Młodsza od niego o sześć lat Marianna Budanowa jest funkcjonariuszką służb mundurowych – oficerem policji i wykładowczynią psychologii w Akademii MSW. Po rosyjskiej napaści na Ukrainę pozostała w Kijowie u boku męża. Dosłownie. – Od czasu rozpoczęcia wojny moje szczęście jest zawsze ze mną, bo moja żona mieszka ze mną w biurze. 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu – nie ukrywał w jednym z wywiadów sam Budanow. – Wieczorem 23 lutego mąż powiedział mi, iż rosyjska inwazja rozpocznie się o 5 rano. Spakowaliśmy się, pojechaliśmy do jego pracy i od tamtego czasu nie było nas w domu. Cały czas byliśmy i jesteśmy w Kijowie – potwierdzała żona.
Zatrucie metalami ciężkimi
We wtorek 28 listopada powołujące się na źródła w wywiadzie ukraińskie agencje informacyjne doniosły, iż kobieta zaczęła źle się czuć. Badania lekarskie wykazały zatrucie. I to bardzo specyficzne. – Doszło do zatrucia metalami ciężkimi – zdradził były szef ukraińskiego wywiadu zagranicznego i wojskowego Walerij Kondratiuk. – Podczas badań wykryto takie substancje, jak arsen i rtęć.
Czy to ona była prawdziwym celem? Media przypominają, iż na Budanowa próbowano dokonać zamachu co najmniej dziesięć razy, a teraz została zatruta nie tylko jego żona, ale też inni funkcjonariusze wywiadu. – Chodzi o osoby równie wysokiego szczebla – ujawnił Kondratiuk. – O szefów „pewnych odcinków” odpowiadających właśnie za operacje HUR związane z Rosją.
🔸#Ukraine🇺🇦 : Intelligence Chief's Wife, #Marianna #Budanova, Hospitalized after Being Allegedly Poisoned, #Kyiv, #Ukraine pic.twitter.com/v70hkRyc7W
— EagleTRAC (@7_brbrbr) November 30, 2023
Historia zatacza koło
Zabójcze w działaniu metale ciężkie też wchodzą do tego arsenału. To za ich pomocą usiłowano rozprawić się z najgroźniejszymi przeciwnikami Kremla – dwukrotnie z dziennikarzem i politykiem Władimirem Kara-Murzą (w 2015 i 2017 r.), a w 2020 r. – z Aleksiejem Nawalnym. Podobne „operacje” pamięta też Ukraina, gdzie już w 2004 r. próbowano otruć ubiegającego się o urząd prezydenta Wiktora Juszczenkę. Pamiątka po zamachu, którego pośrednie ślady również miały prowadzić do Moskwy, pozostała widoczna na twarzy polityka, oszpeconego wskutek uszkodzenia przez dioksyny narządów wewnętrznych.
Inna sprawa, iż dziś w Ukrainie nie mogą czuć się bezpiecznie także rosyjscy najeźdźcy, którzy regularnie padają ofiarą zamachów. W tym również… otruć. Tyle iż organizowanych niejako oddolnie. Już na początku wojny przechwycono rozmowę telefoniczną jednego z rosyjskich żołnierzy, skarżącego się na wrogość miejscowej ludności. A konkretnie na jedną z babć, która nakarmiła „wyzwolicieli” pasztecikami nafaszerowanymi trucizną. W rezultacie ośmiu z nich wróciło do domu w cynkowych trumnach. Tydzień temu podobne wieści napłynęły z Melitopola, gdzie trutki na szczury dodano do jedzenia i alkoholu zamówionego przez okupantów w restauracji. Efekt: trzech zmarłych, jeden – w stanie ciężkim.
Część akcji nie dochodzi przy tym do skutku – miesiąc temu rosyjskie media doniosły, iż życie może choćby 77 lotników, którzy świętowali 20-lecie ukończenia uczelni wojskowej w Armawirze, uratowała tylko ich własna czujność. Dosłownie chwilę przed rozpoczęciem imprezy stwierdzili, iż dostarczonego im na imprezę tortu i skrzynki whisky… nikt nie zamawiał. „Kurierem” okazał się mieszkaniec okupowanego Mariupola, który do tego, iż w alkoholu i jedzeniu była trucizna, miał się przyznać po zatrzymaniu przez FSB.