Czynione są starania, aby powołać sejmową komisję śledczą d/s wpływów rosyjskich, IPN wraca do spraw dawno zamkniętych lub umorzonych. Ale czy starczy czasu, woli politycznej rządzącym i odwagi śledczym, by spróbować rozwikłać sprawy z czasów, gdy agentura rosyjska swobodnie hulała po kraju? Jedną z takich spraw wymagających ponownej uwagi powinna być pewna, zapomniana już, katastrofa samolotowa.
Profesor Cenckiewicz ujawnił dokument z 2011 roku zawierający rosyjskie żądanie przekazania dokumentacji dotyczącej katastrofy samolotu wojskowego CASA, który rozbił się podczas lądowania na lotnisku w Mirosławcu w dniu 23 stycznia 2008 roku.
Chciało by się "zapytać Tuskiem": Z jakiej paki mielibyśmy przekazywać Rosjanom dokumenty dotyczące katastrofy wojskowego samolotu NATO, w której zginęli wojskowi sojuszu?
Ta katastrofa uległa zapomnieniu, bo została niedługo przyćmiona przez jeszcze bardziej spektakularne "wydarzenie smoleńskie". Jest okazja, by przypomnieć okoliczności tragedii niemal kompletnie wymazanej ze świadomości społecznej.
W katastrofie zginęło 20 osób – wysokiej rangi oficerów i dowódców (3 generałów!) - kwiat polskiego lotnictwa.
Pracując wówczas na luksusowym statku miałem dostęp do codziennych, przesyłanych satelitarnie biuletynów z przeglądem wiodących tytułów prasy światowej. Hitem prasy na wszystkich kontynentach była wiadomość o katastrofie, w której zginęła większość dowódców polskiego lotnictwa. Informowano w tonie nieco ironicznym, iż oficerowie właśnie wracali z konferencji na temat bezpieczeństwa ruchu lotniczego...
Ta okoliczność stanowi wyraźny sowiecki ślad – w metodyce rosyjskiej nie wystarczy przeciwnika zabić, trzeba go jeszcze upokorzyć. Gdyby Polska dysponowała prawdziwym kontrwywiadem (ten tworzony przez A. Macierewicza został rozpędzony po 2007 roku), można było by dociekać KTO postulował zorganizowanie takiej konferencji.
Nieudolne śledztwo w sprawie katastrofy bardzo przypominało późniejsze o 2 lata „śledztwo” smoleńskie, choć było prostsze, gdyż wszystkie dowody znajdowały się w Polsce. Mimo, iż okoliczności zdarzenia były bardzo podobne do tragedii smoleńskiej, zdecydowanie inaczej zachowywały się wówczas media.
Dociekliwe relacje „Superwizjera”, czy choćby Gazety Wyborczej, ujawniły szereg szokujących szczegółów (np. ten, iż system sygnalizacji głosowej ostrzeżeń o zagrożeniach EGPWS został wyłączony, a na 14” przed katastrofą „czarna skrzynka” przestała działać). Reporterzy "Superwizjera" sugerowali, iż członkowie wojskowej komisji badającej okoliczności wypadku, zostali dobrani tak, by nie ujawnili wielu ustaleń niewygodnych dla decydentów z MON.
Ówczesna dociekliwość medialna była wskazówką dla Rosjan, iż należy jeszcze "popracować" nad mediami. I rzeczywiście – dwa lata później "usunięto niedociągnięcia" i przekaz medialny był już jednolity – po Smoleńsku wszystkie media przemawiały „stugębną” Anodiną powtarzając rosyjską dezinformację, a JEDYNYM wyjątkiem była Gazeta Polska (wspomagana później także przez media o. Rydzyka).
Katastrofę Casy tak relacjonowała TVN: "Zginęli najlepsi z najlepszych. Pilot za bardzo pochyla samolot - prędkość się zwiększa, ale siła nośna spada. Samolot gwałtownie się zniża i z prędkością 270 km/godz. skrzydłem uderza w ziemię. Minister obrony powołuje komisję, jej raport nie zostawia suchej nitki niemal na żadnej instytucji bezpośrednio i pośrednio odpowiedzialnej za organnizację i przebieg lotu, za szkolenie i dobór załogi. Raport wytyka, iż załoga źle odczytywała wskazania wysokościomierza, iż podawała dane w innych jednostkach niż wieża, iż bardziej niż na przyrządach wypatrywała lotniska, iż była źle dobrana i niewyszkolona, iż w końcu kontroler lotu nie miał doświadczenia w sprowadzaniu takich maszyn i podawał załodze mylne komunikaty".
Stenogramy rozmów kontrolera lotów z pilotem wzbudziły podejrzenia, co do autentyczności realnego kontaktu (np. zwracanie się per "pan"), a wypowiadane komendy wprowadzały w błąd pilotów. Dlatego poproszono rzeczoznawcę - prof. Stefana Grocholewskiego o analizę nagrań. Jego praca była utrudniona, bo udostępniono mu tylko kopie, zamiast oryginałów, niemniej profesor ustalił, iż ktoś w rozmowach z wieżą mógł podszywać się pod pilotów, a zapis prawdopodobnie jest sfałszowany (profesor zresztą był przewlekle chory i dość gwałtownie zmarł).
Generał Andrzej Błasik, który zginął potem pod Smoleńskiem, objął dowództwo polskiego lotnictwa na krótko przed katastrofą Casy, nie można było zatem oskarżyć go o tragedię. Wiele szczegółów o tym wydarzeniu opowiedziała wdowa po generale - Ewa Błasik- na spotkaniu zorganizowanym przez Poznański Klub Gazety Polskiej. Dowiedzieliśmy się, iż generał Błasik nigdy nie pogodził się z ustaleniami komisji badającej wypadek powołanej przez ministrta obrony B. Klicha. Generała szokował skład owej komisji zawierający wielu niekompetentnych ludzi. Specjalnie pojechał więc do Hiszpanii, do producenta samolotu i zgłaszał zastrzeżenia odnośnie kuriozalnych wniosków komisji Klicha. Defekt samolotu był mało prawdopodobny, bo maszyna była zupełnie nowa – jeszcze na gwarancji. "Donos" generała na komisję do hiszpańskiego producenta nie przyniósł rezultatu, bo także z ich punktu widzenia, "błąd pilota" był najwygodniejszy.
Równie ważne, jak ustalenia techniczne ekspertów, powinny być śledztwa kryminalne analizujące wydarzenia i okoliczności przed i po katastrofie. Toczące się nieśpiesznie śledztwo prokuratorskie dotyczace katastrofy w Mirosławcu zostało niedługo ograniczone, bo - jak tłumaczył przedstawiciel prokuratury- "z racji szczupłości ekspertów, którzy mogliby badać takie wypadki, wszystkie zasoby zajęte są śledztwem smoleńskim".
Rodziny ofiar, widząc sposób prowadzenia śledztwa, nie miały zaufania do służb zajmujących się sprawą. Dlatego Andrzej Smyczyński, brat jednego z pilotów CASY, próbował się dowiedzieć czegoś więcej na temat prawdziwych przyczyn katastrofy. W programie „Teraz My!” opowiedział o groźbach, jakie go spotkały. "Podjechał samochód i wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Kierowca podszedł na odległość policzków i powiedział: zostaw sprawę gnoju, sprawę Mirosławca, jesteś na to za cienki. Wiemy, co robisz, gdzie chodzisz, z kim i o czym rozmawiasz. To na razie prośba od wysoko postawionych panów w mundurach. jeżeli nie, to twoja matka będzie opłakiwała drugiego syna ". Z zastraszaniem spotkała się też rodzina Smyczyńskiego - było włamanie do komputerów jednego z członków rodziny. W komputerze pozostawiono list z groźbami pozbawienia życia - "przestańcie węszyć, bo będziecie znów kogoś opłakiwać”.
Poczynając od "neutralizacji" sekretarza generalnego ONZ Daga Hammarskjolda nad Zambią w 1961 roku,, Rosjanie mają ogromne doświadczenie w organizacji "katastrof" lotniczych, które są u nich rutynowym środkiem likwidacji niewygodnych ludzi. Podobieństwo katastrof w Mirosławcu i Smoleńsku nasuwa się samo. Dobre porównanie obu wydarzeń przedstawił bloger Jacol:
“Wypadek” Casy w Mirosławcu 2008 i Tupolewa w Smoleńsku w 2010, to bliźniacze katastrofy, wykonane “tą samą ręką” i według tego samego scenariusza.
1. Oba samoloty rozbijają się z niskiego pułapu, z wysokości drzew i … wyparowują, ulegają całkowitemu zniszczeniu, rzecz praktycznie niemożliwa przy upadku z tak niskiego pułapu.
Każdy wie, jak wyglądają szczątki Tupolewa: dwa skrzydła, brak kadłuba. Przypadek Casy jest identyczny, pozostają tylko skrzydła i walające się resztki o objętości osobowego auta.
2. Ten sam scenariusz katastrofy. Zarówno piloci Casy jak i Tupolewa mieli błędne koordynaty położenia względem lądowiska. Oba samoloty rozbiły się w osi przesuniętej do osi pasa startowego [ Casa 40m , Tupolew 60m ], kilkaset metrów od lotniska [ Casa 800m, Tupolew 300m ].Wyniki śledztwa w sprawie Casy podają, iż tuż przed katastrofą samolot wykonał manewr korygujący tor lotu. Dokładnie tak samo rzecz się miała w Smoleńsku.
3. Zbieżna jest również zasłona medialnej dezinformacji. Bezsporna wina pilotów, lansowana od samego początku, na długo przed zakończeniem śledztwa. Pojawia się choćby ta sama plotka o rzekomej obecności w kokpicie osób z poza załogi.
Pokrywają się także doniesienia o nieporozumieniu między pilotem, a obsługą wieży co do jednostek miar.
TVN 24 podało iż piloci Casy zamiast korzystać z aparatury pokładowej próbowali lądować “na oko”. Dokładnie takie samo bezczelne oskarżenie padło ze strony rosyjskich śledczych w sprawie Tupolewa.
4. Wypadki Casy w Mirosławcu i Tupolewa w Smoleńsku to bliźniacze katastrofy, wykonane tą samą ręką i według tego samego scenariusza . Daje to zupełnie nowe możliwości. Badając zdarzenie z Mirosławca można poznać szczegóły zamachu w Smoleńsku i odwrotnie."
Gdyby była wola polityczna przeprowadzenia rzetelnego śledztwa i wtedy powołano by "komisję Macierewicza", może nie doszło by do tragedii w Smoleńsku?
Generał Błasik był pierwszym polskim dowódcą nie mającym nic współnego z Układem Warszawskim i nigdy nie szkolonym w ZSRR. Wdrażał on w Polsce myśliwce F- 16, a lotnicy polegli w katastrofie byli jego uczniami. Wśród ofiar katastrofy w Mirosławcu najwyższy rangą był generał Andrzejewski, który już raz cudem uniknął śmierci, gdy "zbłąkana" rakieta uderzyła w jego samolot (generał zdążył się katapultować). Po anihilacji w Mirosławcu nowej, szkolonej już w USA, kadry dowódczej lotnictwa i późniejszej śmierci gen. Błasika w Smoleńsku, dowodzenie polskim lotnictwem wróciło w ręce "sprawdzonej kadry" absolwentów sowieckich uczelni wojskowych, co dobrze wpisało się w reset stosunków z "Rosją, jaka ona jest" w wykonaniu ekipy PO/PSL.
Ps. Wiele detali o wydarzeniu zawiera kilkuminutowy film dostępny na YT pt. "Mirosławic – mini Smoleńsk" ]]>https://www.youtube.com/embed/1f9QD2BLKBA]]>