Człowiek roboczy

niepoprawni.pl 2 hours ago

W kogo przeistacza się człowiek w erze, w której za jego miarę służą wskaźniki służące do opomiarowania maszyn, a on sam określany jest mianem zasobu? Efektywność, skuteczność, wydajność. Wszystkie wspomniane wskaźniki z grubsza wyrażają zdolność do racjonalnego gospodarowania dobrami materialnymi i niematerialnymi. Jednym z tych dóbr stał się nasz czas. Wypełniany wciąż nowymi zadaniami jest takim samym towarem, jak kiedyś żelazo i węgiel. Nieważne jak gwałtownie byśmy pracowali, stale nam go brakuje. W kapitalizmie (który opiera się na efektywnym zarządzaniu) nie chodzi bowiem o to, aby ulżyć nam w pracy, by skrócić jej wymiar, ale by sprawić, abyśmy wykonywali więcej i więcej w tym samym czasie i najlepiej przy tej samej stawce (jest to tak zwane osiąganie skuteczności operacyjnej, realizacja celów biznesowych przy minimalizacji kosztów i maksymalizacji wykorzystania zasobów, także ludzkich). Oczywiście wszelkiego rodzaju optymalizacje w wielu sektorach gospodarki doszły już do poziomów prowadzących do permanentnego przeciążania obowiązkami pracowników. Skutek rozrostu tego przemysłu zachłanności jest taki (pominę kwestię niezadowolenia z pracy), iż nie wyrabiamy się na zakrętach, pracę wykonując w ciągłym stresie, pośpiesznie, bez należytego zaangażowania, niedbale. Rozciągamy ją także na czas wolny, który jest tak samo ograniczony. Automatyzacja i cyfryzacja miały skrócić naszą dniówkę i pozbawić zatrudnienia części z nas, niestety dzieje się coś odwrotnego (o czym pisałem ostatnio w felietonie „Do pracy rodacy”). Tak więc efektywność pracy rośnie, by zapewnić odpowiedni zysk przedsiębiorstwom, natomiast nie przekłada się to na nasz dobrostan. Wiadomo, koszty życia rosną szybciej niż zarobki. W odpowiedzi na to my również przyśpieszamy, stając się niewolnikami pracy. Jesteśmy dziś przywiązani do obowiązków mocniej, niż kiedyś chłop do ziemi (Co z tego, iż latamy samolotami na wakacje? Ile czasu i energii kosztuje nas zdobycie środków na tego rodzaju przyjemności? Budujemy domy, ale nie mamy czasu w nich odpocząć, pomieszkać. Zmieniamy co trzy lata samochody, by wygodniej stać w korkach. Otaczamy się przedmiotami, które mają podnieść standard naszego życia i pozwolić nam zaoszczędzić trochę czasu, ale nie mamy czasu z nich korzystać, gdyż zużywamy go na pracę, po to by zdobyć kolejne, uważane za niezbędne w życiu nowoczesnego człowieka przedmioty).

Gdyby problem wspomnianych efektywności czy wydajności dotyczył tylko sfery pracy i stosunków służbowych, spraw urzędowych, interesów, usług i handlu można by to jeszcze zdzierżyć. Chcieliśmy kapitalizmu, to go mamy. Niestety wspomniane czynniki przeniknęły głęboko do życia społecznego. Teraz czasem wolnym (choć lepiej pasuje dziś do niego określenie czas dostępny) także staramy się efektywnie gospodarować, oszczędzając i wydzielając go innym, choćby najbliższym. Jednocześnie stale prowadzimy walkę z nowym technologicznym przemysłem wydobywczym, który stara się ten czas od nas pozyskać, absorbując naszą uwagę. Ułatwia to znacznie noszone w kieszeni łącze ze światem. Ciągle ktoś nas niepokoi, kradnąc nasz czas. Pracodawcy, urzędnicy, handlowcy, ankieterzy, usługodawcy, media, banki, platformy internetowe. Każdy coś nam sprzedaje: pracę, towary, marzenia, ubezpieczenia, informacje. Bombardowani jesteśmy powiadomieniami, przypomnieniami, reklamami, alertami bezpieczeństwa.

Surowcem stał się nie tylko czas, ale i wszystko co od niego zależne, także relacje. Funkcjonowanie w rynkowym otoczeniu, gdzie liczy się głównie zysk, mocno odbija się na naszej psychice i łatwo przenosić tego typu myślenie na relacje rodzinne. Ostatecznie małżeństwo to umowa jak każda inna, a dzieci to inwestycja długoterminowa, której doglądanie możemy zlecić doradcom. A pozostali członkowie rodziny? To tylko konkurenci w pozyskiwaniu ograniczonych zasobów - aż strach pomyśleć, kim w tym wyścigu są dla nas inni, tak zwani współobywatele? Zakładam, iż ludzie nie myślą i nie postępują w ten sposób świadomie, problem w tym, iż po wiekach rozkwitu myśli, idei i wolnej woli, do głosu dochodzi coraz częściej małpi instynkt. Kultura chciwości zagłusza naszą świadomość, szczególnie u tych, którzy mają problem z policzeniem swoich pieniędzy. Wracając jednak do zwykłych ludzi, będących raczej ofiarami zachłanności najbogatszych: z reguły nie szczędzą oni zasobów swoim małżonkom i dzieciom, wspierają rodziców i rodzeństwo. Szczególną opieką otaczają swoich potomków. Posyłają je do dobrych szkół, na lekcje tańca, pływania, jazdy konnej, dostarczają rozrywki, obsypują prezentami, zabierają je na zagraniczne wczasy. Pracują ponad normę, łączą przyjemne z pożytecznym, wszystko po to, aby zapewnić im to co najlepsze, zapominając, iż jedyne czego te potrzebują (poza godnymi warunkami do życia) to nasza uwaga. Niestety po nią muszą ustawić się do nas w kolejce, jak wszyscy inni i często są z tej kolejki wypychani, jako słaba konkurencja dla pracodawcy, klientów czy wspomnianego cyfrowego przemysłu wydobywczego. Dostają wszystko, niestety tylko jako rekompensatę za nasz czas, którego dla nich nie mamy (wpędzając ich jednocześnie w to błędne koło, z którego sami nie potrafimy wyjść – od najmłodszych lat wciskamy im do rąk telefony, albo ustawiamy przed telewizorem, byśmy mogli w spokoju popracować, nadrobić zaległości, lub po prostu odpocząć. Programujemy je w ten sposób, by w przyszłości stały się takimi samymi robotami jak my).

Mamy oczywiście świadomość szkodliwości takiego postępowania, ale świetnie potrafimy się sami rozgrzeszać. Z pomocą przychodzi nam efektywność, której nauczono nas w pracy. Pomaga rozdysponować ograniczony czas, jaki musimy poświęcić dzieciom, partnerom, rodzinie, przyjaciołom i innym członkom naszych małych społeczności, aby efektem tego było zachowanie z nimi poprawnych stosunków w chwili obecnej i utrzymanie ich w przyszłości (taką chłodną kalkulację zysków i strat przeprowadza dziś chyba każdy, kto bierze udział w tym wyścigu szczurów, każdy kto przyjął warunki członkostwa w systemie, który dał mu prawo do posiadania własności prywatnej i obietnicę wzbogacenia się, nakładając mu na plecy trudny do udźwignięcia worek zobowiązań). Wyobrażam sobie, iż niedługo po kontaktach z bliskimi zaczniemy sobie wypełniać ankiety satysfakcji. Czy poświęciłem Ci dziś wystarczającą ilość uwagi kochanie? Czy rozwiązałem twój problem tato? Czy po naszym ostatnim spotkaniu twój poziom przywiązania wzrósł? A może pozostał na obecnym poziomie braciszku?

Przedstawienie ludzkich relacji w powyższy, przerysowany sposób może kogoś śmieszyć lub obrażać, niemniej jednak tak po trosze wygląda rzeczywistość całych mas ludzi. Pragmatyczne, techniczne podejście (które mogłoby się może sprawdzić wśród generacji robotów) do kwestii stosunków międzyludzkich sprawia, iż proces ich spłycenia gwałtownie postępuje. Ostatnio mam wrażenie, iż więcej empatii ma dla mnie chat GPT, niż ludzie z krwi i kości. Gdzie się nie obrócę tam pośpiech, alienacja i obojętność zakrywana fałszywą życzliwością. Ktoś powie, iż widzę w innych tylko własne odbicie, ale moim zdaniem jest to raczej problem globalny. Zamykamy się na innych. Stajemy się sobie obcy i wyrodniejemy jako ludzie. Uznaliśmy, iż nie jesteśmy już sobie potrzebni nawzajem. Dlaczego? Bo nie mamy wspólnych wrogów jak nasi dziadowie? Bo stać na obiad w restauracji i własny samochód? Uważamy się za mądrzejszych, a dajemy sobą manipulować na każdym kroku. Władze, media bawią się z nami w ciuciubabkę, a my sami już nie wiemy za czym gonić, albo przed czym uciekać. Pozamieniały się nam priorytety. Więcej czasu spędzamy z influencerami, politykami, z gwiazdami sportu i telewizji w świecie wirtualnym, niż z rodziną, przyjaciółmi i pozostałymi członkami społeczności w realnym świecie, traktując ich trochę jak petentów, których wypycha się za drzwi tak gwałtownie jak to możliwe. Dzieci wysyłamy do korepetytorów, rodziców do domu starców. Znajomych zbywamy tekstami w stylu „Musimy się wreszcie spotkać, zdzwonimy się”, po czym rozchodzimy się i wracamy do kieratu bez wyrzutów sumienia – w końcu obie strony nie liczą na to, iż do spotkania w ogóle dojdzie.

jeżeli ktoś dotrwał do tego momentu mojego wywodu, licząc na prostą odpowiedź na pytanie „Jak wyrwać się z tego zaklętego kręgu?” to przyznaję, iż jej nie mam. Zacząłbym jednak od uświadomienia sobie swojego położenia. Za czym adekwatnie gonię? Dlaczego reaguję, jak tylko słyszę „Do biegu, start!”, albo dlaczego czuję jakby mój statek utknął na mieliźnie, jeżeli tego nie robię? Kto i dlaczego wywiera na mnie presję? Nie ma nic złego w tym, iż przemy do przodu, ważne jednak by samemu wyznaczyć sobie cele. jeżeli tego nie zrobimy, mamy jak w banku, iż zrobią to za nas inni. Ważne by robić małe kroczki, tyle iż we adekwatnym kierunku, a nie za wszelką cenę dorównywać kroku biegającym durniom. Dalej, nie ma w tym nic złego, iż efektywnie wykorzystujemy swój czas. Istotne jest, by poprawnie ustalać priorytety zadań, tak by wykonywać adekwatne zadania, a nie tylko wykonywać je adekwatnie. Do tego potrzeba jednak rozumu i serca, słuchania, ciągłego zdobywania wiedzy, poznawania siebie, stawania się uważnym obserwatorem, wyhodowania w sobie wrażliwości. Kiedyś ułatwiały nam to zachowania społeczne, normy kulturowe, tradycja. Dzięki nim udało nam się tworzyć mniejsze, bądź większe wspólnoty. Wewnątrz nich byliśmy bezpieczni, potrafiliśmy się wspierać i traktować się podmiotowo (nawet jeżeli jako grupy, klasy czy narody brutalnie się zwalczaliśmy). Dziś gdy wielkie wojny mamy już - miejmy nadzieję - za sobą, jesteśmy podzieleni bardziej niż kiedykolwiek. Tradycja, religia, filozofia i kultura nie stoją już na drodze instynktowi. Tradycje i religie obumierają (przynajmniej w naszej części świata), a kultura i filozofia budujące pomnik jednostce stają się równie samolubne jak geny opisane przez Dawkinsa, stawiające nas w opozycji do reszty osobników, choćby najbliższych sobie. Rozum stracił prym i rządzą nami wolnorynkowe zasady zamieniające wspólnoty ludzkie w zbiory osobników o przeciwnych interesach. Nie mamy przeciwnych interesów. To słowo choćby nie odnosi się do istoty ludzkiej i nie powinno się go używać w jej kontekście. Mamy wspólny cel. Wszyscy pragniemy tego samego: godnego życia, bezpieczeństwa, spełnienia. Zrozumienia, docenienia, a przede wszystkim ludzkiego traktowania.

]]>https://naocznyobserwator.blogspot.com/]]>

Read Entire Article