Janusz Korwin-Mikke powtórzył po wyborach swój od dawna wyznawany pogląd, iż kobietom powinno się odebrać prawo głosu. Ze środowiska jego (niedawnych?) centroprawicowych koalicjantów znowu rozległy się głosy oburzenia. Najwyraźniej nigdy wcześniej nie słyszeli o przekonaniach JKM bądź w rzeczywistości wcześniej nie przeszkadzały im, by zawiązywać z nim alianse – pisze Marcin Skalski.
Rzecz jasna, przedstawiciel Prawicy podpisze się pod takim postulatem oburącz. Co więcej, prawa wyborcze trzeba odebrać nie tylko kobietom, ale w dalszej kolejności także mężczyznom. Od czegoś jednak trzeba zacząć, dlatego pozbawienie praw wyborczych kobiet mogłoby być początkiem pozytywnego trendu.
Absurd procedury powszechnego głosowania i systemu demokratycznego ujawniły zresztą wyniki wyborów w okręgu podwarszawskim, gdzie nieprowadząca w ogóle kampanii i nieznana szerzej Karina Bosak przeskoczyła JKM i zgarnęła mandat. W efekcie Korwin nie tyle przegrał z p. Kariną, ile z nazwiskiem „Bosak”, choć akurat sama kandydatka sprawia wrażenie jedynego wartego uwagi parlamentarzysty nadchodzącej kadencji spośród całego byłego Ruchu Narodowego. Była to zresztą kandydatka tak anonimowa, iż nikt choćby nie zdążył jej wypomnieć udzielania się w oskarżanej o całe zło tego świata organizacji Ordo Iuris, nie grillowano pani Kariny pytaniami o to, czy „chciałaby urodzić chore dziecko” i nie zastawiono na nią żadnych sideł. Mimo tych wszystkich zastrzeżeń jej obecność w ławach sejmowych jest jednak czymś pozytywnym.
Sam Korwin na ostatniej prostej również faktycznie nie prowadził kampanii, ale nie z powodu czynników odeń niezależnych, jak w przypadku spodziewającej się dziecka Kariny Bosak, a z uwagi na kneblowanie go przez sztab wyborczy Konfederacji. JKM został pozbawiony przez własną partię prawa do obrony, na które przecież bezwzględnie zasługiwał. Gdy się bowiem wczytać w jego wypowiedź odnoszącą się do pedofilii, to nie znajdziemy tam nic złego.
W ten sposób udało się na Korwina zastawić pułapkę – z jednej strony zabrania mu się bronić, a z drugiej się od niego odcina. Pułapka została zastawiona tym razem nie przez wrogów zewnętrznych, ale przez wewnętrznych. Elektorat dostał sygnał, żeby na Korwina nie głosować i zadziałało.
Finalnym etapem jest – zgodnie z przewidywaniami – zrzucenie winy za klęskę wyborczą właśnie na JKM. Mimo iż początkowo Mentzen stwierdził zgodnie z prawdą, iż wynik Konfederacji to jego „osobista porażka”, to niedawno zaczęła już obowiązywać inna wersja wydarzeń. Winnym ma być Korwin i jego rzekome relatywizowanie pedofilii.
Tymczasem to właśnie ci mali ludzie, którzy stworzyli wyborczy przekaz dla gimbazy i zapłacili za to wysoką cenę, a których w polityce by nie było, gdyby nie Korwin, mszczą się teraz na wyautowanym starcu za to, iż nigdy nie dorosną mu do pięt.
Mali ludzie nie wybaczą nigdy Korwinowi, iż sondaże zaczęły spadać nie wtedy, gdy po raz kolejny na przestrzeni dekad powiedział coś niepoprawnego politycznie, ale w momencie ogłaszania list wyborczych z udziałem ludzi nie mających wcześniej z Konfederacją nic wspólnego. Dowiemy się lada chwila, iż to Korwin przebrany za Mentzena publicznie robił z siebie pośmiewisko, upijał się, sypał czerstwymi żartami i przegrał debatę z tytanem intelektu Ryszardem Petru. Wiemy przecież, iż chociażby taki Wipler jest skłonny choćby do najbardziej bezczelnych kłamstw, więc czemu on i jego akolici mieliby nie skłamać po raz kolejny. Korwin jest już stary, zniedołężniały fizycznie, wiek już robi swoje – więc tym łatwiej będzie dziadka ukamienować i zniszczyć.
Podstawowe pytanie z dziedziny polityki, jakie należy sobie postawić, to oczekiwane zachowanie Grzegorza Brauna i jego trzech pozostałych posłów w nowym układzie. Trwając w tym ku*widołku jedynie zalegenduje on Konfederację jako siłę, która ma ofertę polityczną dla Anty- czy też Kontrsystemu. Tymczasem Konfederacja widzi się jako kopia atlantystycznego, umiarkowanego, centroprawicowego, niekwestionującego wyjścia z UE i unikającego wszelkich kontrowersji PiS-u, z tą jedynie różnicą, iż podatki powinny być niższe.
Jeśli Grzegorz Braun i jego partia zamierzają to żyrować, to również ich należy spisać na straty i więcej się nań nie oglądać. Finalnie przez nowych sterników Konfederacji Grzegorzowi Braunowi i tak jest przecież pisany los Korwina, zdradzonego o (powyborczym) świcie.
Przeczytaj także:
Bosak, Mentzen – wyWiplerzać!