In search of nonsubjective truth

narodowcy.net 1 week ago

Fake newsy, manipulacje, kłamstwa, niedopowiedzenia, teksty pisane pod tezę, afery z niczego. Te wszystkie określenia wśród wielu odbiorców informacyjnych portali, programów telewizyjnych czy prasy są doskonale znane. Wśród bardziej pesymistycznie (a może realistycznie?) nastawionych, kojarzą się z dziennikarstwem bardziej niż takie neutralne słowa jak artykuł, felieton czy reportaż. Wielu z nas chce mieć poglądy, ale też nie być typowym przedstawicielem „bańki” czy plemienia, który wierzy w komunikat w zależności od tego, z czyich ust czy klawiatury wychodzi, a nie czy kłóci się ze zdrowym rozsądkiem albo możliwą do zaobserwowania rzeczywistością. Co robić, by w całym tym zgiełku zblatowania mediów z partiami, upadkiem etyki dziennikarskiej i nieustannym byciu obiektem zabiegów marketingowych i socjotechnicznych, zdobywać wiedzę o świecie, która będzie możliwie niezainfekowana propagandą? Jak to zrobić, by pojęcia, od których zacząłem ten tekst opisywały zjawiska, które sami dostrzeżemy, a nie te, których ofiarą padniemy? Nie wiem czy jest jedna dobra odpowiedź. Na pewno nie ma jednej prostej i łatwej do zaaplikowania i niewymagającej wysiłku. W moim odczuciu trzeba zacząć od absolutnych podstaw.

Fundamenty, czyli czego jestem pewien

Kiedyś wybrałem się na spotkanie z Marcinem Mellerem w ramach promocji jego książki na poły autobiograficznej, na poły składającej się z jego wcześniejszych tekstów. kilka już z tego pamiętam, ale jedno zdanie zapadło mi w pamięci. Usłyszałem wtedy, iż ludzie nie oglądają programów informacyjnych, żeby dowiedzieć się co się dzieje na świecie tylko, żeby utwierdzić się w swoich poglądach. Z upływem lat jest to chyba jeszcze bardziej widoczne z dobrze już wielokrotnie opisanym tworzeniem się baniek informacyjnych czy polaryzacją społeczną. Zresztą, możemy sami stwierdzić czasem, iż dajemy się ponieść emocjom, gdy jakiś news idzie w poprzek naszej ustalonej „prawdzie” i psuje łatwy podział na dobro i zło, które chcemy też sobie przedstawić w konkretnych osobach publicznych. Można jednak na marginesie wspomnieć, iż już lata temu G.K. Chesterton (zmarł przecież w 1936 roku) opisywał jakość i brak obiektywizmu mediów brytyjskich stwierdzając, iż jedne media sprzyjające rządowi będą opisywać wieloryba wyrzuconego na brzeg morza jako coś wspaniałego dla Anglii, a media sprzyjające opozycji stwierdzą jak złe to jest dla państwa i społeczeństwa. Niestety dostrzegam analogię pomiędzy tą satyrą, a wieloma dziennikarzami, którzy stają się rzecznikami polityków.

To już truizm, iż na rozemocjonowaniu widza można zarobić lepiej, więc w takim kierunku media podążają. Chciałbym jednak pochylić się nad kwestią samych poglądów, w których mielibyśmy się utwierdzać zerkając na serwisy informacyjne. Powinniśmy zapytać sami siebie dlaczego mamy takie, a nie inne poglądy. Skąd się wzięły i czy może nie wymagają weryfikacji, bo ich powstanie nie jest efektem poważnych rozważań, ale dorastania w konkretnym domu czy przebywania w konkretnym środowisku, w myśl powiedzenia „kto z kim przestaje…”.

I tutaj proponuję zacząć od absolutnych podstaw, choć mogą wydawać się w wielu środowiskach poza horyzontem myślowym. Od zadania sobie pytania co myślę o celu życia, życiu po śmierci. o ile mam w tej kwestii określone poglądy, do których jestem przekonany, to jest to najlepsza baza, żeby pójść na kolejne poziomy (w tym wypadku nazwę te poziomy wyższymi, skoro to ma być fundament). Oczywiście powoli. o ile wyznajemy konkretną religię (jak w moim przypadku katolicką) możemy określić swój system wartości, co jest dopuszczalne w relacjach z innymi ludźmi i publicznie czy w prowadzeniu interesów. Jak też to, co jest niedopuszczalne, zarówno prywatnie jak i publicznie, z zachowaniem proporcji na to, co powinno być prawnie zakazane i to, co powinno być tylko powodem do wstydu poszczególnych osób. o ile nie jestem do końca świadom co wynika z mojej religii w kwestiach społecznych czy ekonomicznych, warto byłoby się dowiedzieć. Wtedy można iść dalej.

Poziom wyżej – idee, ekonomia, polityka

Często jest tak, iż poglądy na ekonomię są u ludzi bardziej określone niż na religię czy idee. Te ostatnie dwie sfery to coś, co można zbyć jako abstrakcyjne i skupić się na tym co życiowe. Pierwsze o czym pomyślimy to ekonomia, pieniądze i podział dóbr. Z różnych względów ludzie określają się według kryteriów ekonomicznych. Zwłaszcza młodzi często przybierają poglądy skrajne (choć nie używam tego tutaj jako określenia nacechowanego negatywnie). W zależności od skupienia się na określonym wycinku, młody człowiek jest raczej liberałem, akcentując wolność wydawania własnych pieniędzy i niechęć do bycia karanym za stawanie się bogatym lub zwraca uwagę na biednych i wtedy chętniej określa się jako popierający redystrybucję czy też socjalista. Nierzadko takie poglądy wynikają od tego, na jakiego sprawnego mówcę się natrafi. Jak w wielu innych sprawach to ogólniki i frazesy decydują o tym, iż się podąży za konkretną ideą. Ciężko wymagać, żeby każdy miał wielką ekonomiczną wiedzę, gdy choćby znani ekonomiści prezentują odmienne podejścia. W optyce, którą chciałbym tu przedstawić, poglądy ekonomiczne nie są najistotniejsze. Ważne, żeby były niesprzeczne z niższym poziomem czyli przykładowo, o ile jestem katolikiem to powinienem znać nauczanie Kościoła w sprawach społecznych, a nie tworzyć dogmatów z teorii ekonomicznych. o ile ktoś jednak interesuje się takimi sprawami jak finanse publiczne, powinien uzbroić się w wiedzę na ten temat, by nie dawać się łatwo oszukiwać pozornie spójnymi opowieściami pozbawionymi oparcia w twardych danych.

Również poważną i szeroką sprawą jest polityka. Jest to pole z wieloma pułapkami. Politycy są znani z tego, iż kłamią, mówią to, co ludzie chcą usłyszeć i to, co zapewni im poklask. To dodatkowo utrudnia znalezienie partii, która mogłaby nas reprezentować. A chcielibyśmy taką znaleźć zakładając, że: a) chcemy, żeby politycy realizowali jakieś dobro wspólne, b) chcemy ich świadomie wybrać, c) wybór ten powinien wynikać ze zbieżności celów polityka z naszym spojrzeniem na rzeczywistość.

W teorii, dobrym pomysłem jest zapoznanie się z programami partii. Niestety to początek drogi. Programy mogą ładnie wyglądać, ale trzeba oczywiście patrzeć politykom na ręce i mieć pamięć do tego, jak zachowywali się kiedy mieli większy wpływ na państwo (zwłaszcza jeżeli już rządzili). Deklaracje ideowe mogą być pomocne raczej do tego, by jakieś partie odrzucić gdy choćby w tej sferze głoszą coś, co jest sprzeczne z naszymi wartościami. Jednak całościowa ocena tego, czego można się spodziewać po partiach i ich liderach musi być oparta na obserwacji tego, co zostało zrobione albo zaniechane. Słuchanie wypowiedzi polityków może być cenną wskazówką, ale wiedząc, iż mówią to, co ludzie chcą usłyszeć, trzeba mieć możliwość porównania słów z czynami, osiągnięciami, a nierzadko w ogóle mieć wiedzę czy obietnice są w ogóle do spełnienia. Dobrze byłoby sprawdzać z dystansu czasowego, co faktycznie było robione w minionych latach, by stwierdzić jaką politykę mogą realizować rządy konkretnych partii. Może się okazać, iż emocje, które wywoływali razem z mediami zupełnie nie odpowiadały wadze spraw (czy braku takiej wagi zupełnie) i po kilku latach możemy się sami z siebie śmiać, iż daliśmy się kiedyś zdenerwować czy nabrać czymś, czego nie było w rzeczywistości. „Grzanie” tematów i emocji często sprawia, iż to emocje są zapamiętane. Przez to dobrze „wiemy” kto jest zły i głosujemy na innego silnego przeciwko temu złemu.

„Wyłącz tv – włącz myślenie”?

Popularny w pewnych kręgach slogan „Wyłącz tv – włącz myślenie” ma być w swoim założeniu odpowiedzią na propagandę. Nie chłonąc treści jawnie stronniczych, zmanipulowanych, wybiórczo dobranych i rozbudzających silne emocje mielibyśmy mieć zapewnione samodzielne myślenie i adekwatnszy ogląd rzeczywistości. Cóż, nie sposób się do jakiegoś stopnia nie zgodzić z takim podejściem, ale o ile mielibyśmy uznać tak prostą metodę za rozwiązanie, to co najwyżej cząstkowe. Prawdą jest, iż „telewizja kłamie”, ale odrzucenie programów informacyjnych nie sprawi, iż będziemy mieli lepsze pojęcie o tym, co się dzieje na świecie. Jest wiele plusów wyłączenia tv. Mniejsze rozemocjonowanie, skupienie się na sprawach własnej rodziny, może sąsiadów. Możemy mieć spokojniejsze i zdrowsze życie. Może choćby będziemy w stanie lepiej ocenić czy w tym momencie ceny rosną szybciej niż za poprzedniego rządu, a może jest lepiej w tym względzie. Jednak o ile chcemy się dowiedzieć czegoś o, przykładowo, wojnie Izraela z Hamasem, to odrzucenie przekazu telewizji ze względu na jego propagandowe nasączenie nie sprawi, iż pozyskamy wiarygodne informacje dzięki temu krokowi. Informacje możemy otrzymać od sąsiada, z Internetu itp., ale skądś się muszą wziąć. Nie jesteśmy w stanie być wszędzie osobiście, a przecież choćby to nie gwarantowałoby nam adekwatnego oglądu. Nawet, jak się to mówi, żołnierz na froncie nie wie za dobrze jak wygląda cała sytuacja pod względem strategicznym, a tym bardziej operacyjnym. Innymi słowy, jesteśmy skazani na jakichś pośredników, o ile chcemy wiedzieć o czymś co nas bezpośrednio nie dotyczy.

Wyłączenie TV jest dobre na początek. Zamiast śledzić „bieżączkę” i niepotrzebnie się ekscytować dobrze jest poświęcić ten oszczędzony niejako czas (przynajmniej przez jakiś okres) na zbudowanie sobie poglądów, do których jesteśmy przekonani. Dokonać oceny wyznawanych wartości, może poczytać na tematy teologiczne, historyczne, filozoficzne. Niezłym pomysłem jest ograniczenie ilości przyjmowanych informacji i z bieżących tematów czytać tylko kilka krótkich newsów pozbawionych komentarza i na spokojnie nad nimi pomyśleć, ocenić czy nie szukamy „winnych” złych wiadomości zbyt łatwo. Dodatkowo, można sobie przypomnieć jakieś afery, które swego czasu nas bulwersowały i sprawdzić co z nich wyniknęło. Może się okazać, iż jakieś aresztowanie było tylko spektakularnym odwróceniem uwagi, a zatrzymany został dawno temu po cichu wypuszczony.

Media lubią podawać nam swoiste „dogmaty”, w które muszą wierzyć ludzie „na pewnym poziomie” i swoiste „anty-dogmaty”, które trzeba z miejsca dyskredytować. Warto pomyśleć, co stanowi takie pola nie do dyskusji i znaleźć jakąś rzetelną analizę tych swoistych mitów, a może i prawd, a może choćby samemu zrobić research. Zarówno przyswajanie takich „dogmatów” jak i „antydogmatów” na zasadzie wiary w to, co kłamliwe media zwą kłamstwem, to droga w złym kierunku. choćby jeżeli czasem przypadkiem dowiemy się prawdy to proste naśladownictwo albo negacja, to nie jest dobry sposób myślenia. A przecież trzeba je włączyć.

Uważam, iż nie unikniemy propagandy i sami musimy wybrać sobie czy chcemy śledzić media różnych stron sporu czy takie, które podchodzą do spraw jak my sami. Każdy powinien sam sobie wypracować własne podejście do tego tematu. Najważniejsze to mieć swoje poglądy, wiedzieć skąd się biorą, mieć wiedzę i nabierać dystansu od emocji, które generują i politycy i media. Im lepiej się człowiek przygotuje, tym mniej groźna jest dla niego medialna propaganda, chociaż ciężko się na nią skutecznie uodpornić. A kiedy do głosu dochodzą emocje, może lepiej przerwać czytanie i zająć się „własnym ogródkiem” albo czymś bardziej odległym. Odsapnąć, pomyśleć i dopiero wrócić do medialnego szumu. Nie ma co się denerwować, iż dziennikarze mają poglądy. Lepiej jak ich nie ukrywają i nie stają się orędownikami polityków udając bezstronnych. Lepiej czytać teksty uczciwych (nawet komunistów) niż propagandystów z jakiejkolwiek strony. Obyśmy umieli ich od siebie odróżniać.

Read Entire Article