Dyrektywa budynkowa, czyli odwrócone reparacje
Dyrektywa budynkowa, czyli odwrócone reparacje
Reparacje wojenne to zgodnie z definicją z Wikipedii: „Rekompensaty finansowe za straty i szkody spowodowane przez działania wojenne, wypłacane zaatakowanej stronie konfliktu w przypadku jej zwycięstwa bądź korzystnego dla niej rozejmu, wynikające z łamania przez napastników postanowień Konwencji haskiej z 1907 roku bądź innych aktów prawa międzynarodowego”. Po zakończeniu I wojny światowej mocą Traktatu Wersalskiego podpisanego w czerwcu 1919 roku Niemcy zostały zobowiązane do zapłaty reparacji, których kwotę miała ustalić powołana Komisja Odszkodowań. Komisja ta zakończyła pracę w maju 1921, ustalając wysokość odszkodowań na 132 mld marek w złocie. Niemcy próbowały negocjować zmniejszenie tej kwoty, a po dojściu Hitlera do władzy zaprzestały wypłat reparacji. Po zakończeniu II wojny światowej odszkodowania za I wojną światową spłacała Republika Federalna Niemiec, a ostatnie odsetki w wysokości 70 mln euro od zaciągniętych na ten cel pożyczek zostały zapłacone przez Niemcy na rzecz Wielkiej Brytanii i Francji w roku 2010.
Po zakończeniu II wojny światowej podczas Konferencji Poczdamskiej na przełomie lipca i sierpnia 1945 roku kwestie ustalenia reparacji za II wojnę światową scedowano na przyszłą konferencję pokojową, która formalnie miała zakończyć II wojnę światową i uporządkować kwestie relacji między poszczególnymi państwami. Jednak taka konferencja nigdy się nie odbyła. Republika Federalna Niemiec wypłaciła odszkodowanie jedynie na rzecz Izraela i Światowego Kongresu Żydów oraz w roku 1960 na rzecz Grecji, która otrzymaną kwotę konsekwentnie uznawała za zaliczkę, a nie pełne odszkodowanie. Rząd Polski dopiero po objęciu władzy przez Zjednoczoną Prawicę w roku 2015 podniósł kwestię należnych Polsce reparacji i w szczegółowych raporcie wyliczył ich kwotę na ponad 6 bilionów złotych:
6 220 609 000 000 złotych
Reparacje należne, adekwatne do strat jakie poniosła Polska ze strony Niemiec. Kwota niemała, nic więc dziwnego, iż różne niemiecki organizacje i podmioty wspierały na wszelkie możliwe sposoby polską opozycję w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych. Liczono, iż po zmianie władzy rząd liberalno-lewicowy zweryfikuje skalę reparacji, a może choćby odstąpi od wszelkich roszczeń. I tak się rzeczywiście stało. Donald Tusk w obecności kanclerza Scholza oświadczył: „W sensie formalnym, prawnym, międzynarodowym, kwestia reparacji została zamknięta wiele lat temu." To oświadczenie, wprawdzie sprzeczne z prawdą historyczną, było dla Niemiec zbawienne. Ale to okazało się za mało. Niemcy nie mogą sobie pozwolić, by kwestia ta kiedykolwiek powróciła na agendę. Parafrazując Sławomira Nitrasa, Niemcy wiedzą, iż potrzebna jest „uczciwa kara za to, co się stało”, wiedzą, iż „muszą nas opiłować z pewnych przywilejów, bo o ile nie, to znowu podniesiemy głowę, jeżeli się cokolwiek zmieni"
12 marca bieżącego roku Parlament Europejski przyjął „Dyrektywę o charakterystyce energetycznej budynków”. Miesiąc później, 12 kwietnia, Rada Unii Europejskiej (za zgodą rządu Donalda Tuska, którego przedstawiciele wstrzymali się od głosu) zatwierdziła ostatecznie dyrektywę budynkową, która w ten sposób stała się obowiązującym prawem, także w Polsce. Dyrektywę budynkową zmuszającą mieszkańców Unii do remontów swoich domów oraz wymiany źródeł ogrzewania według wytycznych Komisji Europejskiej. Pisałem już wcześniej, iż według wyliczeń specjalistów koszt takiego remontu dla domu o powierzchni 150 m² wyniesie 350 tys. zł. Olbrzymia suma, zaporowa dla wielu rodzin. Ale warto postawić pytanie, jakie będą łączne koszty, które poniosą wszyscy mieszkańcy naszego kraju. Zakładając, iż koszty remontu mieszkań w blokach wielorodzinnych będą niższe, rzędu kilkudziesięciu tysięcy, to średni koszt remontu przypadający na jedną rodzinę oszacowałem na 175 tys. zł co pomnożone przez 8 mln gospodarstw daje kwotę 1,4 biliona złotych:
1 400 000 000 000 złotych
Moje szacunkowe wyliczenie pokrywa się z opiniami ekspertów, którzy oceniają całkowity koszt, który będzie musiało ponieść polskie społeczeństwo na 1,5 bln złotych. W dużej mierze beneficjentem wydatkowanych przez Polaków pieniędzy będą firmy niemieckie. We wschodnich Niemczech już budowane są fabryki produkujące pompy cieplne, które mają zastąpić piece węglowe i gazowe. W ten oto sposób zamiast należnych nam reparacji w kwocie 6,22 biliona złotych Polacy będą zmuszeni zapłacić niemieckim firmom 1,5 biliona złotych. Dyrektywa budynkowa to odwrócone reparacje. Za każdą wyliczoną złotówkę należnego Polsce odszkodowania Polacy będą musieli zapłacić 25 groszy haraczu. A co będzie, jeżeli kogoś po prostu nie będzie stać na poniesienie tak drastycznych kosztów? Zarządzający Unią Europejską Niemcy i to przewidzieli. Od roku 2027 każdy kto nie spełni wymagań dyrektywy budynkowej będzie musiał płacić kary w wysokości kilkunastu tysięcy złotych rocznie. Do czasu wprowadzenie pełnej zeroemisyjności kary te zrównają się z kosztami remontu.
Zatem sytuacja jest bez wyjścia? Jest wyjście. 10 maja należy wyjść na ulice Warszawy, by wziąć udział w ogólnopolskim proteście pod hasłem „Precz z zielonym ładem”. 9 czerwca trzeba pójść na wybory, by odsunąć od władzy w Unii Europejskiej opętanych chorą ideologia ekoterrorystów. jeżeli tego nie zrobimy, jeżeli teraz tego nie zrobimy, to wtedy znajdziemy się rzeczywiście w sytuacji bez wyjścia.
Precz z zielonym ładem
Marcin Bogdan