Kto chce, pamięta jak pisałem o znajomej hinduskiej rodzinie.
Widziałem ich rok temu, potem wiele razy.
Na jakiej zasadzie tu funkcjonują, nie pytałem.
Poza tym mój angielski jak i ich to raczej pidgin:)
Niemniej widuję, nie narzucam się, nie chcę rozmawiać na siłę.
W sobotę spotykam ją jak z synkiem prowadzonym za rączkę wychodzi ze sklepu.
Jest w widocznej ciąży.
Hi, you are pregnat?
Pokiwała głową.
You know, in Poland is a law of blood.
Ona: we want be here.
I coś co mnie zatkało.
We want to be Poles.
What?
Taak, cemy Polakami b, byyś.
Słyszę, uczą się, pytam dalej.
Dlaczego?
Normal kłraj, ludszije.
Hindusi? Ukraińcy? Muslimy? Afrykanczycy?
Zdziwienie i oburzenie.
What??? Pou- la- tsy!!!
A nie Polacy?
Gandaaa, karaaab!( Z wściekłością. )
I wish you, son, husband and( Tu pokazałem na brzuch. ) happeness.
Hinduski gest pożegnania. Poszli.
Sprawdziłem tamte słowa, wiecie, mam problem z pamięcią ale też telefon w kieszeni.
Zapisałem w notatniku.
Brudni, źli- to powiedziała.
Czy w ich wypadku sprawdziło się to iż za granicą z jednych wychodzi to co najgorsze a z innych na odwrót?
Zauważcie, powiedziała co myśli o ludziach. Nie ogólnie.
To też ważne.
I co wy na to?
Ilustracja- Hinduska w ciąży. Tam. mimo biedy, bywa, braku perspektyw.
Chcą mieć dzieci.
A Polacy? Tutaj? Na co czekają? Na dalsze medialne ogłupianie?