Nikt by o nich nie wiedział, nikt by ich nie słyszał, nie zobaczył i o nich nie napisał. Dziś, obrośli w piórka i stanowiska, są głusi na apele mediów. Mediów, które domagają się tego, co im się należy: żeby nie były okradane z praw autorskich, żeby za wykorzystywanie ich utworów w internecie po prostu uczciwie płacić. Żeby nie było tak, iż na mediach zarabiają potężne big techy, takie jak Google czy Facebook, a te, które tworzą produkt i dostarczają go na rynek, dostają kości z pańskiego stołu.
Wielki protest polskich mediów – apel do polityków – pod hasłem „Politycy! Nie zabijajcie polskich mediów” rozlał się szeroko i trafił pod strzechy. 4 lipca w proteście wzięło udział ponad 350 polskich mediów. Dominacja globalnych gigantów technologicznych zagraża bowiem egzystencji średnich i małych mediów. Pamiętam hasło „Małe jest piękne”. Sprawdza się ono również na rynku medialnym, bo gwarantuje pluralizm treści, różnorodność przekazu, dotarcie do lokalnego odbiorcy i utrwala zasady demokracji. To z jednej strony, a z drugiej – globalne korporacje medialne wykorzystują bezpłatnie i bezkarnie treści publikowane w polskich mediach, zamieszczając przy nich reklamy, a zyski transferują za granicę. Polskie media oczekiwały od polityków wsparcia w walce z medialnymi gigantami o prawa do tantiem i rekompensat za pasożytowanie na ich treściach, ale tego wsparcia na ogół nie otrzymały.
W całym tym proteście chodzi o to, iż Sejm przyjął nowelizację ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych na rynku cyfrowym, ale nie wprowadził regulacji i poprawek (zgłoszonych przez Lewicę), które pozwalałyby polskim mediom skutecznie rozliczać się z platformami cyfrowymi. Dyrektywa unijna nakazuje, aby tzw. big techy dzieliły się przychodami z reklam z twórcami treści w wyniku negocjacji z mediami. Media chciałyby, aby państwo określiło zasady tych negocjacji. Krótko mówiąc, Google i Facebook – giganty, które korzystają z treści mediów – powinny za te treści płacić, a nie dowolnie przedłużać negocjacje. Polska przez wiele lat nie wdrożyła wspomnianej dyrektywy, a rząd zaproponował w ustawie, by media same dogadywały się z gigantami. Zdaniem wydawców zabrakło w niej organu odwoławczego (wg propozycji wydawców miałby to być Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów), a wiadomo, jaką pozycję przetargową może mieć dziennik lokalny wobec Facebooka. Będzie tak, jak chce wielki, a mały może… no właśnie, nic nie może. A w sumie chodzi przecież o podział ogromnych zysków. Charakterystyczne, iż akcję informacyjną polskich mediów 4 lipca blokował Facebook. Blokowane były posty i strony w mediach społecznościowych dotyczące tego protestu.
W tym tygodniu zmienioną ustawą zajmie się Senat. W sondzie na stronie TOK FM apel mediów poparło 70 procent użytkowników, ale zainteresowanie tematem było niewielkie. Na marginesie tego protestu życzyłbym sobie, aby wydawcy zainteresowali się w większym stopniu przyszłością dziennikarzy, którzy coraz częściej zastępowani są przez sztuczną inteligencję. SI układa strony, pisze zapowiedzi, artykuły i newsy oraz dobiera zdjęcia i w niektórych redakcjach powoli zaczyna wypierać „ludzkich” dziennikarzy. Czytelnicy słusznie uważają, iż newsy i artykuły pisane przez SI powinny być przynajmniej oznaczone jako twory sztucznej inteligencji, a najlepiej, gdyby ich w ogóle nie było. o ile dziś słusznie domagamy się respektowania praw autorskich przez big techy, to również powinniśmy domagać się przestrzegania praw dziennikarzy i zachowania ich stanowisk pracy, bo bez nich nie będzie ludzkich mediów!