39/2014
Zapominając, iż trzeba wyborców poprosić o głos. Idąc jak po swój. Traktując wyborców „z buta”- i z butą. Widzę ten błąd we wszystkich partiach. W wielu kandydatach każdej z partii.
Niedoceniając konkurencji. Szczególnie, gdy młoda, niedoświadczona. Lub przeciwnie, konkurencja sprawująca urząd wójta, burmistrza, prezydenta miasta kilkanaście, kilkadziesiąt już lat. A przecież – z czegoś ta akceptacja się bierze.
Przeceniając media. Uważając, iż lokalne układy z regionalnym ośrodkiem telewizyjnym, radiowym, papierową gazetą i lokalnym tygodnikiem dają zwycięstwo. Od kilku już lat nie dają.
Niedoceniając siły lokalnych układów, tkanki społecznej, która od dziesięcioleci obrosła miasto. Tak, brak nam arystokracji rozumu, ale kształtuje się lokalna elita: ksiądz, naczelnik Urzędu Pracy, dyrektor liceum, wzięty ginekolog, aktywna społecznie przedszkolanka… Tak, znam miasteczko, w którym urzędujący od kilku dekad burmistrz – został pokonany przez przedszkolankę. Na którą postawili wszyscy pozostali mający już dość starego układu.
Przeceniając siłę dobrej opinii, która powinna iść za włodarzem miasta. Kandydat na prezydenta miasta mógł być aresztowany, mógł spędzić kilka miesięcy w więzieniu, zarzuty korupcyjne były i są wciąż poważne, a mimo to ludzie na niego głosują. Bo swój. Do dziś nie rozumiem do końca fenomenu tego miasta.
Niechlujnością. Tak w zachowaniach wobec wyborców, jak i niedochowaniem staranności we wszystkich przygotowanych materiałach. Wyborcy chcą być zawsze traktowani poważnie, z wielką kulturą.
Przeceniając znaczenie nowych mediów: Twittera, Facebooka, Instagramu… Owszem, sympatyczne, fajne, skracające drogę do liderów opinii (szczególnie Twitter), ale nie zastępujące pracy każdego dnia, w każdej dzielnicy…
Zapominając o dobrej opowieści. Często proszę kandydata na prezydenta miasta czy burmistrza o jego opowieść. Serwuje mi hasło. Nie, hasło mnie nie interesuje. Dlaczego miałbym zagłosować właśnie na niego?
Budząc się w ostatniej chwili. Nie wykorzystując wcześniejszej kampanii do PE do pokazania się. Nie budując siebie w ostatnich latach. Wierząc w siłę billboardów. W siłę pieniędzy, którymi można przekupić, kupić, zarzucić miasto tonami ulotek i przykryć plakatami.
Nie mając strategii. Dobra strategia bierze pod uwagę lokalną specyfikę, silne punkty kontrkandydatów, posiłkuje się „czarnym PR-em” (w polskich realiach oznacza to wszystkie słabe punkty konkurencji), sprawia, iż kandydat wygrywa wszystkie batalie w mediach i miejscach publicznych.
Eryk Mistewicz