Heading towards a no-win situation

myslpolska.info 1 day ago

Ukraina popadła w ideologiczny i polityczny kryzys z początkiem lat 2000., Wiktor Juszczenko i Wiktor Janukowycz rozbijali kolejno prawicowe i lewicowe projekty ewentualnego rozwiązania problemów.

Majdan 2014 roku w opinii jego organizatorów był ostatnią próbą zachowania jedności państwa poprzez wykorzystanie silnych emocji społecznych, ale faktycznie potwierdził tylko jego rozbicie i nieuchronny rozpad. Organizatorzy Majdanu rozpoczęli procesy, które miały sprawić, iż Ukraina taka jak dawniej już nigdy nie będzie. Rozpoczynając w jego wyniku kurs na Zachód, organizatorzy Majdanu zaczęli przygotowania do wojny z silniejszym przeciwnikiem. Dzięki zapewnieniom mocodawców na Zachodzie podjęli decyzję, która może oznaczać samolikwidację dotychczasowego państwa, jeżeli Władimir Zełenski i jego ekipa będą sabotowali proces porozumienia USA i Rosji a Ukraina nie otrzyma wystarczającej pomocy militarnej, ekonomicznej i dyplomatycznej. Ukraina podejmując przed laty kurs na militarną konfrontację z Rosją, nie była już w pełni samodzielnym i suwerennym państwem, ale konglomeratem różnych frakcji politycznych, znoszących podstawy istnienia jednolitego państwa. Kierownictwo polityczne Ukrainy doskonale rozumiało ryzyko, a ludność „karmiona” nacjonalizmem i wizją szybkiego podniesienia poziomu życia zupełnie nie wiedziała, co się działo za kulisami oficjalnej propagandy.

W ocenie Rosji wynik referendum w 2014 roku pokazał, iż powstały przesłanki rozpadu Ukrainy. W tych warunkach Rosja okazała się pod presją czasu, z jednej strony – z punktu widzenia jej interesów politycznych w tym momencie nie był jej specjalnie potrzebny ani Donieck, ani Ługańsk – chodziło przede wszystkim o neutralizację Ukrainy na arenie międzynarodowej poprzez jej federalizację. Tylko Krym bezprawnie przekazany Ukrainie w 1954 roku stał się szczególnie istotny z militarnego i politycznego punktu widzenia. Rosja zaangażowała się w pełni i z całą otwartością w jego odzyskanie z prostej przyczyny: skoro odbywała się likwidacja Ukrainy, to Rosja terytoria te i tak otrzymałaby wcześniej czy później.

Co by o tym nie mówiły obecne władze Ukrainy, większość społeczeństwa ukraińskiego wówczas była wówczas nastawiona prorosyjsko, a po przyjęciu prawa przeciwko językowi, którym władało ponad 80% społeczeństwa, do przyjęcia którego Kijowa nikt nie zmuszał, oddzielenie się od Rosji stało się oficjalnym celem ideologicznym i politycznym ukraińskiego państwa. Ale niejako mimochodem cel ten zakładał nieuchronny rozpad Ukrainy – jedność próbowano utrzymać przy pomocy „antyterrorystycznych” akcji pacyfikacyjnych.

W 2014 roku były dość powszechne oczekiwania, iż będzie ogłoszone, iż południe i wschód Ukrainy oddzielają się i ogłaszają niezależne państwo ze stolicą w Charkowie. Wystarczyłoby wówczas, aby Rosja dała sygnał, iż te plany popiera, a Ukraina byłaby najprawdopodobniej rozbita, gdyż jej armia znajdowała się w stanie rozkładu. Ta perspektywa historyczna pokazuje, iż mogłoby to być lepsze wyjście, niż obecne z setkami tysięcy ofiar. Ekipa Władimira Putina na wariant inkorporacyjny w stosunku do wszystkich terytoriów, które za przynależnością do Rosji głosowały w referendach – nie była przygotowana. Niósł on bowiem również groźbę starcia z Zachodem niekoniecznie na polu militarnym. Chodziło o interesy oligarchii rosyjskiej szeroko powiązanej gospodarczo i zależnej od Zachodu.

W 2014 roku wśród rosyjskiej elity zwyciężył pogląd, iż Rosja nie jest gotowa do wojny, ale rok 2022 pokazał, iż przez cały czas nie była gotowa i popełniła na początku Specjalnej Operacji Wojskowej wiele błędów o znaczeniu strategicznym, ponosząc ciężkie straty na froncie. Ale w 2014 roku siły ukraińskie też nie były do tego konfliktu przygotowane, może jeszcze bardziej niż rosyjskie. I był to, zdaniem wielu rosyjskich blogerów, wielki błąd rosyjskiej elity władzy. W tamtym momencie zrobiono by to z mniejszą liczbą ofiar.

W wyniku Specjalnej Operacji Wojskowej Rosja została postawiona przed wyborem: albo przyłączy do siebie te prorosyjskie terytoria, biorąc na siebie odpowiedzialność za dalsze trwanie wojny, albo tego nie zrobi i odda dobrowolnie terytoria, które przegłosowały za przyłączeniem się do niej. prawdopodobnie alternatywa ta nie była przez Rosję zakładana na początku SOW, ale decyzja w sprawie przyłączenia tych terytoriów była podjęta co najmniej osiem lat za późno.

Ekipa Putina cały czas pozostaje pod ogromnym naciskiem USA, ale przede wszystkim własnej oligarchii powiązanej z kapitałem zachodnim i władającej przemysłem surowcowo-energetycznym. Rosyjska oligarchia traktowana jest bardziej jako półperyferyjni kompradorzy niż równorzędni partnerzy. Nie jest więc w pełni samodzielnym i suwerennym podmiotem stosunków międzynarodowych. Stąd wynikają także wszystkie niekonsekwencje i sprzeczności w polityce Putina i na polu walki zbrojnej.

Ponieważ po rozpoczęciu SOW ekipa rządząca Rosją się nie zmieniła, nie zmieniły się jej interesy i sposób widzenia świata – znalazła się ona pod takim naciskiem, który pozwolił jej zrozumieć, iż z pozycji półperyferyjności nie zdoła ona zaspokoić swych apetytów nie tylko na zwiększenie zysków, ale choćby na ich utrzymanie. Zachód zażądał bowiem pełnej uległości i wprowadził kilkanaście pakietów sankcji. Oligarchowie rosyjscy i ich polityczna elita liczyli na nowy kompromis po objęciu funkcji prezydenta przez Donalda Trumpa. Kompromis ten z pewnymi ograniczeniami przez cały czas wykuwa się w tej chwili na placu boju. Być może przyniesie zakończenie zbrojnej fazy konfliktu. Ale należy pamiętać i o tym, iż to za pierwszej prezydentury Trumpa zaczęły się dostawy broni dla ukraińskiej armii, jej szkolenie i nakładanie sankcji na Rosję. Trump – który przy każdej okazji powtarza, iż ta wojna nie powinna się wydarzyć, iż gdyby on był prezydentem, to do tej wojny by nie doszło – nie skorzystał jednak z tego, by tę wojnę przerwać z dnia na dzień, ale ją kontynuuje, a ekipa jego prowadzi rokowania.

Ze względu na poniesione ofiary i koszty trudno oczekiwać, aby Rosja zadowoliła się tylko okręgiem ługańskim, donieckim, zaporoskim, chersońskim i Krymem. jeżeli konflikt potrwa dłużej, to być może zażąda przyłączenia Odessy i Charkowa. No i nie zrezygnuje z oficjalnie ogłoszonych celów, czyli denazyfikacji i demilitaryzacji Ukrainy. Ukraina według Rosji nie będzie miała ani terytorium, ani tej roli, jaką odgrywała po rozpadzie ZSRR. Rosja jest zainteresowana kontrolą nad całą Ukrainą, a gdy to okaże się niemożliwe, to w jak największym zajęciu jej terytoriów. Ukraina miała okazję osiągnąć od Rosji znacznie więcej na drodze pokojowej, niż teraz może otrzymać po zakończeniu wojny. Zamiast tego obrała kurs na konflikt z Rosją i na wstąpienie do NATO, a to oznaczało śmierć setek tysięcy żołnierzy, zrujnowanie kraju, wielomilionową emigrację, utratę wielu ziem uprawnych, utratę własnych złóż surowców, zakładów pracy, zadłużenie kraju – i w rezultacie utratę suwerenności.

Jeśli dziś mówimy o błędach, kto, kogo oszukał i o co obwinia, to o tym, iż Rosja konsekwentnie oczekiwała i oczekuje neutralnego statusu Ukrainy. Ale podejmując kroki na rzecz wstąpienia do NATO, Ukraina świadomie prowokowała wojnę lub była przysłowiowym „użytecznym idiotą”. Świadczyło o tym budowanie systemu umocnień wojskowych na terenie całego kraju, sprowadzanie zagranicznych doradców wojskowych, przezbrajanie własnej armii i szkolenie jej do konfrontacji z armią rosyjską. Ukraińska elita mówiła, iż miała prawo to robić, ale to nie było kwestią prawa, tylko błędu o zgubnych następstwach. Wiele „czegoś” może zrobić przywódca kraju, ale powinien on myśleć nie tylko o swoich osobistych ambicjach i interesach, ale również o realnej sytuacji i o tym jakie następstwa będą miały jego decyzje dla jego obywateli. W danej sytuacji była podjęta decyzja, która nieuchronnie doprowadziła do wojny, z czego od samego początku zdawano sobie sprawę na Zachodzie. I jeżeli starcie z silniejszym państwem – Rosją nie było dla Ukrainy oczywistym błędem, to tylko jeżeli uwzględnimy spodziewaną pomoc z Zachodu. Rosja zetknęła się z silniejszym przeciwnikiem niż początkowo myślała. W konsekwencji konflikt na Ukrainie dla Rosji również okazał się błędem, którego konsekwencje na razie giną w świetle ogólnej przewagi na froncie. Rosja i Ukraina popełniły błędy, z których teraz nie ma prostego wyjścia, ich ludzie giną, próbując rozwiązać zadania, które w rzeczywistości nie są przez nich postawionymi. Wobec przewagi Rosjan, Ukraińcy giną w większym stopniu, ale śmierć ich nie ma większego znaczenia, gdyż pokój na Ukrainie może zapanować w powstałej sytuacji tylko w wyniku porozumienia międzynarodowego między Rosją i USA.

Wojna jest kontynuacją polityki głównie militarnymi środkami. Niezależnie czy osiąga czy nie osiąga postawione przed nią cele militarne, to i tak w ostateczności o jej zakończeniu i warunkach pokoju muszą zadecydować decyzje polityczne. Ukraina liczyła na to, iż dzięki USA i UE decyzje polityczne określi ona przez zwycięstwo na placu boju, a Rosjanie prawdopodobnie wiedzieli, iż choćby zwycięstwo na placu boju nie zapewni dla nich uznanych na arenie międzynarodowej, korzystnych decyzji politycznych. Dlatego konflikt trwał, przeciągał się i w wyniku desperackich ataków, zwłaszcza ze strony Ukrainy, przynosił wielkie straty po obu stronach.

Rosja na czele walki z inkluzywnym kapitalizmem a charakter wojny

Jak już wspomniano w poprzednich artykułach, Rosja w pewnym momencie zrozumiała oczywistą rzecz, iż walczy nie z Ukrainą, ale z Zachodem, i oprócz tego z transnacjonalnym Zachodem, z neoglobalistami, dla których celem jest ona z jej zasobami naturalnymi. A to sprawiło, iż powstała zupełnie inna sytuacja, ponieważ obecna wersja inkluzywnego kapitalizmu, z zieloną energetyką, deindustrializacją, likwidacją hodowli zwierząt, transpłciowością, nie była do przyjęcia praktycznie przez nikogo – nie podobała się znacznej części Ukraińców i Rosjan, Niemców i Francuzów itd. Rosja lansowała pogląd, iż nie walczyła z narodami Anglii i Francji, ale z ich zdehumanizowanymi panującymi elitami. Innymi słowy, Rosja nie walczyła z Europą, ale walczyła za Europę przeciwko inkluzywnemu kapitalizmowi, przeciwko tym, którzy chcą zniszczyć znaną z historii Europę i jej dawny porządek naturalny oraz tradycyjne wartości. Sytuacja uległa zmianie po zwycięstwie Trumpa – w USA neoglobaliści ponieśli porażkę, ale zachowali władzę i wpływy w Europie. Dlatego Europa stała się w tej chwili główną rzeczniczką wojny Ukrainy z Rosją i ogłosiła plan zbrojeń, którego celem jest przygotowanie się do, nieuchronnej jej zdaniem, wojny z Rosją.

Niezależność Banku Centralnego Rosji

W Rosji panuje powszechne przekonanie, iż winę za problemy w gospodarce ponosi Elwira Nabiullina, pełniąca funkcję prezesa Centralnego Banku Rosji. Kondycja gospodarki negatywnie odbija się na zdolnościach przemysłu obronnego i działaniach na froncie. Uważa się, iż Nabiullina odpowiada za utratę ponad 370 miliardów dolarów zamrożonych w zagranicznych bankach. Powinna ona ratować gospodarkę kraju przed skutkami sankcji za rozpętanie wojny na Ukrainie, ale faktycznie przez swoją antyinflacyjną polityką i utrzymywanie wysokich stóp procentowych podnosi koszty produkcji, przez co przyczynia się do pogrzebania rodzimej ekonomiki. Ma ona w ten sposób podważać dobre pomysły prezydenta i interesy całego narodu i podporządkowywać się żądaniom Międzynarodowego Funduszu Walutowego.

Powstaje jednak pytanie: do czego i komu potrzebne są podobne oskarżenia? Nietrudno się domyśleć, iż chodzi o to, żeby z jednej strony krytykować politykę Banku Centralnego, a z drugiej strony, żeby przy tej okazji nie można było krytykować wszystkich pozostałych organów władzy i sił społecznych, które służą rosyjskiej oligarchii. A także stworzyć wrażenie, iż urzędnicy w żaden sposób nie mogą wpłynąć na politykę banku. Nasuwa się kolejne pytanie: jeżeli w czymkolwiek polityka banku przeczyła polityce władz, to dlaczego, ani prezydent, ani władze nie krytykowały tej polityki? Przeciwnie, oni zawsze z uznaniem wypowiadali się o niej. Polityka Banku Centralnego i poglądy gospodarcze nie pozostawiają żadnych wątpliwości, iż członkowie rządu, kierownictwo banku i prezydent Rosji to ludzie o podobnych poglądach. Za każdym razem, gdy omawia się działalność Elwiry Nabiulliny, pojawiają się ludzie, którzy mówią, iż otrzymuje ona polecenia bezpośrednio z zagranicy, robi to, co powiedziano jej w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Ludziom tak mówiącym nie przeszkadza fakt, iż MWF odmówił choćby planowanych konsultacji z Rosją. Komu zatem w aktualnych warunkach miałaby podporządkowywać się Nabiullina?

Bajki o tym, iż Nabiullina wykonuje instrukcje Międzynarodowego Funduszu Walutowego wrzuca się do sfery publicznej właśnie po to, żeby powiedzieć: mamy świetny rząd, tylko Nabiullina jest jedynym agentem „V kolumny”, a jak teraz prezydent zechce wbrew międzynarodowym naciskom rozwiązać ten problem, to wszystko będzie w porządku i cudownie. Niektórym ludziom o ograniczonych zdolnościach intelektualnych podoba się ta cała teoria spiskowa – poszukują oni bowiem prostych odpowiedzi na złożone problemy na miarę swego intelektu. Jednocześnie myślą, iż ktoś gwałtownie i łatwo załatwi te problemy bez konieczności aktywności z ich strony. Wystarczy wysłać do Centralnego Banku policję i służby specjalne, a sąd dopełni dzieła. Tymczasem Rosja nie bierze choćby od MWF kredytów, więc MWF nie może dyktować jej żadnych warunków. Takie bajeczne teorie usprawiedliwiają wszystkie błędy rosyjskiego kierownictwa. Cały problem polega jednak na tym, iż rząd Federacji Rosyjskiej i Centralny Bank Rosji prowadzą, zdaniem Nikołaja Płatoszkina, po prostu błędną politykę gospodarczą, podyktowaną głównie interesami rosyjskiej oligarchii. Nie ma w tym winy Amerykanów, chociaż pewnie cieszą się z tego. Należy przypomnieć, iż rosyjscy neoliberałowie od początku kapitalistycznej transformacji mówili, iż sprzeda się rosyjską ropę na Zachodzie, nie trzeba będzie utrzymywać drogiej produkcji własnej i… wszystko potrzebne kupi się za otrzymane pieniądze. Niepotrzebne było planowanie, jak w socjalizmie, i budowanie nowych zakładów produkcyjnych. Można było likwidować i rozkradać poradzieckie zakłady. Przez jakiś czas to się sprawdzało, kiedy ceny ropy były wysokie i była korzystna sytuacja międzynarodowa, a Putin był modny na Zachodzie jako wielki reformator. Lwia część dochodów płynęła jednak do prywatnych kieszeni oligarchii, ale problemów społecznych przybywało.

Nabiullina często podejmowała decyzje o obniżeniu kursu rubla względem innych walut, wyjaśniając przy tym, iż im tańszy rubel, tym więcej można zyskać na eksporcie tych samych surowców. Np. sprzedając surowców za 2 dolary, kiedy kurs wynosiłby jeden dolar do 30 rubli, można byłoby za to zarobić 60 rubli na rynku wewnętrznym, sprzedając dolary państwu. Ale kiedy kurs rubla do dolara wynosiłby jeden do dwustu, pozwalałoby to zarobić prawie 400 rubli, którymi można byłoby opłacić wszystkie koszty produkcji i zapewnić napływ podatków do budżetu państwa. Na czym polega klasowe znaczenie niskiego kursu rubla do dolara? Działa on w interesie rosyjskiej oligarchii, która eksportuje surowce za granicę dzięki kilku pośredników, którzy również odnoszą często ogromne zyski. Rosyjska oligarchia, dzięki uproszczonym schematom produkcyjnym. hamowała rozwój rosyjskiej ekonomiki, sprzyjała deindustrializacji Rosji i pozbawieniu jej suwerenności ekonomicznej i finansowej.

Problemem nie jest Nabiullina, ale interesy rosyjskiej oligarchii i będąca na jej usługach elita polityczna, która nie chce definitywnie rozstać się z neoliberalnymi złudzeniami i ich konsekwencjami. Nie należy być zadowolonym z takiego obrotu spraw, ale wszystkie podejmowane decyzje w sprawach ekonomicznych i politycznych, zależą od rosyjskich władz. I dlatego wiadomo, komu zależy na rozpowszechnianiu tych bzdur, iż ogólnie wszystko jest w porządku i władzy nie zaszkodzi, kiedy wokół kręci się kilku obcych agentów.

Czy Rosja prowadzi wojnę imperialistyczną?

Na pojęcie Rosji składają się różne podmioty polityczne i one mają różne interesy, a zatem i różne cele w tej wojnie. O jakich podmiotach politycznych w Rosji możemy mówić? Przede wszystkim jest to: 1) oligarchia finansowa, kierownictwa banków, oligarchowie przemysłu surowcowo-wydobywczego i innych działów przemysłu eksportowego (zwłaszcza broni), oligarchowie przemysłu żywnościowego (główne eksporterzy zboża); 2) centralna administracja publiczna z Putinem na czele i posłuszne im wyższe dowództwo wojskowe; parlamentarzyści, przywódcy partii politycznych; 3) żołnierze walczący na froncie i część dowódców niższego szczebla; 4) mieszkańcy terenów objętych walkami i ich najbliższe rodziny na terenie Rosji. Różne grupy politycznej elity mają niejasne cele i skrywane motywacje. W rezultacie władze nie są w stanie choćby prowadzić propagandy według jednolitego systemu wartości ideologicznych, dumną przeszłość z czasów ZSRR miesza się z koniecznością wiary w niejasną przyszłość.

Jeśli chodzi o oligarchię finansową, bankową i przemysłową, zainteresowane w eksporcie, to niewątpliwie grupy te robią wszystko, aby ukryć swoje rzeczywiste interesy i cele. Przede wszystkim obrona suwerenności Rosji nie jest ich głównym celem. Wydaje się im, iż zajmują one na tyle silną pozycję na rynkach światowych (decydują o zakupach i sprzedaży wielu towarów), iż suwerenność kraju nie jest im do niczego nie potrzebna. Świat dla nich jest dostatecznie policentryczny, w dominacji USA widzą one raczej źródło stabilności swoich interesów. Chcą co najwyżej drożej sprzedać się dla Zachodu. Sytuacja społeczno-ekonomiczna i przyszłość własnego narodu ich nie interesuje. Grupy te nie są zainteresowane inwestowaniem we wszechstronny rozwój rosyjskiej gospodarki. W imieniu tej grupy kapitału Putin już po pierwszych rozmowach telefonicznych z Trumpem oświadczył, iż kapitał amerykański będzie miał swobodny dostęp do inwestycji na terenach Ukrainy anektowanych przez Rosję. Dochody uzyskiwane z eksportu te grupy rosyjskiej oligarchii inwestują na rynkach finansowych, zajmują się spekulacją na rynkach walutowych, nie rozwijają produkcji na własny rynek, czego znamiennym przykładem jest wydobycie gazu, a na sprowadzonych towarach dodatkowo zarabiają. Dla tych grup oligarchii zwycięstwo Rosji nie jest potrzebne, są one gotowe w każdej chwili zawrzeć nowe porozumienie z korzystnymi dla siebie warunkami, porzucając choćby ekipę Putina i jej cele. Te grupy oligarchii chciałyby powrócić do tego stanu, jaki istniał przed masowym nałożeniem sankcji na Rosję. Są zainteresowane eksportem kapitału na równych prawach z innymi.

Oficjalna rosyjska retoryka jest taka, iż Rosja za Putina wstała z kolan, iż odzyskała suwerenność. Są to w pewnym stopniu pobożne życzenia. W stosunku do Rosji państwa Zachodu realizują neokolonialny wyzysk, narzucają ceny na rosyjskie surowce, hamują możliwości rozwoju gospodarki. Natomiast w rzeczywistości głównym celem obecnej wojny jest odzyskanie przez Rosję swojej suwerenności i prawa do swobodnego inwestowania i przeznaczania na państwowe cele pieniędzy zarobionych na eksporcie. Problemem jest brak suwerenności rosyjskiej gospodarki i kultury. Rosja obrosła szeregiem zależności od innych państw i organizacji międzynarodowych, od dostaw produkcyjnych z zagranicy. Naród rosyjski jest eksploatowany przez własną i zagraniczną oligarchię. Rosja weszła do międzynarodowego podziału pracy w roli dostawcy tanich surowców przemysłowych i energetycznych. Jej elita uznała, iż nadszedł czas, aby zmienić warunki tego porozumienia, stąd wysunęła ultimatum w grudniu 2021 roku, ale Zachód nie chciał o tym choćby rozmawiać, bo uważał ekipę Putina za handlarzy, z którymi się nie dyskutuje o polityce światowej. Ekipa Putina miesiąc po objęciu władzy przez Trumpa doczekała się zaproszenia do rozmów. Nie jest pewna zwycięstwa i tego czym będzie musiała zapłacić za ewentualny sukces.

Społeczeństwo jako całość, walczący żołnierze, administracja państwowa muszą określić się w stosunku do celów realizowanych przez oligarchów. Społeczeństwu jako całości charakterystyczna jest wewnętrzna sprzeczność: z jednej strony – czuje ono obowiązek wykonywania rozkazów jako żołnierze, obywatele w poczuciu patriotycznego obowiązku, a z drugiej – widzi potrzebę ekonomicznych i politycznych zmian, zmuszenia oligarchii do realizacji celów i interesów większości społeczeństwa. To jest poważna trudność i silna sprzeczność. Większość społeczeństwa pozostaje bierna, ponieważ nie ma siły politycznej, która mogłaby zmobilizować i pokierować masami w walce przeciwko kompradorskiej i międzynarodowej oligarchii. Dlatego większość naiwnie uważa, iż ze zmianami należy poczekać do końca wojny.

Sprzeczności te mają swoje odzwierciedlenie w polityce i sposobie prowadzenia wojny przez ekipę Putina i administrację państwową. Ponieważ większość ludności nie rozumie tego typu mechanizmów, to podsuwa jej się najprostsze, a jednocześnie fałszywe podpowiedzi, iż źródłem wszelkich trudności jest działalność „V kolumny”. Poszczególni przedstawiciele administracji prezydenckiej związani są z różnymi grupami kapitału, z eksportem, z operacjami finansowymi na rynkach międzynarodowych. Jest ona skorumpowana przez prywatny biznes, stąd i rażący brak konsekwencji oraz jednolitego frontu działania. Oligarchowie, którzy w większości związani są z rynkiem wewnętrznym i nie mają zagranicznych posiadłości – częściej posługują się retoryką patriotyczną, negatywnie odnoszą się do neoliberalnej polityki, oskarżają neoliberałów o zdradę, trzeźwo oceniają sytuację. Ale jednocześnie negatywnie odnoszą się do radzieckiej przeszłości, nie mają programu rozwoju ekonomiki, zadawalają się stagnacją. Pod „tradycyjnymi wartościami” rozumieją swoje partykularne interesy, bronią się przed zagraniczną konkurencją. Opierają się na archaicznych propozycjach, na prawosławnej Cerkwi, na wspomnieniu Wielkiej Rusi. Ta patriotycznie motywowana część społeczeństwa, polityków i działaczy gospodarczych, nie jest w stanie swoimi propozycjami zagrozić dla władzy i panowania oligarchii. Prowadzą bowiem Rosję do autarkii, nie rozumieją zbyt wiele w zachodzących procesach globalnych, pozostają w prawosławnej retoryce i w istocie to kontynuacja liberalnego kursu, tylko trochę zmodyfikowanego. Klasa panująca podejmując walkę wierzyła w zwycięstwo nad Ukrainą, ale nie wierzyła i nie wierzy w zwycięstwo nad Zachodem. Cały czas liczy na osiągnięcie jakiegoś porozumienia, ale toczące się rozmowy trzymane są w tajemnicy.

Ekipa Putina wie, iż nie jest uznawana, zwłaszcza przez Europę, za podmiot polityczny. Dlatego Europa Zachodnia nie wierzy w jej nuklearne groźby i nie ma zamiaru iść z nią na kompromisy. Kryzys się przeciąga m. in. w wyniku niekonsekwentnej polityki Trumpa, który przez cały czas dostarcza sprzęt wojskowy dla Ukrainy. Wobec klęsk Ukrainy Zachód skłonny jest do rozejmu, ale Rosji to nie zadawala i poszukuje ona dodatkowych atutów na polu walki, dla zawarcia korzystnych dla siebie trwałych rozwiązań pokojowych. Zachód w rosyjskiej elicie widzi tylko handlarzy, którzy skupili w swoim ręku gigantyczne bogactwa naturalne, ale nie rozwinęli dostatecznie swego kraju. Rosyjska elita przejęła rozpadający się ZSRR, a teraz pod względem poziomu życia Rosja znajduje się na 97. miejscu w świecie, przy ogromnej ilości posiadanych środków. Małe surowcowe kraje arabskie, były w stanie więcej zrobić dla rozwoju swoich narodów niż rosyjska oligarchia. Narosłe w Rosji i na arenie międzynarodowej problemy pokazują, iż ani kapitalizm, ani inkluzywny kapitalizm, nie jest w stanie sobie z nimi poradzić. Jak tak dalej będzie szło, to wcześniej czy później rewolucja komunistyczna zapuka do drzwi. Być może część oligarchii wyciągnie ze SOW bardziej dalekosiężne wnioski.

Edward Karolczuk

fot. ria.novosti

Myśl Polska, nr 15-16 (13-20.04.2025)

Read Entire Article