W polityce – podobnie jak w pogodzie – prognozy bywają zawodne. Korzystając z ostatniego dnia kampanii przed wyborami parlamentarnymi, postanowiłem jednak poczynić małą spekulację i tym samym spróbować odpowiedzieć na pytanie – jak będzie wyglądał polski Sejm po wyborach i kto zdobędzie w nim większość?
Poniższa prognoza wyborcza oparta została o kilka czynników, które w autorski sposób zostały wyważone i połączone w jednolitą projekcję. Ich użycie ma sens tylko w skonsolidowanych systemach partyjnych, a takim niewątpliwie jest układ polski. Od 2005 roku władzę sprawują Prawo i Sprawiedliwość lub Platforma Obywatelska, dobierając jedynie mniejszościowych lub marginalnych koalicjantów. Cztery z pięciu startujących w tej chwili komitetów tworzą partie, które istnieją na scenie politycznej od co najmniej 18 lat.
Czego zatem użyto do poniższej prognozy wyników? Po pierwsze, pod uwagę wzięto średnie wyniki wszystkich pięciu komitetów ogólnopolskich z tych pracowni, które opublikowały w minionych trzech tygodniach minimum trzy sondaże oparte na takiej samej metodologii badania. Były to: Kantar, IBRIS, Social Changes, przy czym najwięcej sondaży opublikował IBRIS. Tam, gdzie się pojawiły, uwzględniono także trendy wzrostowe lub spadkowe w deklarowanym poparciu i ich możliwą ewolucję do dnia 13 października 2019 roku.
Co ciekawe, sondaże wyborcze głównych pracowni nie wykazały istotnej zmiany w deklaracjach poparcia dla poszczególnych komitetów po debatach przeprowadzonych na „dużych antenach” telewizyjnych: TVP oraz TVN. Nieznaczny spadek poparcia dla Koalicji Obywatelskiej i jednoczesny subtelny wzrost poparcia dla komitetu SLD może być również dobrze konsekwencją słabych występów przedstawicieli głównej formacji opozycyjnej, jak też i wystąpienia Lecha Wałęsy, który na konwencji KO wywołał szok i zdumienie słowami o śp. Kornelu Morawieckim.
Podobnie trudno spekulować o przyczynach stabilizacji lub wręcz umocnienia poparcia dla PiS – czy to bardziej efekt występów Marcina Horały w TVN i Szymona Szynkowskiego vel Sęk w radiu TOK FM (przy którym, notabene, skompromitował się Rafał Grupiński z KO), czy też zmiany w retoryce całej kampanii od początku października. W ostatniej sprawie wyraźny skręt w stronę wartości konserwatywnych zainicjował Jarosław Kaczyński podczas szeregu regionalnych konwencji PiS. Niestety, za odgrzewaną retoryką w obronie wartości chrześcijańskich i praw rodziny nie idą żadne konkretne zapowiedzi o charakterze legislacyjnym. To typowo instrumentalne zagranie, które w ostatnich dniach kampanii ma skłonić do udziału w wyborach „twardy” elektorat PiS. Prawdopodobnym źródłem tej taktycznej zmiany jest sondaż stopnia mobilizacji poszczególnych elektoratów, w którym zwolennicy PiS zadeklarowali znacznie niższy średni stopień determinacji do udziału w głosowaniu w stosunku do wyborców KO i SLD (Lewicy).
Cykliczne badania poparcia partii politycznych w kampanii wyborczej mają oczywiście pewne mankamenty, które zaburzają ich interpretację i odniesienie do sytuacji politycznej. Publikacja sondaży następuje niekiedy z opóźnieniem w stosunku do pojedynczych wydarzeń nagłośnionych w skali ogólnokrajowej, które momentalnie wywołują zmianę faktycznego poparcia dla konkretnego komitetu. Problemem jest też odsetek niezdecydowanych (w sondażach z ostatniego tygodnia kampanii wyborczej utrzymuje się on na poziomie 8-10 proc.), jako iż przy urnach wyborczych niezdecydowanych już nie ma – padają wówczas głosy na konkretne komitety lub kandydatów, a odsetek głosów nieważnych jest zawsze dużo niższy niż sondażowych niezdecydowanych.
Z powyższych względów, w prognozie wyborczej uwzględniono także liczbę głosów oddanych na startujące w tej chwili ugrupowania z wyborów parlamentarnych z października 2015 roku oraz wyborów do Parlamentu Europejskiego z maja 2019 roku.
Przy prognozowaniu skali bezwzględnego poparcia kluczową rolę odgrywa frekwencja. Typowany tutaj wariant zakłada 53-procentową obecność przy urnach wyborczych, a więc około 15,96 mln poprawnie oddanych głosów. Trudno zakładać, iż pobity zostanie ogólny rekord frekwencji po 1989 roku, choć media głównego nurtu twierdzą, iż mobilizacja poszczególnych elektoratów osiągnęła bardzo wysoki poziom. Cóż, to samo twierdzono przy wszystkich wyborach po 2007 roku, ale nie zawsze przekładało się to na frekwencję powyżej 50 procent (vide 2011 rok). W tym przypadku zakładamy, iż w niedzielę zagłosuje 2 proc. więcej uprawnionych do głosowania niż w 2015 roku i 4 proc. więcej niż w 2011 roku. Poziom 53 proc. odpowiada poziomowi mobilizacji z przedterminowych wyborów parlamentarnych w 2007 roku, kiedy to PiS utraciło władzę na rzecz późniejszej koalicji PO-PSL.
Prognoza wyborcza – wybory do Sejmu w dniu 13 października 2019 r.:
Prawo i Sprawiedliwość – Zjednoczona Prawica – 44,6%
Koalicja Obywatelska – 28,3%
Sojusz Lewicy Demokratycznej – Lewica – 12,4%
Polskie Stronnictwo Ludowe – Koalicja Polska – 6,8%
Konfederacja Wolność i Niepodległość 4,8%
Prognozowana frekwencja 53%.
Na podstawie sondażów i prognoz nie powinno się wyciągać wiążących wniosków odnośnie podziału mandatów w Sejmie, jako, iż polskie prawo wyborcze przewiduje występowanie okręgów o różnej liczbie mandatów, a także dlatego, iż w poszczególnych okręgach podział mandatów jest bardzo zróżnicowany, utrwalony i znacząco odbiegający od wyniku w skali kraju, o czym od lat mówi się jako o podziale na Polskę A i Polskę B lub też Polskę PiS-u i Polskę Platformy.
Niemniej jednak, jeżeli powyższą prognozę odniesiemy do równomiernego rozkładu głosów i podziału mandatów wedle ustawowej metody d’Hondta dla wszystkich 41 okręgów, wówczas w nowym Sejmie powinny zasiąść następujące reprezentacje polityczne:
Prawo i Sprawiedliwość – Zjednoczona Prawica – 223 mandaty
Koalicja Obywatelska – 141
Sojusz Lewicy Demokratycznej – Lewica – 62
Polskie Stronnictwo Ludowe – Koalicja Polska – 34
Jak widać, prognoza przewiduje, iż PiS uzyska 8 mandatów poniżej progu samodzielnej większości. Przy nieobecności w Sejmie komitetu Konfederacja, rządzącemu PiS potrzeba nieco więcej, bo 46 procent głosów, by uzyskać taką bezwzględną większość (231 mandatów lub więcej).
Przy założonej frekwencji na poziomie 53%, próg liczby głosów potrzebnych do partycypowania w sejmowych mandatach powinien wynieść około 800 tysięcy głosów. choćby nieznaczne przekroczenie tego progu przez komitet Konfederacja, przy prawdopodobnie niewielkim odsetku głosów pozostających przez cały czas pod progiem (2.8% lub mniej), powinno pozwolić temu komitetowi na uzyskanie co najmniej 20 miejsc w Sejmie i zarazem radykalnie zmniejszyć szanse PiS na samodzielną większość.
Prognozą nie objęto wyborów do Senatu, które przebiegają w tej chwili w systemie jednomandatowych okręgów wyborczych, z większością względną jako dającą zwycięzcy mandat w ramach jednej tury.
dr Paweł Momro