Comprehensive cover

polska-zbrojna.pl 3 months ago

Za sprawą najnowszych radarów nasza armia będzie w stanie wykrywać zagrożenia powietrzne setki kilometrów od granic, następnie je śledzić, a później, przy użyciu sieciocentrycznego systemu dowodzenia, wybrać, jaką bronią najlepiej je zniszczyć. w tej chwili na świecie jedynie USA oraz Izrael dysponują systemem obrony powietrznej o podobnych możliwościach.

Obrona powietrzna, rozumiana jako umiejętności zwalczania wszelkiego typu środków napadu powietrznego przeciwnika, od samolotów, śmigłowców i dronów począwszy na rakietach balistycznych i manewrujących skończywszy, to skomplikowany mechanizm naczyń połączonych. Żaden kraj nie może powiedzieć, iż posiada kompleksowy system obrony powietrznej, jeżeli nie będzie miał stosownych narzędzi do tego, aby najpierw cele powietrzne wykryć, później śledzić, a na końcu efektywnie i gwałtownie zniszczyć.

W ciągu minionej dekady Siły Zbrojne RP dokonały w tym zakresie prawdziwej rewolucji. Z armii, która nie dysponowała bronią zdolną zwalczać rakiety manewrujące i balistyczne nieprzyjaciela, a w przypadku statków powietrznych mającą jedynie nowoczesny oręż bardzo krótkiego zasięgu, polskie wojsko stało się prymusem. Wdraża do służby najnowocześniejszy i najbardziej kompleksowy system obrony powietrznej w Europie, który jest oparty na zaawansowanych systemach rakietowych, radiolokacyjnych oraz wsparcia dowodzenia i kierowania walką.

REKLAMA

Pilica, Pilica plus, Mała Narew, Narew, Wisła. Jakże łatwo wylicza się dziś nazwy nowych systemów uzbrojenia, które od kilku lat trafiają do służby w rodzimych jednostkach operacyjnych. Jakże łatwo podkreśla się, iż zarządzać nimi będzie innowacyjny, sieciocentryczny system dowodzenia IBCS (Integrated Battle Command System), który zasilany danymi z wszelkich dostępnych środków radiolokacyjnych pozwoli niszczyć cele najlepszym do tego efektorem. Jak łatwo się zapomina, iż droga do sukcesu była okupiona ogromnymi trudnościami, gdyż mamy do czynienia z najtrudniejszym, najbardziej kosztownym wyzwaniem modernizacyjnym, z jakim mierzyło się nasze wojsko po 1989 roku.

Trudne początki

Obecnie, po agresji zbrojnej Rosji na Ukrainę i płynących codziennie informacjach o atakach powietrznych nie tylko na infrastrukturę wojskową, ale także na obiekty cywilne, większość państw NATO uruchomiła (albo znacząco przyspieszyła te już działające od lat) swoje narodowe programy modernizacyjne dotyczące zdolności przeciwlotniczych i przeciwrakietowych. To nie wszystko. Grupa europejskich krajów, z Niemcami na czele, chce wspólnymi siłami zbudować wielonarodowy system obrony powietrznej, zapraszając do udziału w nim m.in. Polskę.

Mało kto dziś pamięta, iż 15 lat temu, gdy nasz kraj ogłosił, iż chce samodzielnie zmodernizować swoją obronę powietrzną, nieco później nazywając projekt Tarczą Polski, wielu polityków naszych zachodnich sojuszników pytało publicznie, czy aby na pewno jest to potrzebny wydatek. Argumentowali, iż owszem, trzeba unowocześnić broń przeciwlotniczą i przeciwrakietową, jaką dysponują poszczególne europejskie kraje NATO, ale nie ma pośpiechu, gdyż Rosja nie zagraża członkom Sojuszu.

Przeciwlotnicze muzeum

Patrząc z perspektywy czasu, można tylko się cieszyć, iż nad Wisłą nie posłuchano tych głosów i mimo różnych wizji kolejnych szefów resortu obrony co do tego, jak powinniśmy budować nowy system obrony powietrznej kraju, to kierunkowych decyzji – iż musimy go mieć relatywnie gwałtownie – nie zmieniono. Trzeba jednak uczciwie przyznać, iż trochę nie mieliśmy wyboru, gdyż 15–20 lat temu potencjał rodzimych wojsk przeciwlotniczych na tle naszych sojuszników można było określić krótko – technologiczny skansen.

Teoretycznie nie mieliśmy się czego wstydzić. Trzon rodzimego OPL-u tworzyły wówczas trzy pułki przeciwlotnicze oraz jedna brygada rakietowa obrony powietrznej, czyli całkiem spory potencjał strukturalny. Gorzej jednak było z jego wyposażeniem. Podstawowe uzbrojenie rodzimych jednostek OPL stanowiły przeciwlotnicze zestawy rakietowe 9K33M2/M3 Osa, 2K12 Kub, przenośne przeciwlotnicze zestawy rakietowe Strzała-2M i Grom, 23-milimetrowe armaty przeciwlotnicze ZU-23-2, zestawy artyleryjsko-rakietowe ZUR-23-2KG i ZSU-23-4MP Biała, zestawy rakietowe S-125 Newa oraz jeden przeciwlotniczy zestaw rakietowy S-200WE Wega. Wszystkie wymienione systemy uzbrojenia wywodziły się z rozwiązań technologicznych pochodzących z końca lat sześćdziesiątych i początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Sztab Generalny Wojska Polskiego, mając świadomość zacofania technologicznego uzbrojenia polskiej obrony przeciwlotniczej, planowały stopniowe wycofywanie go ze służby – zestawu Wega w 2015 roku, zestawów Newa w 2019 roku, Kubów w 2022 roku, a Os do końca 2026 roku.

Tarcza Polski

Zgodnie z planem modernizacji technicznej wycofywany sprzęt i uzbrojenie miały być zastępowane przez nowe rozwiązania. Zaplanowano, iż Tarcza Polski będzie składać się z trzech zasadniczych podsystemów nazywanych również warstwami: bardzo krótkiego zasięgu, tzw. VSHORAD (Very Short Range Air Defense), krótkiego zasięgu, tzw. SHORAD (Short Range Air Defense), oraz średniego zasięgu, tzw. MRAD (Medium Range Air Defense).

Uzbrojeniem VSHORAD miały być zestawy rakietowo-artyleryjskie Pilica, samobieżne zestawy rakietowe Poprad oraz manualne wyrzutnie pocisków Grom/Piorun, czyli broń o zasięgu około 5–6 km. W SHORAD zaplanowano zestawy rakietowe o zasięgu około 25 km, które otrzymały kryptonim „Narew”. Ostatnia z warstw, czyli MRAD, miała bazować na wyrzutniach pocisków przeciwlotniczych i przeciwrakietowych o zasięgu około 100 km, które otrzymały kryptonim „Wisła”.

Budowanie warstwami

Choć plany z początku drugiej dekady XXI wieku przewidywały, iż do 2022 roku wszystkie warstwy Tarczy Polski osiągną zdolność operacyjną, to gdy przyszło do podjęcia konkretnych decyzji zakupowych, zaczęły piętrzyć się trudności. Od finansowych (każda z warstw miała kosztować miliardy złotych), przez biurokratyczne – przeciągające się procedury i zmiany w przepisach, na geopolitycznych kończąc – wybór partnera zagranicznego w danym projekcie./

Najszybciej udało się rozwiązać trudności w warstwie, która z założenia miała się opierać w 100% na krajowych rozwiązaniach, czyli VSHORAD.

W grudniu 2015 roku podpisano kontrakt na dostawę do końca 2021 roku 79 samobieżnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych (SPZR) Poprad, w listopadzie 2016 roku – na sześć baterii systemu rakietowo-artyleryjskiego Pilica, a w grudniu 2016 roku – na dostawę 1,3 tys. rakiet Piorun oraz 420 wyrzutni. W ten sposób do końca 2016 roku skompletowano zamówienia na broń dla najniższej warstwy Tarczy Polski.

Niestety na wyższe warstwy potrzeba było znacznie więcej czasu. Według pierwotnych planów Polska chciała kupić dla MRAD aż osiem baterii rakietowych. Ostatecznie zdecydowano się podzielić program „Wisła” na dwie fazy. Kontrakt na dwie baterie podpisano w marcu 2018 roku, po pięciu latach od uruchomienia fazy analityczno-koncepcyjnej. Powodem opóźnienia były wątpliwości decydentów w naszej armii, jak ma być ukompletowany ten system uzbrojenia – spierano się o typ rakiet, rodzaj radaru, system dowodzenia. Koniec końców Polska zdecydowała się kupić amerykańskie patrioty w ukompletowaniu niewystępującym wówczas na rynku, czyli nie tylko z nowym, opracowywanym dopiero radarem dookólnym, ale także ze znajdującym się w fazie badawczo-rozwojowej systemem dowodzenia.

Na podpisanie umowy na drugą fazę „Wisły”, czyli zakup kolejnych sześciu baterii patriotów, przyszło SZRP poczekać kolejne pięć lat, do września 2023 roku. Umowa przewiduje, iż pierwsze dwie baterie trafią do jednostek w latach 2026–2027, a całość dostaw ma zostać zrealizowana do końca 2029 roku.

Najpóźniej, bo dopiero we wrześniu 2021 roku, została podpisana umowa ramowa na środkową warstwę Tarczy Polski, czyli SHORAD (w międzyczasie resort obrony przestał używać dotychczasowej nazwy na rzecz określenia Nowy Wielowarstwowy System Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwrakietowej). Chcąc usprawiedliwić to, iż Narew doczekała się kontraktu tyle lat po uruchomieniu projektu kompleksowej modernizacji rodzimej OPL, należy w tym miejscu wyjaśnić, iż długo zastanawiano się nad jej zdolnościami przeciwrakietowymi. Ponadto ze względu na liczbę baterii i pocisków oraz różnego typu radarów będzie to najbardziej kosztowna warstwa nowego systemu obrony powietrznej kraju. Co istotne, zachodni partner ma dostarczyć tylko rakiety.

W kwietniu 2022 roku, w związku z agresją Rosji na Ukrainę, MON zdecydowało o przyspieszeniu „Narwi”, w efekcie czego podpisano umowę na błyskawiczną – jeszcze w 2022 roku – dostawę dwóch baterii rozwiązania pomostowego, czyli Małej Narwi. System ten miał składać się z zestawów rakietowych uzbrojonych w pociski CAMM o zasięgu 25 km, z radarami, które za kilka lat mają być wymienione na nowsze rozwiązania.

Umowę wykonawczą na docelowe systemy Narew podpisano podczas zeszłorocznego Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach. Zakłada ona dostarczenie do końca 2035 roku 138 wyrzutni wraz z wyprodukowanym w Polsce około tysiącem pocisków CAMM-ER.

Technologiczny przełom

Choć ambitnych planów sprzed dekady, zakładających, iż nowy system obrony powietrznej kraju powstanie do 2022 roku, niestety nie udało się zrealizować, to i tak SZRP mają powody do dumy. Powstające – bo tylko czekamy na realizację podpisanych już kontraktów – rozwiązanie jest dla naszej armii trampoliną do nowoczesności zarówno w zakresie wprowadzanych do służby technologii, jak i zdolności, jakie dzięki niemu zyskuje polskie wojsko.

Za sprawą najnowszych radarów nasza armia będzie w stanie wykrywać zagrożenia powietrzne setki kilometrów od granic, następnie je śledzić, a później, przy użyciu sieciocentrycznego systemu dowodzenia, wybrać, jaką bronią najlepiej je zniszczyć. w tej chwili na świecie jedynie USA oraz Izrael dysponują systemem obrony powietrznej o podobnych możliwościach.

Krzysztof Wilewski
Read Entire Article