Minął już ponad rok od rozpoczęcia wojny na Ukrainie. Nie sprawdziły się ani prognozy oficjeli, iż Ukraina wygra tą wojnę ani prognozy „niezależnych komentatorów” takich jak Scott Ritter, iż Rosja pokona Ukrainę. Nie nastąpiła ani wielka ofensywa Ukrainy – zapowiadana w mediach – ani wielka ofensywa Rosji (którą emerytowany pułkownik MacGregor prognozował najpierw na grudzień a potem na wiosnę). Przesławny Bachmut nie wiadomo czy zdobyty przez Rosję czy nie. Nie widać dużej aktywności rosyjskiego lotnictwa, nie słychać o atakach rakietowych na infrastrukturę na Ukrainie. Za to dwa dni temu szef PMC Wagrner, niejaki Prigozin pokazał film z ciałami poległych wagnerowców i zbluzgał Szojgu oraz Gierasimowa za brak amunicji, ponoć PMC Wagner ma braki w amunicji na poziomie 70% (informacja).
Z drugiej strony mam z Ukrainy wiarygodne (tj. pochodzące bezpośrednio od ludzi na miejscu) wiadomości, iż łapanki na mężczyzn w celu wysłania ich na front osiągają skalę taką, iż faceci przemykają opłotkami i unikają główniejszych ulic. Ponoć zdarzyła się łapanka… na pogrzebie poległego, gdzie przyjechała policja i wojsko wręczać powołania do wojska. To by wskazywało na to, iż walki są realne i straty są realne – i iż faktycznie Ukraina ledwo zipie, rzeczywiście mając straty 7:1 (7 zabitych za 1 zabitego Rosjanina) jak to wynikało z dokumentów wykradzionych z Pentagonu w zeszłym miesiącu.
Nie przeszkadza to Żeleńskiemu podróżować sobie po Europie – był niedawno w Helsinkach. A żona Żeleńskiego to choćby się wybrała na koronację tej banksterskiej marionetki króla Karola III. Portale plotkarskie omawiają choćby jaki miała strój (przykład) ot tak, zupełnie spokojnie, jak by nie było w tym nic dziwnego, iż ona w ogóle tam jest.
A w Polsce… koncentrujemy się na drożyźnie, podwyżkach cen energii, różnych brudach z aktualnego cyrku politycznego. Trwa też narracja, iż Ukraina już-już wygra a Morawiecki i inni prześcigają się w pluciu na Rosję i małych prowokacjach takich jak sprawa szkoły dla dzieci rosyjskich dyplomatów.
I wiecie co mnie najbardziej w tym wszystkim niepokoi?
Ten spokój.
To, iż ta wojna jest jak „dziwna wojna”, iż adekwatnie nic się nie dzieje, iż w mediach to się tak traktuje jakby się to odbywało gdzieś w Somalii albo innym Wietnamie.
Jeżeli wojna jest naprawdę – a te wieści o łapankach i pochówkach dochodzące z Ukrainy by na to wskazywały – to ten spokój może bardzo gwałtownie przerodzić się w coś, czego skali nie umiemy sobie wyobrazić – czy raczej przypomnieć.
Sięgnę tu znów po analogię historyczną. 1 września 1939 rozpoczęła się druga wojna światowa, 3 września Anglia i Francja wypowiedziały III Rzeszy wojnę. Kampania wrześniowa (zwana też polską) zakończyła się 6 października po bitwie pod Kockiem. I wraz z tą datą… zakończyły się większe walki. Na zachodzie panowała „dziwna wojna” – właśnie stabilizacja, podobna w swojej istocie do tej obecnej. Gdzieś tam była jakaś wymiana ognia na granicy Francusko-Niemieckiej, jakieś samoloty bez większego przekonania coś tam zrzucały (głównie ulotki). I nic się nie działo aż do 10 maja 1940.
Przez siedem miesięcy ludzie sobie czytali o wojnie w gazetach, słuchali w radiu, chodzili do pracy, do szkoły i tak dalej. Były jakieś wydarzenia na morzu, gdzieś daleko, była jakaś kampania w Norwegii, też daleko i w sumie mało krwawa. A tak poza tym panował spokój.
A potem się zaczęło i w dwa miesiące było po wszystkim.
Warto tu pamiętać, iż Hitler nie chciał wojny z Anglią, wojnę z Francją też wolał odroczyć na później. Był pewien, iż Anglia i Francja choćby formalnie nie wywiążą się ze swoich zobowiązań. Po pokonaniu Polski próbował się raz jeszcze dogadać, liczył na to, iż skoro Polski już nie ma Anglia „odpuści sobie” swoje gwarancje skoro nie ma już ich komu udzielać. To się nie wydarzyło i Niemcy musieli kontynuować wojnę z Anglią i Francją, której nie chcieli.
Podobnie Putin nie chce otwartej wojny z NATO, większej wojny, po prostu Rosja broni swoich absolutnie żywotnych interesów.
Oczywiście ta ‚stabilizacja’ może też doprowadzić do jakiegoś porozumienia pokojowego i zatrzymania wojny. Tego spodziewają się MacGregor i Ritter, ale oni myślą racjonalnie i rozsądnie. Tymczasem żeby mogło być porozumienie musiałyby być dwie strony gotowe do rozmów. A ewidentnie Żeleński i inne marionetki takich rozmów z Rosją prowadzić nie będą, bo im nie wolno, zaś USA z Rosją dogadać się nie chcą. Nie chcą, bo w tej chwili każdy pokój byłby postrzegany jako porażka USA. I chodzi tu nie o postrzeganie przez ludność USA i EU – tym propagandą można wcisnąć dowolne bzdury, co udowodniła dobitnie operacja Covid-19 – ale przede wszystkim przez elity rządzę państw tzw. globalnego południa. To zaś byłby kolejny przyczynek do schyłkowości amerykańskiej hegemonii z czym najwyraźniej w USA nie są w stanie się pogodzić.
Jest więc jeszcze jedna opcja, opcja nie do pomyślenia, opcja, którą wszyscy wypieramy: przystąpienie Polski (i prawdopodobnie Rumunii) do wojny po stronie Ukrainy w jeszcze większym stopniu niż do tej pory.
Przekonanie o słabości Rosji, o tym, iż wystarczy popchnąć, nacisnąć a Rosja się rozsypie połączone ze złudzeniem o naszej potędze (jakże podobne do „Silni! Zwarci! Gotowi!” z 1939 roku), z przekonaniem o sile naszych sojuszników może doprowadzić nasze pożal się Boże władze do podjęcia takiej decyzji. Właśnie dlatego to, iż Rosjanie zdają się nie mieć siły na atak, iż wydaje się iż utknęli bardziej mnie niepokoi niż gdyby rosyjskie jednostki żwawo posuwały się ku zachodniej Ukrainie. Wtedy bowiem głupota dołączania do konfliktu, atakowania Rosji byłaby ewidentna, tak ewidentna, iż choćby gen. Andrzejczak mógłby nie wykonać rozkazów z Waszyngtonu. „Stabilizacja” tymczasem przeciwnie, zwiększa zagrożenie podjęcia przez nasze lokalne marionetki ryzykownych działań.
Obym się mylił, oby faktycznie skończyło się to tylko rozbiorem Ukrainy.
EDIT
Pułkownik MacGregor w wywiadzie, który obejrzałem już po napisaniu powyższego tekstu, stawia właśnie to pytanie, które mnie też męczy: „Jesteś globalistą i przegrywasz – co zrobisz?”.
To jest dokładnie ten problem – czy skorumpowana, zdegenerowana klasa rządząca USA (czyli jakiś odłam żydowskiej banksterki) pójdzie na III wojnę, zaryzykuje totalne unicestwienie ludzkości byle się nie przyznać, iż przegrali na Ukrainie? A może tylko dorzucą do pieca Polskę (tej opcji MacGregor nie rozważa)?