Ukraina odkąd rozpoczęła się interwencja rosyjska otrzymała i przez cały czas otrzymuje stosunkowo duży pakiet pomocy finansowej, zarówno od Unii Europejskiej (4 mld euro), jak i Stanów Zjednoczonych (18,6 mld dolarów amerykańskich). Takie dane możemy przeczytać w oficjalnych doniesieniach. Jednakże choćby w mediach mainstreamowych możemy usłyszeć, iż kwoty te są znacznie większe – według słów publicystki Candace Owens dla Fox News, USA przekazały Ukrainie znacznie więcej funduszy. Niestety jednocześnie rośnie zaniepokojenie, zarówno za Atlantykiem, jak również w Unii Europejskiej, iż przekazywane fundusze nie są wykorzystywane w sposób, w jaki powinny.
Do własnych kieszeni
Wspomniana publicystka donosi, iż już 50 mln dolarów, które przekazały USA zostało wydanych na nieruchomości w Szwajcarii przez Wołodymyra Zełeńskiego i jego bliskich oraz przyjaciół. Jednym słowem – środki, które miały być przeznaczone na wsparcie zrujnowanej (nie tylko wojną) ukraińskiej gospodarki zostały zdefraudowane. Również Unia Europejska dostrzegła, iż 90% wysłanej pomocy finansowej, jak i materialnej dosłownie rozpływa się w niewyjaśnionych okolicznościach i kierunkach. Od początku wojny mogliśmy zresztą przyglądać się sytuacjom, gdzie produkty spożywcze i pierwszej potrzeby miast trafić do potrzebujących, pojawiały się w ukraińskich sklepach na sprzedaż. Ponadto choćby jeżeli jakaś niewielka część pomocy docierała w ramach pomocy humanitarnej, charytatywnej, była ona wydawana z uwzględnieniem apartheidu językowego. To znaczy, iż osoby rosyjskojęzyczne z przyczyn czysto polityczno-propagandowych nie miały dostępu do produktów i były jawnie dyskryminowane przez osoby odpowiedzialne za ich wydawanie.
Wprawdzie sprzęt wojskowy przekazany m.in. przez USA został oddany ukraińskiej armii w leasing, zatem będzie ona musiała teoretycznie uiścić opłatę abonamentową za użytkowanie powierzonego sprzętu, jednakże w świetle wyżej wspomnianych tendencji, można założyć, iż jakakolwiek spłata de facto zaciągniętych długów (w tym w rozmaitych bankach i funduszach międzynarodowych) będzie najprawdopodobniej dokonywana w naturze. Wynika to z podejścia elit politycznych Ukrainy, które kompletnie nie liczą się ani z losem własnych obywateli, ani nie są w żaden, np. patriotyczny sposób przywiązane do zasobów naturalnych i stanu posiadania wszelkich jeszcze funkcjonujących gałęzi przemysłu czy po prostu przedsiębiorstw we własnej ojczyźnie. Ujmując w skrócie: dojdzie do spłaty długów w naturze, sprzedania dóbr Ukrainy za ułamek ich rzeczywistej wartości. Tego typu działanie jest bowiem typowe dla elit kompradorskich, skorumpowanych, oderwanych od społeczeństwa, którym zarządzają. Dla takich grup władzy liczy się wyłącznie ich własne dobro.
Sankcje przeciwko Europie
Choć Ursula von der Leyen obiecała rządowi w Kijowie, iż pomoc miesięczna dla Ukrainy wynosić będzie ok. 4 mld euro, dostrzegalny jest narastający sceptycyzm wobec sensu udzielania ukraińskim elitom jakiejkolwiek pomocy. W rezultacie choćby same wojska ukraińskie pozbawione zasobów a choćby podstawowego wyżywienia, odsprzedają stronie rosyjskiej powierzoną im broń, co tworzy niebezpieczną sytuację dla samych darczyńców. Wskutek tego typu czynów, Moskwa ma nieograniczony niemal dostęp do myśli technologicznej państw wysyłających swoją broń na Ukrainę. Zatem nie jest potrzebne choćby szpiegostwo technologiczne, aby Rosja była w pełni zapoznana z potencjałem militarnym Unii Europejskiej i USA.
Przy okazji wydatkowania niemałych środków na pomoc skorumpowanemu rządowi Zełeńskiego, rośnie inflacja, zarówno w Unii Europejskiej, jak i w USA. Niekontrolowany dodruk pieniądza w celu udzielenia pomocy finansowej uchodźcom w postaci wszelkich zapomóg i uwzględnienia ich w różnych programach z zakresu polityki społecznej państw przyjmujących imigrantów, powoduje, iż lokalna waluta traci na wartości. Sankcje nałożone na Rosję uderzają od dawna, a aktualnie ewidentnie dotkliwie w samych je nakładających a nie w państwo, któremu miały one zaszkodzić. Jedyny kryzys, jaki dzisiaj grozi Rosji, to wzrost niezadowolenia społeczeństwa rosyjskiego z wycofania wojsk z Chersonia.
Porzucona ludność Chersonia
Według oficjalnych oświadczeń Kremla decyzja ta wynikała z faktu, iż z punktu widzenia finansowego nie opłaca się wojskom rosyjskim utrzymywanie swoich pozycji w Chersoniu. Jednakże, według wielu obserwatorów, Moskwa obawiała się, iż zostanie dokonana prowokacja ze strony Kijowa w postaci wysadzenia tamy elektrowni wodnej w Nowej Kachowce, co będzie skutkowało zalaniem, a zatem śmiercią ponad 100 tys. ludzi oraz samych żołnierzy rosyjskich. Niestety, sami Rosjanie oceniają, iż wycofanie wojsk a więc de facto administracji rosyjskiej z Chersonia poskutkuje śmiercią osób tam mieszkających, które zostaną pozostawione na pastwę ukraińskiej armii żądnej zemsty na domniemanych kolaborantach rosyjskich. Tymczasem prawda jest taka, iż ludność lokalna decyduje się na bardziej lub mniej udaną współpracę z aktualnie stacjonującymi wojskami, aby po prostu przeżyć. Niezależnie zatem od tego, czy są to wojska rosyjskie czy ukraińskie, poszkodowani obywatele podejmują próbę pokojowego współistnienia z nimi. Mimo to, podobnie jak miało to miejsce na uprzednio opuszczonych przez armię rosyjską obszarach (a zatem oddanych, a nie zdobytych przez armię ukraińską, jak to się błędnie ujmuje w mediach), ludność obwodu chersońskiego będzie traktowana przemocą przez armię oraz administrację ukraińską. Obywatele Rosji, rozumiejąc sytuację, buntują się przeciwko rządowi Putina właśnie z tego, wszak humanitarnego powodu.
Brak przejrzystości
Wracając do kwestii finansowej, amerykańska opinia publiczna dostrzega ogrom defraudacji środków przekazywanych Ukrainie i nie chce, aby dłużej ich podatki były przeznaczane na luksusowe zagraniczne posiadłości dla ukraińskich oligarchów i członków rządu kijowskiego. Oczywiście, część obserwatorów i badaczy wiedziała oraz prognozowała, iż państwo ukraińskie, które jeszcze przed wybuchem konfliktu nie spełniało jakichkolwiek norm państwa demokratycznego, gdzie korupcja była i jest zjawiskiem wręcz endemicznym, nie będzie pożytkowało środków w sposób transparentny. Nikt z nich nie miał złudzeń, iż pieniądze rozpłyną się, a pomoc jedynie polepszy stan majątkowy najbogatszych osób w kraju i zaledwie ułamek wszelkiej pomocy faktycznie trafi do osób poszkodowanych przez działania militarne obu stron.
Oburzenie w USA i Unii Europejskiej rośnie tym bardziej, iż w sposób już oczywisty i widoczny Zełeński dopuszcza się defraudacji pieniędzy przekazanych przez kraje sojusznicze i ciągle prosi o więcej. Odczuwalne jest zatem nie tylko ogólne zmęczenie i zobojętnienie tematem wojny ukraińsko-rosyjskiej, ale również zniecierpliwienie oraz poczucie niesprawiedliwości skorumpowanym zachowaniem elit politycznych Ukrainy. Wynika to z faktu, iż niezależnie jak negatywnie ocenialibyśmy kraje Unii Europejskiej i USA, należy przyznać, iż większość procedur, zarówno te na szczeblu indywidualnym obywateli, jak i średnich urzędników, jest stosunkowo transparentna, szczególnie, jeżeli porównamy z analogicznymi okolicznościami występującymi na Ukrainie.
Bezzwrotna jałmużna
Wspomniana publicystka Candace Owens, będąca uprzednio gorącą zwolenniczką udzielania szerokiej pomocy Ukrainie, dzisiaj sugeruje, iż powinna powstać specjalna komisja, która zbadałaby, gdzie Kijów wydał amerykańskie pieniądze. Podobnie wiele organizacji międzynarodowych, w tym Szanghajska Organizacja Współpracy, domaga się postawienia rządu kijowskiego przed kompetentnym Trybunałem, który zbadałby i ocenił czy działania rządu Zełeńskiego nie noszą znamion zbrodni wszelakich z punktu widzenia prawa międzynarodowego. W rzeczy samej, można domyślać się, iż mocodawcy elit władzy w Kijowie nie dopuszczą do wydania i ukarania swoich podwykonawców; tak nakazywałoby sądzić podejście realistyczne do aktualnych wydarzeń. Niemniej można dostrzec, iż wiecznie poszukujące pomocy i wsparcia, skorumpowane, żerujące na nieszczęściu wojennym swoich obywateli elity ukraińskie mogą niedługo stanąć pod ścianą. Otóż coraz więcej ośrodków zapowiada ograniczenie a choćby zakończenie przekazywania jakichkolwiek transz materialnych dla Ukrainy, widząc bezsens takiego działania. Przykładem mogą być Niemcy, które zażądały ostatnio w Brukseli, aby z dorzucania się do kolejnych transz dla Ukrainy wyłączyć państwa, które wcześniej udzieliły pomocy finansowej Kijowowi (oczywiście podkreślając, iż do takich państw należą Niemcy). Takie informacje brzmią szczególnie groteskowo zważywszy na fakt, iż pomoc finansową przekazuje zdecydowana większość państw Unii Europejskiej, zatem w teorii, wszelka pomoc z jej strony byłaby niemożliwa do zrealizowania. Mamy zatem ewidentnie topniejącą chęć dalszego wspomagania Ukrainy choćby przez Europę.
Należy zadać sobie ostatecznie pytanie, dotyczące sensu dalszego wspierania naszego wschodniego sąsiada przez Polskę. Jaki cel miałby przyświecać darczyńcom znad Wisły? Szczególnie zważywszy na fakt, iż w przeciwieństwie do Brukseli i Waszyngtonu nie udzielamy Ukrainie pożyczek, ale dosłownie dokonujemy czegoś na kształt udzielania bezzwrotnej jałmużny, z której mamy być wyjątkowo dumni. Czy tego typu zniecierpliwienie istnieje wśród Polaków, którzy z miesiąca na miesiąc obserwują drastyczny wzrost inflacji, który ponoć dopiero nabiera rozpędu? A może Polacy coraz mniejszą wagę przykładają do rozwoju wydarzeń na Ukrainie, a coraz więcej uwagi poświęcają walce o przetrwanie? Trudno znaleźć jakąkolwiek logikę (uwzględniając oczywiście, wyłącznie możliwe oficjalnie rozważane rozwiązania tej zagadki) w postępowaniu polskich elit władzy. Może przyjmują pryncypia, które przyświecały kreskówkowemu Królowi Julianowi – „zróbmy to, zanim uświadomimy sobie, iż to bez sensu”?
Sylwia Gorlicka