„Nie zmienimy świata przez narzekanie czy moralizowanie – najskuteczniejszy jest dobry przykład. Dlatego na naszych marszach staramy się pokazywać konkretne rodziny i ludzi, którzy swoim życiem dają świadectwo wartości małżeństwa i rodzicielstwa” – mówi Halszka Bielecka, organizatorka Marszu dla Życia we Wrocławiu.
Jakie są Pani jako organizatorki refleksje po tegorocznym Marszu dla Życia i Rodziny we Wrocławiu? Który to już marsz i czy cieszy się zainteresowaniem wrocławian?
Mam przyjemność współorganizować Marsz dla Życia i Rodziny we Wrocławiu już po raz czwarty. Choć w historii miasta odbywały się wcześniej podobne wydarzenia, to po kilkuletniej przerwie marsz został reaktywowany w 2022 roku i od tamtej pory znów gromadzi coraz liczniejsze grono uczestników. Tegoroczna edycja odbyła się pod hasłem ogólnopolskim „Przyszłość dzieci w naszych rękach”, nawiązującym do odpowiedzialności dorosłych za wychowanie i formację młodego pokolenia, ale szczególnym przesłaniem było także podkreślenie wartości wspólnoty.
W świecie, w którym dominuje indywidualizm, ludzie mają opory, aby angażować się — zarówno we wspólnoty, jak i w życie społeczne. Paradoksalnie, mimo iż wielu z nas doświadcza samotności, zamykamy się w domach, zamiast spotkać się z innymi, którzy myślą podobnie, mają te same cele, podobne wartości. I to nie dotyczy tylko osób starszych – ten problem coraz częściej dotyka ludzi młodych czy w średnim wieku. Marsz dla Życia i Rodziny ma być odpowiedzią na to zjawisko. To nie tylko manifestacja przywiązania do wartości takich jak ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci, ale też okazja, by poczuć, iż nie jesteśmy sami – iż tworzymy wspólnotę, która daje siłę i nadzieję.
Cieszy mnie, iż mimo różnic w wieku, zawodach czy życiowych doświadczeniach, potrafimy spotkać się razem, by wspólnie stanąć w obronie tego, co dla nas ważne. Taka wspólnota daje siłę, która może zwyciężyć pozornie znacznie silniejszego przeciwnika. I nie są to tylko piękne słowa. Wystarczy przywołać wydarzenia choćby z tego roku. Wiele osób, które uczestniczyło we wrocławskim marszu, pamiętam z zimowych protestów przeciwko deprawacji dzieci w szkołach. Od tego czasu nie minął choćby rok, a udało się nie tylko wymusić na rządzących nieobowiązkowy charakter przedmiotu mającego zawierać elementy seksedukacji, ale także, jak wynika z najnowszych danych, doprowadzić do tego, iż większość rodziców wypisała swoje dziecko z tych zajęć. To jest właśnie sukces ludzi, którzy zmobilizowali się, aby wspólnie stanąć w obronie dzieci.
Wiele osób, również na marszach, mówi o poczuciu braku sprawczości i chociaż przychodzą na wydarzenia, a choćby pomagają w ich organizacji, to czują coraz większe zniechęcenie. Celem naszych marszy jest pokazanie także tego, iż jako pojedyncze jednostki mamy bardzo ograniczone możliwości wpływania na rzeczywistość, ale tworząc wspólnotę ludzi o podobnych wartościach, nasza sytuacja jest już całkowicie inna. Razem możemy osiągnąć znacznie więcej, a w dodatku wspieramy się nawzajem, tak aby podnosić na duchu tych, co zaczynają wątpić w siłę dobra i prawdy.
A z jakim odbiorem ze strony różnych środowisk, np. władz miasta, lokalnych parafii czy zwykłych mieszkańców miasta spotyka się ta inicjatywa? Czy pojawiały się jakieś przeszkody w organizacji wydarzenia?
Z roku na rok spotykamy się z coraz życzliwszym odbiorem naszej inicjatywy. Urzędnicy miejscy oraz policja okazują nam duże wsparcie i profesjonalizm, dzięki czemu Marsz dla Życia i Rodziny może odbywać się w spokojnej, bezpiecznej atmosferze. Władze miasta przyjęły raczej strategię dystansu – nie utrudniają organizacji, ale też nie okazują zainteresowania. Dla nas najważniejsze jest jednak to, iż możemy przeprowadzić wydarzenie bez przeszkód formalnych i w duchu wzajemnego szacunku.
Dużym wsparciem jest Kościół, który z roku na rok coraz aktywniej pomaga nam zarówno w promocji marszu, jak i samej jego organizacji. Na pomoc możemy liczyć na każdym szczeblu – od Arcybiskupa Józefa Kupnego, przez księży parafialnych, aż po wspólnoty świeckie. Jest to jednak współpraca, która wykuwała się powoli. Nasza grupa, która organizuje od czterech lat marsz we Wrocławiu, to osoby świeckie, zaangażowane w różną działalność społeczną, więc pozyskanie zaufania Kościoła wymagało trochę czasu.
Choć Marsz dla Życia i Rodziny ma bardzo pozytywny, rodzinny charakter, nie unikamy trudnych tematów, a czasami choćby sama rozmowa na temat tak traumatyczny i osobisty jakim jest aborcja budzi skrajne emocje. Staramy się z dużym wyczuciem trafiać do ludzi, którzy zabijanie dzieci nienarodzonych traktują jako „wybór”. Nie chcemy podżegać politycznych sporów i społecznych antagonizmów, ale nie możemy zamykać oczu na aborcyjne ludobójstwo, które ma miejsce w tej chwili na świecie.
Tegoroczna edycja była szczególnie poruszająca – skupiliśmy się na świadectwach rodziców, którzy usłyszeli dramatyczne diagnozy dotyczące zdrowia ich nienarodzonych dzieci. Wiele osób nie kryło wzruszenia, słuchając historii walki o życie, które jeszcze niedawno mogło zostać legalnie przerwane. Właśnie taki przekaz – spokojny, pełen empatii i prawdy – trafia do ludzi znacznie skuteczniej niż krzykliwe hasła. To nie hałasem i głośnością powinniśmy przemawiać do zwolenników aborcji, a językiem miłości – takie były refleksje uczestników tegorocznego marszu.
Jeśli chodzi o odbiór społeczny, mieszkańcy Wrocławia reagują bardzo różnie. W poprzednich latach zdarzały się niewielkie kontrmanifestacje, jednak nigdy nie doszło do poważnych incydentów. W tym roku nie pojawiła się żadna – być może dlatego, iż wcześniejsze próby zakłócania marszu nie przyniosły oczekiwanych efektów. Te skrajne grupki nie stanowią dla nas problemu, bardziej martwi mnie często błędny odbiór naszego wydarzenia w przestrzeni publicznej.
W Internecie wciąż pojawiają się komentarze utożsamiające marsz z ruchem politycznym, co jest całkowicie niezgodne z prawdą. Nasz marsz jest inicjatywą oddolną, apolityczną i w pełni społeczną. Nie otrzymujemy żadnego dofinansowania, nie promujemy partii ani polityków, a przed każdym wydarzeniem apelujemy, by nie przynosić flag czy banerów o charakterze partyjnym. Mimo iż staramy się podkreślać wszelkimi sposobami społeczny charakter wydarzenia, to przez cały czas spotykamy się z zarzutami o przynależność partyjną. Marsz ma jednoczyć ludzi, którzy cenią każde życie, niezależnie od poglądów politycznych czy choćby wyznawanej religii. Dlatego dużym wyzwaniem jest przekonanie ludzi, iż nasze wydarzenie jest ponad polityką, a nasze cele wybiegają znacznie dalej niż wybory.
Dlaczego według Pani obserwujemy dziś kryzys rodziny i jak zachęcić młodych ludzi do zakładania rodzin i posiadania dzieci?
Gdyby na to pytanie istniała prosta odpowiedź, Polska już dawno cieszyłaby się wyżem demograficznym. Niestety, wszelkie programy i rozwiązania systemowe nie przynoszą oczekiwanych efektów, bo problem leży głębiej – w mentalności współczesnego społeczeństwa. choćby pary określające się jako wierzące i konserwatywne coraz częściej odkładają decyzję o małżeństwie i dzieciach, a to naturalnie prowadzi do spadku liczby urodzeń.
Zmiana mentalności to proces długotrwały, ale nie możemy się zniechęcać. jeżeli oczekujemy od innych przemiany, musimy zacząć od siebie. Przypomina mi się w tym kontekście apel Jana Pawła II: „Musicie od siebie wymagać, choćby gdyby inni od was nie wymagali”. To bardzo aktualne słowa. Nie zmienimy świata przez narzekanie czy moralizowanie – najskuteczniejszy jest dobry przykład. Dlatego na naszych marszach staramy się pokazywać konkretne rodziny i ludzi, którzy swoim życiem dają świadectwo wartości małżeństwa i rodzicielstwa.
Ogromną rolę odgrywają tu wspólnoty. jeżeli na co dzień otaczamy się ludźmi, dla których rodzina jest naturalnym i radosnym wyborem, to sami zaczynamy do tego dążyć. Nie chodzi oczywiście o odrzucanie osób samotnych czy bezdzietnych – ich obecność w społeczeństwie jest również bardzo ważna. Ale powinniśmy dążyć do tego, by duże, szczęśliwe rodziny znów stały się normą, a nie wyjątkiem. Każdy z nas jest powołany do innego dzieła, ale powinniśmy wspólnie promować nierozerwalność małżeństwa i rodzinę jako fundament zdrowego społeczeństwa.
Kolejnym krokiem powinna być zmiana kulturowa – odzyskanie dla cywilizacji życia przestrzeni sztuki, mediów i edukacji. Potrzebujemy filmów, seriali, książek czy przedstawień, które w autentyczny sposób pokazują wartość małżeństwa, rodzicielstwa, codziennego poświęcenia i miłości. Nie chodzi o nachalną propagandę, ale o naprawdę wartościowe pozycje i dzieła. Potrzebni są nowi, zdolni twórcy, którzy nie będą podlegać kultowi brzydoty i deprawacji jako dominującym formom uprawiania sztuki. Takie nowe nurty i trendy powinny stać się elementem szeroko pojętej „mody” na rodzinę, która nie jest sterowana przez państwo, ale wyrasta oddolnie z przekonania, iż rodzina to największe bogactwo człowieka.
Państwo oczywiście ma tu również swoją rolę – powinno chronić instytucję małżeństwa, wspierać rodziców w wychowaniu dzieci zgodnie z ich przekonaniami i dbać o bezpieczeństwo obywateli. Ale prawdziwa zmiana zacznie się dopiero wtedy, gdy młodzi ludzie znów poczują, iż zakładanie rodziny i posiadanie dzieci to nie obowiązek, ale piękne, nadające sens życiu powołanie.
Dziękuję za rozmowę








