Giedroyć i Mieroszewski przeciw „giedroyciowcom”

myslpolska.info 3 hours ago

„Kultura” reprezentuje pogląd, iż dobre sąsiedzkie stosunki z Rosją winny być pierwszo–planowym celem każdego polskiego rządu. Zoologiczna nienawiść do Rosji jest równie poniżająca jak antysemityzm. Z politycznego punktu widzenia antyrosyjskość jest niepomiernie bardziej groźna niż antysemityzm – gdyż Żydzi mogą Polskę opuścić, natomiast Rosjanie nie przestaną być nigdy naszymi najpotężniejszymi sąsiadami”Juliusz Mieroszewski, („Kultura”, 1957 nr 7-8)

„To, co nazywano doktryną Giedroycia – Mieroszewskiego, nie było żadną doktryną, ale stanowiskiem polemicznym wobec emigracji, zwłaszcza jej ośrodka londyńskiego i sprowadzało się do stwierdzenia, iż nie należy marzyć o odzyskaniu Wilna i Lwowa, ale życzyć sobie niepodległości Ukrainy, Białorusi i Litwy. (…) Co interesujące to jej szczególny renesans w kraju po upadku realnego socjalizmu. Przyjęta ona została jako coś nowego, odkrywczego, razem z innymi poglądami emigranckimi, całkiem obcymi Giedroyciowi i Mieroszewskiemu”Bronisław Łagowski (Do uczniów Giedroycia)

„Z Rosją nie mamy żadnych spraw spornych, ale można sztucznie tworzyć sytuacje konfliktowe, jeżeli będziemy ingerować w sprawy sporne poza naszą granicą wschodnią”Stanisław Stomma (Nowe sąsiedztwo. O naszej polityce wschodniej.)

Poprzedni artykuł („Ukraińskie zauroczenie i order Jerzego Giedroycia” w: Myśl Polska 8 – 15 czerwca 2025) poświęciłem omówieniu zabiegów Jerzego Giedroycia na rzecz poprawy relacji polsko-ukraińskich i wykazałem jak bardzo były jednostronne i finalnie jak bardzo niedocenione czy wręcz wyszydzone przez stronę ukraińską. W tym artykule przyjrzymy się temu, co do polskiego dyskursu politycznego weszło pod nazwą doktryny Giedroycia – Mieroszewskiego (D G-M). Juliusz Mieroszewski sformułował jej tezy przede wszystkim w dwóch artykułach napisanych już pod koniec trwającej ćwierć wieku działalności publicystycznej na łamach „Kultury”. Były to: opublikowana w czerwcu 1973 r. „Polska Ostpolitik” oraz we wrześniu 1974 r. „Rosyjski kompleks polski i obszar ULB”. (To skrót od nazwy trzech państw – Ukrainy, Litwy i Białorusi.) Z punktu widzenia obecnych czytelników MP na pewno interesujące jest to, iż duża część „Polskiej Ostpolitik” ma charakter polemiki z poglądami Romana Dmowskiego i przedstawicieli Stronnictwa Narodowego na emigracji, jakie ukazały się drukiem w emigracyjnym Londynie na łamach Myśli Polskiej i Dziennika Polskiego.

Rozważania nad D G-M należy zacząć od tego, iż Mieroszewski opiera swoją wizję na założeniach – przewidywaniach, które się w większości nie sprawdziły i są dzisiaj całkowicie nieaktualne, a tym samym brakuje logicznych i materialnych podstaw by stosować do innej rzeczywistości resztę nie tyle doktryny, co pewnego politycznego postulatu sformułowanego w barwnej i pełnej polemicznej swady publicystyce. We wstępie do „Polskiej Ostpolitik” Mieroszewski pisał: „W chwili kryzysu i wrzenia rząd sowiecki może odżegnać się od stalinizmu i unieważnić zabór dokonany przez Stalina i Hitlera. Przywracając Polsce granice z 1939 r. – Rosja liczyłaby na skłócenie Polaków, Ukraińców i Litwinów – co nie tylko uniemożliwiłoby stworzenie wspólnego frontu ale przeciwnie, stwarzałoby „wspólnotę interesów” pomiędzy Moskwą a Warszawą, wspólnotę opartą na restauracji granicy z 1939 r. (…) Program wschodni musi dawać odpowiedź na pytanie jak winniśmy się zachowywać w opisanej wyżej sytuacji, która może się zdarzyć.”

Zwolennicy tak zwanej D G-M zdają się nie zauważać prostego historycznego faktu, iż przywrócenia granic z 1939 r. nikt w 1989 r. poważnie nie brał pod uwagę, a o ile nawet, to nic takiego się nie zdarzyło. W zasadzie na tym można by zakończyć rozważania nad jednym z wielu pomysłów politycznych jakie Mieroszewski obficie i z emfazą rzucał w zależności od panującej w danym momencie sytuacji. Stefan Kisielewski trafnie zwrócił uwagę, iż „Mieroszewski jest świetnym publicystą, bo potrafi niezwykle sugestywnie przeczyć samemu sobie”. Z kolei Giedroyć bronił takiej postawy twierdząc, iż „polityka nie jest sakramentem”, a „problem wierności jest bardzo piękną cechą, ale nie w polityce”, a „bardzo zimne rozumowanie” jakim według Giedroycia kierował się Mieroszewski „tłumaczy jego częste zmiany poglądów”. On sam ostrzegał zresztą przed mumifikacją starych doktryn i przekonań.

A jednak musimy się nią zajmować, gdyż obecni autorzy polskiej polityki wschodniej często używają hasła D G-M, a przede wszystkim autorytetu i nazwiska Jerzego Giedroycia jako uzasadnienia dla polityki, która po pierwsze; ma miejsce w zupełnie innych realiach, po drugie; nie uwzględnia błędów DG – M, po trzecie; wyrywa ją z kontekstu i separuje od innych poglądów obu intelektualistów, tak iż często nie ma z nimi wiele wspólnego, a w najważniejszych punktach stanowi wręcz ich zaprzeczenie. Najkrócej rzecz ujmując Lwowa ani Wilna nie musieliśmy nikomu oddawać, bo nikt nam go po 1989 r. nie dał, ani nikt poważnie takich planów w Polsce nie rozważał. Natomiast z samych artykułów Mieroszewskiego przejęliśmy tylko to, co było w nich ewidentną słabością: twierdzenia o demonicznym imperializmie Rosji, nadzieje na jej rozpad, a przede wszystkim prometeizm, którego odbiciem są tragikomiczne słowa polskiego ministra o byciu sługami narodu ukraińskiego i krążące w ministerstwie finansów powiedzenie o konieczności utrzymywania drugiego narodu. W efekcie tak stosowanej D G-M nie mamy Lwowa, mamy za to: pomniki Bandery i polskie kości walające się po ukraińskich śmietnikach, mamy katastrofę finansów publicznych i potencjalnie wrogą mniejszość ukraińską w największych polskich miastach.

Argumenty jakich Mieroszewski użył w polemicznej wobec Dmowskiego części swojego artykułu również okazały się błędne. Z jednej strony słusznie zauważał że: „Na szczęście znakomita większość Polaków zdaje sobie sprawę, iż z Rosją w naszym własnym interesie – musimy się kiedyś porozumieć.” By zaraz potem dodać: „Rozumiał to również Roman Dmowski, który jednak nie przewidywał problemów narodowościowych ani przemian socjalnych jakie w Rosji miały nastąpić. Myślał jedynie o układaniu się z carskim Establishment’em (pisownia oryginalna – przyp. O.S.)” Otóż po pierwsze Roman Dmowski takie problemy przewidywał. Po drugie właśnie dlatego wolał dogadywać się z „carskim Establishment’em”, gdyż dostrzegał kompletnie nieodpowiedzialną, zgubną dla Rosji, ale co potwierdziła historia w dalszej perspektywie tragiczną także dla Polski, nienawiść współczesnego sobie odpowiednika „demokratycznej opozycji” do własnego państwa, wynikającą z duchowego i politycznego wyobcowania z własnego narodu.

Co więcej, dostrzegał także osiągnięcia bolszewików, kiedy w artykule „Komiwojażer w kłopocie” zamieszczonym w „Gazecie Warszawskiej” z 1930 r. pisał z uznaniem o osiągnięciach ZSRR w dziedzinie uprzemysłowienia. Dmowski rozumiał także charakter narodowy, znał dzieje i kulturę Rosji, dostrzegał jej specyfikę. Znał język, posłował do rosyjskiej Dumy, rozmawiał z najważniejszymi rosyjskimi politykami tamtych czasów. To właśnie myśli Dmowskiego o Rosji i Zachodzie spisane przed ponad 100 laty przez cały czas uderzają swoją głębią i aktualnością.

W 1917 r. analizując charakter państwa rosyjskiego i stosunek doń Zachodu pisał: „Współczesna myśl polityczna w Europie jest opanowana duchem nieco sekciarskim. Posiada ona pewne dogmaty, których czepia się z nieomal religijną wiarą. Jednym z tych dogmatów jest, iż jedynym zbawieniem każdego kraju jest wprowadzenie instytucji demokratycznych Europy Zachodniej (…) Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, iż instytucje zachodnie są wytworem historii Zachodu i iż posiadają one swoje korzenie w odległej historii Zachodu. (…) Państwo rosyjskie w przeszłości było oparte na zasadach wschodnich.” Przede wszystkim jednak to Dmowski zamiast obłędnej polityki prometeizmu na koszt portfeli przeciętnych Polaków i to wobec narodu stawiającego pomniki naszym ludobójcom, dał przykład najlepszego rozumienia tego co ministrowie 3 RP nazywają z pogardą „polityką transakcyjną” – jego działania w rosyjskiej Dumie, gdzie w parlamentarnej grze miał tylko „blotki”, powinny być przykładem i lekcją klasyki gatunku.

Wiara w demokrację i w „demokratyczną opozycję” jako uniwersalne lekarstwo na wszystkie bolączki to kolejny zasadniczy błąd Mieroszewskiego i samego Giedroycia. Trudno o lepszy przykład niż umieszczone w „Polskiej Ostpolitik” ponad 60 lat po cytowanej wypowiedzi Dmowskiego zdanie Mieroszewskiego, który rzekomy błąd Dmowskiego z pozycji jak wierzył Giedroyć „bardzo zimnego rozumowania” charakteryzował następująco: „Błąd ten wynika z dwóch fałszywych przesłanek. Po pierwsze, iż należy szukać porozumienia nie z narodem i społeczeństwem rosyjskim, ale z Establishment’em i po drugie z przekonania – jakże dla Rosjan poniżającego – iż totalizm i imperializm są w Rosji zjawiskiem wieczystym, przeto musi się rozmawiać z carami lub z Chruszczowowami, bo demokratycznego rządu w Moskwie nigdy nie będzie.” ZSRR jak pisał Dmowski przeminął, ale sekciarskie, a w rzeczywistości imperialne i zaimplementowane przez zachodnią propagandę myślenie odziedziczone po Mieroszewskim trwa. W rezultacie wspierania demokracji ? la Mieroszewski Polska poparła pucz na Ukrainie z udziałem neobanderowców i tworzy groteskowe rządy na uchodźctwie dla Białorusi, a kto wie (wszystko przed nami) może i Rosji.

Rozważając DG-M trzeba wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie. Mieroszewski Wschodu i Rosji nie rozumiał, bo go zupełnie nie znał. Stwierdził to nie kto inny jak Jerzy Giedroyć, który w wywiadzie dostępnym w Polskim Radiu powiedział o swoim współpracowniku: „po prostu nie znał problematyki rosyjskiej. Nie znał ani języka ani literatury.” W zestawieniu z zarzutami jakie Mieroszewski stawiał Dmowskiemu w swoim artykule, a którego treść polscy pożal się boże giedroyciowcy uważają za prawdę objawioną, brzmi to wręcz komicznie. Okazuje się bowiem, iż błyskotliwy publicysta w kwestii, którą wzięto na sztandary we współczesnej polityce wschodniej popadał w klasyczne besserwisserstwo. Cechę tę tradycyjnie przypisuje się w Polsce mieszkańcom dawnej Galicji i to również dobrze pasuje do sylwetki Mieroszewskiego, zubożałego galicyjskiego inteligenta szlacheckiego pochodzenia, wychowanego przez niemiecką opiekunkę. Znajomość Zachodu była u Mieroszewskiego również dosyć schematyczna, powierzchowna, a stosunek pozbawiony krytycyzmu i sprawiający wrażenie, iż akurat w tej dziedzinie starał się iść z modnymi prądami. Niektóre głoszone ex cathedra oceny wręcz wprawiają w zażenowanie i zdziwienie, iż ich autor stanowi dla wielu autorytet i to w dziedzinie geopolityki.

Juliusz Mieroszewski

I tak np. w r. 1951 pisał: „Jesteśmy na wojnie z Rosją (…) Każdy jest sojusznikiem bez względu na uznanie granic na Odrze i Nysie.” W tym samym czasie głosił nieuchronność III Wojny światowej i wzywał do formowania międzynarodowego legionu złożonego z emigrantów z naszej części Europy. Zadziwiająca w swej naiwności jest jego ocena Anglosasów o których pisał: „Naczelnym cywilizacyjnym kryterium narodów anglosaskich jest pokój.” „Albo będziemy jedną z federalnych czy kantonalnych republik zjednoczonej Europy albo nie będzie nas wcale.” „Odpowiednikiem poglądu naukowego w życiu praktycznym jest liberalizm.” „Z natury rzeczy demokracja jest pacyfistyczną formą ustrojową.” „Wolność świata jest tym prawdziwym i rzeczywistym interesem narodowym Stanów Zjednoczonych.” „Amerykanie są najbardziej – nie – imperialni.” „Ci, którzy dziś głoszą, względnie dają do zrozumienia, iż z Sowietami możliwa jest kooperacja międzynarodowa i polityczna, iż możliwy jest kompromis – nie są empirykami”.

Jednak nie tylko ignorancja i błędne oceny autora składają się na twórczość i bałwochwalczą recepcję publicystyki Mieroszewskiego. Drugim powodem jest jej wybiórcze traktowanie, a być może fakt, iż „wychowani na Kulturze” polscy politycy i publicyści tak naprawdę nigdy do innych artykułów Mieroszewskiego nie zajrzeli. A warto, bo w potoku stanowczych i wszechogarniających ocen jakie zamieszczał na łamach Kultury zdarzały się niezwykle trafne, jak choćby ta która jest mottem niniejszego artykułu, ale właśnie one uleciały, a być może nigdy nie zagościły w wybiórczej pamięci jego wyznawców: Np. o polskiej polityce w czasie II Wojny Światowej: „Od początku graliśmy wyłącznie na jednym fortepianie. Graliśmy uporczywie na nim choćby wówczas, kiedy było całkowicie pewne, iż gramy jedynie sobie a niebu. „Fortepian rosyjski” nas nie interesował.” O PRL: „Nie ma żadnego „państwa na emigracji”. Istnieje natomiast państwo polskie wtłoczone w blok sowiecki. Mimo okupacji jest to jedyne państwo polskie na świecie.”

O relacjach polsko-rosyjskich, a choćby sowieckich: „Z chwilą gdy Rosja wycofa się całkowicie z Polski nie będzie żadnych przeszkód w nawiązaniu normalnych i poprawnych stosunków pomiędzy nami a Związkiem Sowieckim. Powinniśmy zawsze podkreślać, iż celem naszej polityki jest wyłącznie odzyskanie niepodległości, a nie zagłada Związku Sowieckiego i wyniszczenie komunizmu na wszystkich lądach ziemi. Przeciwnie, pragniemy z Związkiem Radzieckim normalnych stosunków jakie winny panować pomiędzy państwami, które z sobą sąsiadują.” „Każdy rząd polski demokratycznie wyłoniony starałby się bez wątpienia o możliwie dobre stosunki z Moskwą. To leży bowiem w oczywistym i bezspornym naszym interesie. Nie wydaje mi się również by mogła w Polsce powstać partia programowo antyrosyjska. Nienawiść nie jest bowiem ani programem ani polityką. Nienawiść jest potencjalnym odporem. Nasza nienawiść do Rosji nie jest typu „zoologicznego” i jeszcze ciągle istnieje po stronie Polaków gotowość ułożenia stosunków polsko-rosyjskich na normalnych warunkach. Sąsiadów nikt sobie nie wybiera. Irlandczycy może również woleliby za sąsiadów inny naród niż Anglików.” O Gomułce: „Głosowano by na Gomułkę wierząc, iż on daje gwarancję utrzymania tej nIedoskonałej suwerenności na jaką czekano dziesięć ponurych lat”. O wojnie Światowej: „Wojna-polsko-rosyjska nie leży w naszym interesie choćby wówczas gdyby spowodować miała wojnę światową zakończoną pełnym zwycięstwem Ameryki. Wojna światowa nie leży w niczyim interesie bez względu na jej ostateczny wynik.” Ten zestaw trzeźwych myśli i pełnych realizmu ocen został jednak z pamięci o Mieroszewskim starannie wykreślony.

Nawet w „Polskiej Ostpolitik” znalazły się stwierdzenia jak najbardziej słuszne jak np. takie: „Nie jest obowiązkiem Polski wyzwalać Ukrainę tak jak nie jest obowiązkiem Ukrainy wyzwalać Polskę.” Myśl ta zostało umieszczona przez Mieroszewskiego w kontekście pojawiających się na emigracji planów federacji Polski z Węgrami i Czechosłowacją. Zdaniem Mieroszewskiego „wyzwalanie Ukrainy” jest jednak konieczne, gdyż „Rosja właśnie dlatego, iż jest imperialistyczna, nie dopuści do realizacji planów federacyjnych.” Dzisiaj gdy wszystkie 4 państwa są częścią NATO i UE, ta przepowiednia Mieroszewskiego wydaje się szczególnie nietrafiona. Natomiast sama idea federacji naszych krajów, do której delikatnym nawiązaniem jest grupa Wyszehradzka wydaje się najbardziej wartościowym i realnym dziedzictwem geopolitycznej myśli emigracyjnej.

W Kulturze w grudniu 1952 r. ukazał się interesujący artykuł czeskiego polityka Huberta Ripki mówiący o federacji polsko – czeskiej. Również przewijająca się w całej twórczości Mieroszewskiego idea federacji państw europejskich nie była pozbawiona sensu, choć czasami w jego ujęciu przypominała zbyt mocno koncepcję Mitteleuropy. Było to po raz kolejny odbiciem słabej znajomości i rozumienia historii. Mieroszewski np. za główną przyczynę polskich nieszczęść uważał porażkę polskiej polityki wschodniej i imperializm rosyjski, w zasadzie lekceważąc nie tylko rolę Prus, ale także działania pruskie za pośrednictwem Austrii na rzecz tworzenia „narodu ukraińskiego”, w czym znowu wykazał słabą wiedzę i błędną ocenę w porównaniu do Dmowskiego. Natomiast do najbardziej zdroworozsądkowej idei federacji środkowoeuropejskiej, ale oczywiście bez Ukrainy powrócił Jerzy Giedroyć już po przełomie 1989 r. W wypowiedzi dla Wprost w roku 1991 powiedział: „My jesteśmy krajem Europy Środkowej i powinniśmy budować naszą przyszłość w tej części świata, w oparciu o stosunki między Czechosłowacją i Węgrami. To prawda, iż te państwa nie palą się do takiej współpracy, ale nie znaczy to jeszcze, iż mamy zaprzestać prób jej nawiązania”.

Omawiając DG – M trzeba także stanowczo podkreślić, iż poza pewną zasadniczo słuszną z polskiego punktu widzenia idée fixe jaką było powstanie niepodległych państw pomiędzy Polską a Rosją, nigdy nie był Giedroyć antyrosyjski. Wręcz przeciwnie, niemal cała Kultury działalność zorientowane były na budowanie porozumienia Polski z Rosją. I choć podobnie jak u Mieroszewskiego ciążyła nad tym iluzja porozumienia z rosyjską „demokratyczną opozycją”, to jednak całokształt działań i wypowiedzi wykraczał poza te ramy. Giedroyć wydawał w Paryżu największe rosyjskie dzieła powstałe po 1945 r. Polskie tłumaczenia powieści Borysa Pasternaka i Aleksandra Sołżenicyna to najbardziej znane, ale nie jedyne z nich, ukazywały się specjalne poświęcone Rosji i rosyjskojęzyczne numery Kultury. Rosyjską literaturę Giedroyć czytał w oryginale i cenił nie mniej od polskiej.

Szczególnie ważne w kwestii relacji polsko-rosyjskich są wypowiedzi J. Giedroycia już po przełomie 1989 r. W wywiadzie dla Natalii Gorbaniewskiej w 1991 r. powiedział: „Boję się, aby walka z sowietyzmem, z sowietyzacją, z komunizmem nie przekształciła się w walkę antyrosyjską”. I dodawał: „Dla mnie osobiście najważniejsza jest kwestia normalizacji stosunków polsko-rosyjskich, i to nie tylko w aspekcie politycznym – tu zawsze mogą pozostać te lub inne rozbieżności, ale w aspekcie współpracy kulturalnej”. Wielokrotnie ubolewał nad zaprzestaniem w 3 RP nauczania języka rosyjskiego. Dostrzegał korzyści gospodarcze w relacjach z Rosją mówiąc: „Stosunki z Rosją są bardzo ważne: to ogromny kraj, ma bogactwa naturalne nam potrzebne, czyli powinno nam zależeć na dobrych stosunkach z Rosją.” Zauważał niebezpieczeństwo podporządkowania polskiej polityki Amerykanom. Cały czas powtarzał, iż niepodległa Ukraina jest dla Polski korzystna, ale już w roku 1991 przestrzegał, że: „Musimy dbać o jak najlepsze stosunki z tym sąsiadem, który może stać się potęgą militarną. (…) A są zjawiska niebezpieczne, choć na razie marginesowe. Na zachodniej Ukrainie pojawiają się grupy szowinistyczne i antypolskie.”

Istnieje także inna wypowiedź Jerzego Giedroycia, która gdyby ukazała się w obecnym klimacie intelektualnego zaślepienia i barbarzyńskiego amoku pod innym nazwiskiem, wtedy sprawiłaby, iż liderzy polskiej opinii uznaliby autora za „ruską onucę” a „bratni naród” wciągnął by Giedroycia na tolerowaną przez władze 3 RP listę proskrypcyjną. W 1991 r. w piśmie „Kontynent” Jerzy Giedroyć zamieścił następującą wypowiedź: „Jeśli chodzi o Ukrainę, też należy liczyć się z tym, iż znaczne jej połacie, zwłaszcza lewobrzeżnej, są w dużym stopniu zrusyfikowane. Dlatego też nalegaliśmy – i nasze oświadczenia w tej sprawie były drukowane w „Kontynencie” – żeby w tych sprawach zorganizować plebiscyt. Nie należy żądać, aby granice Ukrainy przebiegały tak, jak oni je sobie wyobrażają – jest to sprawa woli ludności. Istnieje cały szereg obwodów, które chcą należeć do Rosji, czują się związane z Rosją i to należy koniecznie uregulować.” Było to pisane kiedy jeszcze pomniki Bandery nie były powszechne i nikomu nie przychodziło na myśl, iż można zakazać na Ukrainie używania języka rosyjskiego, iż burzone będą pamiątki po Puszkinie czy Bułhakowie.

Co powiedziałby na to Jerzy Giedroyć możemy się domyślać i warto to czynić. Mamy taki obowiązek także dlatego by nie dopuścić do tego, by nazwisko wielkiego Polaka było używane do niecnych celów, by jego imponujące i godne najwyższego szacunku dziedzictwo tak trafnie odczytane przez Stanisława Stommę, nie zostało zafałszowane i zawłaszczone przez gromadę politycznych szaleńców i medialnych wyjców, działających często za obce pieniądze i w obcym interesie.

Olaf Swolkień

Myśl Polska, nr 25-26 (22-29.06.2025)

Read Entire Article