Byle jak, byle czym, byle do przodu

polska-zbrojna.pl 3 hours ago

Rosyjska kolumna wjeżdżająca do Pokrowska nie przypominała regularnej armii. choćby islamscy terroryści z ISIS w podobnych sytuacjach – podczas przemarszów – prezentowali się lepiej. Ich technikale (improwizowane pojazdy wojskowe) bazowały na solidnych pickupach Toyoty, tymczasem żołdacy Putina poruszali się przerobionymi Ładami i zdezelowanym UAZ-em. No i całą masą cywilnych motocykli crossowych. Obrazu nędzy i rozpaczy dopełniał wschodnioukraiński, mglisto-błotnisty anturaż. „»Mad-Max« w biedawersji”, komentowano, nawiązując do klasyki kina postapo. I jakkolwiek drwienie z rzekomo „drugiej armii świata” wydaje się w tym kontekście zasadne, nie wolno zapominać, iż to ci wojenni nędzarze do Pokrowska wkraczali, co oznaczało, iż Ukraińcy się z niego wycofywali.

Tytułowa fraza chyba najpełniej oddaje modus operandi rosyjskiej armii w okolicach Pokrowska. Prawdę mówiąc, całe siły inwazyjne cierpią dziś na niedostatki sprzętu ciężkiego, ale widać to szczególnie w tzw. hot-spotach, miejscach szczególnie silnej presji Rosjan. Walki na odcinku pokrowskim realizowane są już od ponad 20 miesięcy, ale wraz z początkiem listopada agresorzy zintensyfikowali działania. W sukurs przyszła im pogoda – wspomniana mgła spowijająca Doniecczyznę przez kilkanaście godzin na dobę, i to już od wielu dni. To w niej kryją się małe bezzałogowce, których w powietrzu jest tyle, iż ukraińscy analitycy mówią o „okrążeniu dronami”. Rosyjskie bezpilotowce niemal całkowicie odcięły Pokrowsk, paraliżując linie komunikacyjne.

Odwleczona egzekucja miasta

Rosyjskie dowództwo wprowadziło do miasta oddziały na motocyklach i pickupach, próbując wykorzystać mobilność i efekt zaskoczenia. Taktyka działa, choć przynosi gigantyczne straty, bowiem technikale to nie transportery, a „motorki” nie dają choćby ułudy zabezpieczenia. Ludzki przemiał nie jest jednak dla rosyjskich dowódców powodem do szczególnych zmartwień, zwłaszcza iż na podejściu do Pokrowska zgromadzili niemal 120 tys. żołnierzy, jedną piątą całości wojsk inwazyjnych. Jest więc dość „mięsa”, by je pchać do kolejnych ataków, po których następne kwartały przechodzą w ręce Rosjan. Ci pod koniec drugiego tygodnia listopada kontrolowali ponad 90% miasta. Wcześniej ukraińskie jednostki, wsparte komponentem sił specjalnych, próbowały „oczyścić” najważniejsze punkty Pokrowska, jednak działania te były spóźnione i nie zmieniły sytuacji.

REKLAMA

Zdjęcie ilustracyjne. Żołnierze ukraińscy na froncie pod Pokrowskiem, 17 lutego 2025 r.

Według rosyjskich źródeł, w ostatnich tygodniach miało poddać się choćby 1000 ukraińskich żołnierzy – dwa pełne bataliony. Choć liczby te są z pewnością zawyżone, nie sposób zignorować faktu, iż brak amunicji, żywności i leków zmusza obrońców do dramatycznych decyzji. Główna trasa Rodynśke – Pokrowsk zyskała miano kolejnej „drogi śmierci”, a cmentarzysko pojazdów pod miastem przypomina o cenie prowadzonej obrony. Z drugiej strony, ukraińskie źródła podkreślają, iż Pokrowsk wciąż walczy, choć trudno oprzeć się wrażeniu, iż kontrakcje pod Dobropilą i Myrnohradem jedynie odwlekły egzekucję miasta.

Aż do wyczerpania rezerw?

Jakkolwiek jego los wydaje się przesądzony, warto wspomnieć o sytuacji, która może mieć wpływ na decyzję ukraińskiego dowództwa. Służby antykorupcyjne Ukrainy ujawniły potężną aferę. Ludzie związani z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim okradli państwo na ponad 100 mln dolarów, wydrenowanych z ledwo zipiącego sektora energetycznego. Dziś, gdy Ukraina mierzy się ze skutkami braku energii (ogrzewania, wody, prądu), ów skandal rozpala nastroje społeczne. Ludzie rzecz jasna wiedzą, iż to Rosjanie zniszczyli większość elektrowni, ale fakt, iż osoby związane z władzą postępowały niczym sępy z padliną, jest powodem powszechnego oburzenia. Rząd reaguje (posypały się dymisje), będąc zarazem mocno na cenzurowanym. W takim kontekście ostateczny upadek miasta-symbolu mógłby dodatkowo pogorszyć notowania prezydenta i jego zaplecza. A to rodzi pokusę przedłużania obrony, mimo skrajnej nieefektywności tego przedsięwzięcia.

Jedno jest pewne – Rosjanie nie ustaną. Dla nich również Pokrowsk ma znaczenie symboliczne – do czego jeszcze wrócę – przede wszystkim jednak jest bramą do Słowiańska i Kramatorska. Ich upadek oznaczałby przejęcie całości Doniecczyzny, czyli jeden z upragnionych celów Władimira Putina. Na ile możliwy do osiągnięcia, to inna kwestia, bez wpływu na to, iż kremlowski dyktator będzie próbował, choćby za cenę całkowitego wyczerpania rezerw i „mięsa armatniego”. Wspomniana na wstępie scena – zarejestrowana 11 listopada – świetnie dowodzi tej determinacji. Film ujawniły źródła rosyjskie, mimo iż ilustruje on przykrą prawdę o putinowskiej armii nędzarzy. No ale to nie obrazek byle jakiego wojska był tu najważniejszy, ale dowód, iż „nasi są już w Pokrowsku” (w jego dotąd najbardziej oddalonych częściach). Innymi słowy, jest sukces, którym warto się niezwłocznie pochwalić. Tyle iż z tego chwalenia wynikły dodatkowe – poza wizerunkowymi – koszty. Takie mianowicie, iż ujawnione na nagraniu dane geolokalizacyjne ułatwiły pracę ukraińskiej artylerii. I gdy do Pokrowska wjeżdżała kolejna kolumna „mad-maksów”, przywitał ją gęsty ogień z dział i moździerzy. Zginęło wielu Rosjan, tylko dlatego, iż wymogi propagandy sukcesu wzięły górę nad koniecznością zachowania niejawności tras przemarszu. Ot, priorytety…

Marcin Ogdowski , dziennikarz „Polski Zbrojnej”, korespondent wojenny, autor bloga bezkamuflazu.pl
Read Entire Article