Cenzura w peryferyjnych krajach Zachodu jest dziś znacznie bardziej rygorystyczna niż w centrum systemu, gdzie zdania odrębne, np. na temat wojny na Ukrainie czy pandemii COVID-19, wciąż jeszcze dopuszcza się do oficjalnego obiegu politycznego, publicystycznego i naukowego. Rzecz jasna, i tam margines swobody badań i wolności słowa jest systematycznie ograniczany, czego symptomem są np. cyklicznie kampanie na rzecz wykluczenia / uciszenia feministek krytycznych wobec koncepcji samoidentyfikacji płciowej. Również i na Zachodzie blokuje się media uznawane za nieprawomyślne, ideologicznie, a zwłaszcza geopolitycznie wrogie (czyli kojarzone z Rosją, Iranem i Chinami). przez cały czas jednak oba światy – głównonurtowy i niesystemowy funkcjonują poniekąd obok siebie i zapoznanie się z argumentacją odrębną od prezentowanej przez dominujące media i ośrodki polityczne nie wymaga bynajmniej przejścia do konspiracji, nie grozi odpowiedzialnością karną, ani nie równa się zamknięciu w internetowej bańce. Wszystko to czyni zachodnią debatę publiczną głębszą i ciekawszą niż się to przydarza w III RP.
Ekspansja wbrew obietnicom
Realistyczna analiza przyczyn i wszystkich uwarunkowań konfliktu na Ukrainie obecna była w zachodnim dyskursie już przed 24 lutego 2022 roku, żywo kontrastując z nieopadającą od dziesięciu miesięcy histerią dominującą w Polsce. Praca Benjamina Abelowa (University of Pennsylvania) wpisuje się w zapoznany nurt ostrzeżeń przed eskalacją nowej zimnej wojny, przed którą w ciągu ostatniego ćwierćwiecza przestrzegali tak skądinąd odmienni analitycy, jak Noam Chomsky, John Mearsheimer, Richard Sakwa – a w swoim czasie także praktycy amerykańskiej geopolityki: George F. Kennan i Robert McNamara, których nikt przecież nie mógłby oskarżyć ani o sowieto- i rusofilię, ani choćby o nadmierną łagodność i uległość w kształtowaniu stosunków międzynarodowych. Wszystkich wymienionych od lat 1990. łączyło jednak głębokie przekonanie, iż dalsza ekspansja Paktu Północnoatlantyckiego, jego przysuwanie się do granic Rosji, wbrew ustaleniom i obietnicom czynionym dla zakończenia systemu dwublokowego – wywoła ostatecznie rosyjską reakcję, potencjalnie groźną dla pokoju na świecie. Jakiekolwiek zaś zyski strategiczne, uzyskiwane przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników, będą niewspółmiernie małe wobec powodowanych zagrożeń.
Scenariusz gruziński
Co istotne dla polskiego czytelnika – za początek takiej sekwencji zdarzeń uważa się w pierwszej kolejności zjednoczenie Niemiec bez warunku ich jednoczesnego wystąpienia z NATO, a następnie rozszerzenie Paku o Polskę, uznawaną za „potencjalny katalizator wojny z Rosją”, jak nazwał na płk dr Douglas Macgregor (b. dowódca z Iraku, za prezydentury Donalda Trumpa doradca sekretarza obrony i niedoszły ambasador USA w Niemczech). Zdaniem Abelowa (a wcześniej także m.in. prof. R. Sakwy, autora znaczących Frontline Ukraine: Crisis in the Borderlands oraz Russia Against the Rest: The Post-Cold War Crisis of World Order) wojenny zegar znacznie przyspieszył wraz z zadeklarowaną w kwietniu 2008 roku na szczycie NATO w Bukareszcie gotowością do wchłonięcia Ukrainy i Gruzji. Decyzja ta, w szczególności w połączeniu z atakiem armii gruzińskiej na Osetię Południową i Rosję w sierpniu 2008 roku jest absolutnie kluczowa dla zrozumienia postawy rosyjskiej wobec kryzysu ukraińskiego.
Spis prowokacji
Dalsze działania Zachodu wobec Moskwy autor nazywa już po imieniu: prowokacjami, wyliczając kolejno obalenie demokratycznie wybranych władz Ukrainy w 2014 roku, zastąpionych, wg słów prof. Mearsheimera, przez „pro-zachodnich i dogłębnie antyrosyjskich neofaszystów”, następnie zaś prowadzone na ogromną skalę zbrojenie Ukrainy, które na długo przed rosyjską inwazją kosztowało amerykański budżet co najmniej 4 miliardy dolarów. Kolejny agresywny krok USA to rozmieszczenie w 2016 roku wyrzutni pocisków antybalistycznych w Rumunii i zapowiedzi takiej samej instalacji na terytorium Polski. Jak przypomina B. Abelow, zastosowane systemy Mark-41 AEGIS, pozwalających na wystrzelenie 48 pocisków Tomahawk, z głowicami wodorowymi, o zasięgu do 1.500 km, a zatem pozwalającymi na osiągnięcie Moskwy. Autor zwraca w tym przypadku uwagę na istotną analogię z pamiętnym kryzysem kubańskim, spowodowanym rozlokowaniem amerykańskich wodorowych pocisków PGM-19 Jupiter na terytorium Turcji. Ówczesna eskalacja pozostawiła w zachodniej opinii publicznej mylne wrażenie sukcesu dyplomatycznego osiągniętego dzięki nieprzejednanej postawie Waszyngtonu wobec rzekomej ekspansji sowieckiej. Tymczasem, jak przypomniał B. Abelow, był to racjonalny kompromis, osiągnięty w dużej mierze dzięki otwartości i dobrym wzajemnym relacjom łączącym przywódców obu supermocarstw. Niestety, taki mechanizm obrony pokoju nie wydaje się możliwy w obecnych realiach.
Ostatnie ostrzeżenia
Sytuację pogarszała bowiem ciągłość prowokacyjnej amerykańskiej polityki. W 2017 roku administracja Donalda Trumpa podjęła decyzję o sprzedaży Ukrainie broni jawnie już ofensywnej, zaś w 2019 roku Stany Zjednoczone jednostronnie wycofały się z traktatu INF o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych krótkiego i średniego zasięgu, zawartego jeszcze w grudniu 1987 roku i stanowiącego wówczas kamień węgielny polityki odprężenia. Siły NATO regularnie odbywają manewry na pograniczu z Rosją, ćwicząc (jak w 2020 i 2021 roku) w Estonii ataki (rzecz jasna, wyłącznie odwetowe…) na cele położone w Federacji Rosyjskiej. Wreszcie w czerwcu 2021 roku ma brukselskim szczycie NATO ponownie wyciągnięto deklarację bukareszteńską sprzed lat 13, raz jeszcze zapowiadając rozszerzenie Paktu o Ukrainę. Jak wyjaśniał prof. Mearsheimer „taki rozwój wydarzeń Moskwa uznała za nie do przyjęcia, a w związku z tym rozpoczęła mobilizację swoich sił nad granicami Ukrainy tak, by do Waszyngtonu dotarł czytelny sygnał. Bez efektu, administracja Bidena jedynie zacieśniła relacje z Ukrainą, To zaś doprowadziło do pełnowymiarowego konfliktu dyplomatycznego z Rosją w grudniu [2021]. Jak stwierdził minister Sergiej Ławrow: Osiągnęliśmy punkt krytyczny”.
Stracona szansa
Zdaniem przywoływanych w książce badaczy adekwatnie do ostatnich chwil przed rosyjską inwazją w pełni możliwe było rozwiązanie pokojowe, w oparciu o jednoznaczną deklarację o pozostaniu Ukrainy poza NATO i zachowaniu bezwzględnej neutralności, obwarowaną gwarancjami bezpieczeństwa ze strony USA i Rosji, przy wsparciu Niemiec i struktur europejskich. Taką propozycję jeszcze 19 lutego 2022 roku przekazał prezydentowi Wołodymyrowi Zełeńskiemu niemiecki kanclerz, Olaf Scholz. Strona zachodnia jednak świadomie i celowo odrzuciła i sabotowała taki scenariusz, podobnie jak wcześniej odmówiono wsparcia wszelkim pokojowym inicjatywom po stronie ukraińskiej. Zełeński wygrał wszak wybory prezydenckie obiecując pokój i normalizację stosunków z Rosją, jednak Stany Zjednoczone nie tylko odmówiły poparcia takiej polityce, ale zwiększały nacisk na rzecz militaryzacji Ukrainy i wzrostu napięcia na tle Krymu i Donbasu. W tym sensie zatem Zachód zmusił do wojny nie tylko Moskwę, ale i Kijów.
„Nam wolno!”
Analizując strategiczne tło konfliktu Zachód-Wschód, krytycy polityki amerykańskiej zwracają uwagę na oczywistą nierównowagę. Czy bowiem niepokój Waszyngtonu byłby mniejszy, a reakcje amerykańskie mniej zdecydowane, gdyby Kanada zadeklarowała przystąpienie do Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym pod kierunkiem Rosji, zaś zasilone chińskimi dotacjami Fuerzas Armadas de México ustawiłyby się nad Rio Grande w szyku bojowym, zapowiadając powtórzenie Alamo i wyzwolenie Teksasu? Zachodnia opinia publiczna (nie mówiąc rzecz jasna o polskiej) jest pilnie chroniona przed taką refleksją dzięki ugruntowanemu przekonaniu, iż „przecież to co innego”, czyli mówiąc inaczej „ale nam wolno!”. Przeszło 200 lat obowiązywania doktryny Monroego nie nauczyło bynajmniej Amerykanów zrozumienia i uznania dla znacznie wstrzemięźliwiej zakreślanych stref bezpieczeństwa innych państw i narodów. Przeciwnie, zasada „nam wolno” w przypadku kryzysów tak mocno zaognionych, jak ukraiński, z góry rozgrzesza amerykańską akceptację dla strategii pierwszego uderzenia, do tego bowiem sprowadzało się przenoszenie systemów broni jądrowej w taktyczny zasięg obejmujący rosyjskie centra polityczne, gospodarcze i ludnościowe. A działania mają przecież konsekwencje…
Ukraina nie ma znaczenia?
„W żadnym napadzie wyobraźni nie można uznać Ukrainy za mającą znaczenie dla interesów bezpieczeństwa Stanu Zjednoczonych. Faktycznie – Ukraina w ogóle nie ma znaczenia. Bez urazy dla samych Ukraińców – są nieważni” – tłumaczy Benjamin Abelow. W jego i nie tylko jego przekonaniu mieliśmy więc do czynienia z serią bluffów i prowokacji ze strony USA i NATO, prowadzonych w ramach gry o zdobycie dodatkowego punktu przewagi dla… samej przewagi. Koszt ludzki, używane narzędzia, stosowana taktyka są w takich przypadkach zupełnie nieistotne i wtórne, mogąc być dowolnie poświęcane i porzucane. Ponieważ jednak ta sama rozgrywka widziana od rosyjskiej strony mogła być postrzegana wyłącznie w kategoriach śmiertelnego niebezpieczeństwa – wszyscy, ogromna część ludzkości, znaleźliśmy się w stanie jak najbardziej realnego zagrożenia naszej egzystencji.
I im szybciej zachodnie społeczeństwa, do których kierowane są prace takich właśnie geopolitycznych realistów, uzmysłowią są bliskość przepaści, do której jesteśmy wpychani, tym większą mamy szansę na ocalenie. Kluczem pozostaje jednak przez cały czas wpływ na politykę naszych własnych państw i rządów, a przynajmniej zrozumienie, iż kryzys ukraiński nie jest bynajmniej przyczynkiem do jednostronnego sądu wyłącznie nad polityką rosyjską, bez przyjmowania do wiadomości motywów, przebiegu i skutków działań NATO i Stanów Zjednoczonych.
Konrad Rękas
Benjamin Abelow, How the West Brought War to Ukraine: Understanding How U.S. and NATO Policies Led to Crisis, War, and the Risk Nuclear Catastrophe, Siland Press, Great Barrington 2022, ss. 88.