Donald Celnik a sprawa polska
Jerzy Karwelis https://dziennikzarazy.pl/8-02-donald-celnik-a-sprawa-polska/
![](https://dziennikzarazy.pl/wp-content/uploads/2025/02/Trump-silacz.webp)
8 lutego, wpis nr 1336
Trump przystąpił do działania, czym zadziwił świat. Wiadomo – świat w okresie post-polityki tak się przyzwyczaił do jej form, iż wszelkie natychmiastowe spełnianie obietnic wyborczych staje się sensacją. Do tej pory to było tak, iż albo taki wybrany polityk walił głupa, iż coś tam mówił „w sensie merytorycznym”, albo, iż przecież dowiózł, choć w ogóle nie dowiózł, albo coś wspominał, iż by dowiózł, ale inni sypią piach w szprychy. Kumulacją tych trzech podejść jest w tej chwili postawa rządu Tuska. Opowiada się na wymienione trzy sposoby, iż wszystko jest ok, choć wszyscy – łącznie z uśmiechniętymi akolitami – uważają, iż Tusk jest nagi.
Trump a post-polityka
Ale Trump dowozi. I najbardziej dziwi świat, iż dowozi swe obietnice użycia narzędzi wojny celnej z wybranymi państwami. To u niego narzędzie uniwersalne – raz się postraszy taryfami Meksyk za niepilnowanie granicy czy pobłażania kartelom narkotykowym, raz Kolumbii za nieprzyjęcie nachodźców, znowu postraszy się Kanadę, ale tu trudno chyba o inny pretekst niż kwestia geopolityczna – z Kanady ani nie przechodzą do Stanów miliony uchodźców, ani tony narkotyków. Trump, jak kiedyś Al Pacino w „Ojcu Chrzestnym” robi porządki u siebie – na zachodniej półkuli. Na razie strony dały sobie po razie i się rozeszły, jednak – oprócz Chin – adekwatnie to wszyscy przyklękli na jedno kolano i dali sobie ze 30 dni czasu, by się ogarnąć.
Trump ma w cłach jeszcze jeden argument, kosztowny, choć tym razem zrozumiały dla swych wyborców. Bo zabawa w cła to broń obosieczna – można się nadziać na retorsje. A chodzi o to, iż Trump w zakresie ekonomicznym skupił się na krajach, z którymi ma ujemny bilans handlowy. To znaczy, iż Stany więcej sprowadzają niż same sprzedają w tych kierunkach. A z tego wynika, iż na rynku, w różnych jego segmentach, mamy w USA dużo towaru zza granicy. A to znaczy, iż ego towaru, w konkurencyjnej cenie nie produkują Amerykanie. I teraz mamy taką sytuację, iż ceny tych importowanych dóbr wzrosną o wartość ceł, co podroży koszty Amerykanom i zacznie się presja inflacyjna.
Ten ruch ma wytworzyć mechanizm, w którym te celne nisze powinna wypełnić wytwórczość amerykańska, ale to trochę potrwa kiedy czy to amerykańscy producenci się ruszą, byli robotnicy nauczą, czy zagraniczni producenci przeniosą produkcję do Stanów by uniknąć ceł. Będzie więc okres przejściowy, w którym będą problemy z inflacją i… brakiem towarów. Ale zobaczymy ile Amerykanie będą mieli cierpliwości, by to przeczekać.
Europa na celowniku
Ale już słyszymy zapowiedzi, iż ta celna fala ma przyjść do USA. Bilans taka Unia ma z USA dodatni, a więc będzie ci ona na celowniku Trumpa. W przypadku relacji Europa-USA trudno mówić o pretekstach takich, jak nielegalna imigracja do Stanów, czy przemyta narkotyków – tu już jedziemy z pakietem wprost: macie stać murem przy dolarze, nie romansować z Chinami, kupować od USA energię a może i broń za ileś tam procent swojego PKB. Wtedy popatrzymy jakie i komu cła się przywali.
Najbardziej istotna jest tu kwestia „komu” i „jakie”. Trump bowiem w tym celnym ruchu nie będzie gadała z żadną tam Unią. On będzie gadał z każdy europejskim krajem osobno. Powód będzie prosty – każdy kraj ma tutaj w różnym stopniu za uszami, a więc pakiety mogą być szyte indywidualnie. Moim zdaniem Unia nie przetrzyma tego eksperymentu. Będzie to jak walnięcie pioruna w rabarbar. Bum! i wszystkie włókna do tej pory, zdawałoby się, jednolitego organizmu rozejdą się w najróżniejsze strony. I skończy się pitolenie o jedności Unii, ba – choćby jej zacieśnianiu, bo trzeba przypomnieć, iż jesteśmy wciąż w fazie zacieśniania mechanizmów integracyjnych, co się wykłada – w powolnym, acz przyspieszającym trybie centralizacji Unii. A tu taki „sprawdzający” cios.
To będzie jak crash test. Unijny samochodzik roztrzaska się o celną ścianę Trumpa i zobaczymy i co był cały wart i co są warte jego części składowe, o systemach bezpieczeństwa nie mówiąc. Moim zdaniem z tego testu wynikać będzie kilka wniosków:
Koniec Unii?
Po pierwsze – Unia może tego nie wytrzymać, kiedy pod jednym ciosem ujawnią się wszelkie skrywane dotąd coraz mniej udolnie – egoizmy państwowe. Szczególnie ujawni się egoizm niemiecki – Unia ma być przecież pokojowym (na razie) narzędziem instytucjonalnej dominacji Niemiec nad Europą. A jak jej to pokaże – ratując się sama, straci polityczną dźwignię do egzekwowania swej dominacji na kontynencie. Być może Trump zada jej ostateczny cios, który przyspieszy jej upadek, co byłoby wiekowym wkładem amerykańskiego prezydenta, kontynuującego tradycję poprzedników, iż czasem trzeba w Europie waszyngtońskiego wektora, by ta się ogarnęła ze swych szaleństw. Trump może tak zrobić, bo Europa nie zauważa, iż zaczyna już grać w drugiej lidze ważności geopolitycznych zmagań. Stary Kontynent wciąż żyje ułudą swej wielkości, która była tylko 300 letnią przerwą w dominacji Wchodu. Europa niosła zachodnią cywilizację po morzach i oceanach, ta się przyjęła w innych stronach rzecz można – wybiórczo. A tu gra mocno real – proszę pokręcić globusem i naocznie widać, iż Europa to taki półwysep kontynentu Azjatyckiego, istotny już tylko coraz bardziej z racji zasług, które już odchodzą w przeszłość.
Po drugie – Trump może sobie pogra różnie krajami w zależności od tego które z ich eksportowych towarów są (na razie) w USA niezastępowalne, a które jak najbardziej i sektorowo się tu układać. Ciekaw jestem jakie w tym względzie ma na siebie pomysły Polska. Bo jestem przekonany, iż już od dawna w polskich ministerstwach realizowane są szczegółowe narady nad analizą sektorowych obszarów naszego eksportu do Stanów, realizowane są symulacje stanu poszczególnych branż w wariantach wprowadzenia ceł 10, 20, 30%. Nasze służby dyplomatyczne nie wychodzą z samolotów, szukając nowych rynków zbytu. Przepraszam – uniosłem się, ale co, pomarzyć nie wolno? Wiem, iż tak się nie dzieje, bo cała ta nasza dyplomacja to nadaje się tylko do „opcji zero”, czyli wszyscy won. I nie to, iż nikt tego nie zauważy, ale zauważymy to sami – od razu będzie lepiej, jak w samochodzie, który przestanie jechać na zaciągniętym ręcznym.
Niestety – będzie gorzej, zobaczycie
A może być gorzej? Pewnie, zawsze coś tam się wymyśli. A będzie tak (zobaczycie!), iż jak Trump zacznie rozmowy z każdym z państw unijnych osobno to w Brukseli rozlegną się głosy, żeby się wszyscy złapali pod ręce, gdyż tylko w jedności nie damy się podzielić i rozgrywać osobno. Będą surmy grzmiały, iż po to jest ten unijny projekt, iż to czas próby. Będzie nawoływanie tym razem do solidarności członków UE, choć jeszcze brzmią w salach brukselskich poprzednie głosy – żeby mali siedzieli cicho, iż weto małych zabija rozwój, iż inne kraje to mają inny niższy poziom rozwoju demokracji, więc adaptowanie przez nich tych samych rozwiązań co w krajach rozwiniętych ma całkiem inne efekty – najczęściej złe. Że – tym razem – liczy się każdym, choćby najmniejszy, bo jesteśmy jak łańcuch, tak silny, jak jego najsłabsze ogniwo.
I kto stanie w pierwszy szeregu solidarystycznej Europy? Tak, zgadliście – Tusk z jego uśmiechnięta Polską. Zobaczycie. To my będziemy ustami, przez które spietrany Berlin będzie wypowiadał te akty strzeliste. Pal licho obciach i udawane prymusostwo Tuska, to podlizywanie się, harcowanie, wybijanie brukselskich obgadywanych tylko haseł od razu na biało-czerwone transparenty – bo to tylko wstyd, do którego stajemy się coraz bardziej przyzwyczajeni. Numer będzie jeszcze lepszy. Będzie jak z Mercosurem.
Merkoszczur
Przypomnę, iż chodzi o traktat Unii z Ameryką Południową. Unia tak już zmiażdżyła europejskie rolnictwo, iż trzeba będzie jednak coś zjeść. Z drugiej strony zielonoładowy numer, którym zgniotła kontynentalnych ratajów jest w mocy, ale tylko w Europie. W Ameryce Południowej to już można śmierdzieć, a więc nieobarczone zielonym szaleństwem towary z Ameryki Południowej będą atrakcyjne cenowo, zaś ułuda hasła „nie mamy planety B” ostatecznie już obnażona.
Jak się Unia tu zachowała, a jak Polska? Ano Unia pogrzmiała, iż to super układ, Polscy rolnicy gnieceni od Zachodu przez Mercosur, od wschodu zaś przez wolną (od ceł chyba) Ukrainę trochę poszumieli w Warszawie na otwarciu polskiej prezydencji (Ursula, dla której był ten spektakl nie przybyła, bo akurat dostała dyplomatycznego zapalenia płuc, by uniknąć przesłuchań w sprawie rewelacji związanych z wielomiliardowymi zakupami via sms znanej na świecie szczepionki, u producenta której pracuje jej mąż), a więc rolnicy poszumieli po czym stało się co? Polska podpisała umowę Mercosur bez zmian (pewnie i bez zwyczajowego czytanie, gdyż Tusk zeznał kiedyś, iż i Traktatu Lizbońskiego nie czytał). Mieliśmy to pokazane jako święto naszego znaczenia w Europie. I tak zostaliśmy z różowym na wierzchu.
Bo od razu – równolegle rozpoczął się proces, w którym wiele państw europejskich zaczęło wnosić o wyłączenia w tym traktacie. Chodziło o te obszary rolnictwa, w których poszczególne państwa chroniły swoje najważniejsze obszary własnej produkcji. I takie wyłączenia zostały dopisane. I tak zostaliśmy, my prymusi, bez ochrony, jak Himilsbach z angielskim. A inne kraje naszej Unii, z gębami pełnymi frazesów o solidarności, na które nabierają się już chyba tylko Polacy, zadbały o swoje interesy.
Powtórka z rozrywki
Tak samo będzie i teraz. Obawiam się bowiem, iż staniemy znowu w pierwszym szeregu, sami będziemy zabiegać o „trzymanie się za ręce” i nie wychodzenie na siku bo nas tam w pojedynkę napadnie klozetowy Trump i skorumpuje. Ustalimy, że ani procenta w tył, jak nie to nie, a poszczególni inni członkowie będą się jednak wymykać do zastępczej sławojki, iż niby jednak za potrzebą, jedną ręką będą trzymać megafon nawołujący, iż – jak wałkowa Solidarność „nie damy się zniszczyć, ani podzielić”, a drugą ręką będą podpisywali Trumpowi różne wyłączenia, procenciki i sektory chronione. Tak będzie, zobaczycie.
Unia, jak o powiedziałem, tego może nie przetrzymać,
zaś Polska – tego przetrzymać nie może.
Bo chodzi też i o nasz crash test, to on pokazuje jak jesteśmy mocni. A jesteśmy tu – jak widać – słabsi choćby niż Unia, której istnienie jest już coraz bardziej iluzoryczne. Ale tak to jest gdy się latami maluje i klepie karoserię, nie dolewa benzyny, dokłada na pakę, nie oliwi silnika gospodarki , a kołami społecznych aspiracji kręci się w dwie plemiennie przeciwne strony. Taki samochód nie ma szans w crash teście, zwłaszcza, gdy okazuje się, iż jego strategiczny, unijny zderzak okazał się zrobiony w podobnego kartonu jak nasz polski, a adekwatnie, sienkiewiczowski.
Napisał i przeczytał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.