Does the right wing inactive want to be right? Post-election temptation to modernise

myslsuwerenna.pl 19 hours ago

Wyniki wyborów z 15 października były rozczarowaniem zarówno dla tracącego w ich skutek władzę Prawa i Sprawiedliwości jak liczącej na “wywrócenie stolika” Konfederacji. Ten powszechny zawód w połączeniu z triumfalizmem obozu liberalno- lewicowego doprowadził wielu polityków i komentatorów do głoszenia konieczności zwrotu ku centrum, bez którego prawica miałaby być skazana na wymarcie. W praktyce za tego typu dobrze brzmiącymi hasłami i postulatem “modernizacji” może jednak kryć się postulat milczącego oddania lewicy hegemonii kulturowej.

Punkt wyjścia – walka o tożsamość polskiej prawicy

Gdy Konfederacja powstawała w grudniu 2018 r., jej cel był jasny – zgromadzić pod jednym sztandarem środowiska na umowne prawo od rządzącego PiSu. Korwiniści i konserwatywni liberałowie, narodowcy, Grzegorz Braun, pro-liferzy – dla wszystkich elementów nowej koalicji było oczywiste, że to oni są prawdziwą prawicą. Oczywiście, różnili się często w definiowaniu tego pojęcia dla korwinistów to liberalizm gospodarczy był podstawowym wyznacznikiem prawicowości. Konfederaci różnie rozkładali akcenty, w miarę zgodnie jednak atakowali partię Jarosława Kaczyńskiego za zbyt miękką politykę wobec Unii Europejskiej, USA czy Izraela, brak poprawy ochrony życia nienarodzonego, otwieranie Polski na cudzoziemską imigrację zarobkową (najpierw głównie ukraińską, a potem również pozaeuropejską, w tym muzułmańską).

PiS początkowo miał do Konfederacji stosunek lekceważący wielu liczyło, że konglomerat środowisk działających od lat poza parlamentem po prostu się rozpadnie lub nie przekroczy progu 5%. Gdy Konfederaci weszli do Sejmu jesienią 2019 r., nie brakowało komentarzy wieszczących jej rozkład na wzór potężnego początkowo klubu Kukiz ’15 w poprzedniej kadencji. Wokół ówczesnej partii rządzącej nie brakowało przekonania, że dla posłów ideowej prawicy” będzie atrakcyjne przejście do PiSu w zamian za frukta – tym bardziej, iż większość partii Kaczyńskiego znów była niewielka, więc mogłaby takim uciekinierom sporo zaoferować.

W praktyce jednak żaden poseł Konfederacji na przejście do PiSu się nie skusił. Siły sojuszu narodowo-wolnościowego w Sejmie były niewielkie, ale stale atakował on formację rządzącą. Wydawało się zatem, że po latach hegemonii PiSu i pierwszej kadencji skupionej na polityce socjalnej tworzy się przestrzeń do rywalizacji o patriotycznego, konserwatywnego czy katolickiego wyborcę. Można było liczyć, że PiS i Konfederacja będą starać się pokazać, że to one są prawdziwą prawicą”. W konsekwencji mogło to poskutkować koniecznością uwiarygodnienia się PiSu i większym przełożeniem się ostrej, miejscami wręcz narodowo-katolickiej retoryki partii Kaczyńskiego na realne działania rządu.

Kto jest większym progresistą?

Po czterech latach jesteśmy jednak w zupełnie innym miejscu. W ostatnich miesiącach można było wielokrotnie odnieść wrażenie, że PiS i Konfederacja owszem, rywalizują, ale o status partii bardziej centrowej. Po stronie (wówczas) rządowej chyba najdalej w tym kierunku szły kolejne wypowiedzi Waldemara Budy. Minister rozwoju i technologii atakował Konfederację słowo w słowo powtarzając narrację antychrześcijańskiej lewicy – mówił m. in. o absolutnej zaściankowości w podejściu światopoglądowym i społecznym” formacji Bosaka i Mentzena oraz radykalnych, dramatycznych rzeczach, które w głowie się nie mieszczą? Nie wahał się także kilkakrotnie używać frazy “piekło kobiet? Na tak ostre ataki Budy zasłużyły ochrona życia poczętego w wyniku gwałtu oraz pomysł stworzenia dla osób chętnych możliwości połączenie małżeństwa katolickiego i cywilnego zawarty w “stu ustawach MentzenaTen sam minister podobnie twardej i nacechowanej emocjonalnie retoryki bynajmniej nie używał, gdy chodziło o agendę skrajnie lewicową choćby okaleczenie dzieci w imię ideologii trans czy osiedlanie w Polsce tysięcy muzułmanów.

Po stronie Konfederacji na naczelnego orędownika kursu ku centrum wyrósł Przemysław Wipler. Poseł VII kadencji kolejnymi wypowiedziami drażnił bazowych zwolenników formacji stwierdził m. in., że żałuje głosowania przeciwko wejściu Polski do UE w 2003 r. oraz udzielił “Gazecie Wyborczej” długiego wywiadu, w którym przekonywał, że większość wyborców Konfederacji popiera aborcję na życzenie oraz eutanazję. Już po wyborach nowy-stary poseł Wipler de facto poparł także wprowadzenie związków partnerskich. Jednak także przed powrotem Wiplera do bezpośredniej polityki wśród polityków Nowej Nadziei można było znaleźć liberałów akonserwatywnych zwolenników aborcji na życzenie, małżeństw homoseksualnych czy osoby deklarujące, że ich jedyna narodowość to ta śląska. Część została odsunięta pod wpływem presji, ale niektórzy znaleźli się na listach w wyborach parlamentarnych. W trakcie kampanii wielu działaczy włącznie z samym prezesem Sławomirem Mentzenem mówiło też o konieczności walki z podatkiem od gejów”, nazywając podatek od spadków i darowizn “homofobicznym” Oprócz płaszczyzny programowej dochodzi tu zatem językowa kluczowa dla przemiany świadomości społeczeństwa. Hegemonia kulturowa lewicy w świecie zachodnim opiera się w znacznej mierze właśnie na definiowaniu pojęć, przyjmowanych następnie przez większość aktorów życia publicznego jako obiektywne kryteria pozwalające odseparować “radykałów” od pełnoprawnych uczestników debaty.

Symbole mają znaczenie w definiowaniu przestrzeni publicznej. Po stronie (wówczas) rządowej symbolem miękkiego kursu był głośny Sylwester w TVP. Na imprezie fetującej rozpoczęcie roku 2023 zespół Black Eyed Peas wystąpił w tęczowych opaskach symbolizujących ruch LGBT. Lider grupy krzyczał ze sceny: “Kochamy Was, LGBT! Kochamy Was, ludzie Afryki! Kochamy Was, uchodźcy!Władze telewizji oświadczyły, że wszystkie elementy występu były z góry z nimi ustalone. Premier Morawiecki zadeklarował później, że sprzeciw wobec opasek byłby ograniczaniem wolności artystycznej? Wiceprezes PiSu Joachim Brudziński stwierdził z kolei, że Prawo i Sprawiedliwość jest partią wolności; polityków PiS nic nie obchodzi, kto jakie ma preferencje. (…) Jesteśmy partią pełną tolerancji, szanujemy każdego człowieka. Nieważne są dla nas jego poglądy, wyznanie religijne, orientacja seksualna. Cóż mi do tego, kto kogo kocha i jak kocha? Po tej linii po przegranych wyborach część polityków PiSu odkryło nagle w sobie ogromny entuzjazm wobec in vitro. Za refundacją programu mimo zamrażania zarodków zagłosował premier Morawiecki, ustawę podpisał prezydent Duda.

Niektórzy znów postanowili odróżnić się na tle Konfederacji. W grudniu w studiu Radia Zet Karol Karski dołączył się do liberalno-lewicowego chóru potępiającego Krzysztofa Bosaka za homofobięGrzegorza Brauna. Jak pan śmie mówić panu Śmiszkowi, że każdy ma swój język?stwierdził europoseł PiS. Znów – nie chodzi tu o wyrażenie różnicy zdań, ale o moralne potępienie. Kryterium oceny postępowania przestają być obiektywne fakty, zastąpione przez akt subiektywnie zranionych uczuć siedzącego obok homoseksualisty. Jak w soczewce widać tu mechanizmy uciszania i stygmatyzowania konserwatystów, chrześcijan i patriotów, stosowane od dekad w świecie zachodnim. Emocje mają zastąpić racjonalną analizę. Podobnie jak przed przeciwnikami imigracji wielokrotnie stawiano zdjęcie “biednego małego Mohameda, który chciałby lepszego życia w Europie. Po czym następuje pytanie – “jak pan śmie mówić Mohamedowi w oczy, iż nie ma prawa tu przyjechać? Albo wziąć ze sobą swojej ukochanej rodziny, za którą tęskni”? Wobec czego prawicowcy sami ustawiają się na pozycjach oskarżonych tłumaczących się przed arbitrami dystrybuującymi prestiż.

Totem wyroku TK

Skąd ta zmiana? Niewątpliwie ogromną rolę odegrały tu wydarzenia roku 2020. Andrzej Duda uzyskał reelekcję w znacznej mierze właśnie na hasłach wojny kulturowej i obrony tradycyjnej rodziny przed “ideologią LGBT” (pewnie trafniejsze byłoby sformułowanie “agenda”). Między pierwszą a drugą turą wyborów prezydent w ramach zabiegania o wyborców Krzysztofa Bosaka złożył w Sejmie projekt poprawki do konstytucji zakazującej adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Na początku października 2020 r. ministrem edukacji i nauki został znany z deklaracji prorodzinnych Przemysław Czarnek. Były wojewoda lubelski symbolicznie zastąpił Jarosława Gowina, który wcześniej deklarował gotowość “kładzenia się Rejtanem w obronie gender studies na uczelniach“. Wreszcie po latach presji ze strony konserwatywnych polityków PiSu, Kościoła, Konfederacji i środowisk pozarządowych Trybunał Konstytucyjny stwierdził niezgodność aborcji eugenicznej z ustawą zasadniczą.

Później nastąpił jednak słynny strajk kobiet, który sparaliżował większość sejmową na resztę kadencji. Nie wprowadzono choćby wynikających z wyroku Trybunału dodatkowych świadczeń dla matek niepełnosprawnych dzieci co pozwalało na oczywisty zarzut przejmowania się życiem nienarodzonym bardziej niż już narodzonym. Projekt prezydenta Dudy przeleżał w zamrażarce trzy lata i trzy miesiące i praktycznie nikt się o niego nie upominał. Nie ograniczono ani choćby nie wprowadzono przejrzystości finansowania mediów i organizacji pozarządowych milionami z zagranicy (w tym z budżetów obcych państw), idącymi w lwiej większości na przemianę świadomości społeczeństwa w kierunku liberalno-lewicowym. W praktyce lewica narzucała tylko swój język na czołowych uczelniach. Odrzucono choćby tak oczywiste wydawałoby się rozwiązania jak zakaz obcinania dzieciom genitaliów czy faszerowania ich hormonami nieodwracalnie zaburzającymi ich rozwój – wszystko było zbyt kontrowersyjne. Można było przedstawiać Donalda Tuska jako niemieckiego agenta i podgrzewać do czerwoności “antyteutońskie” emocje, ale nie dało się wprowadzić przejrzystości finansowania organizacji politycznych w Polsce z niemieckiego budżetu.

Protesty po wyroku TK stały się totemem lewicy, jej mitem założycielskim- a jednocześnie wielkim kompleksem prawicy. Historia została tu napisana na nowo. Dobrze oddaje to powyborczy wpis wiceszefa OKO.Press Michała Danielewskiego „By pojąć głupotę PiS z wyrokiem aborcyjnym i cały idiotyzm ich rewolucji, wystarczy uświadomić sobie, że przejmowali władzę w kraju na tle UE ultra konserwatywnym: z wielkimi wpływami Kościoła, z zakazem aborcji, z papieżem hegemonem zza grobu. Po co im było przy tym grzebać?Prawda była zupełnie inna. Polska sekularyzowała się przed październikiem 2020 r., wojna kulturowa trwała już od kilku lat, przed wyrokiem opublikowano głośny tekst o “końcu katolickiego imaginariumJan Paweł II był obiektem kpin i kontestacji młodzieży jeszcze za poprzednich rządów Donalda Tuska, także filmy i książki pokazujące skandale pedofilskie w Kościele pojawiały się od dawna. Wreszcie – PiS nie przeprowadzał żadnej “katolickiej rewolucjiWyrok miał być drobną korektą, pojedynczym gestem, wykonanym by środowiska konserwatywne i katolickie dostały po ponad pięciu latach rządów cokolwiek na poziomie legislacyjnym.

Odrzucić fałszywą dychotomię szuryzmu i centryzmu

Oczywiście, wielką sztuką jest równoległe prowadzenie działań politycznych i zdobywanie dla nich akceptacji społecznej. Zbyt daleko idące zmiany legislacyjne mogą być długofalowo przeciwskuteczne. Prawica zareagowała jednak w większości na lewicową narrację po jesieni 2020 r. zwyczajnym schowaniem głowy w piasek. Byłoby przy tym niesprawiedliwością zrzucanie na to winy tylko na PiS. Ostatecznie prawie połowa posłów tej partii podpisała się pod wyrokiem i bez tej decyzji nie byłoby mowy o zwiększeniu ochrony życia nienarodzonego. Po prostu po 22 października 2020 r. liczba polityków, dziennikarzy i komentatorów gotowych publicznie bronić postulatu zakazu zabijania dzieci chorych i niepełnosprawnych znacząco się zmniejszyła. Nie było żadnej kulturowej ani politycznej kontrofensywy. Nie da się nie przegrać, jeśli nie wychodzi się na boisko. Teraz zaś agenda pro-life jest idealnym kozłem ofiarnym porażki PiSu. Lewica ma swoją samospełniającą się przepowiednię. Im więcej mówi o nieuchronności przemian kulturowych, społecznych i narodowościowych, nie spotykając się z aktywnym i konstruktywnym oporem, tym więcej osób uznaje owe przemiany za już przesądzone. I to mimo tego, że choćby w Sejmie kolejnej kadencji wydaje się wcale nie być większości dla legalizacji aborcji na życzenie.

Wielką bronią lewicy jest utożsamienie jednoznacznych poglądów w kwestiach cywilizacyjnych z radykalizmem formy przekazu oraz zwykłym wariactwem, nazywanym ostatnio często szuryzmem” W rzeczywistości to trzy różne zjawiska, które mogą na siebie zachodzić w konkretnych przypadkach. Można być bardzo zdecydowanym zwolennikiem oparcia porządku społecznego na patriotyzmie, interesie narodowym, stabilnej rodzinie i moralności chrześcijańskiej, a jednocześnie nie mieć nic wspólnego z relatywizowaniem pedofilii, obroną działań Rosji na Ukrainie, toporną propagandą odrzucającą ludzi o dowolnych poglądach czy namiętnym snuciem teorii spiskowych na temat agenturalnych powiązań przeciwników politycznych bez przedstawiania dowodów.

Błędem sporej części prawicy jest bycie “antylewicą” negacja wszystkiego, co przychodzi z drugiej strony, zamiast promocji własnego programu pozytywnego. “Swoi radykałowie” czasem potrzebni do przesuwania granic dyskursu, ale nie powinni być twarzami całego obozu, jeśli ten ma aspiracje do trwałego rządzenia państwem. Należy też uważać na fiksacje na punkcie owszem, niepoprawnych politycznie, ale trzeciorzędnych z punktu widzenia realnych wyzwań cywilizacyjnych tematów. Jean- Marie Le Pen miał realne szanse partycypować we władzy we Francji na przełomie lat 80. i 90., ale postanowił zaangażować się w spory na temat liczby ofiar Holocaustu, komór gazowych w Oświęcimiu i wpływów środowisk żydowskich. Przywódca Frontu Narodowego został otoczony kordonem sanitarnym, a przez kolejne dwie dekady poparcie jego formacji stało w miejscu.

Prawica, która uznaje hegemonię kulturową lewicy, stwierdzając że zmiany legislacyjne i społeczne mogą podążać tylko w jednym kierunku, traci rację bytu. Angielski pisarz i publicysta Peter Hitchens znakomicie podsumował taką postawę w Cameron Delusion:

Gdyby Partia Konserwatywna była twoją lodówką, całe twoje jedzenie by się popsuło. Gdyby była twoim samochodem lub rowerem, byłbyś porzucony na poboczu drogi. Gdyby była twoim księgowym, byłbyś bankrutem. Gdyby była twoim prawnikiem, byłbyś w więzieniu. Gdyby jakiekolwiek dobro konsumenckie, usługa lub zawód tak stale i w tak przewidywalny sposób zawodziło w swoim rzekomo głównym celu, ludzie odwróciliby się od niego. Zostałoby prześcignięte, zastąpione i wymiecione z rynku przez lepszego konkurenta. Ogromną zagadką Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza Anglii, jest, iż Partia Konserwatywna nadal ma miliony lojalnych klientów, a nie wszyscy z nich są u kresu swoich dni. Odmawiają porzucenia jej, niezależnie od tego, jak wiele razy ich zawiedzie lub choćby napluje na nich z wielkiej wysokości. Wydaje się nawet, iż gdy robi, co może, by zademonstrować swoją pogardę dla nich [swoich wyborców] i ich opinii, ich lojalność [wobec Partii] wydaje się tylko zwiększać

Mimo przestróg Hitchensa, Konserwatyści wrócili do władzy, a deklarujący się jako “progresywny konserwatysta” Cameron został premierem. Gdy po sześciu latach oddawał urząd, za swoje historyczne osiągnięcie uznał wprowadzenie małżeństw homoseksualnych z możliwością adopcji dzieci. Brytyjczycy wyszli choćby w końcu z Unii Europejskiej, ale ich własny rząd ze sprawującą władzę czwartą kadencję z rzędu Partią Konserwatywną na czele kontynuuje te same działania, które w kampanii z 2016 r. zrzucano na UE. Cały czas prowadzona jest chociażby polityka osiedlania co roku setek tysięcy imigrantów, głównie spoza Europy. Uczelnie i szkoły kształtują kolejne pokolenia w duchu wrogości wobec dorobku europejskiej cywilizacji i historycznej Anglii. Wolność słowa często przegrywa z “walką z mową nienawiściPolsce ciągle bardzo daleko do takiej sytuacji. Wśród naszych polityków, działaczy, intelektualistów i komentatorów nie brakuje osób rozumiejących zagrożenie powtórzenia drogi wielu pokrewnych środowisk zachodnich. Podobnie jest gdy chodzi o procesy przemian społecznych, kulturowych i demograficznych, choć zdecydowanie nie należy ich ignorować. O składzie rządu przesądził ostatecznie znakomity wynik Trzeciej Drogi z jej obietnicą ucieczki od polaryzacji i “wojny polsko-polskiej”. W nadchodzących latach potrzeba nam rozwagi i umiejętnego podziału ról, ale też realnego rachunku sumienia wobec wielu błędów i zaniedbań zamiast udawania, iż za wynik z 15 października odpowiadają wyłącznie niecne siły ciemności, które tymczasowo zawładnęły umysłami Polaków.

Artykuł został pierwotnie opublikowany w kwartalniku “Myśl Suwerenna. Przegląd Spraw Publicznych” nr 1(11)/2023.

Read Entire Article