak jeśli to, jak chłop jest traktowany, istotnie wpływa na jego wydajność pracy, jeśli ten bity batem mocno pięć dni w tygodniu wytworzy tysiąc razy mniej niż ten, który pracuje dobrowolnie na swoim, to wtedy struktura państw musi się zmienić. Wzrost wydajności pracy powoduje, iż terroryzm się nie opłaca, iż terytorialny monopol wymuszany przemocą jest mało wydajny. Więc ten, kto zapewnia bezpieczeństwo, musi się w końcu urynkowić, tak jak w miarę rozwoju cywilizacji, która rozwija technologię, wszystko się urynkawia.
Bartosiak lubi i ceni państwa, bo jest geopolitykiem i są ważne w tym wszystkim, czego się nauczył. I nie wyobraża sobie, iż mogłoby być inaczej. Nigdy się nie pogodzi z tym, iż wszystko, co wie, nagle straci sens, bo terytoria przestaną się liczyć. One się liczą dlatego, iż transport kosztuje. Jednak im mniej kosztuje, tym mniej się liczą. W skrajnym przypadku, gdy wszystko będą robić samobudujące, samoserwisujące się, samopozyskujące energię roboty potrafiące wszystko przewieść z prędkością ponaddźwiękową, państwa ewidentnie stracą sens.
Nawet jeśli tego technologicznego ideału nigdy nie osiągniemy, to państwa stracą sens w pewnym momencie drogi ku temu. A ciągle ku temu dążymy!!! Ten moment nastąpi z pewnością w ciągu pokolenia, bo mniej więcej za dwadzieścia lat osiągniemy osobliwość technologiczną. Bo technologia rozwija się wykładniczo. Dzięki sztucznej inteligencji liczba geniuszy milion razy mądrzejszych od najmądrzejszego człowieka będzie milion razy większa niż liczba wszystkich ludzi i oni te roboty wymyślą i zbudują. Po co wtedy ktokolwiek miałby wtedy kogokolwiek bombardować? Skończy się bombardowanie, to i geopolityka się skończy.
Grzegorz GPS Świderski
]]>https://t.me/KanalBlogeraGPS]]>
]]>https://Twitter.com/gps65]]>