Ministerstwo Edukacji Narodowej ogłosiło, iż jeszcze w tym roku szkolnym może zapaść decyzja o wprowadzeniu obowiązkowej edukacji zdrowotnej. Choć dla resortu to krok w stronę zwiększenia profilaktyki, wielu rodziców zadaje poważne pytania o charakter treści, granice wychowania i poszanowanie sumienia.
Dla rodzin, które pragną wychowywać dzieci w duchu własnych, zakorzenionych w wierze wartości, nie jest to jedynie kwestia kolejnego punktu w szkolnym planie. To sprawa fundamentalna – dotycząca tożsamości młodego człowieka, jego duchowego wzrastania oraz niezbywalnego prawa rodziców do wychowania, które gwarantuje Konstytucja.
30 proc. uczniów chodzi na zajęcia. To nie przypadek – rodzice świadomie bronią prawa do wychowania
Na edukację zdrowotną uczęszcza dziś około 920 tysięcy uczniów, czyli niecałe 30 proc. uprawnionych. MEN wskazuje wiele przyczyn niskiej frekwencji, ale milczy o najważniejszej: rodzice masowo wypisali dzieci, bo nie mają pewności, czy nowe treści będą zgodne z ich wartościami.
Niechęć do zajęć nie wynika z niechęci do troski o zdrowie. Problem pojawia się wtedy, gdy zdrowie staje się pretekstem do przekazywania treści: niezgodnych z antropologią chrześcijańską, budujących wizję człowieka oddzielonego od wiary i moralności, podważających rolę rodziny jako pierwszego i najważniejszego środowiska wychowawczego.
Rodzice są pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami swoich dzieci. Właśnie to prawo – nie statystyki – powinno być punktem wyjścia dla każdej reformy edukacyjnej.
Co naprawdę ma znaleźć się w programie? Rodzice chcą przejrzystości, nie deklaracji
Słowa wiceminister, która winą za niską frekwencję obarcza „negatywną kampanię pewnych środowisk”, wielu rodziców odbiera jako uproszczenie. Argumentują, iż ich decyzje nie wynikają z manipulacji czy polityki, ale z autentycznej troski o wychowanie własnych dzieci, zwłaszcza po zamianie dotychczasowego WDŻ – przedmiotu mocno zakorzenionego w koncepcji rodziny – na edukację zdrowotną w nie do końca znanym kształcie.
Rodzice podkreślają, iż program wprowadzony w pośpiechu, z niejasnymi treściami i bez realnej konsultacji, budzi naturalne pytania:
Jaki obraz człowieka będzie na tych zajęciach prezentowany? Czy uwzględni się wartości, które dla wielu rodzin – także katolickich – są fundamentem wychowania? Czy szkoła uszanuje prawo rodziców do decyzji zgodnych z sumieniem?
Wiceminister: edukacja zdrowotna jest potrzebna. Rodzice: potrzebna, ale przejrzysta
Wiceminister Piechna-Wieckiewicz mówi o konieczności obowiązkowego charakteru przedmiotu, by zapewnić „działania profilaktyczne docierające do każdego dziecka”.
To słowa ważne, bo profilaktyka – zarówno fizyczna, jak i psychiczna – to przestrzeń, którą rodzice popierają.
Jednocześnie przypominają, iż profilaktyka nie może oznaczać domyślnego prawa szkoły do wkraczania w obszary, które tradycyjnie należą do rodziny. Szczególnie tam, gdzie dotyka się tematów światopoglądowych, wrażliwych moralnie, związanych z dojrzewaniem i relacjami.
Konsultacje zapowiedziane – ale czy będą realne?
Wiceminister zapowiedziała pozyskiwanie opinii rodziców, nauczycieli i uczniów, co wielu odbiera jako krok w dobrą stronę. Jednak po wypowiedziach o „negatywnej kampanii” pojawia się pytanie, czy głosy osób krytycznie nastawionych do kształtu przedmiotu zostaną potraktowane poważnie, czy jedynie jako przeszkoda w procesie legislacyjnym.
Rodzice oczekują, iż dialog będzie rzeczywisty, a nie formalny – i iż opinie rodzin zostaną potraktowane z taką samą wagą, jak opinie ekspertów MEN.
Dlatego decyzja o ewentualnym wprowadzeniu obowiązkowej edukacji zdrowotnej nie będzie tylko kwestią kalendarza legislacyjnego. Będzie sprawdzianem, czy państwo widzi w rodzicach partnerów, czy tylko adresatów kolejnych rozporządzeń.
jb
Źródło: polskieradio24.pl/portalsamorzadowy.pl










![Tajemniczy list masowo ląduje w skrzynkach Polaków. To może Cię kosztować majątek. System jest bezlitosny, automatyczny i nie wybacza błędów [20.11.2025]](https://warszawawpigulce.pl/wp-content/uploads/2025/09/List-poczta-skrzynka.webp)
