Eliza Olczyk, „Wprost”: Wojna rosyjsko-ukraińska zrobiła się bardzo gorąca. Co pan sądzi o obecnej ofensywie Ukrainy w Rosji i reakcji Moskwy?
Gen. Roman Polko: Ofensywa jest ważna głównie dla samych Ukraińców. Bo od dłuższego czasu ich morale podupadało. Pieniądze ze Stanów Zjednoczonych nie przychodziły, potem przyszły, ale właśnie nie wiadomo po co. Zachód coraz bardziej męczył się tym konfliktem, choć tak naprawdę to prawo do zmęczenia mają wyłącznie Ukraińcy. A ostatnia ofensywa Ukrainy w Rosji podniosła morale ukraińskich żołnierzy i obywateli, którzy chętniej będą pewnie wstępować do służby. Dała Zachodowi wiarę w to, iż Ukraina, jest w stanie coś zrobić. A przede wszystkim pokazała, iż parcie do pokoju za wszelką cenę, co najczęściej oznacza „za cenę rezygnacji z ukraińskich ziem, na których stacjonują Rosjanie” raczej nie wchodzi w rachubę. Tym bardziej, iż gdyby taka zasada miała obowiązywać obie strony konfliktu, to Rosja by utraciła Obwód Kurski, na co się nie zgodzi.
Poza tym najważniejsze pytanie, które zadaje sobie Zachód brzmi: gdyby Ukraina naprawdę się poddała i została zajęta w całości przez Moskwę, to czy chcielibyśmy mieć przy granicy Rosję wzmocnioną o ukraińskie zasoby ludzkie, surowcowe i technikę. Naprawdę działamy we własnym interesie, wspierając Ukrainę w tej wojnie.
My na pewno byśmy nie chcieli mieć rosyjskich wojsk przy naszej granicy ale ci, którzy znajdują się trochę dalej – Niemcy, Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy – mogą wzruszyć ramionami powiedzieć: nie nasza granica, nie nasz problem.