Rząd światowy nie musi powstać de iure, by opleść cały świat mackami globalnego totalitaryzmu. Innymi słowy, ostateczne domknięcie celów etatyzmu nie wymaga stworzenia światowych ministerstw, światowej armii ani światowego obywatelstwa. Wystarczy, iż niewybieralne ponadnarodowe biurokracje skutecznie przeforsują zjawiska takie jak „globalny system walut cyfrowych”, „globalna tożsamość cyfrowa”, „globalne standardy ESG” czy „globalne cyfrowe sieci sanitarne”, a rząd światowy zaistnieje de facto, likwidując jakąkolwiek możliwość ucieczki przed instytucjonalną opresją, grabieżą i inwigilacją.
Stąd koniecznym i pierwszoplanowym warunkiem walki z domorosłym rządem światowym jest nie tyle torpedowanie knowań owych ponadnarodowych biurokracji na szczeblu globalnym, co paraliżowanie ich wdrażania na poziomie lokalnym. Innymi słowy, zwycięstwo nad budowniczymi rządu światowego nie wymaga stworzenia jednolitego światowego frontu ludzi dobrej woli – wystarczy, iż odpowiednio trzeźwi i czujni będą przedstawiciele mnóstwa lokalnych frontów ludzi dobrej woli, którzy wiedzą, jak najskuteczniej blokować zagnieżdżanie się globalnych biurokratycznych macek w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu.
Wystarczy jeden Dawid, by powalić Goliata, więc tym sprawniej powinna tego dzieła dokonać cała armia Dawidów, choćby i terytorialnie rozproszona. Wystarczy też powtarzać stosowne ostrzeżenia we wszystkich językach świata, żeby zawaliła się najnowsza inkarnacja wieży Babel. Osiągnięcie na tym polu sukcesu wymaga jednak stałej świadomości, iż to, czego zaistnienie jest jawnie ogłaszane, jest tworzone po kryjomu ze znacznym wyprzedzeniem – należy więc życzyć wszystkim ludziom dobrej woli tego, żeby i oni uzyskali ze znacznym wyprzedzeniem wzmiankowaną świadomość.
Jakub Bożydar Wiśniewski