Tak przy okazji grupy Wagnera, która cieszy się teraz ogromną popularnością w mediach, to powiem, iż jeszcze pod koniec ubiegłego roku obejrzałem w intrenecie rosyjski, wojenny film fabularny, który miał premierę jesienią ubiegłego roku.
Film nosi tytuł „Luchshiye v adu” (Najlepsi w piekle”) i zdjęcia do niego powstały najprawdopodobniej latem ubiegłego roku. Przedstawia epizod z walk między Białymi (grupa Wagnera) i żółtymi (Ukraińcy). Co ciekawe, praktycznie wprost nie pada tu, iż Wagnerowcy walczą z Ukraińcami. Film jest interesujący z kilku powodów. Po pierwsze, powstał dzięki wsparciu finansowemu Prigożyna, który zresztą postać w filmie pojawia się, choć nie wprost, i grana jest przez znanego i cenionego rosyjskiego aktora Aleksieja Krawczenko, tego samego który był głównym bohaterem filmu „Idi i smatri”, jednego z najbardziej przejmujących i wstrząsających filmów w historii kina.
Film to kawał dobrego kina wojennego bez względu na to jaki jest nasz stosunek do konfliktu na Ukrainie. Reżyser wykorzystał w trakcie kręcenia filmu najnowocześniejsze rozwiązania techniczne, dzięki temu film ogląda się tak dobrze jak chociażby amerykański „Helikopter w ogniu”. Znaczny realizm pola walki i brak fantazjowania na potrzeby ubogacenia widowiska, to atuty tego filmu. Momentami ma się wrażenie, iż ogląda się reportaż a nie film fabularny.
Co interesujące film nie jest jedynie laurką dla Prigożyna i jego najemników. Pokazuje bowiem bohaterstwo obu walczących stron praktycznie na równi. Nie ma tu bohaterskich Wagnerowców i tchórzliwych Ukraińców, tylko pokazany jest dramatyzm, skala i heroizm prowadzonych walk po obu stronach. Co ciekawe, w jednej z końcowych scen kiedy po walce wręcz Ukrainiec dusi Wagnerowca rękoma, mówi do niego: „Mój dziad też szedł na Berlin”.
Choć film powstał rok temu, więc oddaje realia walk sprzed roku, to i tak ukazane w nim realia toczonych walk są według mnie najważniejsze. Po pierwsze, film pokazuje niewielką rolę czołgów. Natomiast ukazuje artyleryjskie zmaganie obu stron okraszone walkami w budynkach w klimacie walk o Stalingrad, gdzie w jednym budynku na poszczególnych kondygnacjach przeplatają się żołnierze obu stron. To artyleria, praktycznie we wszystkich swoich wersjach, począwszy od moździerzy, po wszystkie pozostałe typy artylerii lufowej i rakietowej odgrywa kluczową rolę. Pojedynki artyleryjskie nie byłby tu jednak skuteczne, gdyby oczywiście nie doskonałe rozpoznanie naprowadzanie, które jest efektem masowego wykorzystania dronów.
Dziś po roku do tamtego obrazu można z pewnością dodać jeszcze, iż obok kluczowej roli artylerii jeszcze bardziej najważniejsze jest wykorzystywanie dronów uderzeniowych, które dziesiątkują czołgi, samobieżne armatohaubice czy transportery opancerzone. Masowe wykorzystanie dronów pokazuje również, iż opancerzone armatohaubice, w których załoga przebywa w trakcie walki wewnątrz pojazdu takie jak polski Krab, rosyjska Msta czy amerykański Paladin są gorszym rozwiązaniem niż aramatohabice, w których żołnierze w trakcie prowadzenia ognia znajdują się poza kabiną, jak to ma miejsce we francuskim Caesarze. Otóż ataki dronów bojowych pokazują, iż załogi tuż przed bezpośrednim trafieniem mają chwilę na ucieczkę nim dron uderzy w cel, jeżeli znajdują się na zewnątrz pojazdu. W wypadku przebywania w kabinie praktycznie jest to niemożliwe.
Film więc polecam, bo pokazuje jak wygląda aktualne pole walki, gdzie nie potrzeba gigantycznych pieniędzy na drogie samoloty bojowe, żeby zadać przeciwnikowi dotkliwe straty. Od wojny azersko-ormiańskiej w Arcachu z 2020 roku widać, słabnącą rolę, choćby doskonale okopanych i ukrytych sił pancernych dla odniesienia zwycięstwa wobec przeciwnika, który na masową skalę wykorzystuje drony bojowe, wobec których współczesny sprzęt wojskowy wyposażony przede wszystkim w silny pancerz przedni a nie górny, jest bez szans.
Arkadiusz Miksa