Krystyna Romanowska: Już rok temu wróżyła pani rezygnację z niewłaściwie rozumianych w biznesie polityk DEI (diversity, equity, inclusion) w europejskich i amerykańskich firmach. I sprawdziło się. Od sierpnia zeszłego roku kilka gigantów ogłosiło rezygnację z niektórych praktyk DEI. McDonald’s, Walmart, Boeing, Ford, Nissan, Toyta, Catepillar. To efekt ukłonu wobec Trumpa, niezadowolenia akcjonariuszy, czy po prostu niespinających się budżetów?
Róża Szafranek: Eldorado nieliczenia i niemierzenia obszaru ludzkiego w firmach się skończyło. Standardy DEI, jak bardzo szlachetne nie byłyby w swoich zamiarach (a ich korzenie można znaleźć w ruchach praw obywatelskich i wcześniejszych działaniach na rzecz równości społecznej), nie wytrzymały recesji i bilansu zysków i strat, z którą mamy dzisiaj globalnie do czynienia.
Firmy zaczęły mocno liczyć pieniądze i przyjrzały się ponoszonym przez nie kosztom. Do niedawna korporacje nie zadawały sobie pytania: „a jak nam się DEI opłaci?”
To pierwszy moment po ostatnim roku recesji, kiedy większość biznesów mówi: „przepraszam, ale ja nie widzę, iż to podnosi nasze zyski”.
To także powód, dla którego duża część działów HR-owych jest zamykana, bo większość z nich nie pokazuje opłacalności równości w organizacjach. Bo ona, podobnie jak wartość i skutki well-beingu czy dobrego samopoczucia ludzi w środowisku pracy, dla wielu nie spina się biznesowo.
Są dane, które pokazują korzyści ze zdrowo rozumianego włączania i patrzenia na problemy z różnych punktów widzenia, ale niewielu z nich korzysta, niewielu w czasach prosperity zadawało sobie w ogóle o nie pytanie. No i teraz się okazuje, iż standardy DEI są bardzo kosztowne, ale dla zarządów – de facto – oprócz poczucia: „jesteśmy inkluzywni, popieramy różnorodność”, nie przynosi realnego zysku.
To znaczy: może przynosić, ale jeżeli jej rzecznicy i zwolennicy nie mają na to argumentów – trudno to udowodnić.
Dlaczego?
Nie stworzono żadnych narzędzi pomiarowych, które udowodniłyby, iż firmie/korporacji opłaca się stosować te standardy. Że się na nich zarabia. Mówiąc wprost: DEI na swoje własne życzenie stało się kwiatkiem do kożucha. Oprócz technik edukacyjnych, szkoleń i bardzo dyskusyjnych – z punktu widzenia kompetencji pracowników – procesów rekrutacyjnych, nie generowało realnych zysków.