Mam wrażenie, iż kiedy Keir Starmer został premierem Wielkiej Brytanii, mało kto w Polsce zauważył tę zmianę. Oczywiście były nagłówki, ale ten news nie rozgrzał nikogo oprócz analityków, którzy zajmują się polityką.
– Oczekiwania wobec niego są znacznie większe niż to, co faktycznie potrafi – mówił o Starmerze David Willetts z Partii Konserwatywnej. Tak było w lipcu 2024 r. Dzisiaj wiele osób może zadawać sobie pytanie... kim w ogóle jest Keir Starmer?
"Wyrósł na lidera"
"Pierwsze siedem miesięcy Starmera na Downing Street było, delikatnie mówiąc, niestabilne. Miał problemy z ustaleniem jasnego programu działań krajowych i odnotował spadki w sondażach" – pisało o nim "Politico". Jednocześnie nazwano go... niepozornym okularnikiem, bo kojarzył się bardziej z nudną biurokracją niż dyplomatyczną ofensywą.
Dzisiaj 63-letni premier ustawił się w zupełnie nowej roli. – Wyrósł na lidera, jeżeli chodzi o zaangażowanie na arenie międzynarodowej ws. Ukrainy. W tej chwili mamy ciekawą sytuację w Europie – zauważa dla naTemat dr Przemysław Biskup, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, który specjalizuje się m.in. w sprawach dotyczących Wielkiej Brytanii.
– Po pierwsze widać, iż w zakresie użycia tak zwanej twardej siły, czy rozmów o użyciu tej siły, w jakimkolwiek kontekście, górę biorą mechanizmy międzyrządowe, a nie wspólnotowe. Po drugie w odniesieniu do odpowiedzi, którą narzuca bezpośrednio Donald Trump, w rozmowach uczestniczą i je moderują w pierwszej kolejności państwa, które mają największe potencjały w tym zakresie. Środek ciężkości debaty w znacznej mierze przesuwa się poza obszar Unii Europejskiej, dlatego iż taki jest realny układ twardej siły w Europie – tłumaczy nasz rozmówca.
Wiadomo było, iż powrót Trumpa do Białego Domu to wyzwanie dla europejskich przywódców. Jako pierwszego z honorami w Waszyngtonie przyjęto Emmanuela Macrona, który nie pierwszy raz ma ochotę przejąć inicjatywę w Europie. On też nie pieścił się w rozmowie z Trumpem i poprawiał go w obecności dziennikarzy.
A wizyta Starmera? Trump jak zwykle pozostawił wiele pytań bez odpowiedzi, jednak dało się wyczuć, iż z premierem Wielkiej Brytanii jest mu po drodze. W ten sposób Starmer ustawił się w jednej linii z Macronem. To trochę historia o dwóch takich, co potrafią rozmawiać z Trumpem. I próbują ratować relacje Europy z USA.
Nie jest tajemnicą, iż Macron ma po prostu takie ambicje. Kiedy było trzeba, dzwonił do Władimira Putina, próbował negocjować, żeby się opamiętał. Starmer w tej układance... wziął się znikąd.
– jeżeli spojrzymy na wydarzenia ostatnich dni, widzimy eksponowaną rolę przywódczą Starmera. Na tle Europy Zachodniej polityka brytyjska jest najbardziej skonsolidowana na rzecz pomocy Ukrainie. Jest tam bardzo solidne porozumienie ponadpartyjne, choćby obejmujące takie partie jak Reform UK Nigela Farage'a, na rzecz zarówno pomocy temu państwu, jak i zwiększania wydatków na obronę – wylicza dr Biskup.
"Zbyt nudny, aby być premierem?"
Starmer dorastał w zamożnej, konserwatywnej dzielnicy Londynu. Był pierwszym w swojej rodzinie, któremu udało się zdobyć wyższe wykształcenie. Jego matka pracowała jako pielęgniarka, ojciec był ślusarzem. Z nim nie miał jednak dobrych relacji. – Nie rozmawialiśmy. Nigdy tak naprawdę nie wyraził dumy z tego, co robiłem – przyznał w rozmowie z "Virgin Radio".
Kariera prawnicza Starmera wyglądała naprawdę imponująco, przez co znalazł się choćby w centrum uwagi. Specjalizował się w prawach człowieka, pracował m.in. na Karaibach czy w Kenii. Do polityki ciągnęło go już jednak w wieku nastolatka.
"Czy Keir Starmer jest zbyt nudny, aby być premierem?" – takie pytanie padło na łamach "The Spectator" w 2023 r. Jak się okazało – to misja specjalnie dla niego, a jednocześnie pretekst do pewnej transformacji.
– Do tej pory uchodził raczej za technokratę, a nie rasowego polityka. Nie jest też osobą z rozbudowanym doświadczeniem międzynarodowym – przekonuje dr Biskup. Z drugiej strony, po ostatniej wizycie w Waszyngtonie można powiedzieć, iż Starmer ma dobry kontakt z administracją Trumpa. A to może być na wagę złota.
– W jej oczach uwiarygodnił się też pierwszymi decyzjami finansowymi w Europie o przesunięciu wydatków z celów uznawanych przez administrację Trumpa za drugorzędne – pomocy rozwojowej – na cel pierwszorzędny, czyli obronę, pomimo najmocniejszych głosów sprzeciwu dochodzących z szeregów własnej partii Starmera. To tworzy z niego osobę o dosyć silnej pozycji w układzie, który się w tej chwili tworzy – tłumaczy ekspert z PISM.
Ten układ to formacja, która musi przejąć inicjatywę w sprawie Ukrainy. Po awanturze w Białym Domu z udziałem Wołodymyra Zełenskiego trzeba było gasić pożar. Starmer znowu pokazał się tu jako lider. Przyjął w Londynie prezydenta Ukrainy i pokazał, iż może liczyć na europejskie wsparcie.
Efektem rozmów było podpisanie umowy o pożyczce. Ukraina ma dostać 2,26 mld funtów na wsparcie obrony przed rosyjską agresją. To był mocny sygnał dla ludzi Trumpa po kłótni w Waszyngtonie z delegacją z Kijowa.
A jeszcze mocniejszym ruchem było zwołanie specjalnego szczytu z udziałem przywódców w Londynie. – Nie zaakceptujemy słabego porozumienia pokojowego i rozmów bez Ukrainy – dał do zrozumienia Starmer. W wywiadzie dla BBC powtarzał jeszcze, iż "nie ufa Putinowi", bo w przypadku nietrwałego pokoju "może wrócić, kiedy tylko dostanie na to szansę".
Aż trudno uwierzyć, iż biurokratyczny, mozolny styl działania Starmera miał irytować kiedyś choćby jego zwolenników. Rozjeżdża się to z jego działaniem ws. Ukrainy i stawianiem się w roli strażnika Europy.
Współpraca czy... wyścig o wpływy z Macronem?
Nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, chociaż Starmer między słowami sam o tym wspomniał w BBC. Jak zaznaczył, Wielka Brytania wraz z Francją i "być może z jednym lub dwoma innymi" państwami będą współpracować z Kijowem, żeby doprowadzić do zawieszenia broni.
A więc... kooperacja czy rywalizacja? – Myślę, iż jedno i drugie. Między politykami są oczywiste różnice, Macron w siódmym roku swojej prezydentury ma dużo większe doświadczenie i wyższy profil międzynarodowy. Natomiast ma dużo słabszą sytuację wewnętrzną. I na przykład nie jest w stanie przeforsować zmian w budżetowaniu obrony, co realizuje w tej chwili Starmer – przypomina dr Biskup.
Dlatego scenariusz z jednym zawodnikiem w grze jest de facto nierealny. Tym bardziej iż Macron już wyszedł z nowym pomysłem i chce ponownie lecieć do Waszyngtonu – razem ze Starmerem i Zełenskim. Celem byłoby rzecz jasna spotkanie z Trumpem i próba uratowania porozumienia.
– Każdy z nich chciałby być tą twarzą wysiłku zbrojeniowego Europy wobec Amerykanów. Ale prawda jest też taka, iż oni muszą współpracować. Nie ma w Europie państwa, które samodzielnie mogłoby taką rolę odegrać – podsumowuje dr Biskup.