Bożena Ratter: I've had dreams like that all my life from time to time.
Bożena Ratter: Takie sny miałem przez całe życie co jakiś czas
data:30 stycznia 2025 Redaktor: Anna
W międzywojniu „patriotycznym obowiązkiem" Polek było noszenie ubrań z lnu. Chłopki wyprzedziły tę modę o stulecia, acz było to okupione potwornym wysiłkiem- wyjaśnia Maria Procner (ciekawostkihistoryczne.pl).
Kobiety były pragmatyczne i jeżeli były odpowiednie warunki uprawiały len i tkały go na użytek rodziny. Nie było galerii H & M a rodzina miała pościel i ubrania.
Chełmsko Śląskie żyło i słynęło z uprawianego tam lnu oraz tkactwa i handlu wyrobami sukienniczymi. O tym, jak ważnym ośrodkiem produkcji lnu było Chełmsko Śląskie na przełomie XVII i XVIII wieku świadczyć może fakt, iż od 1689 roku miasto otrzymało przywilej organizacji dwóch targów tygodniowo. Wyrabiane chałupniczo znakomitej jakości płótno było nabywane przez pośredników, by następnie trafić na największe rynki Europy.( turystyka.lubawka.eu)
Czy to wyraz wszechobecnej maniery przedstawiania historii jako passe, bo ciemiężyła kobiety (chłopki ) a winien jest temu patriotyzm ( mężczyźni) ? Oczywiście, trzeba też zaznaczyć, iż II Rzeczypospolita ma się nijak do systemu komunistycznego, który wyzwolił do szczęścia masy socjalistyczne, głównie kobiety, ponieważ wciąż w tym systemie żyjemy. Może warto przypomnieć co było w „wojniu” i „powojniu” „patriotycznym obowiązkiem” Polek:
-noszenie ciężkich kłód w tajdze i ubrań z worków jutowych przy 40 stopniowym mrozie (za miskę zupy z robalami – to się w tej chwili promuje bo system ten sam),
-praca w czeluściach kopalni na dalekiej Syberii ( były wykorzystywane tak, jak Afrykanie w kopalniach złota, srebra w koloniach państw centralnej Europy) ,
-ciężka praca w sowieckich kołchozach (gorzej niż Afrykanki na polach bawełny)
-dźwiganie wiader z cementem przy odbudowie Warszawy przez niepełnoletnie dziewczynki z domu sierot, skutkiem była deformacja układu kostnego i inne choroby
-oranie - zaprzęganie dziewczynek i kobiet do pługa -(mężczyźni ginęli na wojnie i w katowniach UB) ziemi w ogołoconych przez Niemców i Rosjan gospodarstwach, dokąd ekspatriowano kobiety i dzieci z zabranych Polsce ziem. Niezależnie od tego, czy poprzednio kobieta była lekarzem, dziennikarzem, nauczycielem, urzędnikiem jej „patriotycznym obowiązkiem” (pod karą więzienia) – kontyngent czyli przymusowa dostawa żywności.
Z polecenia partii karano opornych grzywnami, aresztami, a choćby więzieniem. Pod adresem opornych pojawiały się zarzuty o współdziałanie z kułakami lub wprost o bycie kułakiem, co powodowało, iż dana osoba stawała się wrogiem systemu, narażonym na kontakt z UB.( Elżbieta Pietrzyk-Dąbrowska, historyk, Oddział w Krakowie)
Praca przy wyrębie lasu była bardzo ciężka - głęboki śnieg, mróz dochodzący do 40-50 st. C. Bardzo biedne były kobiety, które pracowały na samym początku w spódnicach, często nie mając ciepłych majtek. Spódnice gwałtownie mokły, zamarzały i tworzyły parasol - klosz, który ranił i ocierał uda i kolana. Były odmrożenia, zapalenie pęcherza moczowego. Przy wyrębie lasu pracowała również moja matka. Po paru miesiącach od ucisku siekiery i piły na palcach obu rąk tworzą się zastrzały kostne. Rany nie chcą się zagoić. Z wydzieliną ropną wychodzą kawałeczki kości- to „patriotyczny obowiązek” okupiony potwornym wysiłkiem i kalectwem narzucony przez Stalina i komunistów - głównie nacji żydowskiej.
W związku ze zbliżającą się ekspatriacją postrzegano zesłanych do obozów pracy Polaków jako „niepewnych” i wyrzucano ich z dotychczasowych siedzib. Zrozpaczeni ludzie urządzali sobie tymczasowe lokum w składzikach, magazynach i piwnicach. Ci, których nie eksmitowano, także mieszkali w fatalnych warunkach. W cukrowni Smilańskiej nie wydano sienników, ludzie śpią na gołych deskach, przykrywają się odzieżą z worków, w której cały dzień pracują. W cukrowni Zaszkowskięj w mieszkaniach przecieka sufit i jest straszliwa wilgoć. Takich przykładów można by przytoczyć wiele. Warto dodać, iż ok. 70% naszych rodaków w obwodzie kijowskim to w tamtym czasie kobiety i dzieci. Ludzie są wyczerpani fizycznie, zupełnie bosi, nie ubrani.( Wojciech Marciniak Uniwersytet Łódzki „Na gościnnej ziemi radzieckiej”).
I w takim stanie w wagonach ,,krowiarkach” wracali kilka lat po zakończeniu wojny do Polski - ale nie do swoich rodzinnych domów- by odbudowywać socjalistyczny raj. Nikt im zasiłków ani bezpłatnego leczenia czy zwolnienia z podatków nie oferował jak w tej chwili czyni to „polski rząd wobec Ukraińców, którym zawdzięczamy eksterminacje – zsyłki na podstawie ich list , ponieważ to oni przejęli administrację na ziemiach zajętych przez Rosję 17 września 1939 roku.
Komunizm chciał stworzyć „nowy świat z nowymi ludźmi i nowymi obyczajami” (Bucharin). Po wojnie ochoczo realizował ten projekt rządowy karnista Jerzy Sawicki (nazwisko rodowe Izydor Reisler), który razem z Igorem Andrzejewem i Leszkiem Lernellem był współautorem najważniejszego w okresie stalinizacji Polski podręcznika Prawo karne Polski Ludowej.
Igor Andrzejew był jednym z sędziów Sądu Najwyższego, którzy w 1952 zatwierdzili wyrok śmierci na gen. Auguście Fieldorfie „Nilu”. Stosunek władz Polski Ludowej do Armii Krajowej jednoznacznie określił Jakub Berman, członek Biura Politycznego PPR, w czasie plenum KC PPR w 1945 r. Berman byłych żołnierzy AK nazwał „bandytami” i wypowiedział się za działaniem „silnej ręki”.
Kobiety –żony, matki, córki Polaków, zwanych „bandytami” ponieważ nie godzili się na „nowy świat z nowymi ludźmi i nowymi obyczajami” wskutek ich śmierci w komunistycznych katowniach czy wieloletnich więzieniach i łagrach skazane były na wykluczenie ze społeczeństwa (niczym niewolnicy w Afryce), pozbawienie majątku, życie w nędzny i ciężką pracę dla utrzymania siebie i rodziny.
Styczeń, luty, marzec (rok 1948) - żyjemy bez jakiejkolwiek pensji, a tu trzeba też poratować męża w więzieniu. Jakąś paczkę chociaż raz na miesiąc wysłać. Dzielimy się ostatkami pieniędzy i posyłamy trochę słoniny, cebuli, cukru i papierosów. Jak się później okazało, on tych paczek nie dostał, prawdopodobnie UB zabierało. Wielkanoc była jeszcze smutniejsza, bo już całkiem byliśmy bez pieniędzy. Kupiłam cztery bułki, 10 dkg kiełbasy i herbatę. To wszystko. Patrzyłam przez okno, jak ludzie nieśli święcone- - wspomnienia Jadwigi Lazarowicz.
(…) Smutny to obraz, to nie sędziowie – Polacy, ale Żydzi i sowieci. choćby kanceliści i dziennikarze z charakterystycznymi nosami. Na ławkach siedzi ośmiu mężczyzn: Łukasz Ciepliński, mój mąż, Mieczysław Kawalec, Ludwik Kubik, Józef Rzepka, Franciszek Błażej, Józef Batory i Karol Chmiel oraz Joanna Czarnecka i Zofia Michałowska.
Akta oskarżenia leżą na stole a jest ich tak dużo, iż wyglądają jak tomy książek. Same brednie. Prokurator – Żyd, stoi rozkraczony i wciąż chce udowodnić, iż oskarżeni to typ ludzi bezwartościowych, o każdym z nich wyraża się jak o bandytach. Modlimy się trzymając różańce w rękach. (Jadwiga Lazarowicz Stracony dom).
„Przeczytałem dopiero w latach dziewięćdziesiątych w aktach, iż tata pisał, by pozwolono mu na pożegnanie z rodziną przed - tu pan Krzysztof Marszałek zawiesił głos ze wzruszenia a po twarzy spłynęła łza - wykonaniem wyroku. Odmówili. Do roku 1956 nie widziałem jak mój tata wyglądał, ciągle mi się śniło, iż to nieprawda, iż mój tata został zabity, gdzieś go wywieźli i nie pozwolili mu się kontaktować z rodziną. Dla mojej mamy to był wielki szok, chroniła nas i w domu nie rozmawiała z nami na ten temat. Zresztą nie mogła znaleźć pracy, wszędzie gdzie ją zatrudnili to po 2-3 tygodniach przychodził kadrowiec i mówił: wie pani dlaczego, ale musi pani odejść. Nie mieliśmy środków do życia, wreszcie dano jej pracę poborcy podatkowego, chodziła po wsiach ale tam chłopi z kosami gonili. Utrzymała się tam jakiś czas. Mój życiorys był taki: tata był kolejarzem przedwojennym i zginął w czasie wojny –dla mego bezpieczeństwa. Mam w postaci grypsu list pożegnalny, w którym tata napisał do
mamy, by wychowała mnie na bojownika serca Jezusa. Spełniam jego testament”. Wspomnień pana Krzysztofa, syna Ludwika Marszałka ps. "Zbroja", zastępcy Adama Lazarowicza ps. "Klamra", członka IV Zarządu Głównego WiN, wysłuchałam w Centrum Edukacji Historycznej FPPP 26 stycznia 2016 .
Ambasador sowiecki w Warszawie stwierdził , iż w aparacie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, poczynając od wiceministrów, poprzez dyrektorów departamentów, nie ma ani jednego Polaka. Wszyscy są Żydami. Również w Departamencie Wywiadu.
Bożena Ratter