W sierpniu 1916 roku dwóch młodych Australijczyków, Malcolm Alexander Neville i William Harley, wyruszyło z Adelaide do Europy na pokładzie transportowca HMAT Ballarat, by walczyć w pierwszej wojnie światowej. Wciąż jeszcze panowała atmosfera podekscytowania. Żołnierze śpiewali, żartowali, wpatrywali się w fale, nie wiedząc, co ich czeka. Gdzieś na wodach Wielkiej Zatoki Australijskiej wrzucili do morza zakorkowaną butelkę z wiadomościami. Malcolm napisał do matki w Wilkawatt: – Naprawdę dobrze się bawię. Jedzenie jest bardzo dobre, z wyjątkiem jednego posiłku, który wyrzuciliśmy do wody. List zakończył słowami: – Twój kochający syn. Gdzieś na morzu.
Neville był rolnikiem. Niski wzrost i słaby wzrok długo uniemożliwiały mu zaciąg do armii, ale nie ustąpił. Gdy wreszcie został przyjęty, przeszedł szkolenie i trafił na front. Zginął trzy dni po swoich 28. urodzinach, 11 kwietnia 1917 roku, podczas natarcia pod Bullecourt. Tego dnia australijscy żołnierze zaatakowali niemiecką linię Hindenburga bez osłony artylerii i czołgów, które nie dotarły na czas. Atak zakończył się masakrą – ponad 3 tysiące jeńców, rannych i ofiar, w tym Malcolm. Został pochowany we Francji, na cmentarzu London Cemetery and Extension w Longueval. Przez dekady nie pozostało po nim nic poza imieniem na liście poległych. Aż do teraz.
Po 109 latach, po silnych burzach, morze odsłoniło zakopany w piasku kawałek szkła. Podczas sprzątania plaży Debra Brown zauważyła zakorkowaną butelkę z czymś w środku. Nie sądziła, iż może to być list, iż trzyma w rękach wiadomość wyrwaną z dna czasu, kruchą jak pamięć, ale silną jak więzy krwi. Po ostrożnym wydobyciu zawartości, jej bliscy natrafili na kaligraficzny szept sprzed wieku. Papier był zadziwiająco dobrze zachowany. Debra rozpoczęła własne śledztwo i przez stronę Australijskiego Muzeum Wojennego odnalazła Herbiego Neville’a, krewnego Malcolma. – To jak podróż w czasie – powiedział, gdy usłyszał o znalezisku.
W tej samej butelce znajdował się drugi list, autorstwa Williama Harleya. On przeżył wojnę, choć wnuki nigdy go nie poznały. Jego wiadomość trafiła do wnuczki Michele Patterson, która przyznała, iż list ten to dla niej prawie jak rozmowa z dziadkiem. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym tygodniu 14-letni prawnuk Williama napisał do domu z obozu żeglarskiego. Dwa listy, od dwóch pokoleń, oddzielone stuleciem. Jeden zamknięty w butelce, drugi przyniesiony w kopercie. Oba wysłane z głębi serca, oba dotarły do domu.
Zainspirowane tym odkryciem rody żołnierzy zaczęły rekonstruować swoje familijne historie. Dzięki adresowi z listu Harleya udało się cofnąć aż do 1881 roku, gdy jego przodkowie przypłynęli do Australii. – To było jak odnalezienie tropu z mapy skarbów – komentowała Michele. Listy są kruche, dlatego realizowane są prace nad ich konserwacją i zabezpieczeniem. – Na zawsze będziemy wdzięczni rodzinie Brownów, bo oddali nam coś bezcennego – podsumowała. Bryce Abraham, kurator Australijskiego Muzeum Wojennego, potwierdza, iż wiadomości w butelkach są rzadkością: – Większość zatonęła lub się rozpadła. Te dwa pisma są cudem. I dziś są tam, gdzie być powinny – w rękach potomków.














