Bożena Ratter:  ... erstwhile the scoundrel came to power in Poland

solidarni2010.pl 5 hours ago
Felietony
Bożena Ratter: ...kiedy kanalia doszła do władzy w Polsce
data:21 listopada 2024 Redaktor: Redakcja

Kiedy potem przychodziły parszywej pamięci chwile rozbrojeń, trędowatych brzeskich pokojów, kiedy kanalia doszła do władzy w Polsce i rujnowała krwawą zdobycz tych pacholąt

22 listopada 1918 roku przyszła odsiecz, Lwów został wyzwolony ale walka przeniosła się na prowincję, były kolejne ofiary, ranni trafiali do szpitala w styczniu i kolejnych miesiącach 1919 roku. Wspomina ten czas Maria z Gorazdowskich Machalska, która mieszkała na plebani kościoła św. Mikołaja, gdzie jej starszy brat-ksiądz kanonik Zygmunt Gorazdowski był proboszczem: Zamknięci byliśmy przez całe trzy tygodnie, tramwaj nie chodził, lampy się nie świeciły na ulicach, kamienice pozamykane na klucz, a na schodach straż trzymać musieli wszyscy lokatorzy po porządku. Jeść nie mieliśmy wiele, bo i chleba brakowało, i mięsa, ale dziękowaliśmy Bogu, bo i tak było u nas lepiej aniżeli w mieście. Jeszcze tydzień takiej gospodarki, a byliby ludzie z głodu marli. Po tych okropnych dniach i 22 nieprzespanych nocach, rano 22 listopada wstał dzień cudowny, promienny, słoneczny, a obudziły nas krzyki i grzmot wystrzałów coraz bliższych ulicy Kurkowej, więc wszyscy w strachu, iż to wrogi nadchodzą, biegną do kaplicy. Msza św. odprawia się wśród nieustającego huku. Ale jeszcze Wuj był przy ołtarzu, gdy wpadła zakonnica i woła: - Lwów nasz, legioniści przy furcie! Więc zaraz wszyscy padli na kolana i z płaczem odśpiewano Te Deum.

Generał Kazimierz Sosnkowski wspomina (w odpowiedzi na pytanie, co najsilniej poruszyło go w latach 1914 -1920) opowieść lekarza 6 pułku piechoty Legionów, dr. Stefana Buchowieckiego:

Przynajmniej zewnętrznie umiałem opanować wszystkie odruchy, rannym pokazywać beztroską uśmiechniętą twarz, nie poddawać się żadnemu wzruszeniu, które by odbierało im otuchę, albo mój lancet wprawiało, w niebezpieczne dla żołnierzy, drżenie przy operacjach. Zdawało mi się, iż tak przejdę spokojnie całą tę straszną wojnę, hartując ducha z dnia na dzień coraz bardziej. Sanitariusze przynieśli, kuląc się pod świstem pocisków prawie do ziemi, znowu jakichś rannych.

To było tych kilku, którzy zostali ze straszliwie wykrwawionego Plutonu Harcerzy. I oto po raz pierwszy z trudem mogłem poruszyć nogi, żeby dojść do noszy. Zacząłem ich opatrywać. Chłopcy mieli po 13, 14 czy 16 lat, jęczeli cicho, a jeden z nich pod nożem operacyjnym płakał i cicho kwilił: „mamo“, „mamo“.. I cóż tu z nim poradzić?

Zaczęły mi kapać łzy z oczu, noża nie mogłem utrzymać w drżącej ręce, - aż dopiero błysnęło mi jakże potężny jest Majestat Rzeczypospolitej, jak wzniosłą jest żądza Wolności w polskim narodzie - kiedy oto ci malcy, zaledwie od piersi matczynej oddarci, zaledwo nauczeni patrzeć na świat, już ponieśli Polsce w darze swe młode, dopiero rozpoczęte życia. Otarłem łzy. Już potem nikt nigdy nie widział mnie płaczącego.

Ale te słowa „mamo“, „mamo“ wyjęczane przez rannych harcerzy, zapadły mi na zawsze w duszę. Kiedy potem przychodziły parszywej pamięci chwile rozbrojeń, trędowatych brzeskich pokojów, kiedy kanalia doszła do władzy w Polsce i rujnowała krwawą zdobycz tych pacholąt, optymizmem i światłem zawsze świecącem mi jasno, były te dwa drobne słowa bohaterskich polskich harcerzy : „mamo“, „mamo“.

Generał skończył. Milczeliśmy. Wspominać bohaterstwa? piać peany pochwalne?... Orlęta Legionowe i Orlęta lwowskie uczyniły tak wiele, iż słowo, małe ludzkie niedołężne słowo, nigdy tego nie wypowie. Ale za to mówią i mówić będą, dopóki bić nie przestaną, nasze serca. (Federacja Polskich Związków Obrońców Ojczyzny)

W piśmie wydanym przez Federację Polskich Związków Obrońców Ojczyzny dla upamiętnienia dziesięciolecia Niepodległości (Warszawa 1928) są też wspomnienia Kornela Makuszyńskiego PURPUROWA KSIĄŻKA:

W bibliotece mojej stoją długie szeregi książek; są wśród nich pyszne, złotem grzbietów błyskające, są ciche i słodkie, co oczy niebieskie przymknąwszy, gadają przez sen wierszami; są takie, które się wielbi, jak serce wiernego przyjaciela, i są inne, zatrwożone, ułomne, ukochane całą duszą, jak kalekie dzieci - to moje własne. Od niedawna zaś znalazła się w tym tłumie książka dziwna, do żadnej na świecie niepodobna, w dzień swoim purpurowym kolorem się krwawiąca, a w nocnym mroku błyskająca, jakoby była żywa, pełna krwi i potęgi… Tę księgę purpurową wezmę dziś w ręce i będę się z niej modlił; przeczytam z niej litanię nieskończoną nazwisk, a ile razy jedno z niej nazwisko szeptem wypowiem, tyle razy z tej książki purpurowiej kropelka ciepłej, najdroższej krwi na duszę moją upadnie.

Książkę tę napisała śmierć. Nie ta straszna i przeraźliwa, pokutne zawodząca psalmy, ale ta najpiękniejsza, do młodzieńca greckiego podobna, dumna i radosna śmierć, hymn swój śpiewająca w upojeniu, oznajmiająca się zwycięskim krzykiem . A iż śmierć czasu w mizerne słowa nie trwoni, wiele w tej książce nie ma słów , tylko jakby same meldunki żołnierskie, krótkie, jak gruchnięcie karabinów , szybkie, jak błysk szabli, i wymowne, jak ostatnie „Jezus! Marja!“.

Nazywa się ona: „W obronie Lwowa i Kresów Wschodnich - polegli od 1 listopada 1918 do 30 czerwca 1919 roku. Wydana we Lwowie, nakładem Straży Mogił Polskich Bohaterów po to, aby za uciułane z tego grosze urządzić tym bohaterom cmentarzysko.

(…) W tej książce jedynej są obrazki. Nikt ich nie oglądnie, jak należy, bo jakżeż patrzeć przez łzy ? Widać tylko twarzyczki młodziutkie, rozweselone oczy, rozmierzwione czupryny , studenckie mundurki, ale się to wszystko zlewa i wszystko się majaczy. Jakżeż można patrzeć na setki pomordowanych dzieci? Ja znam już kilku chłopców dobrze, bo wciąż tę książkę przeglądam i gadam z nimi, bo takie to młode i niewinne, i samotne z obrazka patrzy, jakby, chudziątko najmilsze, matki szukał i wypatrywał.; więc, kłamiąc niezręcznie, gadam mu, iż zaraz przyjdzie, bo tylko na chwilę wyszła, po łakocie dla niego. A on, chłopak cudowny, wierzy i do mnie się uśmiecha, lwowskie dziecko najdroższe.

A obok patrzy na mnie z obrazka Miecio Ateński, poważny i smutny. Służył w karabinach maszynowych i poległ pod Dublanami. Miał szesnaście lat. Stefan Fok, Jak Grabski, Zygmunt Gliński, Stefan Haraszkiewicz, Tadeusz Jaszcz – razem mają coś sześćdziesiąt parę lat. Śmierć ich wzięła w ramiona, płacząc. A cóż ty tu robisz na tym wielkim cmentarzu, mały chłopaczyku, który się zowiesz Wilhelm Haluza? A ileż ty masz lat? Już piętnaście? Twoje serce, kulami karabinów maszynowych podziurawione, ma tyle lat, co największe bohaterstwo. Twój kolega, Tadzio Jabłoński wiesz, co uczynił? Czternaście lat miał i, tak jak ty, też z domu uciekł. Walczył jak bohater, bo mówił, iż chce, aby linia bojowa „prędzej, zbliżyła do mamy“. I zginął, tak jak ty, tak jak ty... I Kornelia Ludwiczak zginął i Władek Krysakowski i Staś Lorenz. A Frania Minowardę de Jana, co miał piętnaście lat, zamordowali Ukraińcy w Dawidowie. Edward Mikołajski padł pod pocztą...Któż spamięta, ilu w as tam było, i w jakim wieku? Wszak i taki był, co miał zaledwie ponad lat dziesięć, lwiątko płowe...

Iluż was tam było mniejszych od karabinu, to tylko Bóg jeden wie, który was przygarnął z miłością niezmierną, was i tych wszystkich towarzyszów waszych, wąsatych i na wojnie bywałych, szewców , ślusarzów i krawców , i te panienki, których nikt nie całował jeszcze, tylko Matka i śmierć. Oto Bentschówna Irena, z ojca Niemca, kiedy się oddział cofa, chwyta za karabin i z wołaniem : „Bracia, za mną naprzód“ -ginie, ugodzona kulą; Cholewianka Zofja, „szeregowiec Legii kobiet“ ginie śmiercią najcudowniejszą; Grabska Helena, uczennica, panienka słodka poległa z bratem swoim Janem ; Janina Prus Niewiadomska, oczyma niewinnymi, z wieczności patrząca, padła od kuli, ratując rannego żołnierza; Sulimhska Felicja, taka śliczna, iż się jasno czyni od spojrzenia jej na obrazku, padła od kuli; Zofja Kościesza Wrońska walczyła w pierwszym szeregu, jako „żołnierz 1 baonu 2 kompanji szturmowej“, i kule ją posiekły, dziewczynę słodką.

Zdumiona była śmierć i przerażona, nie nawykła, aby dziewczęta zbierać na pobojowisku. Lecz, iż to we Lwowie się działo, nie było się czego dziwić. (Kornel Makuszyński Purpurowa Książka). Kornel Makuszyński napisał inną książkę dla młodzieży „Uśmiech Lwowa”. Została umieszczona przez Jakuba Bermana pod pozycją 898 na liście Cenzura PRL 1 X 1951r. Zmowa milczenia trwa do dzisiaj niezależnie od opcji politycznej i upływających lat, czyni spustoszenie w umysłach i duszach narodu.

Miecio Ateński, ur. 16 stycznia 1901 r., syn Wacława i Stefanii z Juranczyków, uczeń gimnazjum im. M. hr. Zamoyskiego w Warszawie, do którego uczęszczał do roku 1918. Był członkiem Pogotowia Młodzieży. Pod koniec 1918 roku wystąpił z VI klasy zaciągając się jako ochotnik do wojska polskiego. W Lublinie tegoż roku wstąpił do służby w oddziale karabinów maszynowych, grupy generała Iwaszkiewicza. W marszu pod Lwów, Sądową Wisznię i Sambor w grupie generała Aleksandrowicza przebył kilka bitew. Poległ w ziemi Samborskiej pod wsią Dublany 18 maja w czasie ostatniej ofensywy ukraińskiej. Mimo młodego wieku okazywał wiele szlachetności i hartu ducha.

Bożena Ratter
Read Entire Article